Szum informacyjny staje się coraz mniej jasny, a bardziej mętny. Każdy staje się autorytetem. Tłumy są skonfundowane i czekają na wybawcę, niekoniecznie na białym koniu. Ochlokracja w pełni, a napędzają ją przede wszystkim social media.
Obecnie na świecie nie ma dominującej siły. USA są zdyskredytowane po haniebnej porażce w Afganistanie, co zostało skrzętnie wykorzystane przez Rosję i Białoruś wywołując zamieszanie na granicy polsko-białoruskiej. Czy Rosja posunie się dalej? Czy zaatakuje Ukrainę, a potem będzie brnąć dalej aż do odzyskania utraconych wpływów po rozpadzie ZSRR? Jeżeli tak zwany Zachód będzie wciąż ignorował niepokojące sygnały, a jednym narzędziem do sprzeciwu będą sankcje, to niestety ale Polska może czuć się w realnym zagrożeniu.
Polska, będąc między młotem a kowadłem, musi przede wszystkim postawić na znaczący rozwój własnej armii, gdyż siły NATO mogą okazać się opieszałe i w konsekwencji bezsilne. Gdyby Polska miała milionową armię, to czy Rosja aż tak bardzo by hulała nieopodal naszych granic? Nie sądzę. Zamiast na przeróżne socjalne, polski rząd powinien postawić na obronę, co jest jednym z podstawowych funkcji państwa.
Wiele osób zadaje sobie fundamentalne, a zarazem sentymentalne pytanie. Czy będzie wojna, taka jak kiedyś? Jeżeli kryzys gospodarczy, brak przywództwa oraz dezinformacja będą dalej galopowały to wtedy tylko kwestia czasu, kiedy nastąpi punkt zapalny. Gdzie? Niekoniecznie na Ukrainie. Prawdopodobnie w najmniej oczekiwanym miejscu. Czyżby Kazachstan?
Podróżuję po świecie. Obecnie mieszkam w Buenos Aires i sceptycznie obserwuję sytuację w Polsce.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka