Zdziwią się ci, którzy myślą, że wiedzą o czym jest tytuł niniejszej notki: owo zdziwienie minie, kiedy cierpliwie dotrzecie do ostatniego akapitu. Zresztą, możecie od razu tam „przeskoczyć”…
Zacznę od diagnozy „tego co polskie”, którą wszyscy znają, ktokolwiek zajrzał na mojego bloga, albo używa komórek zwanych szarymi.
Najnowsza historia Polski zaczyna się od tego, że odwieczna skłonność „narodowa” Polaków do swarów z sąsiadami i między sobą stała się niezbędną w projekcie dla globalnej Północy:
Kiedy na początku XX wieku dynastie związane z Brytanią (wczasujące i intrygujące każdego lata na rodzinnym „Przystanku Fredensborg”) poszły w spisek przeciw Habsburgom, ale z pominięciem nieobliczalnego i nieco pukniętego pruskiego Wilhelma II – osiągnęły o jeden sukces za dużo: dynastia brytyjska pozostała co prawda po tej wojnie jako jedyna poważna w starej, po-kongresowej (Wiedeń) Europie (zniknęli Habsburgowie i przy okazji Hohenzollernowie, zaś Burbonowie ledwo zipali), ale „przy okazji” zniknęli Romanowowie, a wraz z nimi uciekała biznesowa „szansa rosyjska”;
Największym beneficjentem I Wojny (powtórzmy, wywołanej w interesie dynastii brytyjskiej) okazały się Stany Zjednoczone, które robiły na tej wojnie biznes z każdym, zadłużając wobec siebie całą Europę, przejmując kontrolę nad gospodarką niemiecką (i jej problemem reparacyjnym), wchodząc w gigantyczne fuzje z niemiecką chemią, metalurgią, energetyką, rodzącą się elektroniką, bankowością-finansami: Niemcy stały się dla Stanów pierwszą Doliną Krzemową, a globalną gospodarkę zaczęły wytyczać obroty patentami, markami, budżetami, funduszami;
Utraciwszy kontrolę nad Rosją (którą rozhuśtał pominięty w intrydze Wilhelm II Hohenzolern, nasyłając na nią Lenina) – po rozpaczliwej próbie Ententy ujarzmienia pocarskiego imperium – Brytania ze Stanami zagrała w Wersalu na antybolszewicki „bufor środkowo-europejski” w postaci „państw tymczasowych”, pośród których najwięcej podarowano Polsce i Bałkanom oraz Czechom-Słowakom: zlecono kontrolowanemu przez wywiady Piłsudskiemu nękanie Bolszewii w zamian za swobodę budowania Polskiej Utopii: wykonał zlecenie z nawiązką, przy okazji rozbudowując oleandro-dziadkową legendę legionowo-kasztankową;
Ludzie poważni, mający w nosie chore mity Józefa Klemensa herbu własnego (żenada) – zrobili dla Polski ile się dało: stabilizacja obszaru finansów-budżetów, Gdynia, COP, infrastruktura zwana dziś „krytyczną”. Piłsudskiego mającego ciągotki cezaryjskie interesowała w tym wszystkim wyłącznie „zdolność bojowa”, wszystko inne czniał;
Pchając Niemcy i Włochy ku nowej wojnie – Ameryka przy okazji szła w kierunku ustawienia dynastii brytyjskiej w jednym szeregu z o wiele słabszą Francją, a zaniedbała ekspansjonizm japoński, za co dostała bolesną sójkę w bok na Hawajach: Bolszewia (już w postaci kondominium stalinowskiego) z konieczności została „dyżurnym sojusznikiem USA, ponoszącym największy ciężar II Wojny, ale targującym się w cyklu pan-konferencji mocarstwowych o status globalnej potęgi;
Państwa tymczasowe – które jeszcze w Wersalu ustanowiono w pozycji bufora przeciw-bolszewickiego – tym razem zostały oddane Stalinowi, w zamian za nieograniczoną kontrolę Ameryki nad Europą i Japonią; Potem Rosja ograła Stany w Azji, urywając im Chiny i parę „drobiazgów”. Odpowiedzią Stanów była intensywna rozbudowa „garnizonii” (globalna sieć para-nomenklaturowych biznesów strzeżona przez sieć „fortów”, czyli baz militarnych i inwigilacyjnych);
W takim oto kontekście na całkiem współczesną arenę weszła odrodzona Polska w roli giermka ZSRR, najpilniejszego w klasie, któremu wolno było dużo więcej niż innym (prywatne rolnictwo i przetwórstwo częściowo spółdzielcze, rzemiosło, handel, usługi, konszachty gospodarcze z Zachodem, swoboda wyjazdów „za kordon”).
Nic z tego nie rozumiejącej Polski rozważania o „zamianie okupacji niemieckiej na radziecką” miałyby większy sens, gdyby były zaledwie aneksem do rozważań o mega-geszefcie amerykańsko-rosyjskim: Europa (Mitteleuropa) pozostaje jako łup amerykański, a państwa tymczasowe pozostają w gestii Rosji.
Geszeft nie był stabilny: ZSRR ogrywał Amerykę w Azji, zaś Ameryka użyła Churchilla do swojej gry o państwa tymczasowe, której elementem była nowa narracja antystalinowska (żelazna kurtyna) i ostatecznie powołanie NATO oraz powierzenie „projektu europejskiego” byłemu aktywnemu, ale nawróconemu naziście, Walterowi Hallsteinowi (pierwsze dwie kadencje przyszłej UE – to przewodnictwo pana Waltera, redaktora naczelnego Traktatów Rzymskich).
W latach siedemdziesiątych do rozgrywki włączono Watykan i to przesądziło o przebudowie Wielkiej Szachownicy: przekabacony Gorbaczow rozłożył na czynniki pierwsze imperium Piotra Wielkiego i Katarzyny, a nieświadomy połowy intrygi Wojtyła rozhuśtał środkowoeuropejską Polskę. Gorbaczow nie wiedział, że Chiny już „wychodziły na swoje”, Wojtyła nie wiedział, że państwa tymczasowe są przyszłą kolonią Zachodu, o którą pożre się Ameryka z Niemcami. Pokolenie później wciąż bardziej marginalizowana Brytania ostatecznie powiedziała tej mega-intrydze „dość”, a Niemcy nie udźwignęły roli powiernika Ameryki na Europę Środkową z Bałkanami i na Morze Śródziemne. Dodatkowo Izrael nie wypełnił misji rozsadnika Arabii ryglującej Azję Centralną (bo Izrael od setek lat ma tylko własną misję), więc Ameryka odsunęła Niemcy od Europy Środkowej i zaczęła tu rozbudowywać swoją „garnizonię” przechwytując Polskę, Rumunię i Estonię (w mniejszym stopniu Chorwację czy Litwę).
* * *
Czytelnik się pewnie zdziwi: wszystko co powyżej zostało napisane (nie po raz pierwszy) – aby wyjaśnić, co się dzieje w Polsce w XXI wieku.
A dzieje się przepychanka między formacją amerykańsko-antychińską i formacją niemiecko-prochińską. Przepychanka oparta jest na zgodnym założeniu elit RP, że Polska już dożywotnio będzie niesuwerenna, a pytanie jedyne do rozważenia, to pytanie o nad-Suwerena: Ameryka czy Chiny.
W tle mamy potwornie dolegliwy kryzys tożsamości europejskiej: Niemcy kontrolowane od stu lat przez Amerykę nie radzą sobie w roli „gospodarza domu”, a stara teutońska idea „rzeszy” (bliska helleńskiej idei „symmachii”) ostatecznie ustąpiła amerykańskiemu pragmatyzmowi przejętemu od Imperium Romanum.
Teraz będę używał pojęć niezbyt precyzyjnych, ale łatwych dla mieszkańca Polski.
Europa „teutońska” chcąc uratować Europę Środkową dla projektu chińskiego – poleciła Tuskowi zostawić sprawy polskie i z dnia na dzień zainstalowała go u siebie. Ten zrozumiał o co chodzi i postawił się do dyspozycji, ale gra globalna to nie sztuczki rodem z „Nocnej Zmiany” (odsunięcie Olszewskiego, wysunięcie Pawlaka), tylko poważna zabawa, której ten usłużny powiatowy kuglarz nie udźwignął. Za to Europa post-romańska (popatrzcie na antyszambrowników: de Gaulle, Pompidou, d’Estaing, Chirac) idzie galijskim tropem Cezara i gra do spóły z Italią i Iberią, gdzie dla „polaczka” nie ma miejsca.
Oddadzą już niebawem Tuska w łapy mściwych Amerykanów. Czyli ziobrystów. Wtedy poczuje się on jak Dr Mateusz Piskorski. Nie życzę mu, ale sam się prosi od owej Nocnej Zmiany, bananowy wirażka udający Kaszuba.
Straceńcza konsekwencja, z jaką Dobra Zmiana wpycha Europę Środkową w łapska zamorskie – dowodzić może tylko jednego: polskie Państwo Stricte (dyplomacja, budżety, militaria, policja, służby, skarbówka, regalia, infrastruktura krytyczna) jest głęboko infiltrowane przez USA (brawo, Wojtyła!). Taki Andrzej Sebastian nie jest wcale Adrianem, po prostu nie wymyśla własnych racji, tylko postawił na ukłony wobec Dużego Człowieka z Czupryną. Kto wie, może „ukłania się” tyłem…
* * *
Jesienią 2018 Polska jest podzielona na pół, przy czym obie połówki są już „popękane i porysowane”. Prezentuje się to mniej-więcej tak: więdnący stary zakon PC powoli przechodzi w stan zasuszenia (zasłużoności), więc tych kilkanaście sił alianckich już żre się o schedę, największe szanse ma ziobrowizna-jakowizna – zaś tuskowici (po drodze zaliczający niewypał KOD) próbują uratować rozpadnięty w 2015 Pentagram, zachowując choćby część budżetów, regaliów i nomenklatury: dla tego celu gotowi są przekupić własnych wrogów (Biedroń, Nowacka et consortes), nie mówiąc o rachitycznej łże-lewicy, która przyjmie wszystko, bo jest pragnąca.
Jest kilka formacji „osobnych”, np. partia Razem (zandbergiści – piaskownikowo-pokoleniowa partia rewindykacyjna stawiająca na interesy tzw. prekariatu, przede wszystkim młodo-inteligenckiego) czy Polskie Stronnictwo Ludowe (partia „odruchowo przypisywana” do wsi i małych miasteczek oraz regionów polskich) albo OPZZ (już dawno skutecznie, choć subtelnie odcinające się od SLD) czy Solidarność (podobnie odcinająca się chyłkiem od PiS).
Te cztery peryferia polskiej polityki AD 2018 odegrają kluczową rolę w polityce polskiej w przyszłym roku.
* * *
Rzecz w tym, że – jak śpiewał Władimir Wysocki – to wszystko jest „nie tak”, chłopaki. Jest kawał prawdy w refleksji geopolitycznej, że Polska już nigdy nie będzie suwerenna (utraciła suwerenność pod koniec XVIII wieku, niczym utracjusz koncertowo przegrawszy Rzeczpospolitą Kilkorga Narodów) – ale można uratować niemal wszystko, stawiając na właściwego nad-Suwerena.
Polska zaczyna rozumieć, że ani wcześniejsze nowo-prymusowanie w Europie, ani obecna murzyńskość wobec Ameryki – to nie są rozwiązania dobre. W pierwszej sprawie dużo zrobił dla polskiej refleksji nasz bananowy wirażka, w drugiej sprawie jeszcze więcej robi „adrian”.
Polska potrzebuje WIELKIEJ ZMIANY myślenia geopolitycznego, a wraz z nią wielkiej zmiany establishmentu. O to się toczy gra w trój-cyklu 2018-2019-2020. Przypomnijmy:
Jesienią gramy o lokalne budżety, o kontrolę nad lokalną infrastrukturą oraz lokalną kontrolę nad koncesjami dla przedsiębiorczości biznesowej i „pozarządowej”;
Za rok gramy o kontrolę nad Budżetem Centralnym, nad strategicznymi wyborami geopolitycznymi, nad polskim dobrem wspólnym i nad świadomością zbiorową;
Za dwa lata gramy o tzw. Głowę Państwa, czyli o korektę ustroju-systemu z hybrydowego (trójpodział, lokalia) na powierniczy (menadżerie zamiast Rad);
Ja – czując się Obywatelem (dobre zorientowanie w sprawach publicznych i bezwarunkowa, bezinteresowna skłonność do czynienia ich lepszymi niż są) – w pierwszej sprawie stawiam na Ordynację Swojszczyźnianą, którą wcześniej nazywałem Sołtysowską – i to słowo wyjaśnia o co mi chodzi. W drugiej sprawie stawiam na przekierowanie się Polski – śladem np. Brytanii – ku chińskiej global-spółdzielni inwestycyjnej, wyzwolenie się spod zamorskiej „garnizonii”. W trzeciej sprawie stawiam na ostateczne rozpirzenie na cztery wiatry polskiego Pentagramu (mega-biznes, mega-polityka, mega-gangi, mega-służby, mega-media) i uczynienie Prezydenta organizatorem przeciwwagi Parlamentu w postaci Wielkiej Ławy Sołtysowskiej, reprezentacji ponad 40 tysięcy sołectw.
* * *
Uwaga, teraz będzie smaczek.
Otóż trzymam w ręku – który to już raz – wydrukowany trzy lata temu program partii uporczywie nie rejestrowanej z powodów pozaprawnych. Miałem na niego wpływ znikomy: byłem „konsultowany” w tej sprawie, kiedy program był już właściwie gotowy.
Ale jestem inicjatorem projektów, które są dla tego programu komplementarne, twórczo dopełniające, choć uruchamiane zupełnie bez związku z ta partią, dużo wcześniej zresztą (poza jednym).
Dziś – kiedy polski wymiar sprawiedliwości dostał właśnie do ręki wniosek o unieważnienie jesiennych głosowań warszawskich (https://publications.webnode.com/news/pozew-protest-o-uniewaznienie-glosowan-warszawskich-jesien-2018/ ) oraz doniesienie na PKW w sprawie pomocnictwa i poplecznictwa w sprawie przestępstwa przeciw wyborom (https://publications.webnode.com/news/doniesienie-do-prokuratury-na-pkw-o-pomocnictwo-i-poplecznictwo-w-przestepstwie-przeciw-wyborom/ ) – oddaję niski ukłon człowiekowi, który „pisał” moją notkę powyższą swoim działaniem (polityka, dyplomacja, think-tank, ruch naukowy, publicystyka), a dziś za dokładnie takie poglądy siedzi w areszcie od 28 miesięcy pod zarzutem szpiegostwa!
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka