"Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący"- pisze św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian zwanym potocznie Hymnem o miłości. Zapewne św. Paweł nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielką przysługę wyświadczył pewnemu narodowi ze środka Europy, który, gdy apostoł tworzył swe dzieło, nawet jeszcze nie istniał.
Jak wszyscy wiemy, w wieczór wyborczy 21 października Roku Pańskiego 2007, Donald Tusk ogłosił nastanie "czasu miłości". Miłość jednak nie jest tylko przywilejem, którym - z racji naszego człowieczeństwa - zostaliśmy obdarowani przez Najwyższego za pośrednictwem Tuska. Miłość została nam zadana w bardzo konkretnym celu. Największa z cnót jest w istocie obowiązkiem czynienia miłosierdzia.
Nowa władza jęła więc objawiać miłosierdzie. Najpierw doświadczyła go firma J&S. Premier Pawlak odpuścił jej winy warte pół miliarda srebrników oraz rzekł "idź i nie grzesz więcej". Ktoś, kto miłości by nie miał, mógłby pomyśleć, że pozbawienie nas - mieszkańców kraju przecież niezasobnego - pół miliarda, to po ludzku grzech albo - co gorsza - błąd. Ale tutaj z pomocą przychodzi św. Paweł:
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Gest premiera Pawlaka, jak uczy święty, należy rozumieć w znacznie głębszym bo transcendentnym sensie - była to więc jałmużna czyli "akt łaski" ("miłość łaskawa jest"). Cóż bowiem zyskalibyśmy z jałmużny na rzecz J&S, gdybyśmy nie mieli w sobie orzeczonej 21 października miłości? Tylko w wielkim dziele miłości widać sens umorzenia finansowych kar. Bez niej próżno szukać uzasadnienia dla decyzji wicepremiera. Tym wszystkim zaś przedsiębiorcom, którzy również chcieliby - tak jak dwaj muzycy z Ukrainy - uniknąć kar, należy tylko przypomnieć za św. Pawłem, że "miłość nie zazdrości".
Uwolnieni przez "niezawisły", "niezależny" sąd w osobie Barbary Piwnik "obcinacze palców", aby uczcić dopiero co odzyskaną wolność, pobili policjantów. Oczyszczona z zarzutu przedstawicielka grupy trzymającej władzę, ma na papierze to, że Rywin do Michnika wysłał się sam. Nie wolno nam się na to jednak oburzać ("miłość nie unosi się gniewem"), ale winniśmy zaufać polskim sądom, które przecież nie raz już dały wyraz swej "niezależności" i "niezawisłości", albowiem miłość:
"nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli z prawdą"
Współweselmy się więc, że łaski doświadczają kolejni Barabasze: Krauze, Dochnal, Jakubowska, Kaczmarek, Kornatowski, Netzel, Jędruch, Stypułkowski i wielu wielu innych.
No a co z agentami? Czy w kraju miłości wypada babrać się w cudzej przeszłości, w cudzych brudach? Już wszak najważniejszy apostoł miłosierdzia lustracyjnego Adam Michnik powiedział, że nie ma większej pychy niż ta, która charakteryzuje lustratorów. Apostolskie homilie dały wszystkim wiele do myślenia bo stronnictwo, które jeszcze niedawno było prolustracyjne, po nastaniu "czasu miłości" nie tylko mówi o obcięciu funduszy Instytutu Pamięci Narodowej i likwidacji pionu śledczego ale także kwestionuje samą zasadę jawności akt. Jak bowiem naucza św. Paweł, miłość nie wymaga by człowiek "znał wszelkie tajemnice i posiadał wszelką wiedzę". Zaśdzikim lustratorom, tym "szambonurkom" z IPNu, którzy chcą zrobić kariery na cudzych dramatach, trzeba wreszcie przypomnieć, że miłość "nie szuka poklasku, nie unosi się pychą".
Gdy nastał czas miłości, nie wszyscy zrozumieli jej przesłanie. Zwłaszcza w kontekście obiecywanych cudów, które rychło miały nastąpić. Zaczęły się strajki pielęgniarek, górników, służby granicznej. Tym grupom, żądającym natychmiastowych podwyżek płac, wypada tylko przypomnieć podstawową cechę miłości:
"Miłość cierpliwa jest"
... a także to, czym miłość nie jest:
" (Miłość) nie szuka swego,
nie unosi się gniewem"
Ta ostatnia prawda niechaj będzie przestrogą dla wszelkich wichrzycieli, którym przyszłoby do głowy żądanie "cudu gospodarczego", "drugiej Irlandii", pracy i płacy. Miłość nie szuka swego.
Nie ci jednak są najgroźniejsi, którzy szukają swego, są niecierpliwi, albo i nawet unoszą się gniewem - ich zawsze można na miłość przestawić, chwilowo udobruchać i ululać. Największy problem jest z "cymbałami brzmiącymi" (zwanymi także "bydłem"), czyli tymi, którzy miłości w sobie nie mają. To oni łamią powszechne przykazanie miłości bliźniego. Chcą ścigać łapowników, ograniczać wpływy oligarchów, karać gangsterów. To oni popełniają "przestępstwa" (jak CBA) przeciwko miłości, gdy wypaczając jej ewangeliczny sens, rozkochują w sobie aferzystki. To oni zaszczuwają Bogu ducha winnych ludzi, którym pozostaje już tylko schowany w łazience pistolet. Wreszcie, to oni, jako "reżimowi dziennikarze" przeszłego już reżimu, mają czelność odmówić stanięcia w równym szeregu obrońców miłości. Dlatego muszą czym prędzej opuścić swoje redakcje, tak by "nastała jedna owczarnia i jeden pasterz" (Jan 10,16).
A gdy, drogi wyborco, szatan, albo jaki "cymbał brzmiący" zasieje w tobie ziarno niepewności, gdy zaczniesz i ty, drogi czytelniku gazet pełnych miłości i widzu telewizji pełnych miłosierdzia, wypatrywać "cudu", gdy na myśl, że pół miliarda podarowane dwóm Ukraińcom można by przeznaczyć dla polskich pielęgniarek, ogarnie cię zwątpienie, a przyszłość przestanie jawić się w kolorowych barwach i gdy poczujesz, że już nie wytrzymasz słuchania tej samej melodii, wtedy ponownie sięgnij do św. Pawła. Miłość, która zwycięża wszelkie wątpliwości...
"Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma"
Inne tematy w dziale Polityka