Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
84
BLOG

Polacy nie tylko w armiach zaborców

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 3
Polskim chłopom walczącym w armiach zaborczych było zupełnie obojętne po której stronie polegną i jakiej narodowości kapral się nad nimi znęca... I w sumie było tak przez cały okres napoleoński... W armii francusko-polskiej przynajmniej nie było kar cielesnych.

Po klęsce Powstania Kościuszkowskiego pojawiły się pierwsze koncepcje zachowania polskich oddziałów wojskowych poza granicami byłej Rzeczpospolitej. W listopadzie 1794 roku Jan Henryk Dąbrowski proponował wyprowadzenie poprzez Śląsk, w stronę Renu reszty wojska polskiego. Dokąd i po co? Do rewolucyjnej Francji? Kościuszko byłby wodzem... Projekt nie zyskał poparcia, kto zresztą miał go wtedy poprzeć. Świadomość klęski była większa od świadomości nowych celów, a środków na realizację takich planów nie było żadnych. Dąbrowski w tym okresie jest zresztą zdezorientowany, podobnie jak większość polskich oficerów. Zdarzało mu się i wcześniej i później, że z jednej ostateczności wpadał w drugą. Usiłował nawet współpracować z Targowicą i Sejmem Grodzieńskim, aby uratować resztki armii polskiej, brał udział w Powstaniu Kościuszkowskim, poddał się wreszcie Suworowi 18 listopada w Radoszycach i praktycznie był jeńcem rosyjskim do momentu wydania Warszawy Prusakom w styczniu 1796. Rok później zaborcy podpisują konwencję w Ratyzbonie, która przekreśla ostatecznie istnienie państwa Polskiego. Armia pozostała na polu bitwy, lub w niewoli, rekruci powrócili na rolę, a komu się udało, to uciekł do Galicji. Galicja nie zawsze okazywała się jednak spokojną przystanią. Pytanie – co zrobić ze zdemobilizowaną i zdemoralizowaną armią? Wielu byłych polskich żołnierzy, którzy trafili do Galicji, wcielono siłą do armii austriackiej, gdzie służyli obok galicyjskich chłopów.

Dobrym przykładem, jak różnie może się potoczyć życie, są losy braci polskiego żołnierza i pamiętnikarza, Stanisława Broekere. Pisze on:

„O moich trzech braciach dowiedziałem się co następuje: pierwszy dosłużył się w armii pruskiej w Hanowerze 1805 roku stopnia porucznika, wziął dymisję i przeszedł na stronę Anglii, a odtąd nic o nim nie słyszałem. Drugi brat został także porucznikiem w pułku, który stał w Monasterze (Munster); przy kapitulacji w Hameln poddał się ten pułk, brat mój uwolniony za złożeniem słowa honoru, wstąpił do wojska holendersko-francuskiego i był w tym samym korpusie, który niegdyś oblegał Hameln, był także z Holendrami w hiszpańskiej wojnie. W 1814 roku wziął dymisję z rangą pełnego porucznika, następnie powrócił do rodzinnego miejsca, gdzie w 1830 roku życie zakończył. Trzeci był chorążym w pułku piechoty, który stał we Wrocławiu. Po bitwie pod Jeną udał się na południe i wstąpił do austriackiego wojska do 2. Pułku strzelców tyrolskich jako podporucznik. Odbył kampanię 1809 roku, uczestnicząc w bitwach pod Aspern i Wagram, w 1813 roku ranny w kolano, podał się do dymisji i powrócił jako pełny porucznik do swojej ojczyzny, gdzie umarł w 1852 roku.”

Praktycznie we wszystkich armiach zaborczych, a także w wielu armiach europejskich, znajdziemy Polaków. Prusacy i Rosjanie przeprowadzali na swoich terytoriach normalny pobór polskiego rekruta i przyjmowali w swoje szeregi chętnych oficerów... A było ich nadspodziewanie wielu, tak wielu, że tworzono regularne polskie oddziały. To Polak, rosyjski generał Eufemiusz Czaplic, dał się we znaki Polakom w kampanii 1812... W Warszawie i Grodnie działali werbownicy brytyjscy werbujący do swojej „legii polskiej”. Polaków werbowali rojaliści francuscy, Burboni hiszpańscy. Swoich polskich ułanów tzw. „szwadrony bośniackie” mieli i Prusacy i Austriacy. Austriacki 1 pułk polskich ułanów walczył dzielnie przeciwko Francuzom we Włoszech, a pod Hohenlinden austriaccy Polacy, dawni żołnierze kościuszkowscy, starli się z francuskimi Polakami prowadzonymi przez Kniaziewicza. Polski ochotniczy pułk ułanów austriackich bił się z Francuzami nad Renem i w Niderlandach. W bitwach pod Amberg i Wűrzburgiem Polacy galicyjscy bili się po stronie austriackiej, a ich bohaterskie czyny opisze potem Antoni hr. Karśnicki w poemacie „Przypomnienia wojenne z roku 1796 i 1797 nad Renem”. Jak się szacuje, w samej armii austriackiej służyło w okresie napoleońskim około 20 000 Polaków. W skład armii austriackiej generała Beaulieu wchodził m.in. 1 pułk ułanów Meszaros niemal w całości składający się z Polaków, który w czasie kampanii włoskiej odznaczył się w bitwach pod Lodi i Valleggio. Generał Dąbrowski organizował legiony właśnie spośród austriackich Polaków. Już w roku 1797 pod sztandary legionów trafiło ponad 6000 Polaków z armii austriackiej. Tysiące Polaków z zachodnich guberni Rosji służyło w armii rosyjskiej, także w narodowych pułkach, np. ułańskich, walcząc w 1812 roku przeciwko Wielkiej Armii, w tym przeciwko rodakom z Księstwa. Prawdopodobnie wielu polskim chłopom walczącym w armiach zaborczych było zupełnie obojętne po której stronie polegną i jakiej narodowości kapral się nad nimi znęca... I w sumie było tak przez cały okres napoleoński... W armii francusko-polskiej przynajmniej nie było kar cielesnych. Generał Kukiel pisze:

W uroczej Nadrenii bić się musieli legioniści z rodakami własnymi. Ułani galicyjscy pod dowództwem hr. Merfelda wraz z szeklerami Wallmodena zapędzili się w okolice Kehl na wyprawę partyzancką. Ruszył przeciw nim Fiszer z batalionem piechoty i szwadronem kawalerii francuskiej. Pod Altenburgiem oskrzydlony przez ruchliwego wroga, odcięty od Kehl, porzucony przez swoją jazdę, która na własną rękę się salwowała, Fiszer nadstawiał się z życiem, lecz lekko tylko raniony w niewolę się dostał. – Ogarnięty wściekłością na widok Polaków bijących się przeciw Polakom – raportował później Kościuszce – bo ułani austriaccy z naszego przeważnie są kraju, nie mogłem się wstrzymać by nie powiedzieć hr. Wallmoden, oddając mu się jako jeniec, że o jedno go proszę, by nie oddawał mnie pod eskortę oficera ułańskiego; na pytanie zaś dlaczego? Odrzekłem otwarcie, że nie dziwię się wprawdzie prostym żołnierzom Polakom, że służą w armii austriackiej, zostali bowiem do tego przymuszeni, ale każdego oficera Polaka, który zgodził się dobrowolnie służyć jednemu z trzech mocarstw... poczytuję za niegodnego tego miana.”

A jak już człowiek służył w jakiejś armii, to chciał się bić dobrze, aby się wybić. Między jeńcami pod Ratyzboną cesarz zauważył wyróżniającego się młodzieńczą postawą oficera, Ignacego Ledóchowskiego. Kazał go do siebie przywołać i spytał jak się nazywa. Zmarkowawszy po nazwisku, że jest Polakiem, rzekł:

I po co służysz zaborcom twego kraju? – po czym nie czekając na odpowiedź pomknął naprzód. Rannego jeńca, Polaka, cesarz zapytał przez tłumacza, czy nie wie, że on chce Polskę odebrać tym, co ją rozszarpali, i Polakom zwrócić? Ułan odrzekł na to śmiało:

Wiem, że gdyby do naszego regimentu przyjechał polski oficer, cały poszedłby za nim, ale w chwili kiedy każą iść do szarży, trzeba dobrze iść, żeby nie powiedziano, że Polacy źle się biją”.

Od służby w armii pruskiej do służby w armii polsko-francuskiej czy w Legionach był czasem tylko jeden krok. Często decydował przypadek, znajomości, powiązania towarzyskie i rodzinne. Zwykłą praktyką było wcielanie wziętych do niewoli Polaków z armii pruskiej do swoich oddziałów, jak np. w wypadku tzw. Legii Północnej, tworzonej przez Napoleona we wrześniu 1806. Z kolei Polacy wzięci do niewoli we Włoszech, na San Domingo czy później, trafiali do oddziałów brytyjskich. Podczas wojny w Hiszpanii odnajdujemy Polaków oczywiście w formacjach czysto francuskich, ale i… brytyjskich. Chodziło w tym wypadku przeważnie o polskich jeńców, którzy woleli zaciągnąć się do armii brytyjskiej niż trafić do niewoli na osławione pontony, czyli statki więzienia.

Polacy na służbie austriackiej wstępowali do legionów przeważnie dopiero wtedy, gdy dostali się do niewoli we Włoszech. Wcześniej pewnie nawet nie wiedzieli o ich istnieniu albo nie przywiązywali do tego większej wagi. Także wiele lat później, w roku 1809, Napoleon wchodząc na terytorium Austrii polecił swojemu adiutantowi Dezyderemu Chłapowskiemu odszukać służącego w szwoleżerach porucznika Łukasza Wybickiego (syna Józefa), któremu zlecił napisanie odezwy do Polaków w armii austriackiej.

Józef Zauski wspominał: Gdyśmy przyszli pod Linz, Napoleon kazał porucznikowi Wybickiemu, synowi zasłużonego później wojewody Wybickiego, drukować krótką odezwę do Polaków pozostających w służbie austriackiej, żeby do nas przechodzili. Odezwę tę rozdawali nasi żołnierze ułanom arcyksięcia Karola, tylne straże swego wojska trzymającym, lecz mało zrobiły skutku. O ile pamiętam jeden tylko kapral z 12 ułanami przybył do nas, a po bitwie pod Wagram dwóch ułanów z pułku Merveldta. Dalej pisze jak to do miasteczka Lambach przybyło trzech parlamentariuszy austriackich z 3 pułku ułanów arcyksięcia Karola. Wszyscy trzej byli Polakami i zakwaterowano ich na noc razem z polskimi szwoleżerami:

„W moim oddziale 3. kompanii był brygadier odznaczający się, z pułku 3. ułanów Księstwa Warszawskiego przybyły, nazwiskiem Zaorski. Ten pewnego dnia w marszu spotkał między jeńcami rannymi rodzonego brata swego, starszego wiekiem, wiezionego na wozie, wachmistrza w pułku arcyksięcia Karola, mocno plejzerowanego. Był to dla nas rzewny, a zarazem rozdzierający widok: dwóch rodzonych braci przeciwko sobie walczących.”

Polacy walczyli z Polakami w bitwach pod Essling i Wagram, kiedy to, jak wspomina Załuski, „obie strony wyzywały się najobelżywszymi wyrazami w mowie rodowitej..." Ten motyw walki bratobójczej przewijać się będzie przez cały okres wojen napoleońskich i to na wszystkich frontach... Pierwsi twórcy polskich formacji zbrojnych poza krajem wiedzieli chyba, że nie uda się zwerbować dla sprawy polskiej wszystkich Polaków walczących w obcych armiach, byli jednak rozczarowani brakiem patriotyzmu wielu polskich oficerów służących w armiach zaborców.


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo