Oczywiście wszyscy odpowiedzą na to pytanie twierdząco, dodając często, że Szwecja jest jednym z najbardziej demokratycznych krajów świata. Czy w Szwecji jest wolność słowa? Och, jak w ogóle można zadawać takie absurdalne pytania... Czy Szwedzi korzystają jednak ze swojej wspaniałej demokracji i z wolności słowa? Na to pytanie nie ma już jednoznacznej odpowiedzi...
Szwecja ma bardzo krótką tradycję demokratyczną. Praktycznie demokracja w dzisiejszym rozumieniu tego słowa pojawia się dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym, z powszechnym prawem głosu, w tym dla kobiet i normalnymi partiami w parlamencie.
To zacofanie wynikało z tego, że przez cały XIX wiek warstwy rządzące w państwie rodziny Bernadotte były w posiadaniu takich struktur sprawowania władzy i nacisku na społeczeństwo, że możliwe było zdominowanie społeczeństwa bez odwoływania się do przemocy. W interesie władzy leżało bowiem takie jej sprawowanie, aby społeczeństwo akceptowało swoje położenie. W podręczniku akademickim o historii politycznej Szwecji określone jest to mianem “soft power”... Funkcjonowało to w ten sposób, że w przeciwieństwie do systemu sprawowania władzy, w którym państwo odwołuje się do przemocy i represji, budowa struktur społecznych przebiegała w Szwecji w sposób, który nie był odbierany przez społeczeństwo jako wymuszony siłą. Nawet reforma rolna (enskifte), która likwidowała tradycyjną strukturę wsi, odbyła się bez wstrząsów społecznych, mimo że odrywała ludzi od swoich dotychczasowych miejsc zamieszkania. Nadwyżka populacji trafiła wtedy do miast, a ludzie zamiast zajmować się polityką, musieli po prostu zajmować się własnym losem nie widząc jego związku z polityką.
Szwedzki historyk, Herman Lindqvist napisał, że takie gwałtowne przemiany społeczne, wymuszone poniekąd przez państwo, doprowadziłyby do rewolucji w każdym kraju, z wyjątkiem… Szwecji. Tu ludzie pokornie zgadzali się na wszelkie niedogodności i zmiany i ta cecha pozostała im do dziś. W Szwecji starano się w każdym razie odwoływać się do takich wartości i takich rozwiązań, które uznawane były za uniwersalne i mogły zostać zaakceptowane przez wszystkich. Później takie postępowanie zaczęto nazywać inżynierią społeczną.
Niewątpliwie społeczeństwo szwedzkie w XIX wieku należało do najbardziej biernych politycznie w Europie. Lindqvist porównuje Szwecję w tym okresie do dzisiejszych zacofanych państw tzw. trzeciego świata. Ludzie nie interesowali się polityką, nie zajmowali się polityką, żyjąc w kręgu spraw rodzinnych i problemów bytowych. Autor szwedzkiego podręcznika akademickiego, Tommy Möller, (s. 34) nazywa to “obywatelską pasywnością i uległością”, której przyczyn doszukuje się w opiniotwórczej roli kościoła luterańskiego nakazującego uległość i respekt wobec władz i godzenie się ze swoim losem.
Państwo wpływało zatem na “proces socjalizacji” w taki sposób, aby zachować swoją polityczną hegemonię i nie dopuścić do tego, aby sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Reasumując - hegemonia państwa oznaczała wykonywanie władzy oparte na świadomym wpajaniu w “poddanych” pewnej wizji rzeczywistości, pożądanych norm postępowania i kreowania jednostkowych postaw. Wykształcone w ten sposób pojęcie poprawności politycznej, przy wydatnej pomocy kościoła protestanckiego, usuwało od razu na margines, albo na emigrację, jednostki, które tej poprawności nie chciały przestrzegać. Katolików np. skazywano na banicję i tu państwo używało przemocy... W XIX wieku emigrowało dobrowolnie ponad 1,5 miliona Szwedów. Zostali ci, którzy akceptowali system, albo musieli mu ulec, bo nie mieli dość siły, aby mu się przeciwstawić, bądź emigrować. W Szwecji pozostali ludzie, którzy – mówiąc obrazowo – w swoim bagażu mieli bardzo “łagodny” materiał genetyczny, ludzie, którzy byli w stanie dostosować się do systemu lub pogodzić się nawet z niewygodną rzeczywistością. Ludzie z wojowniczym i “agresywnym” materiałem genetycznym albo wyginęli w wojnach XVII i XVIII wieku, albo wyemigrowali ze Szwecji. Policja i aparat represji nie były w tej sytuacji potrzebne, tak jak w innych krajach,.
Przez cały XIX wiek poszerzano jednak w Szwecji prawa wyborcze, co w sumie nie miało większego znaczenia, ponieważ ludzie i tak nie głosowali. Frekwencja wyborcza wynosiła czasem zaledwie 3% uprawnionych do głosowania. Po co ludzie mieli głosować w sytuacji, gdy ich głosy nie miały najmniejszego wpływu ani na sam system władzy, ani na sposób jej sprawowania, nie mówiąc już o sytuacji osobistej. Przez kolejne kilkadziesiąt lat poszerzano prawa wyborcze, starając się przekonać społeczeństwo, że oznacza to poszerzenie demokracji, a samo głosowanie jest równoznaczne z faktyczną demokracją. W ostatnich latach frekwencja wyborcza wynosi już kilkadziesiąt procent, ale czy frekwencja jest równoznaczna z demokracją? Czy też demokracja razem z debatami, wyborami, głosowaniem itp., to tylko spektakularny teatrzyk dla galerii, a sama władza i tak jest usytuowana gdzie indziej? Natomiast demokratyczna fasada niezbędna jest do legitymizacji władzy i do tego, aby ludzie czuli się dobrze i bezpiecznie.
Po I wojnie dopuszczano stopniowo do władzy lewicę z obawy przed rewolucją w stylu sowieckim, po II wojnie wzmocniono jeszcze socjalistyczną fasadę, wymuszoną bliskością sowieckich baz wojskowych w Finlandii. Przecież socjalistyczne państwo nie zaatakuje drugiego socjalistycznego kraju... Poza tym szwedzki socjalizm łagodził nieco nastroje społeczne i marzenie o sowieckiej wolności. Byli bowiem Szwedzi, którzy emigrowali nie do Ameryki, ale... do Rosji Sowieckiej w poszukiwaniu prawdziwego socjalizmu i wolności. Inni wstępowali do brygad międzynarodowych walczących z faszyzmem w Hiszpanii. W Szwecji rządziły więc interesy, nastroje, obawy – przed Rosją Sowiecką, przed Niemcami hitlerowskimi, ale nie kartka wyborcza.
W latach 40-tych demokracja w Szwecji była całkowicie “zawieszona na kołku” z powodu wojny i zimnej wojny... Nikt wtedy nie miał żadnych zastrzeżeń, że nie ma demokracji, i że robi się tylko to co jest praktyczne, słuszne i pozwala zachować pokój, jak również pokój społeczny w kraju. Elementy niepewne, bo były wtedy i takie, wsadzono do obozów pracy pod pozorem mobilizacji...
Wszyscy potencjalni rebelianci i tak z czasem przechodzą na stronę państwa, oczarowani możliwościami władzy. Państwo asymiluje w ten sposób umiarkowanych reformatorów, którzy po przejściu na drugą stronę barykady przeciągają następnych i zwalczają skrajnych - swoich byłych towarzyszy partyjnych. Udział elity reformatorskiej w strukturach władzy państwowej traktowany jest następnie jako tryumf demokracji, wolnych wyborów i wolności słowa, podczas gdy tak naprawdę nie ma nic wspólnego z demokracją. W ten sposób do władzy w Szwecji doszli socjaliści, a równocześnie zachowano monarchię. Ludzie przyzwyczaili się do oddawania kultu symbolom, nie wchodząc w ich istotę. Zastępują ją ślepą wiarą. Demokracja staje się bardziej dekoracją, jest jednym z takich symboli, w które się wierzy, ale których się nie analizuje, bo to grzech...
Innym świętym symbolem w Szwecji jest monarchia. Szwecja to takie socjalistyczne królestwo... W sumie absurd na skalę historyczną, to niemal tak, jakby Lenin zachował monarchię w Rosji Sowieckiej po rewolucji, z carem na tronie, ale bez władzy i z dyktaturą proletariatu u władzy... Lenin mógł tak zrobić, bo tak zrobili Francuzi po swojej rewolucji, choć na krótko. W każdym razie monarchia szwedzka to przykład spektakularnej teatralizacji życia społecznego, utwierdzającej ludzie myślących bardziej konserwatywnie w przekonaniu, że wszystko jest jak za dawnych dobrych czasów. Takie symbole wyciszają życie społeczne, pokazują, że budowla jest solidna, bo opiera się na tradycji. Dzięki takiej polityce państwa w Szwecji nigdy nie było ani rewolucji, ani kontrrewolucji, ale niewątpliwie rewolucja rosyjska i wojna domowa w Finlandii wymusiły na władzy ustępstwa na rzecz umiarkowanych reformatorów. Było to jednak wynikiem wymuszonego sytuacją kontraktu społecznego.
Ukoronowaniem tego procesu był szwedzki “okrągły stół” - układ zawarty w Saltsjöbadet w roku 1938 (Saltsjöbadetavtalet) między szwedzkimi związkami zawodowymi LO, a szwedzkimi pracodawcami SAF - taka szwedzka umowa społeczny. Zawarte wtedy porozumienie obowiązuje praktycznie do dziś i stanowi podstawę szwedzkiego systemu politycznego, mimo że nigdy nie było to poddane pod żadne demokratyczne głosowanie. Określono wtedy ramy systemu i zlokalizowano punkt ciężkości władzy, który znalazł się daleko poza Riksdagiem. Utożsamiono też interes umawiających się grup z interesem państwowym. Symbolika demokratyczna musiała być jednak zachowana i funkcjonuje do dziś jako fasada, za którą chroni się rzeczywista władza w państwie reprezentowana przez nieformalne grupy interesów i grupy nacisku.
W tej sytuacji z punktu widzenia państwa nie ma znaczenia, kto wygra wybory, bo wszystko jest już zdeterminowane, bo podatki i tak trzeba płacić, aby utrzymać funkcjonowanie państwa. Państwo to niemal perpetuum mobile, które samo się napędza i odradza niezależnie od tego, co sobie życzy społeczeństwo. Wobec społeczeństwa państwo i aktualna administracja - socjaldemokratyczna lub konserwatywna - prezentuje za pośrednictwem środków masowego przekazu taką wizję swojej misji, aby ludzie nie sypali piasku w tryby machiny państwowej. Demokracja nabiera wymiar spektaklu telewizyjnego, w którym wygrywa - jak w Big Brother - najlepszy, czyli ten, kto zaprezentuje się najlepiej w oczach widowni... Potem ma się to “przełożyć” na kartkę wyborczą i co cztery lata “wygrywają” na zmianę kolejne ekipy urzędników państwowych, którzy obiecali najwięcej w swoich wystąpieniach na małym ekranie. W ten sposób ludzie mają poczucie, że żyją w wolnym, demokratycznym kraju, w którym mają prawo wyboru... między socjaldemokratami a moderatami.
Telewizyjna polemika między partiami ma charakter drugorzędny i w niczym nie narusza ustaleń systemowych. Partie spierają się o sprawy marginalne, nadając im dużą wagę w środkach masowego przekazu. Kiedy jednak przychodzi do podjęcia konkretnych decyzji, nawet w tych drugorzędnych sprawach, zawsze wybiera się rozwiązanie najbardziej praktyczne z punktu widzenia państwa, niezależne od opcji politycznej.
Państwo stara się też sprawiać wrażenie, że stale poszerza wolności obywatelskie i że dzieje się to w wyniku demokratycznego procesu. Te wolności poszerza się jednak w kierunkach nie naruszających “sedna sprawy”, a więc np. nagłaśnia się prawa mniejszości seksualnych, a wszelkie zmiany legislacyjne na rzecz tych mniejszości przedstawia się jako tryumf postępu i demokracji. Równocześnie ogranicza się swobody obywatelskie legalizując prawo do podsłuchu obywateli, komunikujących się za pośrednictwem Internetu.
Procedurę legalizacji podsłuchu zaczęła partia socjaldemokratyczna, a przeciwko protestowali moderaci. Po kolejnych wyborach ustawę przeforsowali w Riksdagu moderaci, podczas gdy socjaldemokraci protestują... Ciekawe co teraz zrobi nowy konserwatywny rząd, sterowany z tylnego siedzenia przez Szwedzkich Demokratów?
Pytanie - czy szwedzcy, polscy wyborcy, a może generalnie europejscy wyborcy, mają rzeczywiście krótką pamięć? Czy Twoja kartka wyborcza ma w tej sytuacji jakiekolwiek znaczenie? Jasne, ktoś tę władzę musi zalegalizować. Dawniej był to Bóg i Papież, dzisiaj musisz to zrobić Ty, wrzucając kartkę wyborczą do urny co cztery lata. Tak jak robiłeś to w peerelu głosując bez skreśleń na Front Jedności Narodu. Teraz przynajmniej możesz sobie poskreślać...
- Też chciałbym mieć taki kraj, w którym tak łatwo rządzić jak u Was, powiedział podczas wizyty w Szwecji jeden z francuskich polityków...
Oczywiście kraj, w którym policja nie bije zbyt często, (bo zdarzało się i to, np. w Göteborgu) demonstrantów pałami, podczas gdy wykrzykują hasła nieprzychylne rządowi, uważany jest za bardziej wolny i demokratyczny, niż w kraje, gdzie jest to zwykłą praktyką. I to jest zaletą Szwecji!
Takie refleksje nasunęły mi się po lekturze pewnej książki. Ktoś pomyśli, że jakiejś strasznie wywrotowej... Otóż nie, przeczytałem po prostu szwedzki podręcznik akademicki.
PS
Ostatnie wybory w Szwecji pokazały, że możliwe jest jednak przezwyciężenie dominacji lewicy, właśnie przy pomocy kartki wyborczej. Czy nowy rząd wywiąże się ze swoich przedwyborczych zobowiązań i utrzyma zaufanie wyborców? A to już inna sprawa. Zobaczymy. Benzyna nadal droga...
Inne tematy w dziale Kultura