Samorządne środowiska (polityczno-alokacyjne)
|
Losy pojedynczych ludzi, ich konstelacji (rodzin, grup, sąsiedztw, wspólnot, organizacji, firm, środowisk, samorządów) zależą od tego, kto i w jaki sposób jest w stanie spowodować korzystne (lub nie) alokacje zasobów. To ekonomiczne sformułowanie można przedstawić prościej: alokacja zasobów, to inaczej decyzja o tym, w które miejsce skierować surowce, narzędzia, maszyny, finanse, siłę roboczą, inwestycje-roboty, rezerwy i zapasy, dorobek pokoleń, siły twórcze (naukowe, edukacyjne, artystyczne, społecznikowskie). Również decyzja o wygenerowaniu albo uruchomieniu (odblokowaniu) długu. Dzień w dzień, w różnych przekrojach i w różnej skali, takie decyzje podejmujemy sami lub doświadczamy, że ktoś je podjął za nas, na nasz koszt, dla naszego dobra albo na naszą szkodę. Całość spraw związanych z „grą alokacjami” nazwijmy POLITYKĄ. To jest przedmiot powtarzalnych procesów wyborczych. W tych procesach uczestniczą tzw. środowiska, czyli żywioły społeczne spięte jakąś klarowną racją (konsumencką, religijną, biznesową, ideową, społecznikowską). Jeśli środowiska te zdołają ukształtować swoją samorządność i wywalczyć dla niej poszanowanie innych środowisk – stają się uczestnikami życia politycznego, jego podmiotami.
|
Kontrola post factum
|
Zakłada się, że istnieje i żywa jest instytucja tzw. odpowiedzialności politycznej. Polega ona na tym, że wyborcy „pamiętają” dokonania-poczynania osoby wybieralnej lub nominowanej i rzeczywiście biorą je pod uwagę, kiedy ta osoba kandyduje w tej samej sprawie lub w innym miejscu. Ta sama odpowiedzialność polityczna zachodzi – w założeniu – kiedy osoba wybieralna lub nominowana rażąco naruszy oczekiwania i wyobrażenia wyborców albo społeczności, wobec której ma urzędowe-oficjalne zobowiązania (kompetencje): wtedy jej kadencja zostaje przerwana-zawieszona. Trzecim przypadkiem – stosowanym wobec kandydatów – jest brak kwalifikacji społecznych-moralnych do pełnienia funkcji, co wynika z obserwacji „sąsiedzkiej-środowiskowej”: wtedy cofa mu się rekomendację.
|
Wyłanianie kandydatów
|
Osoby niezorientowane – tych jest wciąż więcej – zakładają, że kandydaci uczestniczący potem w różnych głosowaniach są wyłaniani w swoich rodzimych środowiskach terenowych-sąsiedzkich, branżowych-zawodowych, towarzysko-klubowych. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że to właśnie źródło pozyskiwania kandydatów, jako osób znanych i cenionych lokalnie, w społecznościach wyborczych – jest dyskryminowanie, a największa liczba kandydatów – to osoby weryfikowane przez kamaryle, stanowiące grona kierownicze ugrupowań politycznych, biznesowych, medialnych, a nierzadko tych związanych z przestępczością i służbami specjalnymi. Jawnie: poprzez tzw. rekomendacje albo przez manipulowanie tzw. certyfikatami dopuszczeń do rozmaitych informacji poufnych i decyzji „zastrzeżonych”.
|
Wytwórnie wyborcze
|
Proces wyłaniania kandydatów przypomina proces gospodarczy. Jego istotą jest rejestracja tzw. Komitetów Wyborczych. Około 10% takich Komitetów wykazuje rzeczywistą „przedsiębiorczość wyborczą”, czyli ogłasza potrzebę społeczną, gospodarczą, kulturową, która je uwiera, a wraz z tą potrzebą ogłasza listę osób (z liderem), do której namawia „elektorat”. Pozostałe Komitety powstają „pod franszyzą” ugrupowań-kamaryl (to one redagują aktualny-dyżurny spis problemów dla elektoratu) i służą jako „wytwórnie wyborcze”, na jedno zawołanie (jedną komendę) reprodukujące konkretną „markę polityczną”, wiążąc ją z lokalnym „smakiem i gustem”. Okazuje się ostatecznie, że nie argumentacja rzeczowa, ale sprawność w realizowaniu zadanych procedur jest powodem „zwycięstwa-przegranej”. Na przykład zbieranie podpisów.
|
Zadania wyborcze
|
Największe „marki wyborcze” (najsprawniejsze kamaryle) są w ścisłym kontakcie z pięcioma siłami dysponującymi siłą sprawczą wobec Społeczeństwa: biznes, samorządne środowiska, media, grupy przestępcze, służby jawne i sekretne. Jeśli wcześniej mówiono o tym, że nie społeczności lokalne i środowiskowe, ale kamaryle redagują listy kandydatów – to teraz należy uściślić: kamaryle w żmudnym procesie „porządkują” proces wyborczy przyjmując zadania z tych pięciu źródeł, dobierając do nich „wykonawców” i budując „maskownice” mylące tropy przed dociekliwymi „detektywami społecznymi”. Potem przez całą kadencję „zwycięzcy” będą markować realizację obietnic wyborczych tworząc „chmurę uchwał i decyzji oraz kroków” – aby w tej „chmurze” umieścić konkretne zlecenia pochodzące z pięciu źródeł. Oczywiście, ani elektorat, ani „wytwórnie wyborcze” nie maja o tym wszystkim pojęcia.
|
Kampania wyborcza
|
Podczas kampanii wyborczych zostają „wyłożone” racje, redagowane albo przez kandydatów, albo (dużo częściej) przez ich macierzyste ugrupowanie-kamarylę. Popularność ugrupowania (marki) przekłada się na osobisty sukces kandydata, który – bywa – mógłby być przysłowiowym „nikim”, byle został dobrze „wystawiony”. Wynik wyborczy przypomina efekt kampanii marketingowej: powstaje „pakiet wiodących marek”, spleciony z „pakietem smaków i gustów” – i to one decydują o wyniku sprzedaży konkretnych „produktów”, czyli „wytwórni” i wystawianych przez nie osób. To, co warte podkreślenia – to znikoma – albo wręcz żadna – odpowiedzialność „zwycięzców” (osób i wytwórni) za składane obietnice wyborcze (a to dlatego, że z tej odpowiedzialności zwalnia ich prawo albo wielopiętrowa „kolegialność”, na koniec „obiektywne przeszkody”).
|
Elektorat żelazny
|
Elektorat żelazny to taki, w którym „smaki i gusty” zostały w miarę trwale (na dłużej niż kadencję) powiązane z „markami politycznymi”. Odbywa się to poprzez odwołanie do interesu, czyli do „imperatywu postępu” (samoświadomości elektoratu co do tego, w jaki sposób utrzyma-rozwinie swoje „posiadanie” materialne, pozycję wobec innych elektoratów, stabilizację życiową, prestiż-tabu). Interesy mają charakter więzi gospodarczych (kiści geszefciarskich opartych na zatrudnieniu i na dostępie do budżetów-zleceń) albo ideowych (kiści towarzyskich opartych na „smakach i gustach”, sympatiach i antypatiach, na stereotypach). Marki zmieniają się przeciętnie około 10 lat, smaki i gusty (i ich kiście) zmieniają się wolniej, choć chwieją nimi tzw. mody ideowo-polityczne.
|
Siatka kompetencji
|
Każde stanowisko-funkcja-posada – to oczywisty zakres kompetencji, związanych z pozycją budżetową, z upoważnieniami majątkowymi, z wycinkiem władzy wobec osób i mienia. Znakomita większość tak rozumianych „kompetencji-upoważnień” nie ma nic wspólnego z „kompetencjami-wiedzą-umiejętnościami”. Liczy się osoba kandydata, który wykazuje się lojalnością wobec „marki-franczyzy wyborczej” (kamaryli), potrafi stłumić w sobie zarówno własne zapatrywania, jak też krytycyzm wobec nie zawsze zgodnych z „duchem-zasadami-prawem-przyzwoitością” działań kamaryli. Pewien margines „kompetencji-upoważnień” jest „płynny”, zależny od sytuacji na „rynku wyborczym” i od uzgodnień między kamarylami co do „podziału łupów”.
|
Decydentura i Nomenklatura
|
Rzeczywisty ustrój-system, jaki nastanie w gospodarce, polityce i w sprawach kulturowo-społecznych, zależy od „profilu charakterologicznego” ścisłych kierownictw kamaryl oraz od obranych taktyk mających doprowadzić do wykonania zadań wyborczych (patrz: biznes, samorządne środowiska, media, grupy przestępcze, służby jawne i sekretne) – zaś w najmniejszym stopniu od „nastrojów politycznych” elektoratu oraz od społecznych „smaków i gustów”. Zapisy ustawowe i dokumentów niższego rzędu są tu „narzędziem” a nie osnową ustroju. Strażnikami-wykonawcami „klimatu ustrojowego” są członkowie Nomenklatury, z których każdy jest z „nadania” któregoś z Decydentów, poza nielicznymi wyjątkami „przysposobienia” naturalnych liderów albo „gwiazd politycznych”.
|
Podział łupów
|
Zarówno przed głosowaniami, jak też po ich zakończeniu między ugrupowaniami-kamarylami dochodzi – to jest ESENCJA PROCESU WYBORCZEGO – do zmowy o charakterze „kartelu”: wedle przydziałów zadań wyborczych (patrz: biznes, samorządne środowiska, media, grupy przestępcze, służby jawne i sekretne) kamaryle formują „kartel Decydentury” i wewnątrz niego określają kompetencje-upoważnienia, a nawet nazewnictwo urzędów, ciał kolegialnych, poszczególnych funkcji i stanowisk. Członkowie Decydentury podobnie postępują wobec „Nomenklatury In-spe”, przy czym rzadko się zdarza, by Decydent samodzielnie, bez wiedzy innych „zainteresowanych” Decydentów, określał wszystko co dotyczy Nomenklatury jemy przydzielonej.
|
Lista przebojów
|
Smaki i gusty elektoratu w całej powyższej układance wyborczej pełnią taką samą rolę, jaką pełni twórczość artystyczna przy redagowaniu „listy przebojów”. Elektoratówi daje się pod głosowanie starannie przesianą i spreparowaną karmę, a przyprawą do niej jest miła aparycja albo tembr głosu tego, kto tę listę „podaje”. Może jeszcze inne smaczki z wiązane z prezenterem, utworami lub autorami. Oczywiście, tak krawiec kraje, jaką twórczość uprawiają autorzy i wykonawcy, ale nawet najbardziej wyszukana i oryginalna twórczość jawi się publiczności taką, jaką się ją przedstawi. Czwarta władza…
|
Terminarze, algorytmy, „slajsowanie” i procedury
|
Zarówno kadencje, jak też konkretne terminy głosowań, a także obrys „obwodów wyborczych” i konkretne instrukcje dla elektoratu i dla komisji liczących głosy, na koniec żonglerka sondażowa i harce z tzw. „ciszą wyborczą” – są polem ostatnich, wykończeniowo-wyposażeniowych prac w ramach procesu wyborczego. Dopowiedzmy, jeśli coś nie zostało jeszcze powiedziane: wynik głosowań najczęściej już jest znany, zanim elektorat wypełni swój „obywatelski obowiązek”. Są jedynie trzy okoliczności, które mogą to monstrum przekierować, przewrócić, zatrzymać. Pierwsza – to wulkaniczny wybuch niezaspokojonej społecznej racji (smaki i gusty), w wyniku którego wszystko się staje nieprzewidywalne. Druga – to rutynowe, leniwe, aroganckie zaniechanie niektórych „obowiązkowych działań” w domniemaniu, że „tu akurat wszystko zawsze zagra”. Trzecia – to podstęp Suwerena Rzeczywistego (patrz: biznes, samorządne środowiska, media, grupy przestępcze, służby jawne i sekretne), który daje wyraz swojemu „wycofaniu zaufania” wobec zmowy-kartelu dotąd popieranego.
|
Przewrót paradoksalny. Dziongo-Bongo
|
NAJGŁĘBSZYM SENSEM, ISTOTĄ PROCESU WYBORCZEGO JEST MANIPULACJA DECYDENTURY, KTÓRA ZA MIMIKRĄ „ODDOLNOŚCI” WYBORCZEJ TAK USTAWIA OKOLICZNOŚCI PROCESU, ABY OSIĄGNĄĆ ZAŁOŻONY-UZGODNIONY WCZEŚNIEJ „ZYSK”. W ekonomii-marketingu chyba już znany jest fenomen Dziongo-Bongo: polega on na tym, by zebrać do tygla rozmaite „trociny i ściółkę”, przepłukać, doprawić, poddać obróbce termicznej i każdej innej, uformować w fikuśny batonik, zanurzyć w słodkiej polewie czekoladowej (albo innej modnej), dodać ingredienty smakowe, uzyskać certyfikat sanitarno-spożywczy, opakować ładnie – i opatrzyć taką kampanią marketingową, aby każdy, kto nie dokona zakupu batonika, czuł jak jego życie staje się puste, szaro-bure, nijakie, marne, niespełnione, pozbawione sedna. Przy wytworzeniu wyborczego „dziongo-bongo” niż nie pozostawia się przypadkowi, tym bardziej chimerycznym nastrojom elektoratu. Co najwyżej popełnia się w tym wszystkim jakiś błąd.
|