Osoba nr 1 w polityce amerykańskiej nazywa się Donald John Trump – jest nią amerykański przedsiębiorca, osobowość telewizyjna oraz polityk, od 20 stycznia 2017 prezydent Stanów Zjednoczonych, urodzony i wychowany w nowojorskim Queens, dyplomowany z ekonomii na Wharton School of Business. Nazywam go od dawna Dużym Człowiekiem z Czupryną.
Za Wielką Wodą trwa taniec wokół tego Człowieka, którego treścią jest „korygowanie” jego nieogarniętych ruchów, które w normalnych warunkach kwalifikowałyby go pod sąd albo do psychuszki, ale czasy normalne nie są, warunki tym bardziej. W historii niejednego mocarstwa zapisani są osobnicy mający nierówno pod sufitem, więc to nie jest jakiś dramat. Mocarstwa są bowiem na tyle ociężałe i bezwładne, że są w stanie unieruchomić zbyt rześkich przywódców nawet za cenę ofiar w ludziach, zwłaszcza tych zwanych „najbliższymi współpracownikami”, których wystawia się na bezpośrednie ciosy „władcy”, ale skutecznie one owego „władcę” czynią bezsilnym.
Ów wielki mocarz z czupryną ma osobliwy stosunek do swojej roli w Historii. Otóż podjął się misji „wypalania lasu” wokół Chin, czyli takiego kontynuowania procederu „szerzenia demokracji”, które w przypadku niepowodzenia pozostawia w „miejscu akcji” pustynię, a w przypadku powodzenia – czyni wypalone terytorium dominium amerykańskim, byle bliżej do Pekinu. Do takich eksperymentów najlepiej nadawałaby się Sahara, ale jak dotąd jest ona zbyt daleko od Azji Centralnej, która stanowi od kilkudziesięciu lat oczko w głowie wszelkich mocarstw.
Historia Ludzkości w trzech zdaniach:
1. Azja Centralna jest ryglowana od południa przez Indie, od wschodu przez Chiny, od północo-zachodu przez Rosję, od południo-zachodu przez Arabię;
2. Rygiel arabski – choć długo kontrolowany przez Brytanię – ostatecznie podporządkowany został USA, ale nie daje gwarancji dostępu do Azji Centralnej;
3. Korekta polityki globalnej (środkowo-azjatyckiej) USA polega na wessaniu w matnię rozgrywek o Azję Centralnę – Europy Środkowej: wychodzi taniej;
Tak opisana historia trwa, wciąż trwa, jest Dniem Dzisiejszym Historii. Polska jest tego dnia czarnym pionkiem, obok Rumunii albo Ukrainy (sprawa „właśnie się robi”, więc nie jest zafiksowana, tylko na gorąco wczytywana z desek kreślarskich i w rubrykach księgowych).
Od kilku lat widać, że z jakichś powodów Azji Centralnej nie da się po prostu podpalić i czekać na efekt. Może dlatego, że „za dużo” tam cywilizacji na tyle starożytnych, że nawet „najstarsi Amerykanie” ich nie są w stanie pojąć…? Dość powiedzieć, że kiedy rodziła się Hellada, a potem Imperium Romanum – cywilizacja Chińska, Indyjska czy Perska były już wtedy starsze, niż dziś dla nas owa Hellada, tym bardziej Rzym? Tej „dawności” nie równoważy nawet historyczne, biblijne doświadczenie Izraela, który wszak okrzepł w łonie dużo starszej Faraonii…
/Izrael – na wszelki wypadek dodam – jest inspiracją polityczno-ideową Ameryki i kuchennymi drzwiami wnosi tego oseska cywilizacyjnego do Historii/
* * *
Nie byłoby problemu militarnego, gdyby mastodonty globalne wytyczyły sobie „działki” globalne i tam czyniły wedle swojej fantazji. A problem jest dlatego, że mastodont amerykański urodził się z grabieży i tak sobie przez ten okres kilkuset lat poustawiał sprawy, że nie umie orać, siać, gospodarzyć: umie tylko łupić, czy to militarnie, czy to podstępem „rzymskim” (triki prawne). Gdyby przyznać mu „działkę” – i tak zbankrutowałby po krótkim okresie. Cała układanka musi więc uwzględnić amerykańskie nienasycenie – albo oznacza wojnę, taka prawdziwą, a nie tę z zabawkami (czołgi, armaty, okręty, samoloty).
Wojnę globalną wygra ten, kto stanie na najwyższym wzgórzu i będzie ogarniał możliwie wszystko. Jak dotąd najwyższym wzgórzem na Ziemi jest jej Orbita Geo-Stacjonarna. Amerykanie plują sobie w brodę, że swego czasu (w roku 1967) „ugościli” sygnatariuszy „Outer Space Treaty”, formalnie >Treaty on Principles Governing the Activities of States in the Exploration and Use of Outer Space, including the Moon and Other Celestial Bodies<. To porozumienie uruchomiło lawinę kolejnych umów dotyczących formalnie eksploatacji minerałów w Kosmosie, kontaktów z Kosmitami, spraw telekomunikacyjnych i podobnych drobiazgów, ale w ostatecznym rozrachunku otworzyło worek z legislacjami, dostępny dla nielicznych (małe kraiki mogą sobie popatrzeć), od których teraz nie da się wymigać bez reakcji innych globalnych potęg.
USA wreszcie „puściły farbę” i – podpisem Dużego Człowieka z Czupryną – uruchomiły US Space Force, dając im dyskretnie „zarząd” nad dotychczasowymi filarami „obronności” (Land Army, Marine Corps, Navy, Air Force, and Coast Guard). Z punktu widzenia Ameryki – czas był najwyższy, gdyż w trwającej od kilku ładnych lat wojnie tele-informatycznej i „produkcyjno-handlowej” oraz „finansowo-bankowej” (dziś już każdy to wie) grupa chińska ma przewagę, do tego jest atrakcyjniejsza dla Ziemian, bowiem stawia na wspólne inwestycje globalne (nazwałem to Globalną Spółdzielnią), takie jak Nowy Jedwabny Szlak (One Road, One Belt), a nie na genocydalne „wypalanie globu”.
* * *
Barbarzyństwo rozmaitych Mongoło-Tatarów, a współcześnie Talibów czy Khmerów albo Japończyków jest niczym wobec tego, co planuje – całkiem poważnie – USA. Otóż ten wygłodniały i ociężały smok zaparł się, że „wypali” do szczętu Persję oraz Rosję: inaczej podeszliby do „tematu” tacy amerykańscy nobliści pokojowi jak Roosvelt (przejęcie Europy z wykorzystaniem nazizmu), Root (inicjator różnych porozumień arbitrażowych), Wilson (formalny założyciel Ligi Narodów), Kellog (traktat o wyrzeczeniu się wojny jako filaru polityki narodowej), Marshall (autor planu powojennego odbudowy Europy), Pauling (koncepty rozbrojenia), King (prawa człowieka), Carter (poszukiwacz rozwiązań pokojowych) – to baranki wobec Obamy („bliskowschodni” terrorysta i agresor – mimo to noblista), ten zaś Obama to baranek wobec buńczucznego mitomana i satyra, Dużego Człowieka z Czupryną, który niewątpliwie szuka Nobla w Korei Północnej, ale zmierza do wojny na skalę porównywalną (z zachowaniem proporcji) z wybiciem bizonów i genocydem tzw. Indian.
* * *
NATO powstało jako „wypowiedzenie porozumień z ZSRR” zawartych „w potrzebie”, np. w Teheranie i w Jałcie oraz pośrednio w Norymberdze. Ogłoszono, że akurat ZSRR to państwo agresywne i zagrażające światowemu pokojowi (policzmy liczbę zamachów i subtelniejszych „zmian rządu” wygenerowanych przez Zachód i „obóz socjalistyczny”) – i rozpoczęto przygotowania do III Wojny jako korekty Poczdamu (w tym szeroko zakrojony amerykański projekt użycia Niemiec jako „lokomotywy europejskiej”).
Dziś NATO stoi przed wyzwaniem najpoważniejszym w swojej historii: Duży Człowiek z Czupryna domaga się współfinansowania przez Europę Zmowy Antychińskiej (Polska jak zwykle gotowa jest oddać ostatnie zaskórniaki za frajer), a Brytania, Francja, nawet Niemcy – wolą dobrodziejstwa One Road, One Belt. Mastodont amerykański przewiezie się na tej skórce od banana, a to oznacza, że wyciągnie wszystkie pistolety i będzie siał grozę, kiedy okaże się, że zainwestował wyłącznie w takie marionetki jak Polska, Rumunia, Estonia, Ukraina. Wiecie, jak czuje się przegrany hazardzista, który nie ma pomysłu na to, jak się odkuć?
Objawy „choroby hazardowej” USA zdradzała od kilku kadencji prezydenckich (chyba od „gwiezdnych wojen” Reagana), ale teraz Czupryniarz walczy nie tylko o wejście do Historii: jest jak ten kozacki ataman, za którym „czerń” pójdzie – jeśli wyprawa przyniesie łupy. Czniać pożary! A kiedy wyprawa przynosi jedynie koszty i srom – Czupryniarz nie znajdzie żadnej „dziupli”, bo go nikt na świecie nie przytuli. Za żadne pieniądze.
No, właśnie świętujemy na Hradczanach pakt z diabłem. Bo my zawsze świętujemy, tylko że rocznice są coraz bardziej niefajne.
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka