A więc jednak. Mimo protestów wyborców Prawa i Sprawiedliwości nowym premierem został Mateusz Morawiecki. Zastąpił na tym stanowisku Beatę Szydło. Jedni liczą na poprawę polityki rządu, inni wzruszają ramionami, jednak wszyscy zadają sobie to samo pytanie: Po co w ogóle doszło do zmiany Prezesa Rady Ministrów? Sam osobiście jestem dość mocno zaskoczony tą informacją. Oczywiste jest to, że Beata Szydło cieszyła się niezwykle wysokim poparciem wśród elektoratu PiS. Nie słyszałem, ani tym bardziej nie pamiętam żadnego premiera po 1989 roku, który mógł liczyć na takie poparcie. Dlaczego zatem po dwóch latach zmieniono Panią Premier i to jeszcze po odrzuceniu wotum nieufności dla niej? Po co były te wszystkie bajki, że Beaty Szydło nie tkniemy? Czy chodzi o to, że taki model szefa rządu się nie sprawdził? Odpowiedzi na te pytania postaram się zawrzeć w niniejszej notce.
Pierwsza myśl, jaka mi się nasuwa, to chęć ze strony PiS ocieplenia relacji z Unią Europejską. W tej kwestii premier Morawiecki może się okazać człowiekiem bardziej zręcznym, pewnym siebie, co może wynikać z jego bardzo wysokiej znajomość angielskiego i zdolności do tworzenia dobrych relacji biznesowych. Może być kimś w rodzaju mediatora, człowiekiem kierującym się perswazją i stoickim spokojem, co przynajmniej trochę powinno ostudzić waśnie między Polską a unijnymi liderami. Możliwe, że właśnie dlatego Jarosław Kaczyński postawił na Morawieckiego, bo tylko taka osoba może prowadzić w pełni merytoryczny dialog z UE. W tej kwestii za jego znaczący atut można zapewne uznać bycie członkiem Rady Gospodarczej za czasów Donalda Tuska oraz pracę i doświadczenie, które zebrał jako prezes Banku Zachodniego WBK. Na związki Morawieckiego z Tuskiem tym bardziej należy zwrócić uwagę Może to świadczyć o tym, że prezes Kaczyński mimo wszystko jednak myśli racjonalnie i tak naprawdę nie kieruje się zawiścią i wrogością. Jednak czy to wystarczy, by krytyka z Zachodu złagodniała? Myślę, że do niektórych ludzi powinien dotrzeć, natomiast nie mam wątpliwości, że zacietrzewieni eurokraci pokroju Guy Verhofstadta będą stanowić dla nowego premiera duże wyzwanie.
Nie zamierzam jednak tu za bardzo słodzić Panu Morawieckiemu, bo podobne problemy mogą go spotkać w kontaktach z wyborcami PiS. Nie chcę tu nikogo obrażać, ale uważam, że spora ich część może go po prostu nie rozumieć. To bankowiec, rekin w świecie finansjery, ktoś obcy dla mieszkańców małych miasteczek i wsi, a to właśnie tam PiS ma bardzo duże poparcie. Nie dziwi mnie zatem, że elektorat nie za bardzo mu ufa i wolałby swojską Panią Beatę. Dla Pana Premiera ważnym zadaniem jest zmienić to podejście wyborców, jeśli chce, by społeczeństwo się z nim liczyło. W relacjach z Europą musi on przyjmować rolę technokraty, człowieka oblatanego w świecie biznesu, a w relacjach ze zwykłymi Polakami rolę prostego człowieka, rozumiejącego ludzkie problemy.
Mateusz Morawiecki przeszedł już przez prezesurę banku i zarządzanie polską gospodarką. I choć nie rozwiązał problemów takich jak wysoki deficyt budżetowy czy niski poziom inwestycji, istnieje płomyk nadziei, że sprawdzi się w prawdziwej polityce. Tu już nie ma tylko kolorowych prezentacji, tu już jest wielka odpowiedzialność za państwo. Jestem w stanie dać nowemu premierowi kredyt zaufania, ale żądam przede wszystkim czynów, a nie tylko miłych słów. Mam nadzieję, że Pan Morawiecki zda ten egzamin.
Absolwent Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie. Członek Stowarzyszenia Koliber. Obserwator świata polityki i mediów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka