Jak się dowiadujemy, odbył się dziś kolejny proces w sprawie wypadku, w jakim uczestniczył pan Jarosław Wałęsa, europoseł Platformy Obywatelskiej. W sprawie oskarżony jest kierowca samochodu, w który polityk uderzył swoim motocyklem. Sprawa jest niejednoznaczna, bo kierujący toyotą włączając się do ruchu powinien ustąpić pierwszeństwa przejazu, z drugiej strony europoseł zamiast 90 km/h miał wg biegłych 115, czyli niemal o 40% przekroczył dozwoloną prędkość. To sporo, zwłaszcza biorąc pod uwagę generalnie słabszą widoczność na drodze motocykli w porównaniu z autami, w dodatku z praktyki wiadomo, że w sprawach z udziałem osób publicznych biegli lubią nieco im sprzyjać, a więc i ta prędkość nie jest pewna.
Dość, że kierowcy samochodu grozi 8 lat więzienia. Na dodatek Wałęsa domaga się od niego 100 000 zł odszkodowania. Zacząłem się zastanawiać, po co mu te pieniądze. Jechał za szybko, w robocie dostaje razem z dietami i dodatkami na biuro ze 100 000 miesięcznie, a oskarżonego z rodziną mogłoby to zrujnować, zwłaszcza przy wyroku bezwzględnego pozbawienia wolności.
W pierwszej chwili pomyślałem, że chce choć w części pokryć koszty akcji ratunkowej i leczenia, ale to miał przecież za darmo. Więc na co to wyda? I wymyśliłem. Otóż równo 20 lat temu brat pana posła, Sławomir, potrącił idącą chodnikiem kobietę, zwykłą starszą nauczycielkę z Gdańska. W efekcie została inwalidką II grupy, bez szans na powrót do pracy. Nigdy nie doczekała się odszkodowania od sprawcy, jedynie z polisy OC; państwo przyznało jej też niewielką rentę. Pewnie dlatego Jarosław Wałęsa zabiega teraz o tę dodatkową kasę; żeby spłacić dług honorowy brata. Wszak jest chyba człowiekiem przyzwoitym ...
Jestem człowiekiem w średnim wieku, mieszkam w średnim mieście, jeżdżę średnim samochodem i średnio się we wszystkim orientuję.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości