Ostatni krwawy zamach w Barcelonie wzbudził ogromne emocje wśród społeczeństwa i rzecz jasna mediów. To kolejny zamach, który uderza w bezpieczeństwo i cywilizację europejską. Tych wszystkich szokujących wydarzeń można by było uniknąć, gdyby oczywiście nie nieodpowiedzialna polityka imigracyjna Unii Europejskiej, która po raz kolejny udowadnia, że jest kolosem na glinianych nogach. Natomiast czołowe osobowości III RP – głównie liderzy opozycji i zaprzyjaźnieni z nimi dziennikarze – najwyraźniej udają, że wielkiego problemu nie ma. TVN już zdążyło uspokoić naród, że to nie był zamachowiec, a... furgonetka. To jednak nie jest najważniejszy problem. Problem (i to poważny) mają przywódcy zachodnich państw europejskich.
Owi przywódcy jedyne co robią od dłuższego czasu to bezradnie rozkładają ręce i opowiadają ckliwe frazesy o „solidarności” i „współczuciu”. Oczywiście, przyzwoitemu człowiekowi wypada solidaryzować się z ofiarami zamachów, a temu wierzącemu także modlić się za dusze niewinnych ludzi. Jednak pierwszoplanowym politykom europejskim wypada podjąć przede wszystkim realne działania w celu ochrony nie tylko ich państw, ale także całej Europy. REALNE, bo samo mówienie o wzmocnieniu bezpieczeństwa to tylko mówienie. Cóż, najwyraźniej poprawność polityczna i niewłaściwie rozumienie pojęcia „otwartość” odebrały niektórym zdrowy rozsądek. Można pokusić się o stwierdzenie, że to jest wręcz współczesna religia UE, bo na wartościach chrześcijańskich, które kształtowały Europę od wieków, chyba już nikt z europejskiej górnej półki się nie opiera.
Znając poziom bogactwa i możliwości krajów grających pierwsze skrzypce w UE, wiadomo, że stać ich na co najmniej zamknięcie granic. Jednak brak spójności kulturowej, a także niewielkie poczucie tożsamości narodowej, powoduje, że te z pozoru silne państwa nie mają tak naprawdę żadnej motywacji i odwagi, by stawić czoła islamskiemu fundamentalizmowi. To prosta droga do upadku Europy, bo przecież radykalny islam jeńców nie bierze.
Podobna postawa charakteryzuje wspomniany wyżej obóz III RP. Ludzie z tego obozu od lat cechują się lekceważącym stosunkiem do patriotyzmu, wiary i szacunkiem dla własnego narodu. Wiele ugrupowań politycznych z tego kręgu wyróżnia wręcz rażąca „uniofilia”. Wybrzmiewa ona mniej więcej tak: „Mamy bezkrytycznie mówić to, co nam każe Bruksela i nie może być tak, że chcecie coś zmieniać. Ma być tak jak mówi Unia. I koniec”. To jest bardzo niebezpieczna narracja. Można się cieszyć, że rząd PiS od tej narracji odchodzi i prowadzi twardą, suwerenną politykę migracyjną, ale to w sumie jedna z niewielu dobrych rzeczy, które mogę o nim powiedzieć.
Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego ta „biedna” Polska wciąż nie może się zbliżyć do tego „bogatego” Zachodu. Ja powiem tak: wolę, żeby Polska była biedniejsza od takich krajów jak Francja, Niemcy czy Wielka Brytania, ale potrafiła bronić swoich wartości i dorobku cywilizacyjnego, a nie tak jak te kraje sprzedawać te wartości na rzecz fałszywej „tolerancji” i poprawności politycznej.
Absolwent Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie. Członek Stowarzyszenia Koliber. Obserwator świata polityki i mediów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka