Nie ma drugiego takiego środowiska w Polsce – na przestrzeni stulecia – które równie konsekwentnie trwałoby przy samorządności jak ludowcy. Trzeba mi parę słów o tym wrzucić do tygla.
Zacznijmy od tego, że rolnik, chłop, wieśniak czy kmieć – to cztery zupełnie nie pasujące do siebie pojęcia.
Rolnik to ktoś, kto bierze udział w sprawach Kraju dostarczając mu żywności „surowej” i przetworzonej, ale też dostarczając mu rozmaitych nie-żywnościowych płodów Ziemi. Darów Natury. W tym sensie rolnik wpisuje się na listę profesji mających bezpośredni kontakt z człowiekiem-konsumentem, a w odróżnieniu od przemysłowca nie wmusza mu tego co wytworzył, tylko wystawia na ladę to co najlepszego wydarł Naturze.
Chłop to jest ktoś, kto tylko „po trosze” jest rolnikiem, bardziej go bowiem interesuje Gospodarstwo: to składa się z Domu, Obejścia (gumna), Gruntów-Stad-Upraw oraz z Rodziny, do której wlicza się też parobków i „sezonowych”. W jakimś sensie Gospodarstwo jest kulturową pigułą spółdzielczą, tyle że ograniczoną do grona rodzinnego (w powyższym znaczeniu) oraz strzegącą dziedzicznej sukcesji, co nieco narusza kanon demokratyczności.
Wieśniak – to ktoś kto najczęściej mieszka na wsi, ale nie to jest ważne: przede wszystkim w jego konstrukcji psycho-mentalnej przeważa egoizm lokalny, mało-środowiskowy, w rozumieniu „ważne to jest co nasze, swojskie, tutejsze. To wieśniacy „definiują” pre-obywatelski fenomen Swojszczyzny, czyli kumoterskiej umowy między człowiekiem (jego rodziną-grupą) a „społecznością wszystkich tutejszych”, czyli gminą, właściwie sołectwem.
Kmieć natomiast (cała ta klasyfikacja jest subiektywnie moja – JH) to ktoś nastawiony życiowo na krańcowo zawężoną tutejszość, wszystko poza nią nazywający „polityką”, każdego ogładnego i eleganckiego nazywa „inteligentnym”, co nie jest równoznaczne z oczytaniem i wykształceniem ani z bystrością umysłu, bardziej – z „przyjezdnością”. Kmieć – może przesadzam – źle się czuje bez :”pana”, dyspozytora, jest jedynym przeciwieństwem samorządności w żywiole ludowym.
Rolnik swoją obywatelskość czerpie z fachowości oraz z tego, że rozumie wartość owoców swojej pracy jako wkład do społecznej puli dostatku. Chłop tę samą obywatelskość czerpie z tradycji „ojcowizny” przekazywanej z dziada-pradziada jako rodzinną historię. Wieśniak ma wrażliwość ekologiczną, stroni od ponadprzeciętnej urbanizacji i w ogóle „kultury miastowości”. Kmieć zaś najlepiej się czuje jako czyjś poddany i chętnie obstaje przy „panu”, nawet jeśli ten go „doświadcza”.
Dla wyjaśnienia podam dwa przykłady:
1. Ludowość PSL-owska obejmuje rolników i chłopów. Niewiele sobie robi z polskiego epizodu PGR-owskiego, jest silna „zmową” gospodarzy ziemskich (włodarzy wsi) i „producentów”, w tym przetwórców mlecznych, mięsnych, zbożowych, owocowych, warzywnych;
2. Ludowość Samoobrony szła pozornie tym samym tropem, ale odwoływała się do „wymarłych” PGR-ów i nie wzdragała się przed „plebsem”: kmieciami oraz wieśniakami, nierzadko takimi, którzy już w drugim czy trzecim pokoleniu są „miastowi”;
Wobec powyższego łatwo już będzie wskazać na to, że ta ludowość, która odwołuje się do ponad 100-letniej tradycji (ciągłości) jest w swej istocie zrzeszeniem samorządów wiejskich, dojrzałych obywatelsko, wyrobionych politycznie, bogatych w organizacje pomocnicze (auxiliares) – natomiast ta ludowość, która skupiła się na roszczeniowości i dysydenckim podejściu do wszelkiej „polityki” – woli podstawiać nogę „miastowości” niż budować mozolnie.
* * *
Notka ma ton wybitnie polityczny, co właśnie udowadniam. Otóż zarówno niegdyś PZPR, jak też obecnie SLD czy PiS – próbują „wjechać” w przestrzeń ludową, ale najwyraźniej działają po omacku, intuicyjnie, i zawsze trafiają na żywioł niesamorządny, bliższy parafii niż gminy (PiS), bliższy wykluczenia niż parafii (SLD).
Elektoratu – przepraszam za słowo – patriotyczno-chłopskiego i gospodarsko-rolniczego nikt PSL-owi nie odbierze. Za to elektorat „samoobronny” jest jak najbardziej do wzięcia i właściwie czeka na swojego „dysponenta”. Tyle że to trzeba rozumieć. Zejść ze swojej miastowości, nastawić się na wykluczonych, zastąpić rację gospodarską racją spółdzielczą (na przykład). Bo ludowość nie jest wszędzie i zawsze „ta sama”.
Nie, na pewno nie adresuje tej notki do Czarzastego, nie dedykuję jej Prezesowi. Ani jeden, ani drugi nic już nie ugrają ponad to, co im dane było ugrać za miastem.
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka