Fajnie jest obserwować lokalne życie polityczne, patrzeć jak banda ludzi którzy każdy smród potrafią owinąć w okrągłe słowa i bibułkę by go sprzedać i przez to dopchać się do konfitur przepycha się robiąc teatralne gesty. W ostatnich dniach oczy tych co nie mają żadnego pojęcia o niczym innym niż układzikach, partyjkach i przewalaniu podatników kasy na bilboardy ze swoją podobizną są zwrócone na Wałbrzych. Ponieważ niby to w Wałbrzychu doszło do strasznego gwałtu na demokracji. Kupowano lub niekupowano głosy za dziesięć lub dwadzieścia złotych i to było złe. Złe natomiast nie jest: dawanie obietnic bez szans na realizację (stok narciarski we Wrocławiu, wyciąg w Parku Sobieskiego czy obwodnica Psiego Pola), nierzadko okłamywanie ludzi (Dutkiewicz i jego 400 kamienic wyremontowane podczas kadencji) i przeznaczanie miejskich pieniędzy dla zaprzyjaźnionej firmy by oblepiła naszą podobizną każdy zakątek dolnego śląska (Dutkiewicz i bilboardy). Wtedy kasa zostaje "w rodzinie" a głosują na nas za darmo "otumanieni" jelenie, którym obiecaliśmy złote góry i nic z tego nie zrobimy. I to jest niby w porządku.
Patrząc na lokalną scenę polityczną, patrząc na tych ludzi pozbawionych odrobiny kompetencji i samokrytyki wybieram pewne dziesięć złotych w kieszeni zamiast gruszek na wierzbie. Bo wiem, że i tak będę przez następne cztery lata dymany z okazji euro2012, expo czy mistrzostw pieczenia ziemniaków 2018 - obojętnie czy wygra kandydat W. kandydat D. czy kandydat L.
Kupowanie głosów zapewnia, że chociaż raz na cztery lata strumień pieniędzy, który codziennie łożymy na stanowiska pt. dyrektor w urzędzie miejskim, wiceprezes d/s rozwoju w miejskiej spółce, członek rady nadzorczej miejskiej spółki odwraca się i zaczyna służyć tym co wybierają. Gdyby uwolnić kupowanie głosów to cena głosu niechybnie poszłaby w górę i wtedy władza naprawdę przysłużyłaby się obywatelom.
Inne tematy w dziale Polityka
