Za decyzję o rozpoczęciu powstania w Warszawie odpowiadały politycznie trzy osoby – Bór-Komorowski, dowódca AK, Jan Stanisław Jankowski – delegat rządu na kraj w randze wicepremiera i Kazimierz Pużak, jako przewodniczący Rady Jedności Narodowej, parlamentu polski podziemnej. Rząd londyński zajmował dwuznaczne stanowisko, a Wódz Naczelny, Kazimierz Sosnkowski, był zdecydowanie przeciwny.
Nie jest powszechnie znany fakt, że przed Powstaniem były szef koncesjonowanej przez Niemców polskiej Rady Głównej Opiekuńczej, hrabia Adam Ronikier prowadził rozmowy z Niemcami, mające na celu zapobieżenie wybuchowi Powstania.
Niemcy bowiem doskonale orientowali się w nastrojach panujących w Warszawie i jakoby dążyli do porozumienia z dowództwem Armii Krajowej. Generalnie chodziło im o zneutralizowanie Armii Krajowej w obliczu ofensywy sowieckiej. Stronę niemiecką reprezentował w tych rozmowach szef krakowskiego Gestapo obersturmbannführer Hans Schindhelm. Oddajmy głos Adamowi Ronikierowi:
"Zakomunikowałem panu Schindhelmowi, że w gronie mych najbliższych przyjaciół rozważyliśmy wszystkie ewentualności i doszliśmy do zgodnego przekonania, że powstanie da się zażegnać jedynie wtedy, gdy ze strony niemieckiej dokonany zostanie czyn o charakterze „grosszügig”, który by sytuację wzajemnych stosunków zasadniczo był w stanie zmienić. Takim czynem jedynym, który nam się wydaje wskazanym, a realnie możliwym do wykonania, mogłoby być oddanie Warszawy przez Niemców dobrowolne, bez wystrzału w ręce AK, i to wraz z odpowiednim terenem obejmującym najbliższe powiaty, a co najmniej takim, który by obejmował potrzebne dla lądowania lotniska dla sprowadzenia z Anglii na drodze lotniczej odpowiedniej jednostki wojskowej polskiej, złożonej co najmniej z dwóch dywizji, a także przyjazdu przedstawicieli władz polskich. Rozwinięty przeze mnie w ogólnych zarysach plan ów, widziałem od razu, że podobał się bardzo panu Schindhelmowi, który go nawet dalej w szczegółach ze mną omawiać zaczął i widział w nim wiele cech politycznych, mogących dokonać zasadniczej zmiany w stosunkach pomiędzy Niemcami a Polakami, nie naruszając stosunku tych ostatnich do sojuszników anglosaskich, widział on w tym nawet rys projektu nader pożyteczny i według niego czyniący go bardzo interesującym. Prawie bez wahania oświadczył mi, że się zaraz porozumie z Berlinem i o rezultacie swych zabiegów mi zakomunikuje, zaś prosił bym zapewnił sobie stawienie się na czas pełnomocników AK dla ostatecznego porozumienia. Wróciłem do siebie pełen otuchy, opracowując już w myśli wszystkie szczegóły tego, co miało nastąpić w razie przychylnej decyzji, na którą tym razem zdawało mi się, że mam prawo liczyć. Niestety, niedługo mogłem się oddawać weselszym myślom, gdyż zatelefonowawszy zaraz do Warszawy, by się upewnić co do przyjazdu osób upoważnionych do pertraktacji ze strony AK, dowiedziałem się, że na ich przyjazd w najbliższej przyszłości nie można liczyć — wyciągnąłem z tego, jak się później okazało, zupełnie niesłuszny wniosek, że powstanie nie jest sprawą w danej chwili tak aktualną."
Cóż, inicjatywa hrabiego Ronikiera nie zyskała po prostu ani uznania dowództwa AK, ani cywilnych przywódców Rady Jedności Narodowej. Uważano że jakakolwiek forma porozumienia z Niemcami będzie źle odebrana przez „sojuszników naszych sojuszników”. Co było potem? Wszyscy wiemy!
Pytanie, czy inicjatywa Ronikiera była istotnie rozważana przez przywódców Rady Jedności Narodowej. Czy dotarła do jej przewodniczącego Kazimierza Pużaka - praktycznie prezydanta Polski Podziemnej? Pużak przez cały okres swojej działalności podkreślał, że nie ma nic przeciwko powstaniu. Było bowiem zapisane w programie PPS-WRN, że cała działalność Polskiego Państwa Podziemnego powinna prowadzić do przeprowadzenia takiego powstania. Po to przecież była cała konspiracja, po to utworzono ZWZ-AK. Zastrzegał jednak, że powinno do tego dojść w dogodnym momencie w porozumieniu z sojusznikami i przy odpowiednim wsparciem militarnym aliantów. Koncepcja ta, jak wiadomo, została następnie ograniczona do terenu Warszawy w ramach planu „Burza”, przy czym wsparcie ze strony sojuszników sprowadziło się ostatecznie do prób zrzutów broni.
Latem 1944 roku Pużak podtrzymywał nadal swoje wcześniejsze zastrzeżenia, m.in. o terminie powstania i wsparciu aliantów, ale nie ma śladów, aby aktywnie przeciwstawiał się jego wybuchowi. Zdaniem innego prominentnego socjalisty, Zbigniewa Zaremby, Pużak jednak miał duże wątpliwości:
– Nie podzielał naszych nastrojów. Mówił o niebezpieczeństwie rozpalenia walki bez pewności czy Czerwona Armia przyjdzie z odsieczą i nade wszystko bez zapewnienia wystąpieniu zbrojnemu osłony z powietrza
We wspomnieniach omija delikatnie sam moment podjęcia ostatecznej decyzji pisząc, że nie był wtedy w stanie stawić się na spotkanie z Borem i Jankowskim. Tu uwaga dotycząca późniejszej redakcji jego wspomnień w drodze do paryskiej Kultury. Czy może i w tym punkcie dokonano pewnej korekty? Tego nie wiemy, ale jeżeli relacja Zaremby jest prawdziwa to na pewno nie był do końca pewien, czy moment wybuchu powstania jest odpowiedni.
Decyzję podjął wtedy delegat rządu - Jan Jankowski i Bor-Komorowski, naciskani mocno przez Okulickiego, który twierdził, że sowieckie czołgi są już na Pradze, co nie było prawdą. Pużak zatwierdził tę decyzję post factum w ramach, jak to określił, konieczności zgody narodowej w tak ważnym momencie historycznym. Truizmem jest tu za cytowanie doktryny militarnej mówiącej, że walkę należy podejmować tylko jeżeli są szanse na zwycięstwo.
Ale przecież… jeżeli we wrześniu 1939 roku nie udało się obronić Warszawy dysponując regularną, dobrze uzbrojoną armią więc jak można było tego dokonać w sierpniu 1944 roku wysyłając do walki chłopców z kilkoma pistoletami i butelkami z benzyną? To nie był rok 1918 kiedy na ulicach warszawy licealiści rozbrajali zdemoralizowanych Niemców.
Znając wyniki powstania, milczącą zgodę Pużaka wypada uznać za błąd polityczny, który doprowadził do całkowitego niemal niszczenia stolicy. Czy doszłoby do takiej tragedii, gdyby się aktywnie sprzeciwił? Przeciwko powstaniu był przecież polski Wódz Naczelny generał Sosnkowski, którego brak zgody na wybuch po prostu zlekceważono, przeciwko był także generał Anders, który uznał powstanie wręcz za zbrodnię i nawoływał do osądzenia osób odpowiedzialnych za jego wywołanie. Sosnkowski wysłał zresztą do Warszawy generała Okulickiego, aby nie dopuścił do wybuchu. Okulicki z niewiadomych przyczyn stał się nagle największym orędownikiem powstania, które przyniosło korzyść tylko sowietom.
Natomiast premier Rządu RP, Stanisław Mikołajczyk, traktował powstanie jako element rozgrywki politycznej ze Stalinem i w sumie odpowiedzialność za wybuch powstania spada w znacznym stopniu na niego. Przed odlotem na negocjacje w Moskwie bez wiedzy prezydenta, rządu oraz Naczelnego Wodza wysłał 26 lipca 1944 roku do kraju depeszę, która brzmiała: „Na posiedzeniu Rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca Was do ogłoszenia powstania w momencie przez Was wybranym.” Co w tej sytuacji miał do powiedzenia Pużak, który nie był wojskowym, co może go w pewnym stopniu usprawiedliwiać.
Krytyka powstania przez długi czas uważana była z pokłosie propagandy komunistycznej i jeszcze dziś jest to niepoprawne politycznie. Mówi się natomiast chętnie o „moralnym zwycięstwie”! Funkcjonują także co najmniej dwa mity na temat przydatności powstania warszawskiego w naszej historii. Pierwszy tłumaczy, że dzięki powstaniu Sowieci nie zdecydowali się na przyłączenie Polski do ZSRR, drugi mówi, że Sowieci nie interweniowali w Polsce w roku 1981, także obawiając się wybuchu kolejnego powstania, przed czym przestrzegał Breżniewa I sekretarz PZPR Stanisław Kania podczas wizyty w Moskwie.
Natomiast fakt pozostaje faktem, że Kazimierz Pużak był czołową postacią polskiego podziemia podczas drugiej wojny światowej, wartą godnego upamiętnienia. Prezydent Raczkiewicz wyznaczył go zresztą na swojego następcę zgodnie z konstytucji z 1935 roku. Pużak odmówił jednak wyjazdu do Anglii, aby zastąpić prezydenta, mówiąc, że jego miejsce jest w Polsce. Miało to dla niego fatalne osobiste konsekwencje, także i wtedy, gdy ponownie odmówił zgody na wyjazd z Polski już po powrocie z Moskwy.
Warto też podkreślić zdecydowaną odmowę Pużaka na propozycję współpracy z KRN, a następnie opór przeciw akcji zjednoczeniowej PPR-PPS, na tle tego, co robili inni politycy i oficerowie. Wielu przedstawicieli obozu londyńskiego starało się odnaleźć w nowej sytuacji politycznej, czego najlepszym przykładem był Mikołajczyk, Korboński, Stańczyk, Strasburger... Do tego generałowie – Tatar, Rzepecki, Modelski, Rommel, Kirchmayer i inni… Na przełomie lat 40-tych i 50-tych 80 procent kadry oficerskiej LWP stanowili przedwojenni oficerowie. Nawet wicepremier ostatniego rządu II RP, Eugeniusz Kwiatkowski przyjął stanowisko Delegata Rządu do Spraw Wybrzeża, a później Gierek konsultował z nim budowę Portu Północnego. Ostatecznie do PRL-u przyjechał nawet premier rządu londyńskiego, Stanisław Cat-Mackiewicz, którego walizki na lotnisko uprzejmie zanieśli agenci bezpieki. W Londynie pozostała garstka niezłomnych, a złośliwi twierdzili, że zostali tam dlatego, że nowy reżim nie miał już dla nich propozycji intratnych stanowisk.
W samym PPS część działaczy wykazało wtedy daleko idącą „elastyczność”. Przykładem Cyrankiewicz, który miał zostać następcą Pużaka na stanowisku Sekretarza Generalnego PPS. I w sumie zachował swoją wiodącą pozycję w nowej sytuacji politycznej. Czy podobną decyzję mógł także podjąć Pużak w imię ratowania tego, co dało się jeszcze uratować z tej katastrofy?
Kazimierz Pużak został upamiętniony dwoma tablicami - jedną na jego domu na ulicy Byczyńskiej 1, a drugą na domu Spółdzielni Mieszkaniowej Powiśle, przy Al- 3-go Maja 2, której był założycielem. Jego imieniem zazwano takżę jedną z sal w Sejmie. Na takie upamiętnienie Pużaka zareagował negatywnie jeden z jego wnuków, uważając to za wręcz niemoralne.
- Bo przecież Dziadek zburzył Warszawę...
Inne tematy w dziale Kultura