Jesienią rządzi ECM. Każdy to wie. Niezliczone stosy płyt, które są jakby stworzone pod tę porę roku. Jest pośród nich "Litania" - jedna z moich ulubionych płyt wszech czasów. Najmocniejsza płyta na późny listopad/wczesny grudzień. Jest to arcydzieło jazzu europejskiego. Kompozycje naszego najwybitniejszego kompozytora jazzowego zagrane przez najwybitniejszych muzyków ze stajni ECM, zaaranżowane przez najwybitniejszego polskiego muzyka jazzowego. Po tematy Komedy sięgają wszyscy. Nikt ich nigdy nie zagrał lepiej niż Stańko ze Stensonem, Rosengrenem, Milderem, Pallem Danielssonem i Jonem Christensenem, oraz Terje Rypdalem. HOWGH!
Ale jest też, mam wrażenie, że okropnie niedoceniana, kolejna płyta Stańki - wydana po dwóch latach od sukcesu "Litanii", którą podziwiam całe życie niemniej, niż "Litanię", a którą kocham chyba nawet bardziej... Paradoks, wiem, ale tak jest. "From The Green Hill" to płyta na całą jesień.
Płyta ta, pokazuje też jak wybitnym bandleaderem był Tomasz Stańko. Bandleaderem z półki Milesa Davisa. Nie, nie przesadzam. Mistrzem w zestawianiu składu do posiadanego konceptu i rozdzielaniu ról w jego ramach.
Stańko z zespołu grającego na "Litanii" zostawił tylko point guarda, czyli Jona Christensena na perkusji. Genialnego Pallego Danielssona zastąpił Anders Jormin - kontrabasista równie wybitny, choć grający skrajnie inaczej. Tam, gdzie Danielsson jest melodyjny i śpiewny, tam Jormin jest surowy i oszczędny. Gdzie Palle gra mięciutko osadzony, Anders bywa ostry, czasem brutalny. Ich kontrabasy brzmią zupełnie inaczej same z siebie - są to po prostu zupełnie inne instrumenty. Różnica jednak zaciera się, gdy trzeba wykazać się wrażliwością - muzycy są w tym aspekcie na tym samym, absolutnie najwyższym poziomie. Podziwiam od młodziaka obu. Obaj mnie oczarowują, przyciągają swoją grą, hipnotyzują, wprowadzają w swego rodzaju basowy trans, w którym podążam za nimi bezwiednie, daję się porwać bez reszty.
Stańko zrezygnował też z najpopularniejszych saxów klasycznych składów jazzowych - nie mamy ani tenorzysty, ani alcisty, ani sopranisty. Zamiast dwóch skrzydłowych/napastników, Rosengrena i Mildera, mamy jednego magika - Johna Surmana, który gra zamiennie na barytonie i klarnecie basowym - coś jakby Giggsa i Beckhama zastąpić w składzie Davidem Silvą. Górne rejestry zespołu uzupełniają skrzypce Michelle Makarski, dla której było to pierwsze nagranie jazzowe w karierze. Powinna była dostać za to nagranie nagrodę "Rookie of the Year". Dlaczego, i jakim ona jest zawodnikiem, o tym nieco dalej.
Nie ma wreszcie na "From The Green Hill" fortepianu. Rolę instrumentu harmonicznego powierzył Stańko bandoneonowi Dino Saluzziego.
Płyta różni się też kompozycyjnie od swojej, po wielokroć nagradzanej, poprzedniczki - mamy na niej utwory prawie wyłącznie autorstwa Stańki, poza... "Litanią", która pojawia się na tej płycie (dwukrotnie) jako pewnego rodzaju senna odskocznia - swoiste interludium, punkt odniesienia, odczytane jednak zupełnie inaczej - na płycie z muzyką Komedy tytułowa "Litania" była bodaj najbardziej zaaranżowanym utworem w zestawieniu. Na "From The Green Hill" jest potraktowana w możliwie najbardziej otwarty sposób.
Jest na omawianej przez nas płycie też "Domino" Johna Surmana. "Domino" zagrane tak, że już w otwierającej całą płytę cadenzie dęciaków i skrzypiec słychać i czuć lejący się od nie-wiadomo-jak-dawna deszcz... deszcz na szybach okien, deszcz na chodnikach, deszcz ciemnego jak zmierzch przedpołudnia, deszcz czarnej jak noc szesnastej trzydzieści w drugim tygodniu grudnia. Deszcz, który nigdy się nie skończy... Ta cadenza "Domina" też do nas na płycie wraca nim album się skończy...
"From The Green Hill" to impresjonizm. Liczy się na niej bardzo brzmienie poszczególnych instrumentów - i co za tym idzie całego zespołu - brzmienie płyty. Brzmienie tworzy wrażenie. Kompozycje pełnią tu jakby rolę służebną wobec tego wrażenia. Służą czemuś o wiele bardziej ulotnemu, niż ich muzyczna treść. Na "Litanii" mieliśmy komedowe opowieści przekazane nam przez jazzowych homerów. Na "From The Green Hill" liczy się o wiele bardziej klimat, dusza, nastrój... zamiast historii, pełen symbolizm.
Jest to możliwe m.in. dlatego, że grają na tej płycie niesamowici Michelle Makarski i Dino Saluzzi, którzy właśnie samym brzmieniem malują przed nami jesienne pejzaże, oddają niewypowiedzianą i często niewytłumaczalną jesienną tęsknotę, jej melancholię... Saluzzi jest centralną postacią ataku od pierwszych niemal dźwięków, ale Michelle Makarski swoje pięć minut dostaje dopiero w "Stone Ridge" - bodaj jedynej kompozycji na płycie, w której dostajemy opowieść, kompozycji przepięknej, z początku momentami złowrogiej, która jednak w miarę trwania rozjaśnia się stopniowo przez sola Surmana i Saluzziego, by w momencie ukazania nam talentu skrzypaczki rozkwitnąć jak najpiękniejsza magnolia. Jest to tak naprawdę jeden z najpiękniejszych momentów muzycznych, jakie mam na swoich płytach. Uwielbiam go. To jest jak rookie-Magic zastępujący Kareema w swoich pierwszych finałach.
Ale uwielbiam też słuchać Dino Saluzziego interpretującego solo "Litanię", czy też jego wprowadzenie do "... y despues de todo" z magnetyczną recytacją, w której dostajemy trochę jesieni argentyńskiej, z jej słońcem, z jej melancholią, z jej tęsknotami...
Ale są też na "From The Green Hill "Pantronic", "Buschka", czy przede wszystkim Temat Miłosny z "Pożegnania z Marią", które w najpiękniejszy chyba możliwy sposób muzycznie opisują coś "naszego" - przywłaszczyliśmy sobie to, choć oczywiście jest cała masa zakątków na świecie, gdzie również traktowane jest to jak narodowy skarb - a mianowicie: słoneczny dzień w październiku! Dla nas istnieje Polska Złota Jesień i będziemy jej bronić przed wszelkimi podróbkami jak Brittsommar, czy indiańskim latem;) Wspomniane powyżej trzy tematy nie mogłyby powstać w oparciu o wrażenia Altweibersommer. One mogły powstać tylko z inspiracji Polskiej Złotej Jesieni! :)
Kocham tę płytę. Nie wyobrażam sobie jesieni bez niej.
Fan Tottenhamu Hotspur, LA Lakers i starych Mercedesów od ponad trzydziestu lat. Kontrabasista folkowy i hiphopowy. Teolog. Uwielbiam Zmartwychwstałego Chrystusa. Kocham żonę i dzieci. Bardzo lubię dobrą muzykę, koszykówkę, mądre książki i efema.
Nie chcę dyskutować o moich opiniach. To, co chciałem napisać, to napisałem. Kasuję komentarze trolli. Tutaj ja decyduję kto jest trollem. Pracowałem jako moderator forum ogólnopolskiego bardzo poczytnego serwisu, więc mam ciężką rękę - jeśli Ci się to nie podoba, to jest to zapewne strasznie smutne.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura