Ostatnio dużo się mówi o tym, że Premierem powinien być szef zwycięskiej partii. Podnoszony jest argument, że szef Rządu nie powinien mieć szefa. Tylko czy w kontekście polskiej Konstytucji taki pogląd jest uzasadniony? W Polsce Premier jest dopiero trzecia osobą w Państwie pod względem ważności. Marszałek Sejmu zajmuje drugie miejsce po Prezydencie. Czy zatem sytuacja, w której trzecia osoba w Państwie decyduje o tym kto będzie drugą jest zdrowa? Czy zdrowa jest sytuacja w której Sejm głosuje dokładnie tak jak chce tego Rząd, ponieważ Marszałek Sejmu może być w każdej chwili zdymisjonowany przez Premiera? W konstytucji jest ustanowiony trójpodział władzy. Tylko czy ma on faktycznie miejsce w sytuacji kiedy Sejm jest całkowicie podległy władzy wykonawczej?
Kiedy funkcję Marszałka Sejmu sprawowałby szef partii, która wygrała wybory, a Premierem byłaby inna osoba, wybrana przez większość sejmową, zaistniałaby wówczas sytuacja, w której faktycznie Sejm mógłby wykonywać swoją konstytucyjną rolę, czyli w sposób zupełnie jawny kontrolować władzę wykonawczą. To Marszałek Sejmu, jako szef zwycięskiej partii oraz większości parlamentarnej decydowałby, które ustawy kierowane do Sejmu przez Rząd byłyby umieszczane w porządku obrad w pierwszej kolejności, a które nie, ze względu na np. istotność polityczną. Zupełnie oficjalnie Posłowie rządzącej partii mogliby recenzować swój rząd poprzez, tak potrzebne każdej demokracji, debaty parlamentarne. Nawet różne napięcia pomiędzy Premierem a Marszałkiem i stojącą za nim większością parlamentarną byłyby czymś zupełnie normalnym, zdrowym i ze wszech miar pożądanym. Mogłoby to pomóc w wypracowywaniu najlepszych rozwiązań.
Zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebna do takiego rozwiązania jest duża dojrzałość, ale czy po dwudziestu sześciu latach demokracji nie jesteśmy gotowi?
"Największym znanym w historii polityki zagranicznej i najtragiczniejszym w skutkach złamaniem konsensusu była gra Donalda Tuska i innych ważnych przedstawicieli jego obozu z Rosjanami w sprawie obchodów katyńskich, przeciw własnemu Prezydentowi. Pana miejsce, Panie Premierze w Smoleńsku, po katastrofie, było w pozycji na baczność, w błocie i ciemności przy ciele Prezydenta, a nie w uścisku Putina. Z tego uścisku już się Pan nie wywinie. Nie zazdroszczę Panu." - A. Fotyga
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka