Zaczął się czas wyjątkowy dla wszystkich, którzy w swoich sercach mają trochę miejsca na to, co niemodne, a co naprawdę cenne. W listopadzie większość z nas, przedstawicieli narodu obdarowanego zbiorową hipochondrią, walczy z depresją, narzeka na pogodę i chowa się głęboko w cieple i bezpieczeństwie swoich gniazd. Listopad, czy ogólnie mówiąc "ta wredna i paskudna jesień" (mi w tym roku akurat dał popalić październik), to czas kiedy hasają sobie bezkarnie różne upiory. Wiele razy tej jesieni po nieprzespanych nocach okazywało się, że nie tylko ja miałem wrażenie, że jakieś szemrane zjawiska wałęsają się w pod domostwami. Taki czas. Zły czas dla wielu - niektórzy nie wytrzymują tej presji i kończą ze sobą. Niektórzy muszą przytępić swoje postrzeganie czy to alkoholem, czy też czym innym, aby tylko nie czuć tego nienazwanego ciężaru jesiennych wieczorów. Całe szczęście, że w tym roku jaśnie panujący nie zaserwowali nam jeszcze dodatkowo żadnych "wyborów", bo ja, czy inni mi podobni ciemnogrodzianie mogliby się nie podnieść.
Ale tak to się wszystko dziwnie układa, że "każda sprawa ma swój czas" - by zacytować mądrość żydowską z Księgi Kaznodziei Salomona. Po tym złym czasie "bólu wnętrza bez powodu", przychodzi czas piękny. Nie przychodzi od razu. Trzeba jeszcze niemal miesiąc odczekać. Ale czas tego oczekiwania jest wyjątkowy, i jako taki zyskał sobie specjalne znaczenie w kalendarzu.
Niestety okoliczności mamy takie, że miast koncentrować się na tym, co w tym czasie najważniejsze, i tak naprawdę najpiękniejsze, uwagę naszą próbują wszystkie sługi materii skupić na rzeczach drugorzędnych. Wiemy aż za dobrze o czym mowa - wystarczy przejść się ulicą, włączyć TV wieczorem po prognozie pogody, albo kupić jakąkolwiek gazetę. Jesteśmy zalewani szambem coraz dziwniejszych zjawisk komerskultury. Ta powódź wszelkiego barachła do spółki z pewnym, już trochę mocniej ugruntowanym, zniewoleniem w postaci specyficznego stresu przygotowań ("Ja nie wiem ja w tym roku dam radę "zrobić święta" / nie wiem jak zdążę to wszystko ugotować / a przecież jeszcze sprzątanie, mycie okien / skąd wziąć pieniądze na prezenty / a w ogóle co kupić, żeby oni wszyscy się cieszyli..." etc ) wykonuje tytaniczną, choć krecią robotę. Wszystko to wykrzywia nam azymut - raz, że pozbawia nas tego niezwykle cennego czasu na refleksję przed, a co za tym idzie, często wręcz uniemożliwia właściwe przeżywanie tej tajemniczej magii, która i tak, wbrew wszystkim i ku zaskoczeniu całych rzesz bezideowych, oddychających tlenem ludzkich karpi, ma, koniec końców, miejsce -dokonuje się, czy tego chcemy, czy nie.
Właściwe przeżywanie czasu adwentu może nam jednak pomóc nie tylko w odczuwaniu radości tych świąt, ale także, a w zasadzie przede wszystkim, na właściwym wykorzystaniu tego niezwykłego czasu miłości. Świętować przyjdzie nam bowiem najcudowniejsze Boże objawienie w całej "historii religii". Adwent ma nam uświadomić, na co czekamy. To, że są to święta miłości widać nawet w tych najczęściej głupich reklamach.
Ale choć ważne jest, że jest to czas miłości rodzinnej, że jest to czas pojednania skłuconych bliskich, czy zapominania sporów, to wciąż nie do końca na to czekamy. Czekamy na Miłość, która nie ogranicza się tylko do jej aspektu relacyjnego. Czekamy na Boga, który jest Miłością. Magia tych świąt jest tak wielka, że mówią o niej nawet Ci, którzy nie wierzą w żadnego Boga, ani tym bardziej w Jego wcielenie - nawet oni czują w tym okresie "jakąś wyjątkowość", nawet oni potrafią inaczej spojrzeć na życie, zastanowić się nad jego celem. Nawet oni, choć często zabiegani do samej Wigilii, poddają się czasem tej specyficznej zadumie i dopuszczają do swoich serc dziwne i zaskakująco ciepłe nuty.
Śmiem postawić tezę, że gdyby nie destraktory, o których się zająknąłem wcześniej, że gdyby nie "Holiday" zamiast "Christmas", gdyby nie to wszystko, co wyjątkowości tego okresu każe nam upatrywać w jedzeniu, prezentach, czy reklamach Coca-Coli, to poziom tej magii byłby jeszcze większy. Gdyby każdy z nas wykorzystał grudniowe wieczory na rozmyślania nad Tym, na którego czekamy i nad tą potężną Mocą, z powodu której stał się On człowiekiem - Magia byłaby większa.
Na początek Adwentu apel od Waszego Pastora: "skumulujmy manę" - spróbujmy lekko ugiąć się przed Tradycją i docenić dobro płynące z kontemplacyjnego oczekiwania na naszego Króla. Ja na Niego czekam. To Jego jestem poddanym. To Jemu służę. To Jego Znak mam na sztandarach. Pragnę Jego panowania. Bóg Miłości jest moim Królem - do Niego wołam: Marana tha!
Fan Tottenhamu Hotspur, LA Lakers i starych Mercedesów od ponad trzydziestu lat. Kontrabasista folkowy i hiphopowy. Teolog. Uwielbiam Zmartwychwstałego Chrystusa. Kocham żonę i dzieci. Bardzo lubię dobrą muzykę, koszykówkę, mądre książki i efema.
Nie chcę dyskutować o moich opiniach. To, co chciałem napisać, to napisałem. Kasuję komentarze trolli. Tutaj ja decyduję kto jest trollem. Pracowałem jako moderator forum ogólnopolskiego bardzo poczytnego serwisu, więc mam ciężką rękę - jeśli Ci się to nie podoba, to jest to zapewne strasznie smutne.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka