Po śmierci Jana Pawła II i wyborze Józefa Ratzingera papieżem, media rozpoczęły działania, które trudno nazwać inaczej niż wywieraniem nacisku na Watykan. Powszechnie domagano się szybkiej beatyfikacji, a nawet kanonizacji zmarłego papieża, właściwie nie podając żadnych argumentów, potwierdzających słuszność szybkiego działania w tej sprawie. Nowy papież znalazł się w trudnej sytuacji - rozdarciu pomiędzy przestrzeganiem procedur, a narażaniem się na krytykę, jako blokujący wyniesienie na ołtarze swojego poprzednika. Na pewno nie mniej istotne bylo też osobiste przekonanie Ratzingera o świętości poprzednika.
W efekcie procedura jest przyspieszona, ale nie aż tak, jak postulowały media, wyznaczające kolejne terminy - w każde urodziny Jana Pawła II i w każdą rocznicę śmierci.
Czy to dobrze? NIe jestem pewien, widząc jak beatyfikacja papieża wykorzystywana jest w Polsce do różnych nieświętych celów. Było kiedyś takie powiedzenie "młyny Kościoła mielą powoli" - które podkreślało, że Kościół, jako wspólnota zapatrzona w wieczność nie ściga się z czasem na ziemi. Współcześnie chóry doradców namawiają do zainstalowania w kościelnym młynie napędu turbo. Czy Kościół stanie się od tego lepszy? Patrząc na próby politycznego uwikłania papieża do polityki partii rządzącej w Polsce, przekonany jestem, że młyny Kościoła winny mielić teraz szczególnie wolno.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że jeśli dotąd nie wiadomo, kim jest tajemniczy 40 i 4 z Mickiewiczowskich \"Dziadów\", to może nim być każdy. Dlaczego nie miałbym to być ja?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka