Kto mnie czyta, ten wie, co ja sobie wyobrażam, kiedy mówię „PAŃSTWO”. Więc w skrócie: Państwo to Urzędy, Organy, Służby i Legislatura, które „we czwórkę” zarządzają Prerogatywami, Immunitetami oraz Regaliami (te ostatnie – to dobra „obowiązkowo i niezbywalnie wspólne”, na przykład infrastruktura krytyczna, grunty, wody, kopaliny, lasy, uprawnienia specjalne (bicie monety, wydawanie koncesji, definiowanie norm i standardów oraz certyfikatów).
Polskie „dzisiejsze” Państwo odziedziczyło po PRL, a ta – paradoksalnie – po II Rzeczpospolitej – silną skłonność do generowania i uczestnictwa w patologiach (niektóre organizmy po prostu „tak mają” i można się praźródeł doszukiwać w „charakterze narodowym”.
Najpoważniejsze patologie RP znane i opisane to:
1. Samorządność podporządkowana Państwu, deficyt „obywatelskiej pozarządowości”;
2. Budżety ważniejsze niż kondycja i pomyślność gospodarki i społeczeństwa;
3. „Państwa w państwie” (wykradanie prawdziwemu Państwu prerogatyw);
4. Zdemoralizowana (nie-państwowo-twórcza) Decydentura i Nomenklatura;
5. Pentagram (komitywa Mega-biznesu, Mega-polityki, Mega-służb, Mega-gangów, Mega-mediów);
6. Wykluczenia społeczne – zbyt liczne, zbyt szerokie, zbyt głębokie – by udawać ich przypadkowość;
7. Dominacja Państwa Stricte (służby, armia, policja, skarbówka, dyplomacja, itp.) nad Państwem Adekwatnym (Kultura, Nauka, Edukacja, Gospodarka, Handel, Sport, Turystyka);
Prawo i Sprawiedliwość - ugrupowanie polityczne najdłużej obecne w Polsce (czerpiące jeszcze z „zakonu” Porozumienia Centrum) – jako pierwsze z będących u realnej władzy po 1989 roku – zabrało się do procesu, który z grubsza możnaby nazwać Sanacją.
Słowo „sanacja” ma w Polsce co najmniej cztery historie:
Sanacja piłsudczykowska
|
Po raz pierwszy terminu sanacja państwa (cytuję Pedię) użył Adam Skwarczyński, który był jednym z głównych ideologów obozu piłsudczykowskiego. Główną organizacją polityczną sanacji był Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (1928–1935). Sanacja wprowadziła rządy autorytarne, zwalczała komunizm, głosiła tezy o kryzysie demokracji, konieczności silnych rządów, „odpartyjnienia” sceny politycznej poprzez osłabienie partii (politycy piłsudczykowscy tworzyli w nich grupy rozłamowe, np. PPS-dawna Frakcja Rewolucyjna, grupy Jakuba Bojki, Jana Stapińskiego, NPR – Lewica i in.). Dążenia te częściowo znalazły wyraz w Konstytucji kwietniowej 1935. Przykładami zwalczania opozycji były: założenie Obozu Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, proces brzeski, delegalizacja Obozu Wielkiej Polski oraz Obozu Narodowo-Radykalnego. Głównym przesłaniem sanacji było wówczas przekonanie, że tzw. demokracja jest w Polsce „rozmemłana”, niezborna, niezdolna do sprawnego zarządzania sprawami Kraju i Ludności, w to miejsce powinno się zaprowadzić ład siłami formacji nie obarczonej żadną ideologią, żadnymi interesami innymi niż „państwowe”.
|
Samorządna Rzeczpospolita
|
Koncept ten pojawił się po raz pierwszy w uchwale programowej I Krajowego Zjazdu Delegatów Solidarności, z roku 1981, w dwóch turach. Ideą główną konceptu jest zasada poszanowania podmiotowości i godności człowieka oraz jego „oddolnych” konstelacji (rodziny, wspólnoty, sąsiedztwa, organizacji, samorządu, środowiska). Była to ostatnia, zarzucona potem i „zabita dechami”, próba „edukacyjna” skierowana do Społeczeństwa-Wyborców, zwracająca ich uwagę na to, że Państwo jest co najwyżej służebne, a najlepiej żeby było „słabsze” niż tygiel-miriada samorządów (nie mylić z administracją-zarządami) w obszarze sąsiedzko-terytorialnym, biznesowo-gospodarczym, naukowo-artystycznym, edukacyjnym i wszelkim wyobrażalnych w sferze publicznej. Koncept ten został stłamszony na skutek zaprowadzenia Stanu Wojennego, a po Okrągłym Stole i Wyborach Czerwcowych „poddany” woluntarystycznemu projektowi Transformacji Ustrojowej. Zadziwiające, jak szybko tuzy Solidarności wdały się – świadomie i z wyrachowaniem nie tylko politycznym – w przekształcanie okropnego ustroju PRL w jeszcze okropniejszy ustrój III RP.
|
Koncept IV Rzeczpospolitej
|
W moim przekonaniu największym „lapsusem konstytucyjnym” jest w Polsce zbitka aktów różnego rzędu, różnej (po)wagi: razem wzięte zapisy Regulaminu Sejmu, Ordynacji Wyborczej i Konstytucji powodują, że praktyczną, skuteczną władzę w Polsce sprawuje grono kilkunastu osób, przy czym nie wszystkie muszą zasiadać w Parlamencie. Nie każdy tak sądzi, ale tego rodzaju intuicje odczytuję (od początku) w takich wypowiedziach, jakie dawali do mediów i pod debatę społeczną najpierw politolog i publicysta Rafał Matyja w artykule Obóz IV Rzeczypospolitej opublikowanym przez środowisko tzw. pampersów w piśmie „Debata” w 1998, a nieco później też socjolog i publicysta Paweł Śpiewak na łamach „Rzeczpospolitej” w artykule „Koniec złudzeń” z 23 stycznia 2003, napisanym po ujawnieniu afery Rywina. Śpiewak pisał: Myślenie o IV Rzeczypospolitej nie wynika z kaprysu znudzonego umysłu czy z woluntarystyczno-rewolucyjnych sympatii. Wynika z przekonania, że grozi nam nawet nie tyle katastrofa, ile miernota, prowincjonalizm, dryfowanie, poczucie bezradności, a przede wszystkim próżnia władzy. W czasie kampanii wyborczej do polskiego parlamentu w roku 2005 pojęcie „IV Rzeczpospolita” było wykorzystywane zarówno przez Platformę Obywatelską, Polskie Stronnictwo Ludowe, jak i Prawo i Sprawiedliwość – po czym nagle PO wycofała się, a nawet szydziła zeń.
|
Kukizonada
|
Na przełomie Tysiącleci już nie było wątpliwości co do tego, że w Polsce świetnie się mają „państwa w państwie”, których rola społeczna polega(ła) na krystalizującej się dychotomii między „dopuszczonymi-wtajemniczonymi” a „wykluczanymi-blokowanymi-odtrącanymi”. Jak grzyby po deszczu powstawały organizacje-stowarzyszenia Obywateli i Szaraków pokrzywdzonych przez różnorodne „państwa w państwie”: skarbówkę, sądy, służby, banki-ubezpieczalnie, administrację lokalną (w sprawach inwestycji i reprywatyzacji), windykatorów, głośno też zaczęto mówić o „układzie” (w moim opisie mowa o Pentagramie) oraz o transformacyjnej kolonizacji Kraju przez Zachód. Na czoło „narracji” wysunęło się dwóch „narratorów”: Janusz Korwin-Mikke i Paweł Kukiz. Tego ostatniego dowartościowały dwie centrale związkowe (OPZZ i Solidarność), zapraszając „na trzeciego” do stoczniowej Sali BHP w dniu 16 marca 2013, gdzie tzw. Ruch Oburzonych uzyskał status otwarty, oficjalny. Sama inicjatywa szybko się rozpadła, ale P. Kukiz podstawił nogę B. Komorowskiemu podczas głosowań prezydenckich w maju 2015 – po czym sam „przepadł” mimo sukcesu swojej formacji w jesiennych głosowaniach parlamentarnych – i zajął się „próbami konstytucyjnymi”.
|
Ta ostatnia „historia” jeszcze się toczy, ale Oburzeni zostali odepchnięci od niej (czego jeszcze nie rozumie zdezorientowana Ludność-Wyborcy-Społeczeństwo), a Kukiz ze swoją formacją wydają się działać „nie na temat”. Inicjatywę samacji Państwa przejął całkowicie PiS, dość instrumentalnie traktując w tej sprawie koalicjantów uosabianych przez Delfina – Wielebnego.
* * *
Cechą wspólną „polskich redakcji” sanacji jest powszechne (społeczne) przekonanie, że jej misję powinien podjąć „zakon niezłomnych”, oraz to, że taki „zakon” pojawia się „zgodnie z oczekiwaniem” i gotów jest uruchomić politykę znaną skądinąd jako „dyktatura proletariatu”. Tu nie chodzi o spostponowanie polskich „sanatorów”, tylko o pewien ryt „kultury politycznej”, o „wychowywanie” poprzez kary i nagrody (w tej kolejności), a nie poprzez „kształtowanie nowego typu obywatela”.
Na czoło wybijają się dwie sprawy:
1. Rekonstrukcja, a czasem „wrogie przejęcie” najbardziej spektakularnych gniazd Decydentury, w tym organów konstytucyjnych;
2. Wymiana, a czasem prozelityzm w środowiskach Nomenklatury i „kiści geszefciarskich” na nią nanizanych „pentagramowo”;
Myślę, że moja opinia o paskudnej słabości najnowszej polskiej sanacji – której przecież nie odmawiam niezłomności – jest oparta na tym, że formacja rządząca w swojej niecierpliwości nie może się zdecydować: niegdysiejszy gwałt zwalczać własnym gwałtem – czy zaufać Ludności (Suwerenowi) i postawić na to, że obywatelskie formacje same sobie poradzą z „rozliczeniami”, bez zapału objawianego nagonkami i linczami (więcej: możnaby wtedy zręcznie zarządzać ludzkim oburzeniem).
W moim przekonaniu inaczej wyglądałaby – również za granicą – naturalna, oddolna, niesterowana, „ludowa” kampania odsuwania „nomenklaturszczyków” od wpływu na sprawy lokalne, środowiskowe, branżowe – niż polityka „wycinania do spodu” wrogich kadr. Liczne programy publicystyczne, znane przecież od dawna (Sprawa dla Reportera, Interwencje, Państwo w Państwie), mogłyby uzyskać jawne wsparcie władz w dziedzinie „kwerendy” – i robić swoje, wspierając obywatelskie oburzenie tam, gdzie ono jest „namacalnie obecne”. No, ale wtedy władze musiałyby zrezygnować z sobiepaństwa i rzeczywiście współpracować z Suwerenem.
* * *
Najbardziej zdumiewa, że im bardziej jesteśmy „europopodobni” – tym silniej naciskamy na potrzebę „silnego Państwa”. Akurat w Europie od 2-3-ch tysięcy lat propaguje się pogląd, że siłę Państwa stanowią zorganizowani Obywatele, wspierani przez urzędy, organy i służby, a nie przez nie ciemiężeni. Stare słowiańskie (kozacko-sarmacko-skupštinowe) rozróżnienie na ONI i MY nie pozwala nam – prawdopodobnie – odejść, porzucić oczekiwania od władz, że załatwią wszystko za nas, poukładają sprawy wedle naszego kaprysu i gotowe – oddadzą za darmo.
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo