Według najnowszych standardów językowych zamiast o bólu, powinniśmy mówić o „bulu”, a w Sylwestra życzyć sobie „Dosiego roku”. Dlatego też o minionej Prezydencji Tysiąclecia trudno pisać inaczej niż per Prezydęcja.
Wiadomo że to niezmiernie ważne wydarzenie dla kanclerz Merkel, Donalda Tuska, przewodniczącego Europarlamentu Shulza, Platformy Obywatelskiej i jej akolitów. Ale nie tylko. Okazuje się jednak, że w wielu rejonach Polski w sylwestrową noc zanotowano histeryczny, zbiorowy płacz. Ptaki przestały trzepać skrzydłami, zwierzęta w Zoo ze łzami oddawały prezydęcję, śnieg na moment przestał padać i podniósł się stan wody na Bałtyku.
Żałobę po prezydęcji powstrzymała jedynie radość Duńczyków z otrzymania od nas tego cennego daru. Dziś w aptekach i na dworcach nie mówi się o niczym innym. Czy Dania odniesie przynajmniej porównywalny sukces? Spytajmy Angeli.
Felieton pojawił się - tradycyjnie - we wtorkowej
"Gazecie Polskiej Codziennie"
Jestem świadomym Polakiem, Europejczykiem i obywatelem tego świata. Możesz mnie też nazwać czujnym recenzentem rzeczywistości.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka