Jan Herman Jan Herman
6769
BLOG

Czyżby mi się upiekło…?

Jan Herman Jan Herman Charytatywność Obserwuj temat Obserwuj notkę 335

W wywiadzie wczorajszym Jerzy skromnie (sic!) powiedział: cały świat tak robi. Drogi Jerzy (DROGI!): nikt tak nie robi, jesteś wyjątkowy, unikalny! Chyba że porównam ciebie do najwybitniejszych mówców-manipulatorów XX wieku, ocenionych przez Historię jak najgorzej… 

Opublikowałem wczoraj notkę, nie tak bardzo krótką, w której pierwszym akapicie napisałem, iż Jerzy Owsiak jest kryminalistą. Otrzymałem w blogosferze należną, zasłużoną porcję hejtu i epitetów, ze strony „wyznania owsiakowego” (zostałem na jeden dzień „naczelnym pisiorem”), a wieczorem – niespodziewaną zapowiedź rozgrzeszenia w postaci łagodnego niczym baranek oświadczenia Dyrygenta Orkiestry, że „zdarzają się takie tam…”. Oto link: https://faktypofaktach.tvn24.pl/jerzy-owsiak-o-hejcie-w-internecie-i-zbieraniu-pieniedzy-przez-wosp,897766.html

Ktoś pomyśli, że mam obsesję na punkcie… A ja byłbym ciężkim frajerem, gdybym po wczorajszym zebraniu batów, odpuścił…

Nie po to wszczyna się awanturę w słusznej sprawie, aby abdykować po łże-wyrozumiałej deklaracji „miłosierdzia”.

Egzaltowany naród orkiestrowy jest zbiorową ofiarą niedozwolonej „ściemy” o charakterze kryminalnym i nie wie, nie chce wiedzieć, że „ściemy” perfekcyjność polega właśnie na tym, iż ofiary są wyznawcami swojego „skubańca”. Taki wariatuńciowaty wariant syndromu sztokholmskiego… A może (patrz: mechanizmy obronne) „acting-in”, „atrybucja w służbie ego”, prymitywna idealizacja”, „formacja reaktywna”, „idealizacja”, „identyfikacja”. Prawie na pewno „introjekcja” i „zniekształcenie”. Badacze patologicznych relacji między przestępcą a ofiarą w taki sposób uzasadniają „sukcesy” nawet jawnego totalitaryzmu, a co dopiero zręcznej mistyfikacji. Polecam prace Ernsta Krieka albo Ervinga Goffmana.

Myślę, że wypowiedź Jerzego z wczoraj, 5 stycznia dla TVN (Fakty po faktach) dotyczyła precyzyjnych wyliczeń Łukasza, w których wskazuje on na nikły efekt rzeczywisty orkiestrowej zbiórki wobec tego, co służba zdrowia dostaje z budżetu i wydaje na „te same sprawy”. Promille.

Tym bardziej podkreślę to, o czym piszę ja, JH, nawet jeśli to będzie odebrane jako „podstawianie u kowala żabiej nóżki do podkucia”. Otóż w moich oczach chwała Jerzemu za to, co uzbiera, nawet jeśli uzbiera jedną złotówkę, ja natomiast zajmuję się istotą biznesu owsiakowego, czyli przytulaniem niemałego dochodu prywatnego „na grzbiecie” charytatywności-filantropii ogłaszanej jako „nasza kolektywna”.

Moja intencja jest oczywista: od ładnych kilku lat (więc nie koniunkturalnie), po doświadczeniach „osobistych” z Jerzym, wskazuję na to, że jego pęczniejący wielo-biznes opiera się na cynicznych „odpisach” z działalności dobroczynnej, co – jeśli uwzględnić jego przed laty początkowe próby zaistnienia – rozumiem jako jego działalność główną, budżetową, dla której filantropia-charytatywność jest jedynie wehikułem.

„Odpis jako cel główny”, osłonięty mimikrą dobroczynną. Za to sformułowanie gotów jestem odpowiadać.

Salon24, wstawiając moją notkę na FB (trochę mnie onieśmiela tak zdecydowane poparcie portalu dla mnie), opatrzył ją cytatem najbardziej dosadnym z notki, i tak paskudnej w formie (acz podtrzymuję: opartej na prawdzie):

„Jeden robi biznes na pornografii, inny na handlu, przezacni Wokulscy na wojnie, a Owsiak dorabia się na filantropii. Robi to z wyrachowaniem, bezczelnie, poza prawem, w stylu żenującym”.

Ja to najpierw rozpiszę na czynniki pierwsze:

1. Producent pornografii nie jest misjonarzem dostarczającym ładnych obrazków spragnionej publiczności, tylko żeruje komercyjnie na braku opanowania pożeraczy tych obrazków;

2. Handlowiec – choć tak twierdzi – nie myśli o satysfakcji klienta, któremu wciśnie wszystko, tylko uważa ową satysfakcję za nośnik swoich dochodów, bo w tym celu handluje;

3. Przezacni Wokulscy nie walczą o pokój, dostarczając broń obu stronom dowolnej wojny – tylko dając jednemu – już czekają na zamówienie przeciwnika, by było „równo”;

4. Owsiak skrzykując wolontariuszy-puszkarzy wie to co my: zdoła obstalować chude promille potrzeb – ale gołym okiem widać, ze na każdym etapie dorocznego procederu kręci lody;

Dodatkowo – przecież wiem, że jeśli mówię nieprawdę, do należy mi się sąd – łamie Owsiak prawo powszechnie obowiązujące w Polsce, robiąc swój wielo-biznes TAK A NIE INACZEJ. Krytycy mojej notki „salonowej” szydzą, że stać mnie jedynie na ogólniki. Że kłamię jak „pisior”, itd., itp. Zapraszają do prokuratury w dwóch sprawach: by mnie ona oskarżyła o pomówienie, albo bym dostarczył dowody na przestępstwo.

Odpowiadam krytykom: kryminały owsiakowe są ścigane – wedle kodeksu – z urzędu, a obowiązek reagowania mają funkcjonariusze i urzędnicy, ja zaś mogę tylko TYLKO NAKRYWSZY IN FLAGRANTI (w bezpośrednim obywatelskim „pościgu”), co nie jest możliwe wobec niejawności – jakby to tu rzec – rachunków. To nie jest tak, że przypuszczam, imaginuję. Wiem. Ale wiedza „operacyjna” nie jest do udowodnienia moimi siłami.

Narysujmy schemat (w wyobraźni…?). Pisałem o tym już wczoraj, więc najpierw zacytuję:

1. Abym urósł – muszę mieć Budżet na swoje potrzeby;

2. Abym miał Budżet – muszę mieć „swój” fundusz;

3. Abym miał Fundusz – muszę zorganizować zbiórkę;

4. Najlepiej „biorą” zbiórki chwytające za serce;

5. Zbiórce powinna towarzyszyć „heca”, nośny event;

6. Koszty zbiórek i „hecy” niech pokrywają inni;

7. Korzyści (tantiemy) ze zbiórek – to chroniony MÓJ patent;

8. Tantiemy inwestuję w biznesy dalekie od tego pierwotnego;

9. Konkurencję – wycinam, jak to w „rynkowym” biznesie;

10. Kto mnie „bodzie” – wrzucam w dziurę wymiaru sprawiedliwości;

A teraz bardziej łopatologicznie. Jak większość z nas – to chyba nie grzech – Jerzy chce być popularny, lubiany, zamożny, mieć w zasięgu ręki różne „błogosławieństwa” (podróże, ciekawą pracę, itd.). Próbuje od zawsze różnych rzeczy: rzemiosło witrażowe, Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, amatorska dziennikarka w Rozgłośni Harcerskiej. Ma swoje sukcesiątka, ale to wszystko NIE TO. Jest za to coraz bardziej rozpoznawalny jako wariatuńcio. To jest kapitał. I kiedy dostaje sygnał, że w jakiejś medycynie czegoś brakuje – rusza ze swoim ADHD, uruchamia akcję zbiórkową. Trafia.

Ileż takich akcji…! A Jerzemu się farci, uzbierał niemało, zamienił inicjatywę w fundację. Od rzemyczka do kamyczka. Podczas pierwszego finału (cytuję Money.pl), gdy w 1993 r. z inicjatywy Jurka Owsiaka orkiestra zagrała na rzecz pomocy w leczeniu chorób serca, Polacy wrzucili do puszek niemal 2,5 mln zł (kwota po uwzględnieniu denominacji). Poprawia za rok, poprawia w następnym roku. W 1998 r. po raz pierwszy przekroczona została granica 10 mln zł. I tak dalej. Teraz mówimy o sumach przekraczających 100 milionów.

Sukces trzeba umieć dyskontować. Najpierw było to odłożenie zebranej kwoty na lokatę. Potem wybieranie banku, który za lokatę da więcej. Potem wybieranie dostawcy sprzętu, u którego zakup jest najbardziej „opłacalny” (to wpływało, może nie decydująco, na tytuły kolejnych zbiórek). W międzyczasie lokalne administracje, rozgłośnie telewizyjne, instytucje finansowe – coraz poważniej dokładały do Orkiestry rzeczowo i usługowo. Coraz mniej Owsiak (procentowo) brał dla siebie (pokrycie kosztów funkcjonowania fundacji), ale kwoty zbiórkowe rosły lawinowo, więc korzyść nie malała.

Coraz więcej „górki” inwestował w swoje absolutnie nie-orkiestrowe przedsięwzięcia dochodowe, uruchomił kolejną swoją pasję – Przystanek (od 1995, dwa lata po Orkiestrze). Nazwa eventu – oparta na zapożyczeniu – i to jest delikatne określenie. Z czasem Przystanek stał się odrębnym biznesem, ale wciąż pompowanym przez Owsiaka jako „nagroda” dla nieletnich za styczniową zbiórkę. Ilu zbiórkowiczów było na Przystanku…? Kapele grają „dla sprawy”. Koszty Przystanku – niemal w całości pokrywa… miasto przyjmujące. Ale kto chce otworzyć w pobliżu stragan – jest w rękach wielo-biznesu… Miastu nic do tego.

Biznes rozwija się, przybywa podmiotów poza-orkiestrowych. Dowolny człowiek chcący nakręcić biznes – nieźle musi się na-starać. Owsiak wchodzi do dowolnego kontrahenta jak po swoje. Pozazdrościć. I pomyśleć o swobodnej konkurencji rynkowej…

Popularność lewaruje mu Orkiestra. Finansowana w śladowy sposób przez fundację orkiestrową, reszta ze środków publicznych. Przesadzam, pewnie że przesadzam. Licytacje serduszek, potem różnych gadgetów. Na koniec „eksport formatu” i reklama (nie, nie orkiestry, tylko z udziałem jej dyrygenta). Wartość reklamowa wizerunku Jerzego wynosiła w roku 2013 wynosiła 858 tys. PLN (https://dziennikzachodni.pl/najcenniejsze-twarze-polskiego-showbiznesu-zarobki-gwiazd/ga/964562/zd/2233828 ). Ile tantiem z tych reklam oddał Orkiestrze? To są wszystko pieniądze. Żaden „skarbownik” i żaden sąd nie dokonuje obliczeń całego wielo-biznesu, tylko każdy podmiot prawny odrębnie. A sednem kryminału jest „macierz przepływów”. Czy kiedy wrzucasz 2 złote, masz świadomość, że mnożysz skalę przedsięwzięcia, a ta skala jest też kapitałem…? Ekonomiści znają pojęcie „korzyść skali”. Obdarowane szpitale nie interesują się skalą, tylko tym, co pozyskały „w darze”. Od Jurka, od Orkiestry…? Kto jest beneficjentem „korzyści skali”?

* * *

Nieraz pisałem, że zazdroszczę mu sukcesu. Tak po ludzku. Ale nie zazdrość jest motorem moich tekstów od ładnych paru lat. Nie tak licznych, jak możnaby przypuszczać. Naprawdę mam co robić i czym żyć. Złota podkowa każdemu, kto mnie w tych tekstach nakryje na nieprawdzie (drobne pomyłki – może i tak). Piszę o Owsiaku, bo jest nosicielem całego transformacyjnego zła, rwactwa dojutrkowego, tupetu i bezczelności w robieniu prywatnego biznesu na rachunek społecznego zaangażowania. Tak się nie godzi.

Piszę, bo nie akceptuję obecności tego rodzaju biznesu w polskiej przestrzeni społecznej, tym bardziej zaangażowania weń publicznych potencjałów „za frajer”, byle tylko pogrzać się przy żagwi „róbtacochetości”. Nie chcę, by dobro wspólne napędzało rwaczy egoizm maskowany dobroczynnością.

Zapyta ktoś o to, gdzie dowody na to, że jest kryminalistą. A kiedy mówię, że u Owsiaka – to szydzą, że mam fioła i wyobrażenia przedstawiam jako fakty. Otóż ja nie jestem Matka Kurka, nie dam się zbyć świstkami i setką zarzutów przeciw mnie, w stylu „coś się przyklei”. Działam w słusznej sprawie, a nie z niskich pobudek. Powtórzę wczorajsze:

„W sądzie zapytam o jedno: wskaż źródło swojego dostatku. Jeśli wskaże, że wystarczająco zarobił jako witrażysta, dziennikarz, z reklam – sam dobrowolnie poddam się karze. Ale raczej będzie tak, że (wreszcie) przymulony dotąd wymiar sprawiedliwości dostrzeże, iż źródłem niemal manifestacyjnej zamożności Owsiaka jest wieloletnia praca styczniowa nieletnich, zapoczątkowana „niewinnym apelem medyków o pomoc”. Zgoda na zatrudnianie wolontariuszy obejmuje czynności związane z dobroczynnością, a nie napędzanie kasy zręcznemu rwaczowi dojutrkowemu. Pomijam, że Owsiak swoją wariatuńciwatą formułą przyćmiewa(ł) cały trzecio-sektorowy „przemysł dobroczynny”, pogarszając radykalnie jego efektywność społeczną.”

* * *

Serce boli, kiedy ktoś pisze rzeczy nieprawdziwe – mówi Jerzy. No, a co wtedy, kiedy ktoś pisze rzeczy PRAWDZIWE…? To wtedy Owsiak „daruje”, niech te „nieokiełznane” głosy zacichną bez reakcji…?

Ja bym nie pozwolił – jako organizator szlachetnej inicjatywy filantropijnej – bym był nazywany kryminalistą. To chyba nie jest kwestia wybaczającego machnięcia ręką…?

* * *

No, dobrze, uchylę rąbka:

…kto doprowadza… (to najsłabszy „mój” zarzut)

1. W trybie ciągłym (przy tym postępująca eskalacja)…

2. Z wykorzystaniem „szlachetnego alertu”;

3. Nie ma mowy o nieumyślności (prawnicy, doroczność, itp.)…

4. Nie ma mowy o niskiej szkodliwości (skala, masowość, powtarzalność)…

5. Ewidentnie nienależny dochód (nieproporcjonalnie sute wynagrodzenia, bonusy)…

6. Jest mowa o zatajeniu prawdy (dokumentacja, matactwa)…

7. No, i niskie pobudki (materialne za takie uchodzą)…

Pedia (mam inne źródła inspiracji, ale to wystarczy na użytek notki):

„Wprowadzenie w błąd polega na podjęciu przez sprawcę zabiegów mających na celu wytworzenie w świadomości pokrzywdzonego nieprawdziwego obrazu rzeczywistości. Błąd może przejawiać się w postaci urojenia nieistniejącego faktu lub nieświadomości prawdziwego stanu rzeczy. Przedmiot błędu musi obiektywnie stanowić przyczynę dokonania rozporządzenia i powinien ściśle wiązać się z jego niekorzystnością. Zachowanie sprawcy może polegać na działaniu (nieprawdziwe zapewnienie o pewnych okolicznościach) lub zaniechaniu (zatajenie pewnych okoliczności). Sprawca wyzyskuje błąd, gdy wie o błędnym przekonaniu pokrzywdzonego co do określonego fragmentu rzeczywistości, ale nie czyni nic, by go z tego błędu wyprowadzić (bo niekiedy sam ten błąd wywołuje – JH). Zamiarem sprawcy objęte jest uzyskanie korzyści majątkowej dla siebie lub dla kogoś innego”.

Podkreślam: to najsłabszy „mój” zarzut…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (335)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo