Jest rok 1947. Europa jeszcze nie ochłonęła po niemieckim koszmarze wojny. Dopiero co powieszono skazanych w Norymberdze, duża część kontynentu pokryta wciąż była ruinami zbombardowanych miast. W tym czasie przebywający w brytyjskiej niewoli feldmarszałek Erich von Manstein, jeden z najlepszych taktyków w historii, planował kształt przyszłej Europy:
„snuł rozważania o zjednoczeniu Europy, o pilnej konieczności zbliżenia między Niemcami i Francją, a prędzej czy później także Rosją. (…) pisał, że ‘my, Europejczycy [nie Niemcy – Europejczycy – przyp. mój] musimy znaleźć nową formę demokracji. Na niwie polityki zagranicznej można tego dokonać jedynie poprzez zespolenie [państw narodowych] w większe całości (…). Pierwszym niezbędnym krokiem będzie unia Niemiec, Francji i Beneluksu pod patronatem Anglii. Gdyby udało się tego dokonać, wówczas przyłączyłyby się kraje północnoeuropejskie, a następnie śródziemnomorskie’”.
I w innym miejscu:
‘Miejsce Niemiec jest w granicach „Zjednoczonej Europy”. Mogą je one zając tylko pod warunkiem, że będą traktowany jak równy i wolny partner i że ich jedność i samodzielność zostanie uznana tak jak w przypadku innych państw. Ostateczne pojednanie między Francją a Niemcami stanowi zasadniczy warunek „Zjednoczonej Europy”. Oba kraje muszą w tym celu oddzielić przeszłość kreską, zdobyć się na ofiarę zapomnienia i odwagę zaufania. Niemcy są do tego gotowe. Przystępując do „Zjednoczonej Europy”, Niemcy muszą ponadto zabiegać o przyjazne stosunki ze Wschodem. To właśnie zadaniem Niemiec będzie zbudowanie mostu między Wschodem i Zachodem.’
(cyt. za: M. Melvin Manstein)
Trzeba przyznać, że feldmarszałek wiedział, co mówi. Osobiście budował most między wschodem i zachodem, podbijając Francję, a następnie dużą część Rosji. Teraz most ten jest budowany m.in. przez przedsięwzięcie zwane bałtycką rurą (Nord Stream), słusznie określone nie tak dawno temu przez Radka Sikorskiego jako nowy pakt Ribbentrop-Mołotow.
Niemcy są narodem, który zawsze planuje co najmniej 50 lat do przodu. Wierząc w zjednoczenie, stolicą obwołali mniej nieznane Bonn, niebędące dokładnie niczego symbolem. O ileż łatwiej było przenieść stolicę z Bonn do Berlina niż choćby z pobliskiej Kolonii czy Akwizgranu. Wspomniana jedność stała się faktem niewiele ponad 40 lat później, pojednanie z Zachodem jeszcze wcześniej. Konsekwentna zaś polityka Putina i Schroedera, a potem Merkel (która na pewno nie została kanclerzem przez przypadek) doprowadziły do pojednania również ze Wschodem.
Manstein nie odsiedział swojego wyroku do końca. Został zwolniony m.in. dzięki interwencjom Konrada Adenauera, „Ojca Europy”, właśnie takiej Europy.
Jestem człowiekiem w średnim wieku, mieszkam w średnim mieście, jeżdżę średnim samochodem i średnio się we wszystkim orientuję.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości