No i znów znalazłem się w sytuacji iście chestertonowskiej (por. „Jeśli jeden mówi panu, że jest pan zdecydowanym kurduplem, a drugi, że jest pan bez wątpliwości za wysoki, to jest szansa, że jest pan średniego wzrostu, a to oni mają problem.”). Abstrahując od przyczyn, to dobra okazja, żeby przypomnieć nie całkiem – jak się okazało - oczywistą oczywistość.
Dzięki życzliwości pana wiki3 dowiedziałem się o tekście na blogu Pana Tygrysa. Dziękuję autorowi rozważań pt. „Definicje” za uznanie dla mojej działalności. Chcąc nie chcąc muszę jednak sprostować podaną przez niego informację. Stawiając mą skromną osobę w rzędzie takich gwiazd, jak pp. Daniel Passent, Lew Rywin, a nawet (sic!) Adam Michnik, stwierdza Pan Tygrys z całą mocą: „W każdym razie pan Tyrpa jest Żydem (…)”.
Zaiste, udźwignięcie brzemienia zaszczytnego porównania zdecydowanie przerasta moje wątłe siły. Co gorsza, obawiam się, że owo zestawienie mogłoby urazić, a nawet na szwank narazić dobre imię także innych, niźli wymienione, Autorytetów. W związku z tym poczuwam się do obowiązku wyjaśnić, że cytowane wyżej stwierdzenie Pana Tygrysa nie jest zgodne ze stanem faktycznym. Ogromnie mi przykro mi, że sprawiam zawód, ale wedle mojej (oraz moich krewnych) najlepszej wiedzy, na przestrzeni ostatnich 2 tys. lat nie było wśród mych przodków wyznawców judaizmu. Zdaję sobie sprawę, że w oczach wielu, fakt ów raz na zawsze i w sposób definitywny, mnie i moją działalność zdyskwalifikuje. Ale cóż poradzić. Pośród tych, którzy „zostali stworzeni z odpadów bożych”, nobody’s perfect..
Być może w świetle powyżej obnażonej prawdy, trzeba pogodzić się z tym, że – jak to ujął Jan Pietrzak: „ja niestety do tych nie należę, którzy powinni zajmować się Polską”. Być może jest to również dobra okazja dla dokonania krótkiej rekapitulacji. Jak pamiętają uczestnicy dyskusji na tym blogu, niektórzy z naszych rozmówców (pomimo deklarowanego przywiązania do standardów wolności słowa i demokratycznego dyskursu), dawali wyraz przekonaniu, że warunkiem owocnego dialogu, przynajmniej w takich dziedzinach, jak relacje polsko – żydowskie, polsko – niemieckie, polsko – amerykańskie, polsko – rosyjskie, jest przepełnione empatią zamykanie oczu na fakty. Sama świadomość, iż w każdej z tych relacji, to Polacy są stroną silniejszą, nie wystarczy. Najwyraźniej postawa zamykania oczu na fakty ma być - przynajmniej w opinii niektórych – probierzem naszej dobrej woli. Rozmawiać? Owszem, ale w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Z szacunkiem dla oczekiwań i wrażliwości drugiej strony. W sposób gwarantujący zdrowy consensus. Tytułem ilustracji, pozwolę sobie w tym miejscu przywołać wielekroć przypominane doświadczenia ks.prof. Waldemara Chrostowskiego w dialogu z judaizmem.
Ale warto spojrzeć na sprawę w szerszym kontekście. Od strony praktycznej, o której nie przeczytacie (bo profesjonaliści wiedzą, że pisać o tym nie wypada) w popularnej gazecie. W ciągu ostatnich lat, przy okazji różnych tak wirtualnych jak i „realnych” spotkań, miałem okazję przekonać się, że w opinii wielu osób, zajmowanie się takimi dziedzinami, jak pamięć o wielowiekowej polskiej gościnności, wymaga uprzedniego uzyskania koncesji. To prawda, mamy wolność zrzeszania się oraz społeczeństwo obywatelskie. Działalność w ramach tzw. III sektora jest czymś z wszech miar słusznym i pożądanym. Pod warunkiem jednak, że zajmują się nią nasi. Cóż w praktyce miałaby znaczyć owa naszość ? Tu opinie są zróżnicowane. Jej bliższe wskazanie zależy od konkretnego rozmówcy. Dla jednych sprowadza się ona do wierności ortodoksji, jaką wyznacza urząd nauczycielski „Gazety Wyborczej”. Dla innych jest ona immanentnie związana z intelektualnymi tradycjami „Tygodnika Powszechnego” i Forum ZNAK. Zdaniem innych, zajmowanie się takimi sprawami wymaga otrzymania odpowiedniej, niekoniecznie formalnej, licentia politica. A od kogo? W odpowiedziach na to pytanie znać pełny pluralizm. Jako potencjalnych „wystawców” owych nieformalnych licencji proponowano m.in. Jarosława Kaczyńskiego, Romana Giertycha, Donalda Tuska, o.Tadeusza Rydzyka, Jana Rokitę, Aleksandra Kwaśniewskiego, Andrzeja Leppera, Waldemara Pawlaka etc.etc. Inni moi rozmówcy przekonywali, że dotykanie zagadnień żydowskich, jeśli ma się odbyć bez szkody dla ogółu (a także dla samego dotykającego), powinno być uzgodnione, czy wręcz zsynchronizowane, z wystąpieniami ambasadora Państwa Izrael, przedstawicieli reaktywowanej w Warszawie loży B'nai’Brith, lub też któregoś z rabinów ruchu Chabad Lubavich. Znaleźli się wreszcie i tacy, którzy oświadczyli wprost, że warunkiem zdrowej debaty na temat historii, współczesności i przyszłości relacji polsko – żydowskich jest to, żebym „po prostu milczał”.
Gołym okiem widać, że próba wypracowania złotego środka między tymi propozycjami nastręcza nie lada kłopotów. Zdaję sobie też sprawę, że zawstydzający fakt, iż wśród osób związanych z Fundacją Paradis Judaeorum nie ma Żydów, może wzbudzać zdumienie. Muszę się zresztą przyznać, że od dłuższego czasu nie mogę się otrząsnąć z narastającego zdumienia. Zdumienia tempem, w jakim rozrasta się nasz świat nie przedstawiony. Nie mogę się otrząsnąć ze zdumienia zrodzonego na marginesie spraw Salomona Morela i Heleny Wolińskiej – Brus. Zdumienia z powodu niezaistnienienia debaty, którą w maju 2000 r. na łamach „Jidełe” (zob. „Wnuki ‘żydo-komuny’”) postulowali młodzi polscy Żydzi. Zdumienia indolencją władz Rzeczypospolitej wobec haniebnych i bezprawnych zachowań uczestników i organizatorów tzw. „Marszów Żywych”. Zdumienia z powodu braku reakcji na pogróżki Światowego Kongresu Żydów. Zdumienia z powodu niewszczęcia przez Jana Tomasza Grossa globalnej debaty o dziedzictwie szmalcownictwa żydowskich gestapowców z kierowanej przez Abrahama Gancwajcha organizacji „Żagiew”. Zdumienia z powodu braku reakcji na moje listy do ambasadora Pelega i do pani minister Anny Fotygi…
Szacunek do naszego dziedzictwa, do chrześcijańskiej i wolnościowej tradycji wspólnego dobra, któremu na imię Polska, może jednak i powinien mobilizować do czegoś więcej, niż tylko trwanie w zdumieniu.
Z tego powodu ośmielam się z uporem powtarzać za Herbertem: masz mało czasu trzeba dać świadectwo.
Zobacz:
http://bez-owijania.blogspot.com/2008/08/definicje.html
http://www.znak.org.pl/index.php?t=przeglad&id=2858
http://mementomori.salon24.pl/43614,index.html
http://mementomori.salon24.pl/8949,index.html
http://tekstowisko.com/michaltyrpa/52027.html
Zobacz także:
http://mementomori.salon24.pl/569,antysemityzm,tag.html
http://mementomori.salon24.pl/2692,Betar,tag.html
http://mementomori.salon24.pl/568,%AFydzi,tag.html
______________________________________________________
Przypomnijmy o Rotmistrzu. Let’s Reminisce About Witold Pilecki. Czytajmy „Raport Witolda”. Zachęcajmy do lektury innych. Podpisujmy list do Poczty Polskiej.
Więcej:
http://michaltyrpa.blogspot.com/
http://witoldsreport.blogspot.com/
Inne tematy w dziale Polityka