Jednym z poważniejszych wyzwań dla Polski jest fenomen „owsiakowizny”: pejoratywne brzmienie tego słowa jest zamierzone. Społeczna szkodliwość tego fenomenu jest przeogromna: pozoruje on filantropię i humanitaryzm, kapitalizuje na prywatny użytek społeczną wrażliwość i wolontariackie zaangażowanie oraz wydatki budżetowe, daje zły przykład interwencyjnego, doraźnego rozwiązywania trwałych bolączek, uczy i „pozytywnie stempluje” nieracjonalność budżetową. Nie jest zupełnie bezużyteczny, ale więcej przynosi szkody niż pożytku. Właściwym lekarstwem na problemy służby zdrowia nie są zbiórki, tylko rozwiązania samorządowo-spółdzielcze, wzajemnicze.
Fenomen „państwa w państwie” opisuję jako wehikuł patologicznego „obumierania” Państwa. Patologicznego w tym sensie, że zamiast odbierania prerogatyw i regaliów państwowych przez obywatelska samorządność (w ten sposób, pozbawione prerogatyw oddanych obywatelom, urzędy, organy i służby oraz legislatywa utraci sens bycia i tytuł do opodatkowania czy sprawowania władzy) – „państwa w państwie” rozdrapują Państwo, uciekają spod państwowej władzy i kontroli, ale równocześnie unikają kontroli społecznej i obywatelskiej, stają się dla Ludności miriadą „państw zastępczych”.
Na wzór sprawdzony w przypadku tego fenomenu – powstają „parabudżety owsiakowe”. Są to formacje społeczne podporządkowane interesom podmiotu prywatno-grupowego, który ulokował się w niszy para-budżetowej, odgradza się skutecznie od prerogatyw państwowych (od ich wpływu na siebie), ale ich nie przechwytuje, nie dąży do jakiejkolwiek władzy. Jednocześnie –stwarzając pozory – nie jest organizacją społeczną, obywatelską. Tworzy swoje własne nano-imperium, korzystające z głoszonej (Dużymi Literami) idei aż do granicy nasycenia – i tym się zadowala.
Szkodliwość społeczna i szkodliwość dla Państwa – jest tu taka sama jak szkodliwość „państw w państwie”, ale jakość i fundamenty – diametralnie różne.
Nazwa tego fenomenu – przywołująca konkretne nazwisko – nie jest przypadkowa. Działalność Jerzego Owsiaka jest w Polsce na tym polu pionierska, choć na przykład takie pierwowzory, jak PCK, TPD, LOK, a przede wszystkim Monar czy Markot – przetarły drogę ku tej formule.
Przypomnijmy pokrótce historię.
Jerzy Owsiak to człowiek o ogromnym parciu na scenę, osobowość z tych, że wyrzucić go drzwiami, to wróci oknem. Wielokrotnie podejmował próby stania się osobą publicznie rozpoznawalną, przyklejał się np. do formacji muzycznej, do radiowej „trójki”. Aż udało mu się (powiadają: „wypaliło”) w dwóch sprawach:
1. Obozowisko muzyczne niemal dosłownie kopiujące legendarną, kultową imprezę znaną jako Woodstock (oryginalny Woodstock odbył się tylko raz);
2. Zbiórki publiczne (które stały się doroczne) na cel dobroczynny związany z ochroną zdrowia i profilaktyką (nazwane Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy);
Aby do tego doszło – Jerzy Owsiak musiał przełamać nieufność, a nawet niechęć władz, podobnie jak wcześniej Marek Kotański. Dziś po tamtych kłopotach nie ma śladu, choć jest „negatywny Pi-aR”.
Trudno jest wskazać moment, kiedy Jerzy Owsiak swoje wariatuńciowate, obliczone na „samo-żywioł” przedsięwzięcia przebudował w swoim sumieniu na „sposób na życie”, biznes. Ale taki moment nastąpił.
Ta przebudowa dokonana w sumieniu – skutkuje w warstwie społecznej. Otóż swoją popularność oraz wizerunek Jerzy Owsiak budował „w służbie społecznej”. Angażując weń entuzjazm setek pomocników i tysięcy uczestników. Oraz własną osobowość. Po przebudowie – wszystko to potraktował jako własny, prywatny kapitał, czyli tytuł do dochodu. Oczywiście, nic tu nie jest proste i oczywiste, ale klarowna jest „technologia”: publiczne środki i zaangażowanie budują jakąś społeczną wartość – a następnie jest ona zawłaszczana przez jej „prezentera” jako kapitał. Tę samą technikę stosują np. tuzy dziennikarskie przepoczwarzając się w „gwiazdy”, społecznicy przepoczwarzając się w polityków. Owsiak jest o tyle wyjątkowy, że wskoczył w dwie nisze, dotąd nie eksploatowane w ten sposób: filantropijno-charytatywną i ludyczno-artystyczną. I do tego udaje, że je połączył: znane jest jego zawołanie, że Przystanek Woodstock jest „nagrodą” dla wolontariatu WOŚP, choć obie te imprezy praktycznie nie zazębiają się w przypadku uczestników.
Nikogo specjalnie nie dziwi(ło), że – dla celów logistyczno-organizacyjnych – Jerzy Owsiak powoływał fundacje i rozmaite biznesy (w ten sposób „zaklepywał” dla siebie wcześniej przechwycony kapitał), a potem, że te podmioty zajmowały się rozmaitymi innymi sprawami, jak np. komercyjne produkcje telewizyjne czy peregrynacje turystyczno-marketingowe. Podobny biznes – książkowo-reportażowy – prowadzi Wojciech Cejrowski, ale tu skala przechwycenia wkładu społecznego i przebudowania go w prywatny kapitał – jest nikłym promille wobec „owsiakowego”.
Biznes Przystanku Woodstock polega na tym, że większość kosztów organizacyjnych ponosi „samorząd goszczący”, artystom „wystarcza” autopromocja, zaś wszelkie potencjalne korzyści są zastrzeżone dla podmiotów wskazanych przez J. Owsiaka. Na przykład znane są jego wrogie reakcje wobec straganiarzy, którzy nie opłacili mu „prawa przylepienia się do wydarzenia”, a nawet wobec „Jezusów”, czyli konkurencji w sprawie „rządu dusz”.
Biznes WOŚP polega na tym, że ponosi on minimalne koszty samej zbiórki (wolontariat), koszty tzw. wielkiego finału (czyli „owsiak-show”) pokrywane są przez stacje telewizyjną (do wyjaśnienia jest, jaki ma JO udział we wpływach z reklam), a między zimową datą zbiórki i jesiennym zakupem jest wystarczająco dużo czasu, by zebrane miliony dobrze ulokować. Premią dodatkową są aukcje i „zbiórki filialne” po całym świecie, no i przewidziany prawem odpis od sumy zbiórki.
Warto w tym miejscu przypomnieć, jak różna – również pod względem moralnym – jest doroczna kwesta na Powązkach zainicjowana przed laty przez Jerzego Waldorfa. Albo Monar, który całorocznie obsługuje ludzi w potrzebie, czy mniej znana Barka (T. i B. Sadowscy).
Jerzy Owsiak zraził do siebie najpierw duchowieństwo, nihilistycznym zawołaniem „róbta co chceta” i całkowitym zblazowaniem uczestników Przystanku Woodstock. Potem okazało się, że tradycyjne organizacje zbiórkowe zostały „przesłonięte” przez specjalną, widowiskową, wariatuńciowatą formułę WOŚP, ze szkoda dla swoich przedsięwzięć. Aż wyszło na jaw – za sprawą dociekliwych – że Owsiak więcej uwagi poświęca sprawom biznesowym, uruchamianym „z kapitału” – przynajmniej wizerunkowego – jaki zbierał podczas wydarzeń „społecznikowsko-wolontariacko-charytatywno-filantropijnych”.
Zaczęto go szarpać za nogawki. Ignorował, a potem opędzał się skutecznie: w tym szarpaniu więcej było niekompetentnych emocji niż ciosów w splot słoneczny. Musiało jednak dojść z czasem do zwarcia sądowego, jakie miało miejsce między blogerem Matka Kurka i Jerzym Owsiakiem. Jest to rozgrywka wielo-odsłonowa, a sądy najwyraźniej nie rozumieją tej materii. Toteż w poszczególnych odsłonach wygrywa JO, albo MK. Jedyna korzyść z tej nierównej walki jest taka, że JO wyraźnie blokuje organom dostęp do informacji wrażliwych na temat jego biznesów.
Przypomnę, że w ramach cyklu Poczet Pajaców Polskich opublikowałem „notkę z przyległościami” na temat Jerzego Owsiaka i jego przedsięwzięć, w której konsumuję – mając wiedzę z pierwszej ręki – istotę fenomenu „owsiakowizny”. TUTAJ: http://publications.webnode.com/news/jerzy-owsiak-filantropia-rentowna/
Największym kapitałem JO jest to, że na tę skalę jest pierwszy: może Polska zdzierży jeszcze jedną taką akcję zbiórkową, ale nie więcej. Zwłaszcza, że koncesjonowane fundacje (koncesjonowane w tym sensie, że założone z rozmysłem przez mega-biznes) niemal co dzień urządzają „owsiakowiznę” w mediach.
Wyraźnie też widać zbliżający się „limes” możliwości tej formuły, jakimi dysponuje JO. Polska jest w jego sprawie podzielona, deklaracje odmowy udziału w zbiórce są coraz bardziej masowe i stanowcze. Sam biznes zapewne się utrzyma (dysponuje już dziś 25-letnią marką), ale wygasać będą efekty samej zbiórki, a przewagę uzyskają aukcje. Aż pojawi się ustawodawca, który nie będzie „boksował” Owsiaka, tylko znajdzie sposób na zablokowanie formuły „kraj mnie wynosi na piedestał, a ja potem każę sobie za to płacić”. Bo to ta formuła jest szkodliwa, a sam JO po prostu świetnie się w niej odnalazł, zresztą, po swojemu ją „podrasował”.
The Woodstock Music and Art Fair, nieformalnie Woodstock Festival lub Woodstock – festiwal muzyczny, który odbył się w dniach od 15 do 18 sierpnia 1969 na farmie M. Yasgura w Bethel koło Nowego Jorku. Jego hasłem było: Peace, Love and Happiness („pokój, miłość i szczęście”). Mimo tego, że festiwal nie był reklamowany w środkach masowego przekazu, przyciągnął ponad 400 tys. ludzi. Ten zaplanowany na trzy dni festiwal okazał się jednym z największych zlotów młodzieżowych końca lat 60. Jak wspominał Michael Lang, jeden z twórców Woodstocku, „w czasach wojny w Wietnamie, niepokojów społecznych i całkowitej obojętności rządu na nastroje Amerykanów, nagle pojawił się wielki pokojowy ruch, który nie pozwolił wyrwać sobie nadziei”. Magazyn „Rolling Stone” uznał festiwal za jedno z 50 wydarzeń, które zmieniły historię rock and rolla. Por: Robert Stephen Spitz: Barefoot in Babylon. The Creation of the Woodstock Music Festival, 1969. The Viking Press, 1979;
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo