Ja jestem socjalistą i patriotą, a kim jest Patryk – nie wiem. Mieszkałem w jego mieście krótki czas, bo urodziłem się w Nysie, a moi rodzice (repatrianci z Lwowszczyzny i Wileńszczyzny) przez Opole pobieleli dalej na północ: ostatecznie wychowałem się na Kaszubach. Większość mojej rodziny „maminej” to Opolanie.
Okolice ul. Dubois w Opolu znam na pamięć: konkretna piekarnia z porannymi bułkami dla wujka Antosia, konkretny teatr dla mojego starszego rodzeństwa, glinianki gdzieś na peryferiach, zoo na wyspie, amfiteatr. Ogródki działkowe za rzeką. Kawał życia tam zostawiłem, kupę nauk wywiozłem od wujków, chrzestnej i rodzeństwa ciotecznego.
Gdybym nie wychował się na Ziemi Lęborskiej – to miałbym czego zazdrościć Patrykowi, bo w ładnym i dobrym mieście żyje, tyle że te cementownie…! Pamiętam zachody słońca, polegające na tym, że malinowe od smogu słońce zachodziło nie za horyzont, tylko znikało w tym smogu.
Patryk za młodu został wiceministrem i wziął się za to, co umie najlepiej: tarmosi za uszy rozmaitych obwiesiów okradających Warszawę „na rympał”. To mu się chwali. Ale za młody jest do niektórych spraw, i stare wygi trochę sobie na boku z niego dworują.
Zwłaszcza że kilku lekcji przed maturą nie odrobił i czasem plecie jak potłuczony, ale kto dziś nie plecie? Więc on albo dojrzeje, albo rozmemła się w polityce na amen, jak wielu przed nim. Życzę mu dobrze, bo rzadko komu życzę źle. Tak mam, takiego mnie znają.
Ostatnio los mnie związał z Patrykiem ściślej niż obaj mogliśmy sobie wyobrażać.
1. On kandyduje z ugrupowania rządzącego na funkcję Prezydenta Warszawy, a plecie przy tym tak, że cieszę się, iż mój telewizor od pół roku jest „na walizkach”, wtedy tylko echo jego wynurzeń do mnie dociera;
2. Ja wspieram jego kontrkandydata, założyciela partii niezarejestrowanej, przerastającego Patryka o głowę kompetencjami i doświadczeniem oraz mądrością. Patryk należy do ścisłej grupy osób odpowiedzialnych za to, że mój kandydat siedzi za kratami;
Jest jedna drobna okoliczność „łagodząca inaczej”: otóż Patryk nie jest z „zakonu założycielskiego” formacji rządzącej i z takiegoż mitu, tylko pochodzi z „narybkowej młodzieży”, której kierownikuje niejaki Delfin, człowiek nadambitny, posługujący się w młodości „gwoździem”, maniak polityczny, zawzięty na wszystkich normalnych: wyrósłszy z takiego pnia – niejaki Patryk jest mało ideowy, ale ma pasję. Tym różnią się ci ludzie od Zera – od ludzi PC.
Może to zresztą nic nie znaczyć…
Patryk ma za sobą (dla siebie) właściwie „cały system”, a i to w mieście stołecznym przegrywa sondażowo z innym kolesiem, lalusiem bez twarzy i kręgosłupa, który ma za sobą formację winną wykluczeń masowych, państw w państwie, ch---a, dupy i kamieni kupy, murzyńskości i teoretyczności organów, służb, urzędów.
Obaj są – z punktu widzenia mojego kandydata – siebie warci, tyle że Laluś reprezentuje zło pierwotne, a Patryk reprezentuje to drugie zło, działające na zasadzie „zło swego wroga – złem innym zwyciężaj”.
Od dwóch dni dla środowiska (środowisteczka?) mojego kandydata, siedzącego od 28 miesięcy w areszcie – jestem uosobieniem zła. Bo napisałem:
A. Formacja Patryka mniej dba o skreślenie wykluczeń z listy zagrożeń, bardziej o swoje doraźne interesy polityczne;
B. Formacja wspierająca Patryka rządzi nieestetycznie i paskudnie, bo ten typ tak ma;
C. Ale tylko ta formacja, a zwłaszcza jej Delfinarium, może powstrzymać od powrotu tę poprzednią formację, przegonioną na szczaw z mirabelkami w roku 1015;
D. Przegoniona formacja zdołała wrobić w swój łże-demokratyczny rewanżyzm (wszyscy tylko nie PiS) wszystkich, nawet lewicę, ludowców, rozmaitość drobnicy – a celem jest nie tylko odzyskanie wpływów, ale też rozgrzeszenie za sprawki, z które ich przegoniono, a które ściga Patryk;
E. Jestem zatem rozumem po stronie Patryka: niech trwa w rozliczaniu łobuzerii, bo kiedy w Warszawie nastanie Laluś – Patrykowi z roli wiceministra będzie trudniej obwiesiów dopaść ręką – jakby to tu rzec – sprawiedliwości;
F. Otóż od dwóch dni wożą się po mnie wszyscy święci, których do roboty trudno zagonić, ale do polowania z nagonką – chętni jak nigdy;
G. Piszą, że wrabiam swojego kandydata w jakieś sztuki poparcia dla formacji stojącej za Patrykiem – a ja tylko popieram samego Patryka w jego walce ze złem, której nikt inny nie podjął i nie podejmie;
H. Nie piszą, ale zrozumieć trzeba samo przez się – że w interesie ludzi okradanych od lat ze wszystkiego jest wygrana Patryka przeciw Lalusiowi, bo Laluś nie zrobi krzywdy ani łobuzom, ani swojej „matuli politycznej”;
I. Po co ja użyłem słowa „konszachty”? Teraz się wzięli za to słowo i robią ze mnie agenta tej paskudnie i nieestetycznie rządzącej formacji;
J. Stoję na czele sub-krucjaty: mój kandydat, nic dziś nie znaczący w grze, starannie pomijany przez media i przez kontrkandydatów, niczym Nelson Mandela wzniesie się ponad doraźne swoje nieszczęścia oraz krzywdy – i przyłączy się do krucjaty Patryka;
K. Mój kandydat zrozumiał to w pół słowa, bo przerasta swoje środowisko razem wzięte, a nie tylko Patryka przerasta czy Lalusia;
L. To nagonkowe środowisko wydaje się sądzić, że lepiej niech mój (nasz) kandydat siedzi do us…nej śmierci, niżby miał się kumać z Patrykiem za cenę wolności i paru innych drobiazgów;
M. Środowisko to nie wie, że nawet jeśli formacja Patryka tego nie kupi – to sama próba ma znaczenie polityczne;
N. Środowisko to wie, bo piszę wciąż o tym, ale nie chce pojąć, bo to im nie pasuje do mnie-zdrajcy – że mamy w reku dobre argumenty na to, by głosowania warszawskie unieważnić (bo mój kandydat siedzi, choć trwa kampania), a być może unieważnić PKW, więc cała zabawę jesienną 2018;
O. Utopia? Pewnie, lepiej niech mój kandydat wczasuje za kratami w nieskończoność, a jego środowisko będzie się tym egzaltować i będzie fajnie;
Więc ostatecznie jestem zdrajcą sprawy mojego (naszego) kandydata. A nagonkowicze nie są zdrajcami, oni po prostu niewinnie nie robią nic dla mojego (naszego) kandydata, przede wszystkim są nieskalani w wieszaniu psów na rządzących. Na pewno w ten sposób pomogą naszemu siedzącemu za kratami kandydatowi.
Nie jest zdrajcą w oczach moich „prześladowców” Ogórkowa, Nowacka, Biedrońka, i ładnych parę innych osób: oni po prostu rozgrywają interesy polityczne używając takich mocy, jakie mają. Ja natomiast w ich opacznym mniemaniu zdradzam. I dobrze mi tak.
Na tamtych latawców ktoś może plunie – po czym pobiegną wesprzeć. A na mnie wyleją wiadro – i w życiu nie poprą czynem naszego kandydata. Po co? Przecież kiedy siedzi, to jest tak romantycznie…! No, i cnota zachowana!
Jest na Warszawę kilkunastu kontrkandydatów naszego „siedzącego” kandydata. Jak dotąd żaden gęby nie otworzył w sprawie naszego „siedzącego”. W ten sposób wspierają paskudne rządy formacji, z którą niby nie chcą mieć żadnych „stosunków”.
W kwestii ustroju – czytam gdzieś – Delfinarium opowiada się za systemem prezydenckim, zniesieniem instytucji Senatu, wyznaczaniem prokuratora generalnego, starostów i marszałków drogą wyborów powszechnych, wycofaniem immunitetów, zwiększeniem znaczenia inicjatywy obywatelskiej, w tym referendum, a także częściowo za jednomandatowymi okręgami wyborczymi. To jednak jest nie całkiem PiS, a raczej – czy to nam się podoba czy nie – pisklę najbardziej zajadłe w gnieździe.
Bo jeszcze dodajmy: - polityka prorodzinna,, zniesienie immunitetów, wzmocnienie władzy bezpośredniej. I jeszcze: konserwatyzm, eurosceptycyzm, gospodarczy solidaryzm.
No, niby młodsi ode mnie, a gadają jak „złogi PRL”… - he-he
Więc pójdę jeszcze na rozmowy do pewnego posła z Malborka… To jedyny zdolny do rozmawiania bez piany na ustach i głupiego uśmieszku…
Jakoś wierzę, że ten Opolanin, mający w serdecznej nazwie napis „Solidarna Polska” pojedzie na dniach do aresztu pogadać z naszym kandydatem. Pogadać, a niekoniecznie konszachtować (po cóż ja się tak wyraziłem, ja głupek). Bo tak robi polityk, któremu zależy, nawet paskudny i nieestetyczny. Ze mną nie będzie gadał, bo kto ja jestem? Zdrajca!
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka