Ku mojemu zdumieniu fruwają wokół mojego telefonu i e-maila rozmaite propozycje ludowo-oddolne dotyczące zbawiania naszego gminnego świata. Sam też dokładam swoje, nie od dziś przecież. Spróbuję podliczyć, udokumentować.
1. Po pierwsze: stałe lokalne komitety wyborcze. Ich sens opiera się na niezależności od politycznych kamaryl, najczęściej partyjnych: we wsi, na osiedlu, w środowisku – powinny powstać mikro-organizacje, których jedynym celem jest oddolne wyłanianie kandydatów do kolejnych wyborów spośród tych, których znamy z sąsiedztwa, z codziennej tu-teraz aktywności;
2. Po drugie: ławnicy ludowi. Chodzi o osoby wysokiego zaufania lokalnego, które można upoważnić (np. zbiorowo, np. w obecności notariusza) do reprezentowania lokalnej mikrospołeczności przed urzędami, sądami, itd., itp., a także do monitorowania obrad i całej działalności wybieralnych kolektywów lokalnych (np. rad miasta);
3. Po trzecie: sołtysi. Istniejącą instytucję sołtysa, sprowadzoną przez Państwo do roli „delegata” podatkowego i nadzorcy w sytuacjach nietypowych – można odnowić do roli rzeczywistego reprezentanta Ludności, a finalnie – do roli radnego, w pełni odpowiedzialnego przed wyborcami, reprezentanta w wyborach pośrednich na wyższych szczeblach;
4. Po czwarte: kadencja. Przyjęło się, że kadencja rozmaitych organów w całym kraju jest równoległa: zaczyna się i kończy tego samego dnia w Szczecinku na Pomorzu i w Jarosławiu pod Przemyślem. A nie ma dobrego powodu, by tak było: każdy reprezentant-przedstawiciel wybieralny może i powinien mieś swoją kadencję od dnia wyboru, i nie musi być wybierany w ogólnokrajowej kampanii;
5. Po piąte: mentorzy ludowi. Chodzi o osoby, które w systemie prawnym pełniłyby szczególną rolę, mając rzeczywiste prawo do wstrzymania administracyjnych, komorniczych, bankowych i sądowych procedur do czasu ich wyjaśnienia. Instytucja mentora ludowego byłaby para-państwowa: mentor nie ma żadnych zobowiązań państwowych, reprezentuje obywateli;
6. Po szóste: ustrojowa zasada ochrony słabszego. W procedurach administracyjnych, sądowych, egzekucyjnych, windykacyjnych – powinna obowiązywać zasada, że „strona słabsza procesowo” jest szczególnie chroniona, a nawet że „ma pierwotną rację” (zwłaszcza wobec pracodawców, urzędów, firm wyposażonych „z klucza” we wsparcie prawników);
7. Po siódme: waluta lokalna. Dziś traktowana jest jako ciekawostka-atrakcja turystyczna, ale użycie jej w celach samopomocowych ma najgłębszy społeczny sens, jeśli przyjmie formułę spółdzielni, kasy zapomogowej, towarzystwa wzajemniczego, itd., itp.;
8. Po ósme: swojszczyzna. Instytucja swojszczyzny jest odpowiednikiem obywatelstwa, oznacza umowę partnerską i dobrowolną (nie-obowiązkową), zawartą między osobą, rodziną, mikrospołecznością – a gminą (lub jednostką upoważnioną do wyboru sołtysa);
9. Po dziewiąte: minimalny dochód gwarantowany. Każdy obywatel powinien mieć zagwarantowany posiłek poranny, odzienie oraz środki na poruszanie się w rzeczywistości kulturowo-cywilizacyjnej (zbiorowy transport osobowy, internet, itd., itp.);.
10. Po dziesiąte: komunalizm mieszkaniowy. Zakładając, że mieszkanie jest ostoją Domu (miejsca, gdzie gromadzony jest dorobek człowieka-rodziny i realizowane jest elementarne uspołecznienie, nabywanie umiejętności społecznych) – gminy wydzielają tereny i środki, gdzie wspólnotowe grupy zakładają autonomiczne mikro-osiedla mieszkaniowe;
11. Po jedenaste: samozatrudnienie. Dziś formuła ta jest paskudnie eksploatowana przez pracodawców, którzy w ramach szyderczo pojmowanego „outsourcingu” zatrudniają ludzi w najłatwiejszej formule prawnej, pozbawiającej pracownika dziesiątków uprawnień wypracowanych przez pokolenia. Alternatywą jest „nowe rozdanie spółdzielcze”;
12. Po dwunaste: nacjonalizacja powiernicza. Regalia materialne (infrastruktura, w tym krytyczna, wody, lasy, kopaliny, grunty, obiekty) i niematerialne (koncesje, licencje, loterie, certyfikaty, standardy, stanowienie prawa, fundusze publiczne) powinny stać się ponownie własnością społeczności lokalnych i zarządzane w sposób powierniczy;
Jeszcze kilka lat temu opowieści o tym, co powyżej, należały do sfery baśni „za górami, za lasami, w nie-rzeczywistości”. Dziś wielu polityków z pierwszych odsłon medialnych niektóre z tych zagadnień traktuje poważnie, a liczba stowarzyszeń oporu wobec obecnego reżimu, na rzecz nowych rozwiązań systemowo-ustrojowych – rośnie.
To dobrze wróży. Wymaga tylko włączenia dwóch sygnalizatorów „terrain ahead” i „pull up, pull up”: odłączenia ogólnokrajowych kamaryl partyjnych od procesu dojrzewania tych idei-inicjatyw oraz „kopernikańskiego przewrotu świadomości obywatelskiej”, by idei tych nie przewłaszczyła nowa warstwa wydrwi-cwaniaków politycznych.
Aktualne pozostaje pytanie: czy i jaka siła polityczna (ruch) powinna patronować przemianom w zarysowanym kierunku, a drugie: co może i powinno być wehikułem takich przemian.
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka