Michał Gadziński Michał Gadziński
399
BLOG

Obrona monarchii - takiej jaka jest

Michał Gadziński Michał Gadziński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 W ostatnim dniu pontyfikatu Benedykta XVI Pan Profesor Adam Wielomski odwołał się na swym facebookowym profilu do poglądów legitymistycznych głoszących, że król nie może abdykować i zadał pytanie, czy w związku z tym abdykować może papież? W swym komentarzu stwierdziłem, że istota takiego poglądu wynika z przenoszenia przez legitymistów zasad dziedziczenia tronu Francji (gdzie monarcha rzeczywiście nie może zrzec się swej godności) na inne monarchie, z czego wynika m.in. (dość niepochlebnie przeze mnie określone) „nieuznawanie” monarchów brytyjskich po „The Glorious Revolution”.


Przykład brytyjski jest mi szczególnie bliski, jako że swego czasu na kanwie luźnej wypowiedzi posła Jacka Żalka, sugerującego, że Bronisław Komorowski mógłby zostać królem Polski, napisałem nieco żartobliwy w tonie tekst popierający taką ideę i sugerujący, że monarchia na wzór brytyjski i być może konserwatyzm na wzór brytyjski (z całą świadomością tego, że legalizujący homomałżeństwa premier Cameron z oczywistych względów nie jest czempionem portalu konserwatyzm.pl) są jedynym modelem monarchii i konserwatyzmu możliwymi do urzeczywistnienia w dzisiejszym świecie.
Czy legitymizm brytyjski czyli jakobityzm jest dziecinadą? Nie, jeżeli ktoś głosi jego idee z powodu tego, że rzeczywiście je wyznaje i głosi je dla zasady. Nie musi nią być także głoszony dla intelektualnej prowokacji. Ale trudno inaczej traktować zgłaszany na poważnie postulat, by zastąpić dzisiaj Windsorów będącymi jakoby prawowitymi dziedzicami Stuartów Wittelsbachami. Zawsze mnie zresztą zastanawiało, czy członkowie bawarskiej dynastii w ogóle zdają sobie sprawę z tego, że są „prawowitymi królami Anglii” i czy zgłaszali jakieś pretensje do tronu?


Nie ulega wątpliwości, że epopeja jakobicka jest bardzo romantyczna i po prostu piękna. Sam u progu swego zainteresowania monarchizmem uległem jej czarowi. Pamiętam z jaką ekscytacją odnajdowałem wzmianki o nieznanych mi dotąd wypadkach historycznych na kartach dzieł literackich, choćby „Porwanego za młodu”.


Czy jednak sentyment może uzasadnić twierdzenie, jakoby od 1688 roku tron w Londynie okupowany był przez uzurpatorów? Niektórzy zgłaszają argument, że Stuartowie dążyli do rekatolicyzacji Anglii, zaś dynastia hanowerska umocniła supremację protestantyzmu. Zapominają jednak dodać przy tym, że władza „hanowerczyków” została bardzo szybko uznana przez Stolicę Apostolską. Tymczasem to właśnie opinia papieża wysuwana jest jako argument na rzecz np. odsunięcia od władzy Merowingów na rzecz Karolingów. Jak widać czynnik konfesyjny nie odgrywa tutaj większego znaczenia. W historii bardzo często bywało tak, że jedna dynastia zastępowała inną na tronie. Bardzo często następowało to wskutek przewrotu bądź wręcz rewolucji. Ustalenie zatem kto dzierży władzę „prawowicie”, a kto „nieprawowicie” jest praktycznie niemożliwe. Najprościej uznać zatem że władza uprawomocnia się (lub nie!) z biegiem czasu. Być może ktoś zarzuci mi relatywizm, przekonanie że historię piszą zwycięzcy. Niestety, ale badanie dziejów do takiej właśnie konstatacji prowadzi. Nie przeczę, że Jakub II był władcą prawowitym i słuszność stała po stronie tych, którzy bronili praw jego i jego bezpośrednich następców. Należy im się, tym rycerzom przegranej sprawy, cześć. Ale władza nowej dynastii z biegiem czasu uprawomocniła się. Do takiej konstatacji dojść musiał zresztą Henryk Benedykt, zrzekając się praw do tronu na rzecz przyszłego Jerzego IV (a samemu będąc osobą duchowną i bezpotomną). Można oczywiście dyskutować, czy zrzeczenie się praw sukcesji w imieniu de facto całej dynastii, a nie swoim własnym było dopuszczalne, ale moim zdaniem co najmniej od tego momentu prawowitość dynastii Hanowerskiej nie budzi najmniejszych wątpliwości.


Zdaję sobie sprawę, że jestem nieobiektywny. Przemawia przeze mnie kulturowy anglofil oraz sympatyk i fascynat obecnej monarchii brytyjskiej. Ale powiedzmy sobie szczerze – w naszym kręgu kulturowym najbardziej konserwatywnymi instytucjami są papiestwo i właśnie monarchia brytyjska. Ta druga - w realnie istniejącym kształcie. Może nie jest ona ideałem monarchii, ale w dzisiejszym świecie stanowi ona pewien piękny relikt dawnych czasów – choć zdaję sobie sprawę, że w dużym stopniu wynika to z punktu odniesienia, jakim jest dzisiejszy świat. Ale stwierdzenie, że od przeszło trzech wieków na Wyspach Brytyjskich panują uzurpatorzy prowadzi do unieważnienia wszystkiego, co od tego czasu na Wyspach i w Imperium miało miejsce i uznania tego za niebyt (czy bardziej filozoficznie: nie-Byt). Przecież to istny absurd! Powiedzieć, że Elżbieta II nie jest królową angielską to jak powiedzieć, że Benedykt XVI nie był prawowitym papieżem. Owszem, niektórzy głoszą i taki pogląd – choć nie jest on dominujący i np. mnie delikatnie mówiąc nie przekonuje. Ażeby dojść do konsensusu z legitymistami podsumujmy, że Elżbieta jest królową Zjednoczonego/Królestwa a nie „prawowitą królową Anglii, Szkocji i Irlandii” i wszyscy będą chyba zadowoleni.


Wielu katolickich konserwatystów pogardza współczesnymi europejskimi monarchiami jako protestanckimi (jest swoistym fenomenem, że monarchia najliczniej przetrwała właśnie w państwach protestanckich), parlamentarnymi i demoliberalnymi. Nie ukrywam, że pogardę tę uważam za wysoce niemądrą. Nawet takie monarchie wyraźnie pokazują swą wyższość nad republikami. Przede wszystkim jednoczą lud. Wbrew pozorom to nie wybierana przez lud głowa państwa, ale dziedziczny monarcha jest bliżej tego ludu. W republice głowę państwa się wybiera, ale można ją też zwalczać czy znieważać, czasem nawet ona sama daje ku temu powody. W ustroju monarchicznym natomiast głowa państwa jednoczy wszystkich mieszkańców niezależnie od ich poglądów – widzieliśmy to w Wielkiej Brytanii podczas Diamentowego Jubileuszu, widzieliśmy też w Niderlandach po abdykacji królowej Beatrycze w entuzjazmie wiwatujących na cześć następcy tronu ludzi. Osoba króla lub królowej przyczynia się do poczucia większej dumy narodowej podczas uroczystości państwowych czy imprez sportowych. Bieżące problemy nie umniejszają splendoru monarchii. O brak pracy i perspektyw życiowych, upadek gospodarki oraz państwowych instytucji oskarżać można „łotrów z rządu” – królowa jest ponad tym. Jeszcze raz dobitnie podkreślam, że taka „kulawa” monarchia jest znacznie lepsza od republiki.
Konstytucja Trzeciego Maja szła wyraźnie w stronę monarchii konstytucyjnej na wzór zachodnioeuropejski. Smutno mi się robi na myśl, że gdyby nie tragedia rozbiorów to i ja mógłbym machać chorągiewką i wiwatować „Niech żyje król!”. Zazdroszczę tym Europejczykom, którzy żyją w królestwach. Bo lepsza monarchia taka jaka jest od takiej, której nie ma i nie będzie.

 

Polemika prof. Jacka Bartyzela: www.konserwatyzm.pl/artykul/9588/to-co-najwazniejsze-legitymizm-wiary-nie-krolewskie-swiecide

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura