Wojna domowa zawsze towarzyszyła wyłanianiu się w Europie ustrojów demokratyczno-liberalnych. Radykalny konflikt w łonie tego samego narodu nie jest czymś wyjątkowym, wręcz przeciwnie, towarzyszył zawsze narodzinom współczesnego świata. Aby zbudować system kapitalistyczny i ustrój demokratyczny społeczeństwa Anglii czy Francji – o czym zapominają nasi intelektualiści – przeżyły, rewolucje, krwawe wojny domowe, restauracje i takie natężenie nienawiści pomiędzy np angielskimi purytanami i katolikami w XVII wieku, że starcia zwolenników PiS i PO wydają się tylko polityczna przygrywką do czegoś bardziej zdecydowanego.
W XVII wieku w Anglii rzeczywiście żyły dwa narody. We Francji w wieku XIX i XX także, dopiero druga prezydentura Mitterranda w latach 80 -- tych zlikwidowała ten podział. Dlaczego Polska ma być wyjątkiem? Dlaczego u nas w kraju rozdzieranym aktualnie przez sprzeczności, które nigdy nie miały miejsca na zachodzie Europy, ma królować tolerancja wzajemna wyrozumiałość i kultura polityczna rodem z klubów angielskich dżentelmenów z drugiej połowy XIX wieku ?
Zdumiewające jest raczej to, że konflikty rozdzierające społeczeństwo polskie – których kumulacja w jednym miejscu i jednym czasie jest nieporównywalna z żadnym innym procesem wyłaniania się ustroju liberalno-demokratycznego na zachodzie Europy – nie doprowadziły do gwałtownych rozruchów buntów i krwawych zamieszek czyli tego o czym czasami marzą polscy poeci. Bo przecież tylko rzut oka na nasza trzecia niepodległość wystarczy, by sobie uświadomić, że takiego nagromadzenia sprzeczności Polska nie przeżywała nigdy w swojej historii.
20 lat temu w 1989 r. Polska w wyniku obrad „okrągłego stołu” odzyskuje niepodległość i próbuje wprowadzić w tym samym czasie kapitalizm i demokracje.Nigdy w żadnym kraju nie instalowano wolnej gospodarki jednocześnie z wolnymi wyborami. Taka figura ustrojowa przerastała wyobraźnie teoretyków ekonomii. Badacze ekonomii podkreślali , że relacja pomiędzy kapitalizmem i demokracja jest asymetryczna to znaczy, ze demokracja może powstać w wyniku stopniowego wprowadzania w ustroju gospodarczym kraju reform kapitalistycznych, jednak wcale nie musi. Kapitalizm może funkcjonować równie dobrze a czasami nawet lepiej w państwach autorytarnych lub nawet dyktatorskich.
Przykład Japonii i „rewolucji Meiji” czyli reform prokapitalistycznych wprowadzonych w latach 1862-1912 przez oświeconych samurajów dowodzi niezbicie, że najpierw wprowadzony kapitalizm zapoczątkowuje demokratyzacje systemu politycznego. To samo powtarza się w tych krajach wschodnioazjatyckich, które wybrały model rozwojowy Japonii czyli Tajwanie, Korei Południowej, Singapurze. Demokracja jest następstwem kapitalizmu. Czy to właśnie jednoczesne wprowadzenie demokracji i kapitalizmu w Polsce nie doprowadziło w bardzo krótkim czasie do procesu oligarchizacji zarówno ekonomii jak i polityki?
Na tego typu pytanie radykalni przeciwnicy procesu transformacji polskiej gospodarki po 1989 r. odpowiadają, że w Polsce w tym okresie nie wprowadzano kapitalizmu, lecz wręcz przeciwnie - uniemożliwiono jego powstanie. Ich zdaniem elity polityczne krajów komunistycznych zdawały sobie sprawę z niemożności kontynuowania polityki opartej o zasady socjalizmu w gospodarce globalnej w której fundamentem jest kapitalizm finansowy. W czerwcu 1986 r. PRL została członkiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju jednocześnie Sejm – w tym samym roku – uchwala ustawę zezwalająca na tworzenie spółek z udziałem kapitału zagranicznego.
Mechanizm prawny powstawania tych spółek jest prosty - każdy emigrant, który chce zainwestować pieniądze, musi zakładać interes z partnerem krajowym, któremu zgodę na prowadzenie takiej działalności wydaje MSWiA. W 1988 r. Sejm uchwala ustawę o „wolności gospodarczej”. W styczniu 1989 r. Sejm PRL uchwala ustawę pozwalająca zakładać prywatne banki. Z perspektywy czasu wydaje się prawie pewne, ze proces wprowadzania kapitalizmu w Polsce jest niemal całkowicie kontrolowany przez komunistyczną elitę władzy, wydaje się, ze można jednak pójść w tym rozumowaniu dalej ; między 1986-1989 r. odbywa się w Polsce rewolucja społeczno-gospodarcza, której zakończeniem i ukoronowaniem jest rewolucja polityczna czyli obrady „okrągłego stołu” w 1989 r.
Faktu tego nie akceptuje PiS, który chce powrotu do 1989 r. i budowy III Rzeczpospolitej od początku co jest kompletną utopią. PO natomiast zrezygnowało z reformowania państwa, ponieważ obsesją jej czołowych polityków, wyrażających interesy klasy panującej, jest niedopuszczenie PiS –u do ponownego rządzenia. Innymi słowy w Polsce nie ma aktualnie alternatywy między rewolucją a reformą, czyli nie ma żadnej wojny domowej. W naszym kraju mamy do czynienia z wielkim medialnym spektaklem, w którym „wojna domowa” odgrywa rolę serialu telewizyjnego napędzającego kase medialnym koncernom.
Jednak wyborcy przede wszystkim ci spoza żelaznych elektoratów obu partii pójdą do wyborów i będą wybierali nie pomiędzy „dobrem” czyli PiS (albo PO) a „złem” czyli PO (albo PiS) tylko pomiędzy partiami, które całkowicie lub prawie całkowicie zawiodły w ostatnich 6 latach. Wyborcy ci wiedzą, że w demokracji nie wybiera się między „dobrem” i „złem” tylko wybiera się „mniejsze zło”. Która z partii jest „mniejszym złem” PiS czy PO ? Odpowiedź na to pytanie wśród tych, którzy nie wiedzą dzisiaj na kogo będą głosować zadecyduje o wynikach wyborów.
Piotr Piętak redaktor portalu mediologia.pl Zapraszam na Darmowy Kurs Linux
Inne tematy w dziale Polityka