Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk
70
BLOG

Sportu walka z muzyką

Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk Kultura Obserwuj notkę 1
Poświęciłem kiedyś koncert Lambchops Kurta Wagnera na rzecz meczu eliminacyjnego do Ligi Mistrzów pewnej polskiej drużyny potykającej się z Fernando Morientesem. Żałuje do dziś. Niestety nasz sport bardzo często przegrywa walkę z dobrą muzyką.

W ostatniej chwili dzikim fartem udało mi się pójść na wczorajszy koncert Erica Claptona. Nie wiedziałem czego się spodziewać, nie wiedziałem jak wyglądają koncerty tego artysty. Obawiałem się, że mogą tam znajdować się jego piosenki z ostatnich płyt, które, nie oszukujmy się, odbiegają stylem, ale też i poziomem, od tych starszych. Jakże cudownie się rozczarowałem. Dominowała śmietanka:)

Clapton zagrał świetny koncert. Blues, blues, blues. Na najwyższym światowym poziomie. Z najlepszym repertuarem. Bo przecież jego "numery", to oprócz tego, że kawał najporządniejszego bluesa, to do tego po prostu kapitalne piosenki.

Nie jest też Eric Clapton w żadnej mierze podstarzałym gwiazdorem, jak, muszę się przyznać, ostatnio go trochę traktowałem. W świetnej formie - nie oszczędzał się, wszystkie frazy "ciągnąc" na pełnym, rasowym, gardle.

Koncert odbywał się na Skwerze Kościuszki w Gdyni, w przepięknej aurze. Zachód słońca, który nastąpił po bezchmurnym i bardzo ciepłym dniu, zaspokoiłby najbardziej wymagające gusta.

Przed koncertem staliśmy sobie przy piwku z przygodnymi sąsiadami i gaworzyliśmy o Olimpiadzie. Wniosek: lepsze są pozytywne emocje, od negatywnych, fakt, że wypowiedziany przez panią, którą podejrzewam o ukraińskość, bądź nawet rosyjskość, to jednak w tamtych okolicznościach jak najbardziej prawdziwy. Emocje na Claptonie były cudowne. Piosenki słuchane od kilkunastu lat na wszystkie strony, na żywo, jak się można było spodziewać, okazały się fantastycznym przeżyciem. Jakże piękna odmiana po emocjach wynikających z dokonań naszych sportowców w ostatnim okresie.

Malusie rozczarowania: tylko jeden bis - ale za to Crossroads, brak mojego ukochanego Sunshine of Your Love, no i kompletny idiotyzm włodarzy miasta przy organizacji wszystkiego co działo się na około miejsca, gdzie odbywał się koncert.

Obudziwszy się dziś rano w doskonałym humorze, obejrzałem pojedynek drużynowy polskich i chińskich szpadzistów, zakończony awansem Polaków do finału. A więc jeszcze do tego, mamy medal. I muszę przyznać, wywalczony w świetnym stylu. Brawo Motyka, brawo Zawrotniak, brawo Wiercioch.

Fan Tottenhamu Hotspur, LA Lakers i starych Mercedesów od ponad trzydziestu lat. Kontrabasista folkowy i hiphopowy. Teolog. Uwielbiam Zmartwychwstałego Chrystusa. Kocham żonę i dzieci. Bardzo lubię dobrą muzykę, koszykówkę, mądre książki i efema. Nie chcę dyskutować o moich opiniach. To, co chciałem napisać, to napisałem. Kasuję komentarze trolli. Tutaj ja decyduję kto jest trollem. Pracowałem jako moderator forum ogólnopolskiego bardzo poczytnego serwisu, więc mam ciężką rękę - jeśli Ci się to nie podoba, to jest to zapewne strasznie smutne.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura