Fragment omówienia.
>Do 1989 roku gospodarka nie była rynkowa, była hiper nadregulowana. Co oznacza tyle, że płace i ceny były ustalane centralnie. Płaca nie miała związku z ilością pracy, nawet w wymiarze fizycznym, w kilowatogodzinach. Nie miała też płaca związku z wartością wytworzonego przez pracownika produktu, bez względu na to, czy był to przedmiot materialny, usługa lub wytwór intelektualny. Cena towaru nie informowała o potrzebnych do jego wytworzenia nakładach pracy, inwencji, materiałach albo innych kosztach, nie informowała o jego wartości rynkowej, ani też o żadnej innej wartości.
Przedsiębiorstwa nie były przedsiębiorstwami, ale zakładami pracy produkującymi na dziwne zamówienie, zwane Centralnym Planem Społeczno-Gospodarczym, jakąś ilość produktu, bez względu na jego parametry użytkowe, właściwości techniczne, koszty. Wyroby polskiego przemysłu de facto nie były sprzedawane, ale były przedmiotem dostawy w celu zaopatrzenia innych „zakładów pracy”, zgodnie z centralnym rozdzielnikiem. Oczywiście w celu zaopatrzenia w materiały i środki potrzebne do wykonania Planu. Używając absurdalnego, ale wziętego w tamtejszej rzeczywistości przykładu:
- Tona wydobytego w kopalni węgla mogła mieć cenę ustaloną państwowym cennikiem np. na 1100 zł, mimo że do wyprodukowania tej tony węgla kopalnia musiała zużyć energię elektryczną o cenie 1300 zł, nie licząc naturalnie wszelkich innych kosztów. Kopalnia otrzymywała wtedy centralny przydział na taką ilość energii elektrycznej i … przydział na taką ilość pieniędzy, aby wystarczyły na zapłacenie za tę energię i wszystkie pozostałe koszty wydobycia tego węgla.
Była to gospodarka budżetowa, gdzie każdy „zakład pracy” otrzymywał taką ilość środków, które zostały przydzielone do zrealizowania zadań planowych. Ilość produktu ustalona była w tym Planie, niekiedy zupełnie absurdalnymi wskaźnikami, np. wagą czyli „tonażem” całkowitej planowanej produkcji. Było to trochę logiczne, gdy chodziło o mąkę, cukier albo węgiel, było zupełnym absurdem, gdy dotyczyło to tokarek, pomp, albo innych maszyn. Oczywiście w takich warunkach Państwowa Fabryka Pomp w Toruniu produkowała pompy o wadze 600 kilogramów.
Zachodni odpowiednik takich pomp ważył 2 kilogramy (np. firmy Danfoss). Polskiej fabryce „nie opłacało się” produkowanie lżejszych pomp, bo zamawiający oczekiwał, aby produkt był możliwie najcięższy.
Jakość, konkurencyjność, zaawansowanie techniczne produktu było zupełnie bez znaczenia, również ze względu na tak formułowane potrzeby „rynku”. Każda ilość produktów, była przez zamawiającego odebrana i centralnie przydzielona ostatecznym odbiorcom. Towaru się nie kupowało, towar się odbierało z rozdzielnika, na podstawie przydziału, zgodnego z planem społeczno-gospodarczym.
Przytoczyłem ten niewiarygodny już dzisiaj opis, aby uzmysłowić, że wtedy wszystkie składniki majątkowe narodowego (państwowego) opatrzone były jakąś CENĄ, formalnie równą „wartości księgowej” tego składnika, ale cena ta nie zawierała żadnej informacji, ani o ewentualnym koszcie wytworzenia, ani o jego wartości użytkowej, nie mówiąc już o wartości rynkowej. Uczeni tamtych czasów, próbowali określić jakąś porównywalną jednostkę pomiarową do określenia, choć teoretycznej, wartości czegokolwiek.
Np. w formie „nakładu pracy społecznie niezbędnej”, albo precyzyjniej, ilości energii zużytej do wytworzenia czegoś w „rachunku ciągnionym”.
Szukano pomiaru wartości towaru POZA PIENIĄDZEM.
Polska złotówka nie była pieniądzem, była biletem Narodowego Banku Polskiego. A jeśli już mierzyć wartość składnika polskiego majątku narodowego w kilowatogodzinach energii, to jak przedstawiała się ta wartość na przykładzie sześćsetkilogramowej pompy z Torunia, która mogła być zastąpiona dwukilogramową pompką od Danfossa?
Pompa okazywała się, lekko licząc, trzysta razy „droższa”, choć nikt jej nie chciał kupić, jeśli miał wybór. Chyba, że musiał ją odebrać z „przydziału”!
Musiał ją odebrać i musiał być szczęśliwy, że ją w ogóle ma.
Często jeszcze, musiał jakiemuś urzędnikowi wręczyć dobry koniaczek, jego sekretarce kwiatek, aby ta pompa dotarła gdzie trzeba.
Nie na prywatne podwórko odbiorcy.
Wcale nie.
Koniaczek wręczał pracownik państwowej firmy, której akurat ta pompa była potrzebna do wykonania planu, np. zrealizowania planowanej inwestycji państwowej!
W ten sposób system gospodarki socjalistycznej sam z siebie rujnował każdą formułę określenia wartości czegokolwiek w państwowej gospodarce narodowej.
Produkty przemysłu, wprost z „definicji” systemu, były zbyt pracochłonne, materiałochłonne, energochłonne, niefunkcjonalne, nieładne, niskiej jakości i trwałości, a więc zupełnie niekonkurencyjne…
W ten sposób system nakazowo-rozdzielczej wprost ze swojej definicji wywoływał marnotrawstwo, absurdy gospodarcze, pragmatyczne nonsensy. Cała para w gwizdek!
Gospodarka socjalistyczna PRL była gospodarką niepieniężną! Nie istniała wolna wymiana towarowa, ani tym bardziej rynkowa, bo wszystko było przydzielane z rozdzielnika. Cytryny na Święta, tokarki, cegły, gwoździe, lokomotywy, deski i papier toaletowy. Masło, ryby, chleb, ser, też. Czy były one formalnie na kartki, asygnaty, czy nie – bez znaczenia – zawsze były na przydział, z rozdzielnika. System kartkowy tylko „porządkował” pseudorynek, przenosząc formalizm przydziału z handlowca na ostatecznego odbiorcę. Handlowiec i tak otrzymywał przydział towaru z rozdzielnika, bez względu na to, czy później wystarczyło tego towaru na kartki czy nie.
Nie było handlu, była dystrybucja towarów i usług. Kalkulacja ekonomiczna, a w szczególności finansowa była iluzją, bo:Planowanie centralne nie było finansowe ani ekonomiczne, tylko wskaźnikowe. Państwowy Plan Społeczno-Gospodarczy ustalał wskaźniki, które miały być zrealizowane ilościowo w planowanym terminie, w całej gospodarce, a planowane wyroby miały być rozdzielone przez ustalonych planem dostawców, planowanym odbiorcom. Inna nazwą tej „ekonomii socjalistycznej” jest „gospodarka nakazowo-rozdzielcza”.
Przedsiębiorstwo produkujące nie sprzedawało swoich wyrobów, było to nawet prawem zakazane. Producent dostarczał wyroby do państwowej instytucji (de nomine: Centrali Handlowej), która dystrybuowała dostarczone jej dobra, realizowała dostawy, zgodnie z rozdzielnikiem. Dotyczyło to także dostaw eksportowych i importowych, czyniły to Centrale Handlu Zagranicznego, np. Metalexport, Uniwersal i podobne.
Ceny osiągane w kontraktach eksportowych mogłyby ewentualnie posłużyć do analizy porównawczej np. siły nabywczej polskiej złotówki (nie pieniądza) do walut (USD, GBP, CHF,…), gdyby te ceny (FOB, CIF,…) miały coś wspólnego z cenami Ex Work, a te z kolei coś wspólnego z kosztami wytworzenia, zyskiem itp.
Ilość walut otrzymanych w wyniku eksportu była wskaźnikiem planowanym w Planie Centralnym, który musiał być osiągnięty, bo „cenne dewizy” w zaplanowanej ilości były niezbędne do obsługi zobowiązań międzynarodowych Państwa oraz zakupu komponentów niezbędnych do realizacji planu dostaw i zaopatrzenia wewnętrznego. Taki bełkot był nie tylko oficjalnym językiem, był obowiązującą praktyką.
Np. zboże, blacha karoseryjna, czy cytryny na Święta Bożego Narodzenia, wyjazdy sportowców na Olimpiady, utrzymanie personelu dyplomatycznego, szpiegów itp. Produkty eksportowane nie były standardowymi produktami przemysłu czy gospodarki Polskiej. Były odrębnie planowane, jako wydzielona produkcja eksportowa. Ceny eksportowe nie miały wiele wspólnego z rachunkiem kosztów.
Były to ceny podobne do wolnorynkowych cen światowych - przy eksporcie „na zachód”, na ogół jednak nieporównywalne z cenami analogicznych wyrobów krajowych, albo były to zupełnie inne ceny dostaw dla odbiorców w innych krajach RWPG (Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej), czyli przy eksporcie do strefy rublowej. W RWPG obowiązywały na ogół państwowe umowy długoterminowe, po cenach stałych lub co najwyżej indeksowanych, zgodne z planami dostaw. Rozliczenia tej wymiany towarowej prowadzone były w rublach transferowych, które były wirtualną walutą rozrachunkową.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rubel_transferowy Rubel transferowy, to waluta rozliczeniowa stosowana w latach 1964-1991 do wzajemnych rozrachunków pomiędzy państwami - członkami RWPG. Rubel transferowy był niewymienialny i nie występował w formie fizycznej. Początkowo jego kurs do USD był stały (przez 5 lat), a następnie wprowadzono zasadę ustalania corocznego kursu rubla w stosunku do USD. Niewymienialność rubla transferowego eliminowała porównywalność cen i innych parametrów eksportu i importu, nawet z podobnym asortymentowo handlem zagranicznym w strefie rublowej, mimo ustalenia rzekomego „kursu” rubla transferowego do dolara amerykańskiego. Efektywnie ceny, uzyskane w strefie rublowej były nieporównywalne ani pomiędzy sobą, ani z cenami dewizowymi, nawet po zastosowaniu „kursu” rubla transferowego, jako współczynnika porównawczego.
Rubel transferowy był z definicji niewymienialny, a baza cen i system ich stanowienia w strefie rublowej był radykalnie różny od praktyki gospodarki rynkowej, był typową realizacją gospodarki nakazowo-rozdzielczej w skali dominium radzieckiego, czy raczej pandemonium gospodarki sowieckiej, w obszarze całego RWPG.
Komentarz:
Jestem przekonany, że bardziej racjonalnym rozwiązaniem byłoby wtedy wprowadzenie w RWPG zwyczaju sprzedawania za darmo.
Przynajmniej byłoby jasne, że mamy do czynienia z wymianą towarową, czyli tendencyjnym handlem kompensacyjnym, albo niesprawiedliwym barterem.
Szacowany w latach osiemdziesiątych współczynnik niesprawiedliwości tego barteru wynosił ok. 20% (my Wam dajemy 100%, Wy nam 20% i jesteśmy kwita). Współczynnik ten szacowany był tylko w kategoriach ilościowych.
Słynny był żart amatorskich analityków z „Solidarności” liczących wagony przekraczające granicę polsko-sowiecką:
- Dlaczego wszystkie wagony przekraczające granicę w obie strony, są pełne?
- Bo puste, też pozostają po tamtej stronie!
Współczynnik ten, przeliczony staranniej, w bardziej jakościowych kategoriach ekonomicznych, być może zbliżyłby się nawet do 2%. Ilościowo patrząc na to zjawisko:
- towary dostarczane z Polski były wyraźnie widoczne na sowieckim rynku i miały rozpoznawalną markę, niekiedy ich ilość, w niektórych asortymentach, wystarczała do „zaopatrzenia” całego rynku sowieckiego.
Trzeba tu zauważyć różnicę w rozmiarach obu rynków:
Związek Radziecki, to ok. 210 milionów mieszkańców, Polska wtedy to nie więcej niż 37 milionów. No i ta przestrzeń!
Dzisiaj widać to chyba jedynie w scenografii starych radzieckich filmów. Polskie konserwy mięsne i rybne, „wody kwiatowe”, kremy w łazience, żyletki, tekstylia, koszule, ręczniki, garnitury, czekolady i kryształy na stole, meble i telefony. W Polsce odwrotnie. Towary radzieckie były mało widocznym uzupełnieniem braków w polskim „zaopatrzeniu”. Choć trzeba przyznać, że wyroby radzieckie w Polsce, także miały ustaloną markę:
- Chcesz zobaczyć wybuch?
- To kup radziecki kolorowy telewizor „Rubin”.
Wyjaśnienie dla młodszych czytelników, telewizory te miały zwyczaj czasem wybuchać bez powodu, ale za to były znacznie cięższe od ich polskiego odpowiednika marki „Jowisz”, który ponadto był łatwiejszy w obsłudze i nie psuł się tak często.
To jest poważna glosa do oszacowania wartości polskiego pieniądza w chwili reformy Balcerowicza, oraz oszacowania zapotrzebowania na pieniądz niezbędny polskiej gospodarce, czyli wielkości emisji NBP.
Oceny ex post prowadzą do wniosku, że zasada polsko-sowieckiego barteru była mniej więcej taka:
Polska dostarczała sowietom bardzo dużo wysokiej jakości węgla (węgiel koksujący, antracyt, węgiel energetyczny),
miedzi, ołowiu, cynku, nawozów azotowych i fosforowych, cementu, siarki,
bardzo dużo, bardzo dobrej jakości artykułów spożywczych (mleko, masło, mięso w półtuszach, wędlinach i konserwach, ziemniaki, cukier, oleje spożywcze), pasz, wyrobów przemysłu cukierniczego,
kosmetyków, wyrobów AGD,
wyrobów przemysłu lekkiego (tekstylia, odzież i konfekcja,
wyrobów przemysłu chemicznego (tworzywa sztuczne, ciężka synteza organiczna, wielkotonażowe surowce chemiczne),
przemysłu maszynowego (obrabiarki, narzędzia inne maszyny i urządzenia, piły, spawarki, elektrody spawalnicze, maszyny do szycia, maszyny papiernicze, kuźnie i lakiernie, itd. itd.),
wagony kolejowe (pasażerskie i towarowe, łącznie z najbardziej specjalistycznymi do przewozu chemikaliów, cementu, cystern do benzyny ale i do olejów jadalnych, wagonów samowyładowczych itp.),
produktów przemysłu elektrotechnicznego (kompletne turbozespoły energetyczne: kotły z „Rafako” w Raciborzu, turbiny z „Zamechu” w Elblągu i generatory z „Dolmelu” we Wrocławiu), ale i osprzęt i inne urządzenia elektroenergetyczne,
przemysłu elektronicznego (przyrządy pomiarowe, urządzenia automatyki przemysłowej, podzespoły elektroniczne, szczególnie dla energetyki zawodowej np. tyrystory i diody prostownicze z „Laminy” w Piasecznie,
przemysłu hutniczego,
przemysłu stoczniowego (statki różne: chemikaliowce, kontenerowce, rudowęglowce, „ro-ro”, rybackie trawlery-przetwórnie dalekiego zasięgu, drobnicowce, wszystkie w pełni wyposażone, nawet w meble, dywany i radary),
przemysłu lotniczego i zbrojeniowego,
kompletne instalacje przemysłowe, czyli budowa pod klucz cukrowni, cementowni, fabryk płyt pilśniowych i innych fabryk przemysłu drzewnego, chemicznego.
Mało kto dzisiaj wie i pamięta, że wszystkie sowieckie elektrownie jądrowe typu WWER (z wodnym reaktorem ciśnieniowym) wyposażone było w kompletne urządzenia automatyki reaktorowej oraz bezpieczeństwa radiologicznego (systemy „Sejwał” i „Hindukusz” produkcji polskiej, niestety wtedy tajne!), a większość, w systemy automatyki energetycznej zunifikowanego systemu „Camac”, wszystko produkcji polskiej.
W zamian Polska otrzymywała rudę żelaza dla polskiego przemysłu hutniczego (dużo w tonach, mało w żelazie), ropę naftową rurociągiem „Przyjaźń”, później gaz rurociągiem Jamalskim oraz niektóre surowce (np. mocznik), kiepską bawełnę surową, zboża pastewne, wyroby przemysłu najcięższego (typu słynnych piecy martenowskich dla „Nowej Huty”, stalowni surowcowej w „Hucie Katowice”), ciężarówki (MAZ, KAMAZ, ZIŁ), ciężkie maszyny budowlane z Charkowa, kilka samolotów pasażerskich i trochę więcej myśliwców i bombowców, helikopterów dla wojsk włączonych do dowodzenia w Układzie Warszawskim. No i słynne radzieckie zegarki i jeszcze lepsze budziki, aparaty fotograficzne Zorka i Fed, lodówki Mińsk, kolorowe telewizory „Rubin” oraz „Szampanskoje Igristoje”.
Sowieckie prezenty w rodzaju piecy martenowskich cofały gospodarkę polską o całe dziesięciolecia, jeśli chodzi o poziom techniczny. Mało kto dzisiaj wie i pamięta, że „otrzymaliśmy w darze” od „przyjaciół radzieckich” pierwsze piece martenowskie już po czasie, w którym zburzono ostatnie w Europie instalacje tego typu w Zagłębiu Ruhry i Luxemburgu, jako nieefektywne, zbyt energochłonne i uniemożliwiające produkcję dobrej stali surowej, odpowiadającej współczesnym wymaganiom jakości.
Przytoczone wyżej oceny są tylko z pozoru powierzchowne. Wywodzą się one jednak z samego jądra systemu określającego stan gospodarki polskiej w końcu lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku.
Funkcjonowanie gospodarki nakazowo-rozdzielczej od 1945 było bezpośrednią przyczyną utrwalenia się absurdalnych relacji ekonomicznych, zniszczenia etosu, tradycji, zwyczajów oraz zrujnowania instytucji infrastruktury, ustrojowych systemów prawnych i narzędzi finansowych gospodarki rynkowej, zdegradowanie zrozumienia i pojęcia o tym, co dobre, a co złe, co jest cnotą, a co nią nie jest - we wszystkich dziedzinach życia i myślenia, nie tylko w gospodarce.
Zanikło wyobrażenie i pojęcie o wartościach fundamentalnych. Obraz był dodatkowo zagmatwany zbiorowiskiem wycinków prawa i praktyki, które na zasadzie mimikry udawały fragmentami mechanizmy cywilizowanego świata. Były to jednak tylko pozory. Kawałki kalejdoskopu, nie układające się w logiczną całość. Parada masek.
Dla przykładu:
PRZYKŁAD "A"
A. Centrale Handlu Zagranicznego zawierały kontrakty eksportowe, albo importowe z partnerami zagranicznymi w sposób, który wyglądał, jak zwykła rynkowa transakcja. Tak to widzieli kontrahenci dewizowi. Rutyna kontraktowa, warunki dostawy i odbioru, ceny, gwarancje, płatności – wszystko od strony kupca dewizowego wyglądało normalnie. Studenci w polskich szkołach ekonomicznych nauczani byli standardowych procedur, obowiązujących w międzynarodowym rynkowym handlu zagranicznym. Ale tylko procedur. Kupiec dewizowy prowadził kalkulację ekonomicznej opłacalności transakcji, badał właściwości techniczne i rynkowe towaru, będącego przedmiotem kontraktu. Obliczał zysk.
Strona PRL przeciwnie. Polska Centrala Handlu Zagranicznego zainteresowana była tylko wykonaniem planu pozyskania „cennych dewiz” – liczył się planowany bilans dewizowy, w tak pojmowanym „handlu zagranicznym” - rachunek ekonomiczny opłacalności transakcji, właściwości techniczne, użytkowe i rynkowe towaru były bez znaczenia. Kalkulacja opłacalności transakcji nie była nawet możliwa, wobec niewymienialności złotówki oraz administracyjnej metody wyznaczania cen zbytu. Na porządku dziennym, były więc absurdalne zakupy bezużytecznych technicznie komponentów do produkcji. Centrale Handlu Zagranicznego, zgodnie z planem i rozdzielnikiem, „oszczędzając dewizy”, kupowały np. tańsze zamienniki, formalnie identyczne, a faktycznie nie nadające się do użytku.
Ostateczny odbiorca, polska fabryka, nie miała prawa wpływania na wartość użytkową i techniczną nabywanych w ten sposób części lub materiałów, które później musiała odebrać i użyć do dalszej produkcji. Często inna fabryka otrzymywała to, co było potrzebne tej pierwszej, a trzecia poszukiwała dokładnie tego, co miała z przydziału ta pierwsza. Fabryki zmuszane były w ten sposób do nadnaturalnego gromadzenia zapasów, niepotrzebnych do utrzymania bieżącej produkcji, ale bardzo przydatnych do prowadzenia wymiany towar za towar. W tych warunkach prawdopodobna stawała się wymiana jednego tranzystora - za cały pociąg węgla, bo obu państwowym partnerom te towary były jednakowo potrzebne do wykonania planu.
W rzeczywistości taki tranzystor można było łatwiej zdobyć za drobną łapówkę, wprost do kieszeni. To jest prawdziwe źródło korupcji, jako niezbędnego czynnika równowagi gospodarki socjalistycznej.
Rynkowy, porównywalny pomiar wartości wymienianych towarów był wtedy bez sensu. Każdy, z pozoru bezużyteczny dla posiadacza śmieć, tkwiący w ewidencji zapasów magazynowych od dziesięcioleci, mógł być w krytycznych warunkach zamieniony na coś, co było absolutnie niezbędne do wykonania planu. Za taki śmieć można było wtedy wytargować nawet garniec złotych dukatów.
Z tego powodu nadmierne zapasy stawały się problemem politycznym, stale obecnym w przemówieniach genseków, bo formalnie obciążały koszty gospodarki. Takie było przekonanie polityczne centralnych planistów; „należy obniżać wskaźnik zapasów w gospodarce polskiej”. Było to tylko przekonanie polityczne, nie mające nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym. Przekonanie to brało się z podręczników akademickich i trudno uwierzyć, że w warunkach gospodarki nakazowo-rozdzielczej było racjonalne.
Niewykluczone, że przywrócenie podręcznikowego wskaźnika zapasów w gospodarce, mogłoby skutkować jej sparaliżowaniem. Pozorny nadmiar zapasów realnie był niezbędną rezerwą gospodarki, „finansującą” koszty chaosu i absurdu gospodarki nakazowo-rozdzielczej.
Po Polsce krążyła wtedy anegdota o zachodnim kliencie, który kupował w Polsce sól kamienną, prosząc o opakowanie jej w dębowe beczki. Cena transakcyjna dotyczyła tylko soli. Po dostawie (FOB), sól była natychmiast wyrzucana do morza, bo kupiec zainteresowany był tylko nabyciem beczek, które w ten sposób zdobywał prawie za darmo.
Nie wiem czy ta anegdota jest prawdziwa, ale w znakomity sposób opisuje nonsens i olbrzymie marnotrawstwo tego „handlu”, unaocznia mechanizm nieprzywiedlności ceny w złotówkach do rynkowej, albo kalkulacyjnej wartości pieniężnej dowolnego towaru. Przykład powyższy jest jednym z argumentów praktycznych, wyraźnie potwierdzających, że złotówka nie była w PRL wiarygodną miarą żadnej wartości ekonomicznej.
PRZYKŁAD "B"
B. Ten z kolei przykład pokazuje, że prawo własności nieruchomości, towarów, ani innych składników majątkowych znajdujących się w dyspozycji Państwa i jego administracji, także nie miało znaczenia ekonomicznego i nie mogło być miernikiem czegokolwiek, nawet jako kategoria porównawcza. Celowo piszę „znajdujących się w dyspozycji”, bo pojęcie prawa własności uległo przez 45 lat władzy komunistycznej, całkowitej erozji.
Formalnym właścicielem, praktycznie całego majątku, znajdującego się w obszarze władania polskiego prawa było Państwo. Prawo własności straciło swój sens jako instytucja, kategoria prawna i praktyczny system władania majątkiem. Taki stosunek do własności stworzył sytuację, w której w bilans przedsiębiorstw wpisywane były nieruchomości o nieznanym lub obojętnym zarządowi tytule własności.
Bieżące prawo własności wynikało z ostatniej decyzji administracji gospodarczej o przydziale majątku pod zarząd, i było zmienne i zależne od struktury administracji gospodarczej, a niezależne od działalności gospodarczej przedsiębiorstwa, zapisów hipotecznych i aktów notarialnych. Prawo własności stało się swobodną, nieekonomiczną zmienną administracyjną. Wszystko było własnością państwa, czyli niczyją.
Plenipotencje do faktycznego władania majątkiem, miały różne instytucje państwowe, i to zarówno administracji rządowej jak i państwowej administracji gospodarczej, a fakty otrzymania lub utraty prawa dysponowania konkretnymi przedmiotami prawa własności:
po pierwsze - nie były najczęściej odzwierciedlone w systemie prawnym np. aktów notarialnych, ksiąg hipotecznych, rejestrów katastralnych, które jednak istniały, kontynuując historię praw majątkowych sprzed września 1939 roku, na rdzennych ziemiach Polski, oraz tworząc jakąś historię i podziały majątkowe, na nieco innych zasadach. Rejestracja aktualnych podziałów, czy przydziałów majątkowych, na ogół nie miała znaczenia ekonomicznego, bo
po drugie - zmiana prawa własności, czy raczej prawa zarządzania majątkiem, nie była ani skutkiem, ani też przyczyną transakcji gospodarczych, najczęściej zmiana „właściciela” była skutkiem decyzji administracyjnej dotyczącej „reorganizacji” jakieś struktury państwowej, albo organizacji gospodarczej (np. Zjednoczenia, branży). Przedsiębiorstwa nie były w żadnym ekonomicznym sensie właścicielami, były zarządcami majątku, który bardzo często nie miał funkcjonalnego związku z prowadzoną działalnością gospodarczą i nie stanowił części źródła przychodu firmy.
Fizyczna ilość majątku, ujętego w ewidencji księgowej dowolnego przedsiębiorstwa, także nie była żadną miarą zainwestowanych w przedsięwzięcie gospodarcze wartości. Nawet statystycznie rzecz biorąc, księgowa wartość tego majątku była niezależną zmienną losową, oczywiście w relacji do ilości, jakości albo innych cech produktu pojawiającego się w toku tego przedsięwzięcia. Bez sensu były rozważania o efektywności zainwestowanego w przedsięwzięcia gospodarcze majątku, ani też jego jednostkowej, albo sumarycznej wartości, mierzonej w przedsiębiorstwach, organizacjach gospodarczych, w resortach, branżach, albo nawet w całym Kraju.
Przedsiębiorstwa były wyposażane w nadmierną ilość, nadmiernie zdekapitalizowanego, całkowicie zbędnego majątku.
Zarządzanie tym majątkiem było rzeczywistym kosztem przedsiębiorstwa, finansowanym jednak beztrosko przez Państwo, zgodnie ze wskaźnikami Narodowego Planu Społeczno-Gospodarczego. Finansowanie to, zwykle było niewystarczające do utrzymania tego majątku w przyzwoitym stanie, co było przyczyną stale postępującej dekapitalizacji całego Majątku Narodowego. Działo się tak, bo politycznym dogmatem centralnego planisty, był absolutny prymat „nakładów inwestycyjnych” nad kosztami eksploatacyjnymi. Naturalnie chodzi tu o inwestowanie w nowe wielkie fabryki. Zakupy inwestycyjne już działających fabryk trafiały do planu z wielkimi oporami.
[Oczywiście, nie tocząc sporów, czym ten Majątek Narodowy był, kto i dlaczego miał legitymację do władania tym majątkiem. Bez zbędnej dyskusji można założyć, że cały ten majątek był łupem wojennym administracji rządowej PRL, zdobytym prawem kaduka w wyniku II Wojny Światowej!]
PRZYKŁAD "C"
C. Trzecim przykładem, dokumentującym tą niemierzalną nieobliczalność jest kolejny wycinek komunistycznej mimikry ekonomicznej, polegającej na naśladowaniu rachunku ekonomicznego w przedsiębiorstwach.
Nieszczęściem transformacji lat 90-tych XX wieku w Polsce było to, że to naśladownictwo było formalnie bardzo przekonywujące.
Był to jeden z wielu paskudnych komunistycznych chwytów. Była to powszechna trepanacja czaszek, podstępna operacja na mózgach wszystkich Polaków, powszechne pranie mózgu w skali całego społeczeństwa.
W ten sposób komuniści dokonali mordu na ekonomii, zniszczyli podstawowe intuicje ekonomiczne, obrócili na lewą stronę fundamentalne kategorie ekonomiczne.
W PRL obowiązywała ustawa o rachunkowości przedsiębiorstwa państwowego, prowadzona była w przedsiębiorstwach skrupulatna księgowość.
Co roku w każdym przedsiębiorstwie sporządzany był bilans i przeprowadzana była inwentaryzacja, czyli dokładny spis z natury wszystkich środków trwałych i zawartości magazynów. Rachunkowość ta formalnie do złudzenia przypominała księgowość prowadzoną w normalnych przedsiębiorstwach na Świecie.
Aktywa i Pasywa, podobna do normalnej struktura tych stron bilansu, liczba bilansowa, plan kont, rachunek zysków i strat. Wszystko jak prawdziwa księgowość europejska albo amerykańska. Mimikra idealna, tak sugestywna, że nawet doświadczeni, nieliczni już starzy księgowi pamiętający swój fach z przed II Wojny Światowej, z czasów gospodarki rynkowej, nie spostrzegali poważniejszych różnic.
Rachunkowość przedsiębiorstw państwowych była jednak tylko budżetową księgowością ewidencyjną, była potrzebna centralnemu planiście tylko do dokładnego rozliczenia z wydatkowania powierzonych środków oraz drobiazgowego pilnowania państwowej własności. Nic nie miało prawa zginąć.
Decydującym dla określenia sensu księgowości był cel prowadzenia rachunkowości, ściśle wynikający z celu przedsiębiorstwa i wymagań jego otoczenia politycznego i gospodarczego. Otóż, najwłaściwsza i najprostsza diagnoza jest następująca: Przedsiębiorstwa Państwowe, które dalej będą nazywane PP, były przedsiębiorstwami tylko z nazwy, nie spełniały żadnych kryteriów definicji przedsiębiorstwa, a ich działalność nie miała nic wspólnego z przedsiębiorczością.
Wbrew dość rozpowszechnionym mitom, zjawisko to nie było niepożądanym skutkiem „realnego socjalizmu”, to nie było usuwalne „wypaczenie”. Była to immanentna cecha systemu, tożsama z jego ideologią i konstrukcją prawną. Do wykazania tego twierdzenia wystarczą następujące przesłanki:
a) W PRL nie istniał rynek. Przesłanka ta trąci oksymoronem, bo prawa rynku działają obiektywnie i nie można ich wyłączyć, nawet najbardziej hitlerowskim prawem.
Rynek zawsze jest, tyle, że w PRL rynek nie był wolny
Był skrajnie skartelizowanym, zawłaszczonym przez polityczno-administracyjny konglomerat monopolem państwa, koncesjonującym każdą formę aktywności ekonomicznej.
Używając terminologii rynkowej, w polskim systemie prawnym i ustrojowym było tylko jedno przedsiębiorstwo, zwane wtedy „Centrum Gospodarczym”, którego zarządem był ten konglomerat.
Funkcje zarządcze wykonywane były przez niejasno zdefiniowany aparat polityczny, policyjny i administracyjny państwa, który lepił ten Plan Społeczno-Gospodarczy i pieczołowicie pilnował jego wykonania.
Centrum Gospodarcze, jako jedyny podmiot gospodarczy było kartelem i zarazem monopolem, nie konkurującym z nikim. Dlatego używana w „epoce Gomółki” koncepcja samowystarczalnej gospodarki socjalistycznej mogła być traktowana jako racjonalna strategia, której celem była gospodarka autarkiczna.
Jedynym, praktycznym ograniczeniem tej strategii, były potrzeby przemysłu zbrojeniowego oraz inne, nie dające się usunąć, zobowiązania i obowiązki międzynarodowe.
Centralny Plan Społeczno-Gospodarczy stawiał konkretne zadania, sformułowane wskaźnikowo i rozdzielone w strukturze hierarchicznej.
Plan był podzielony na plany Ministerstw (resortowe lub branżowe),
te z kolei na plany resortowych jednostek organizacyjnych (Zjednoczenia, albo Central Handlu),
te z kolei na plany ich jednostek czyli PP.
Można w przybliżeniu powiedzieć, że Centralny Plan był arytmetyczną sumą planów wszystkich polskich PP, powiększoną o pobożne życzenia każdego ze szczebli hierarchii planowania.
Pobożne życzenia formułowane były w języku zadań planowych powiększanych o oczekiwanie zwiększenia produkcji planowanej w „roku bieżącym”, w stosunku do zadań planowanych w roku ubiegłym oraz o oczekiwanie „przekroczenia planowanych zadań”. Owe pobożne życzenie dodawane były do planu, na każdym ze szczebli hierarchii planowania.
Istniejące w PRL „sektory niepaństwowe” Gospodarki Narodowej, nie były rynkową enklawą w nierynkowym środowisku, były pozorem. Były trzy takie sektory: „rzemiosło i drobna wytwórczość”, „spółdzielczość” oraz „rolnicy indywidualni”.
Były one tak samo, a nawet bardziej, koncesjonowane i limitowane jak jednostki sektora państwowego, były tak samo przedmiotami centralnego Planu Społeczno-Gospodarczego.
Żaden sektor nie miał swobody cenotwórczej. Żaden sektor nie miał wolnego dostępu do materiałów, towarów i dóbr inwestycyjnych. Wszystko było z centralnego rozdzielnika, koncesji i przydziału. Były to tylko atrapy wolnego rynku. Sektor „rzemiosła i drobnej wytwórczości” uchodził za sektor gospodarki prywatnej i był limitowany i koncesjonowany za pośrednictwem tzw. Izb Rzemieślniczych. Sektor spółdzielczy był limitowany i koncesjonowany za pośrednictwem tzw. Centralnych Związków Spółdzielczości i formalnie uchodził za tzw. sektor gospodarki uspołecznionej – jeszcze nie państwowej, ale już nie prywatnej. Dla pracowników i klientów „spółdzielni” były one nie do odróżnienia od PP, były one udawaną formą tradycyjnej organizacji podmiotów gospodarczych o spółdzielczej formie własności, ale całkowicie włączonych do systemu nakazowo-rozdzielczego oraz zupełnie pozbawionych wolności gospodarczej poprzez centralne sterowanie i uzależnienie od zadań planu. Struktura podporządkowania sektora spółdzielczego Centrum gospodarczemu, była identyczna jak w przypadku PP, tyle, że formalnie rola „Zjednoczeń” w hierarchii procedur planowania spełniana była przez Centralne Związki Spółdzielczości.
Identyczna była zależność od centralnego rozdzielnictwa, przydziałów oraz pozbawienie prawa do bezpośredniego zbytu produktów, poza sprzedażą detaliczną w spółdzielniach handlowych, usługowych i rzemiośle.
Spółdzielcze Zakłady Produkcyjne zbywały swoje wyroby identycznie jak PP, obowiązkowo za pośrednictwem Central Handlu (zagranicznego lub branżowego).
Rolnicy indywidualni byli inkorporowani do systemu nakazowo-rozdzielczego przez państwowy system zaopatrzenia oraz kontraktacji, albo skupu produktów rolnych za pośrednictwem spółdzielczości rolniczej. GS-y, czyli Gminne Spółdzielnie „Samopomoc Chłopska” były najniższym szczeblem tego systemu, kooperującym bezpośrednio z rolnikami. Były drobne wariacje tego systemu, np. „Kółka Rolnicze”, POM-y, czyli Państwowe Ośrodki Maszynowe, świadczące usługi techniczne, było rozdzielnictwo środków produkcji za pośrednictwem administracji państwowej. Był też skup, przeważnie roślin przemysłowych, prowadzony bezpośrednio przez PP (cukrownie, Państwowe Zakłady Przemysłu Tłuszczowego – rzepak itp.). Ceny skupu były jednakowe w całym PRL, stałe i centralnie ustalone. Dokładnie tak jak w całej polskiej gospodarce. Całkowicie niezależne od popytu, podaży oraz kosztu wytworzenia dowolnego produktu.
b) Rachunek ekonomiczny. Przedsiębiorczość. Ryzyko gospodarcze. Celem normalnego przedsiębiorstwa jest radzenie sobie z rynkiem, osiągnięcie sukcesu rynkowego. Celem PP nigdy nie było osiągnięcie sukcesu rynkowego, ryzyko ekonomiczne nie miało po prostu sensu. Podjęcie każdego, nawet małego, ryzyka mogło narazić zarządcę PP na odpowiedzialność karną, pod zarzutem niegospodarności. Kierownik PP, dokładnie wiedział ile, jakiego towaru, kiedy i za jaką cenę „sprzeda”, zgodnie z planem i państwowym rozdzielnikiem. Słowo „sprzeda” opatrzone jest cudzysłowem, bo nawet w czasach PRL intuicja językowa podpowiadała, że nie jest to słowo właściwe. Mówiono wtedy o „wykonaniu planu”, „planowych dostawach”, „zaopatrzeniu zgodnie z rozdzielnikiem”. Rola zarządu formacji, zwanej PP sprowadzała się do procedur wykonania planu oraz pilnowania państwowego majątku, znajdującego się w jego aktualnej administracji. Dyrektor dostawał na początku roku plan, w planie przydział środków konieczny do jego zrealizowania i basta. Konieczny, ale najczęściej niewystarczający. Jaskrawo widać, że żaden z atrybutów przedsiębiorstwa, ani przedsiębiorczości, w warunkach gospodarki nakazowo rozdzielczej, nie przysługiwał tworom zwanym PP, ani też innym podmiotom gospodarczym. Słowo przedsiębiorstwo było rekwizytem w mistyfikacji ekonomiki przedsiębiorstwa, w mimikrze naśladowania prawdziwej ekonomii. Inwentaryzując atrybuty przedsiębiorczości, łatwo wykazać prawdziwość tego twierdzenia i znaleźć źródła współczesnych patologii.
W starych kodeksach handlowych istniały pojęcia firmy jako podmiotu gospodarczego oraz kupca rejestrowego, jako osobowego właściciela tego podmiotu, zainteresowanego możliwie najefektywniejszym wykorzystaniem zainwestowanego w firmę majątku, w zamiarze odniesienia sukcesu rynkowego, umożliwiającego osiągnięcie godziwego zysku. Kropka. Istniało też pojęcie przedsiębiorstwa firmy, jako integralnej formy zmaterializowanego zorganizowania tego majątku w zamiarze osiągnięcia celu firmy. W gospodarce rynkowej możliwa, a nawet bardziej naturalna jest wieloosobowa własność firmy i przedsiębiorstwa firmy, co absolutnie nie może być mylone z uspołecznieniem. Przedsiębiorstwo w istocie była materialną formą zorganizowania przedsiębiorczego działania w celu osiągnięcia sukcesu rynkowego.
Słowo przedsiębiorczość wyraża sobą w tradycji języka polskiego bardzo bogaty zespół pojęciowy zawierający w sobie kategorie tradycji i etyki prowadzenia interesu, sprawności, pomysłowości, innowacyjności, rozważnego podejmowania ryzyka, talentu, intuicji gospodarczej, wiedzy, wielkich kwalifikacji osobistych i zawodowych, sprawności i zaradności w radzeniu sobie z przeciwnościami i organizowaniem pracy zespołów ludzkich, podejmowaniem ambitnych wyzwań, rozwiązywaniem problemów, a przede wszystkim radzeniem sobie z rynkiem, w celu odniesienia sukcesu. A wszystko po to, by najsprawniej i najbardziej efektywnie wykorzystać zainwestowany w przedsiębiorstwo majątek, w celu osiągnięcia godziwego zysku. Najefektywniejsze wykorzystanie własności, z chęci zysku. Niestety, w PRL własność nie była integralną kategorią ekonomiczną, ani środkiem uzyskania przychodu, tak jak to dzisiaj określa polskie prawo podatkowe. Pomijam tu wszystkie dyskusje filozoficzne i ideowe np. o nienaruszalnym prawie własności, o lewicowym, prawicowym albo liberalnym podejściu do własności, nic z tych rzeczy. Pojęcie własności w komunistycznej gospodarce nakazowo-rozdzielczej utraciło swój sens, przestało być kategorią ekonomiczną i w znacznej mierze prawną. I znów nie tylko z tego powodu, że ideowym przekonaniem komunistów było uprzywilejowanie własności uspołecznionej, czyli państwowej. Nie tylko z tego powodu, że jak dowodzi tego praktyka, wszelka własność w rękach państwa zarządzana jest gorzej, niekiedy nawet zgoła marnotrawnie i bez sensu.
Otóż najistotniejszą patologią systemu komunistycznego, były takie fakty:
Kapitał zakładowy - w ekonomice PP nie istniał, nawet jako pojęcie. Nie istniał jego operacyjny odpowiednik, np. w formie majątku państwowego zainwestowanego w działalność gospodarczą, jako np. część aktywów firmy. Przedsiębiorstwo nie było nawet podmiotem gospodarczym, choć miało osobowość prawną. Z osobowości prawnej nie wynikała suwerenność, ani w podejmowaniu ważnych decyzji ekonomicznych, ani podmiotowość we władaniu składnikami majątkowymi. Swoboda decyzji ekonomicznych wiązana była PLANEM, który krępował aktywa rygorem budżetu i wskaźników. Prawo własności do składników majątku przedsiębiorstwa, nie tylko nie było nienaruszalne, ale było niestabilne i nietrwałe nawet w zwykłym pojęciu czasu i przestrzeni. Dowolne przedsiębiorstwo nie było podmiotem, który w jakiejkolwiek formie był stabilnym właścicielem, albo uprawnionym dysponentem majątku, wpisanego po stronie aktywów w jego bilansie. Wszelki majątek w PRL, był własnością państwa. Majątek wpisany w bilansie PP pochodził z przydziału administracyjnego i w każdej chwili mógł być kolejną administracyjną decyzją powiększony, albo uszczuplony, w wyniku „reorganizacji”, przy czym cel tej reorganizacji mógł być nawet komiczny.
Konkretny i rzeczywisty przykład:
Towarzysz I Sekretarz PZPR wygłosił przemówienie, w którym stwierdzał, że „nasza partia” będzie prowadziła politykę aktywizacji ekonomicznej „terenu” i w tym celu duże zakłady przemysłowe będą przenosić swoją działalność do mniejszych miejscowości. Po tym przemówieniu, wojewoda wrocławski „przydzielił” PP „Elwro” we Wrocławiu, czyli fabryce komputerów, połowę sanatorium w okolicach Gryfowa Śląskiego. Decyzją administracyjną odebrał Mnisterstwu Zdrowia pół sanatorium i przydzielił fabryce. Kropka. Absurd tej decyzji jest widoczny gołym okiem, wizja lokalna pogłębia wrażenie tego absurdu. Bo połowa integralnego zespołu sanatoryjnego nagle staje się obiektem przemysłowym. W sanatorium była jedna sala widowiskowo-teatralna, w której „Elwro” usiłowało prowadzić montaż jakiś zespołów elektronicznych. Sala widowiskowa i parę budynków sanatoryjno-szpitalnych były teraz po stronie „Elwro” i zostało wpisanych do bilansu fabryki, kotłownia i parę innych budynków sanatoryjno-szpitalnych zostało po stronie sanatorium. Przecięta płotami infrastruktura techniczna zespołu architektonicznego, rozcięte drogi i trakty komunikacyjne, cały zespół absolutnie nieprzemysłowy, jak to sanatorium, daleko od drogi, linii kolejowej i telefonicznej, w leśnej głuszy, w górach. Ostatnie miejsce na inwestycję przemysłową.
A zaraz po reformie Balcerowicza PP „Elwro” jako właściciel szukał inwestora strategicznego albo finansowego, który zechciałby zainwestować pieniądze w tą absurdalną własność fabryki. Własność ta, zaraz po reformie, stała się ciężarem przytłaczającym koszty fabryki nonsensownym obowiązkiem płacenia podatków od nieruchomości, utrzymania i eksploatacji niechcianego majątku nigdy nie zamawianego i nie kupowanego przez tą fabrykę. To jest tak, jakby konia z jeźdźcem potraktować jako całość, jedną sztukę mięsa do zjedzenia. To nie jest absurdalny przykład głupiego incydentu, to jest przykład reguły. Majątek uznawany za własność PP, jako własność państwowa, w każdej chwili narażony był na reorganizacyjne decyzje o charakterze czysto polityczno-administracyjnym. Każde przedsiębiorstwo mogło być w każdej chwili połączone z innym, włączone do innego, stając się zakładem innego przedsiębiorstwa.
Każda część nieruchomości, czy pieniędzy mogła być „przekazana” lub przydzielona komu innemu. Tego typu decyzje administracyjne nie miały nic wspólnego z transakcjami gospodarczymi, to były czyste decyzje administracyjne. Cała „Gospodarka Narodowa” była we władaniu jednego właściciela, omnipotentnego Państwa, które dysponowało swoim majątkiem jak chciało, reorganizując ten majątek jak chciało. Cały majątek przedsiębiorstwa, wszystkie jego lary i penaty pochodziły z przydziału.
Dosłownie. Dotyczyło to nieruchomości, rzeczy, pieniędzy i praw. Ustawy nie przewidywały księgowania wartości niematerialnych i prawnych. Fabryka o znanej od dziesięcioleci marce „E. Wedel” nagle została „przenazwana” na „22 Lipca”
Praktyka komunistycznej gospodarki nakazowo-rozdzielczej doprowadziła do wytworzenia specyficznej definicji przedsiębiorstwa:
jako „zakładu pracy prowadzącego samodzielny rozrachunek gospodarczy”, który sprowadzał się jedynie do samodzielnego rozliczenia z powierzonych środków pieniężnych i materialnych. Zakład pracy, który nie prowadził samodzielnego rozrachunku, był tylko zakładem. W wyniku reorganizacji prowadzonej w jednostce nadrzędnej PP, każde przedsiębiorstwo mogło stać się z dnia na dzień zakładem i odwrotnie.
Ewenementem jest tu samo istnienie „jednostki nadrzędnej” nad przedsiębiorstwem, ale w komunizmie zarządzanie gospodarką, było administracyjne, więc miało strukturę hierarchiczną, właściwą dla administracji. Hierarchia była przykładowo taka: zakład > przedsiębiorstwo > kombinat > zjednoczenie > ministerstwo.
Można było awansować ze stanowiska dyrektora kombinatu na dyrektora departamentu w ministerstwie, które było jednostką nadrzędną tego kombinatu. Posługiwano się pojęciem administracji gospodarczej, kierownik zakładu pracy był funkcjonariuszem tej administracji, a jego celem nie był sukces rynkowy firmy, tylko awans w tej hierarchii. Wielkość albo ilość majątku wpisanego do bilansu zakładu pracy bardziej był miarą pozycji kierownika tego zakładu w tej hierarchii, niż miarą wartości ekonomicznej.
Oderwane zostało wyposażenie przedsiębiorstwa w majątek od celu gospodarczego czy produkcyjnego tego przedsiębiorstwa. W ten sposób liczba bilansowa przedsiębiorstwa straciła swój SENS KATEGORII EKONOMICZNEJ majątku zainwestowanego w przedsiębiorstwo.
Straciły sens takie współczynniki kluczowe jak np. rentowność kapitałowa, efektywność czy produktywność zainwestowanego majątku. Często okazywało się, że majątek, który był istotnym źródłem przychodu przedsiębiorstwa, był nikłą częścią majątku znajdującego się w jego posiadaniu.
Wartość księgowa majątku zarządzanego przez przedsiębiorstwo przestała mieć cokolwiek wspólnego z wartością tego przedsiębiorstwa jako podmiotu gospodarczego. Dotyczyło to zarówno majątku trwałego, nieruchomości jak i aktywów finansowych. Wszystko pochodziło z przydziału, a rozliczane było systemem budżetowym, zgodnie z „planem”. Szczególnie dotyczyło to inwestycji przedsiębiorstwa.
Finansowanie inwestycji, na ogół, a więc PRAWIE NIGDY nie było finansowane ze środków własnych przedsiębiorstwa, było na ogół przedmiotem inwestycji centralnej, finansowanej ze środków ujętych w Planie Społeczno-Gospodarczym, zupełnie niezależnie od „zdolności kredytowej” przedsiębiorstwa, które było formalnym beneficjentem tej inwestycji.
Obrazowo mówiąc, jeśli dyrektor przedsiębiorstwa miał silną pozycję w hierarchii administracji gospodarczej, to przedsiębiorstwo było beneficjentem tej inwestycji. W gazetach pisano „przedsiębiorstwo XYZ na naszym terenie rozwija się, buduje nowy wielki zakład produkcji lornetek”. Ta sama inwestycja mogła być zrealizowana zupełnie gdzie indziej, albo jej beneficjentem mogło być dowolne inne przedsiębiorstwo z tego samego terenu, albo też do tej inwestycji mogło być utworzone całkiem nowe przedsiębiorstwo. Bez znaczenia! Środki inwestycyjne pochodziły z przydziału, a przydzielano je we władanie dyrektorowi w zależności od jego „inicjatywy” i osobistego prestiżu w administracji politycznej i gospodarczej, decyzją administracyjną albo polityczną.
Efektywność kapitałowa, produktywność, rentowność nawet tylko tej części majątku, który był bezpośrednio zaangażowany w działalność gospodarczą czy wytwórczą przedsiębiorstwa była niemożliwa do ustalenia, nie wynikała bezpośrednio z księgowości tego przedsiębiorstwa i to tylko z powodu budżetowo-wskaźnikowego systemu rachunkowości PP.
Narodowy Plan Społeczno-Gospodarczy sformułowany był w języku wskaźników, tak formułowane były oczekiwania centralnego planisty w stosunku do przedsiębiorstwa, a rachunkowość i rozliczenie z realizacji tego planu, musiało być robione zgodnie z oczekiwaniem klienta, jedynego klienta, jakim była państwowa administracja gospodarcza. Skąd brał się dezinformujący efekt prowadzenia rachunkowości przedsiębiorstwa.
Pokażę to teraz dokładnie. Kluczem do zrozumienia jest pojęcie narzutu, jako elementarnej techniki planistycznej, w tamtej gospodarce! Przy pomocy narzutów mistyfikowane było pojęcie rachunku kosztów i efektywności gospodarczej. Zajmując się ekonomią praktyczną w tym czasie i wtedy, nie byłem w stanie wytłumaczyć żadnemu księgowemu, że to, co on robi fałszuje parametry ekonomiczne firmy i uniemożliwia otrzymanie sensownych informacji o kosztach, czy opłacalności lub wartości produkcji czegokolwiek w tej firmie.
To tylko świadczy o tym, jak bardzo ta mistyfikacja była skuteczna i zracjonalizowana wśród całych pokoleń polskich ekonomistów akademickich i praktykujących w przedsiębiorstwach.
„- Tak jest dobrze, tak ma być, nie można sobie nawet wyobrazić, że można inaczej”. Mało kto zdaje sobie dzisiaj sprawę, że przyczyną tego stanu rzeczy była filozofia psa ogrodnika, uprawiana w totalnej skali przez całą administrację gospodarczą. Cały wysiłek rachunkowości socjalistycznej skierowany był na jeden cel, chodziło o to, aby nie dopuścić, by cokolwiek, co jest już własnością państwa, przedostało się w ręce prywatne poza państwowym rozdzielnikiem. Pod jakimkolwiek pozorem! Niech się zmarnuje, zgnije, niech przepadnie, niech będzie wykorzystane najmniej efektywnie jak się da, niech szlag trafi, byle nie trafiło w ręce prywatne.
Nacjonalizacja? – Tak!
Reprywatyzacja? – Nigdy!
* * *
Pokażę, jak to było realizowane. Do wyprodukowania dowolnej rzeczy w wydziale jakieś fabryki, potrzebna była ściśle określona ilość materiału i robocizny. Wszystkie materiały były wydawane, przy bardzo dokładnej kontroli, na podstawie dokumentów (RW), do produkcji. W każdym dokumencie wydania (RW) napisane było, co, i
Jesteśmy skazani na rzetelną analizę naszych korzeni, sumienną refleksję filozoficzną i na skrupuatne wyciąganie praktycznych wniosków. Jestem więc wyrachowanym przeciwnikiem poprawności politycznej, bo wpycha ona w arogancką gnuśność myśli, wiąże stereotypami i mistyczną wiarą w trujący urok haseł - pięknych tylko od frontu. Tak myślę o przyszłości.
Mój e-mail: mil@mail2michael.com
michael: http://michael-rwe.blogspot.com
michael: http://michael-wolnaeuropa.blogspot.com/
Rosyjska wytwornica gęstej mgły
Ptak nielot, zwany limitem
Linki do moich poprzednich postów:
225. DEBILIZM POLSKIEGO ŻYCIA PUBLICZNEGO
224. Popyt na Janusza Palikota
223. Andrzej Wajda - Oligarcha demodernizacji Polski
222. O co chodzi, początek konstruktywnej propozycji
221. Ustawa o zwalczaniu przemocy w rodzinie
220. Fine tuning, Odsłona IV Zero tolerancji do myślenia
219. Fine tuning, Odsłona III Czy nowa konstrukcja?
218. Fine tuning, Odsłona II Zwariowani liberałowie
217. Fine tuning, Odsłona I Noworoczne rozmowy
216. Fine tuning. Subtelnego zestrojenia życzę!
215. Czy polska prawica jest bezjajeczna?
214. Sprawa hazardu? To nie żadna afera, to propaganda.
213. 28 lat
212. Wszczepienie odporności na dziejące się zło
211. Świadomość geopolityczna, na kilka dni przed...
210. Czas na projekt Rzeczypospolitej.(IGP)
209. Musimy zorganizować think tank, by Polskę odzyskać
208. Strategia wyborcza - Europejskie wybory (IGP)
207. Kombinacja operacyjna Dziennika przeciwko gospodarce
206. PAMIĘĆ i TOŻSAMOŚĆ. Treść polskiej polityki (IGP)
205. DUPEK STANU
204. SAISONSTAAT. Treść polskiej polityki (IGP)
203. Przyczynek do polskiej geopolityki. (IGP)
202. DEMORALIZUJĄCE CECHY FAŁSZYWYCH DIAGNOZ
201. Ale zbaw mnie od nienawiści I ocal mnie od pogardy.
200. Okrągły Stół, biskup Bronisław Dębowski i Angela Merkel
199. KTO TRZYMAŁ SMYCZ – AGENCI CZY DYSYDENCI?
198. Światowy problem: OBAMA. Treść polskiej polityki VII IGP
197. Z tym rosyjskim gazem idzie w parze parę lip.
196. EPIGONIA [1]
195. WYBIERZMY MĄDRZE. Treść polskiej polityki. - Część VI
194. Nowa "Euforia"
193. FATALNA FIKCJA*). Część V (IPG)
192. Treść polskiej polityki - wariant motywacyjny. Część IV
191. List z podróży
190. Treść polskiej polityki. Bez złudzeń - pożegnanie z mitami.
189. Treść polskiej polityki. Część II (IPG)
188. Gruzja jest testem. Cel jest dalej - Treść polskiej polityki
187. Gruzja jest testem. Cel jest dalej
186. XXI wiek - program pozytywny (IGP).
185. Aresztowanie Wojciecha Sumlińskiego
184. Czy grozi nam pełzająca ewolucja w stronę zła? (IGP)
183. RUCH FUNKCJONARIUSZY. (IGP)
182. Polska doktryna obronna w ścieku TVN
181. Polska doktryna obronna (IGP)
180. BOLSZEWIZATOR
179. Kombinacja operacyjna "Dziennika"
178. Dlaczego rząd Donalda Tuska musi odejść?
177. II Apel Aspiryny
176. Przyczynowość i przypadkowość w historii (IGP)
175. Ptak nielot, zwany limitem (IGP)
174. Jak zorganizować Polskę (IGP)
173. Instytut Geopolityki Polskiej (IGP)
172. Sprawa Bolka.*)
171. Eurotalibowie i katyńscy strzelcy
170. Fundamentalne pomieszanie porządków...
169. Gruby błąd Erazma...
168. Art. 10 ust. 1. Ustrój Rzeczypospolitej...
167. Systemy ustrojowe. Czy wszyscy okuliści są kłamcami?
166. Systemy ustrojowe Rzeczpospolitej.
165. Niebezpieczna równość, groźna wolność...
164. Zegarmistrz światła kolorowy.
163. Czy można żyć z dziurą w głowie?
162. Bardzo ważny temat geopolityczny
161. Król oblał egzamin
160. 3 Maj. Dzień Polskiej Racji Stanu
159. Zdefiniować wroga politycznego, aby go pokonać
158. Duby Smalone
157. Cenzura. Tybet w Europie.
156. Wracam do przerwanego wątku,...
155. OBCY
154. Słowo o tym konkretnym bojkocie.
153. Popieram protest
152. Incitatus, pierwszy koń mianowany senatorem
151. Sejm wybrał. A jak teraz zagwarantować sukces?
150. Ponawiam rekomendację. Nie głosować za ratyfikacją.
149. Jak wybrać kartę, która zagwarantuje sukces?
148. Powiem jedno. Ja na miejscu Jarosława Kaczyńskiego...
147. O Traktacie Lizbońskim i Margaret Thatcher. Rekomendacja
146. Margaret Thatcher i iluzje XXI wieku
145. Margaret Thatcher: "UE jest skazana na niepowodzenie,
144. Marzec 2008. Staranna analiza wydarzeń
143. Marzec 2008 Polska Sprawa Narodowa
142. Pomieszanie porządków.
141. Debata o prawicy - mieszanie porządków.
140. Czerwony Kapturek 66
139. Oszukana demokracja cd
138. Słuchałem dzisiaj przemówienia Jarosława Kaczyńskiego
137. Jerzy Czartoryski "Czarna Lista" Ministra Sikorskiego
136. "Oszukana demokracja" (Pisze się)
135. Moje boje nad Bzdurą
134. Herbert?
133. Nie ma litości dla skurwysynów
132. Eureko i postaw czerwonego sukna
131. Analizując źródło sukcesu rynkowego GW.
130. Analiza SWOT w polityce.
129. Dzisiejszy dzień dostarczył ekscytujących zdarzeń
128. OBRONA WYPRZEDZAJĄCA
127. Wyzwania XXI wieku.W zachwycie nad cudzym bełkotem.
126. Bezpieczeństwo energetyczne Europy zagrożone.
125. Bardzo ciekawa dyskusja miała miejsce.
124. Nudziarze a nauka uczciwego myślenia.
123. Nudziarze.
122. Wychowanie klasyczne
121. 2008 Ku pokrzepieniu serc
120. Siedziałem w jednej celi z mordercą
119. Analiza założeń polityki zagranicznej
118. Okiem trenera
117. Wynik meczu Polska - Rosja 0 : 12
116. Wyzwania XXI wieku. Koniec z normalnością.
115. Koniec końca świata. Sto dni jeszcze trwa.
114. 5 grudnia 2007. Urodziny Marszałka Józefa Piłsudskiego.
113. Venissa, cerebrologia, wielki plan polityczny,...
112. Prymitywne widzenie Świata. Neksjalizm.
111. Wyzwania XXI Wieku. Neksjalizm.
110. Fragmenty wiersza Mariana Hemara,... kto rządzi światem,
109. Wyzwania XXI wieku. Państwo strachu.
108. Zdziecinnienie światowych elit.
107. Wyzwania XXI wieku. Stulecie chirurgów.
106. Wyzwania XXI wieku. Przejście od CM=1 do CM=2.
105. Wyzwania XXI wieku. Ćwiczenie praktyczne.
104. Wyzwania XXI wieku. Katastrofalna prognoza dla PO.
103. Wyzwania XXI wieku. Początek klęski mitu specjalizacji.
102. Wyzwania XXI wieku. Narzędzia i mity sprawnego myślenia.
101. Anioł śmierci. Azrael? Nie, jest inny kandydat.
100. Tanie Państwo. O jakości myślenia.
99. Eureko, czyli jeden z błędów PiS.
98. Niebezpieczne mity poprawności politycznej.
97. Jak informuje najnowszy „Dziennik”.
96. Już wiem jaki jest wynik wyborów.
95. Umówmy się tak.
94. Skandal Stulecia.
93. Luźna obserwacja z życia czarnej propagandy.
92. Zapis cenzury w sprawie suwerenności Polski.
91. Sprawa polskiej suwerenności gospodarczej i politycznej.
90. Moja rada dla sztabu wyborczego PiS
89. Moja rada dla posłanki Jolanty Szczypińskiej
88. Publiczność w pewnym sensie nie zachowywała się poprawnie
87. Po debacie opowieść o oszustwie stulecia.
86. Wydarzyło się dzisiaj coś niezwykle dla Polski ważnego.
85. Tusk zaczyna mi się niepodobać.
84. Idea trójpodziału władzy.
83. Wyzwania Cywilizacji XXI wieku
82. Przedwyborcza rozmowa o Konstytucji III RP.
81. Przedwyborcze problemy i wyzwania cywilizacji XXI wieku.
80. Idiotyzm roku: - Który z polityków ma więcej do ugrania?
79. Katastrofalna prognoza dla Platformy Obywatelskiej
78. Idiotyzm roku? Nie! Strzał w dziesiątkę!
77. Skąd ten strach Redaktora Romana Kurkiewicza?
76. Glosa (γλώσσα)
75. O demoralizujących cechach ustroju gospodar... PRL - Cz II
74. O demoralizujących cechach ustroju gospodarczego PRL
73. Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację
72. OBYWATELSKI CERTYFIKAT ZAUFANIA
71. Osiemnastopunktowy dekalog polityczny
69. Rokita wycofał się na jakiś czas
68. Capo di tutti capi?
67. Upiorna dyskusja z myślącymi inaczej
66. Metafory i znaki szczególne „układu”
65. Rozważania o „układzie”
64. „Obywatelski Certyfikat Zaufania”. Sobotni list do „szczelo”
63. Platformy Obywatelskiej „sprzątanie po PiS”
62. Krok do przodu w zrozumieniu “układu”. (74)
61. Czego durny Giertych nie wie? (10)
60. Wywiad telewizyjny premiera. (15)
59. Bereza Kartuska im się marzy. (21)
58. Tekst w imieniu gangstera (27)
57. Skaner polityczny: - Kto będzie hegemonem prawicy? (13)
56. Słucham teraz w TVP3 posła Wierzejskiego...(28)
55. Marcinkiewicz nie powiedział, że jest podsłuchiwany (70)
54. Ujawniam plan Romana Giertycha (21)
53. Tajemnicze słowo UKŁAD. (72)
52. Żądamy drugiego procesu w Norymberdze. (16)
51. Eumenesie. (23)
50. Fachowe opinie o rządzie PiS: - Szkoda, że padają, (14)
49. Polityczne tchórzostwo Platformy Obywatelskiej, (14)
48. Wiwisekcja wyborcza.(3)
47. Michaelu, najbliższe dni będą decydujące dla Polski. (15)
46. Zaprzęganie nauki. (2)
45. Patriotyzm polskich Żydów (18)
44. Patriotyzm nie jest rasizmem. (11)
43. Patriotyzm jest jak rasizm? (28)
42. Czy RRK jest rosyjskim szpiegiem? (31)
41. Cud nad Wisłą potrzebny od zaraz! (22)
40. 13 sierpnia 2007 roku Jerzy Szmajdziński powiedział (30)
39. Ziobro ma przechlapane? (77)
38. W języku światowej wymiany myśli, ludzi i idei (5)
37. Współczesna definicja komunizmu. (22)
35. Pasożytniczy model komunizmu (10)
34. Dyskusja o przemianie ustrojowej PRL w 1989/1990. (24)
33. Opis komunizmu - diagnoza Pruskiego Sztabu (26)
32. Jakość kompetencji elit. (15)
31. Granice pojmowania rzeczywistości i jakość elit. (31)
30. Realistyczna ocena polskiego marca 1968 (29)
28. Sprawa polskiego interesu narodowego przed Sądem.(38)
27. Rodzina, praca, nauka, religia, oto przyszłość Europy. (37)
26. RACJA STANU - Czy gatunek Europejczyków przetrwa? (38)
25. Integracja europejska jest dla Polski sensownym wyborem.(6)
24. Czy integracja polityczna jest europejskim samobójstwem? (6)
23. Samobójstwo, jako ratunek przed deszczem. (4)
22. Reportaż o najjadowitszych wężach świata.(6)
21. Doczekałem się konferencji prasowej CBA. (50)
20. Alienacja władzy, czy dziennikarskie pogaduszki? (2)
19. Retoryczne pytanie: - Czy Vaclav Klaus jest oszołomem? (22)
18. Czy Vaclav Klaus, Prezydent Czech jest oszołomem? (16)
17. Dlaczego Europa nie uznaje chrześcijańskiej tradycji? (4)
16. RZECZ O WYOBRAŹNI – MISJA IV WŁADZY (36)
15. Gdzie Bukiel ma polską rację stanu? (29)
14. POLSKA RACJA STANU – Wolna Europa? (37)
13. RACJA STANU - Ważny moment historyczny. (60)
12. POLSKA RACJA STANU - Początek wyboru. (14)
11. Gospodarka Kraju jest jak chłopskie gospodarstwo. (9)
10. Tomasz Wróblewski & RobertK - unia intelektualna. (76)
09. Pytania do Pana Chaosu i profesora Sadurskiego. (12)
08. POLSKA RACJA STANU Cz I – streszczenia diagnozy. (5)
07. Bolszewickie kłamstwo – gdzie przyłożyć dłuto? (20)
06. Gra o sumie zerowej? (22)
05. Czemu hieny tak krążą? (11)
04. Jak Człowiek staje się niewolnikiem? (11)
03. CUDOWNA MATERIA DO BATALII POLITYCZNEJ (19)
02. Doktryna hałasu w historii gospodarczej III RP. (8)
01. Czy potrzebna jest jeszcze raz rozgłośnia polska RWE? (31)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka