Lakers vs Utah, twitter.com/nba
Lakers vs Utah, twitter.com/nba
Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk
163
BLOG

Lebron James — problemy strategiczne i taktyczne.

Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk Koszykówka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Jeanie i Pelinka powiedzieli: Dobra, jak chcesz, to dzwoń po chłopaków, ale jak się nie uda, to w przyszłym sezonie będziesz szkolił dzieci-śmieci. I moim zdaniem tak było. Tak powiedzieli i jak powiedzieli, tak zrobili. I w tym sezonie mamy to, co mamy.

Utah. Oni są, zawsze byli i zawsze będą jak potwory z "Kosmicznego Meczu". Okropni. Straszni. Odpychający. Obleśni jak Hornacek pocierający spoconą skroń przed osobistym. Trwała skaza na psychice pokoleń. I jeszcze ta nazwa franczyzy, której pomimo, że mogą, to nie zmienią — jest niczym innym jak wielkim środkowym palcem codziennie pokazywanym całej sportowej Ameryce: Tak, właśnie tak, będziemy wciąż nazywać się JAZZ. Bezczelne mormońskie rasistowskie dziady. Dysponujemy nagraniem z kamer przemysłowych reakcji w Salt Lake City na wieść o trejdzie Lauri Markanena:

Jakby tego było mało, w końcu, po dekadzie pewnych problemów znaleźli następcę Jerry'ego Sloana i zatrudnili Willa Hardiego. Will Hardy nie tylko przypomina młodego Sloana z twarzy, ale na domiar złego był przez sześć lat asystentem Grega Popowicza. Oglądając offense Utah w tym sezonie wydaje się, że był asystentem bardzo pojętnym. Grają tę koszykarską wertykalną tiki-takę rodem z San Antonio doprawioną szczyptą starego dobrego free—flow direct—transition push.

Mają roster, który powinien tankować, a wygrywają. Mają Jordana Clarksona, a dzielą się piłką jak obłąkani. Mają wciąż Mike'a Conleya, a pchają kontry niczym Heat 10-14. Tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. To jest koszykarski szatanizm. 

Ograli nas. Ogrywali nas cały mecz. Daliśmy się im wciągnąć w te gierki, jak dzieci. Wpadliśmy w pułapkę, jak naiwni Jaś i Małgosia. Coach Ham nie zareagował. Musiał widzieć co się dzieje, ale, raz, że było już za późno, a dwa, jego możliwości korekty są bardzo ograniczone. Ogranicza je zasób ludzki, który ma do dyspozycji, oraz wielka góra, w cieniu której przyszło mu debiutować w roli samodzielnego szkoleniowca, a której na imię Lebron. Lebron schodzi, kiedy chce i wchodzi, kiedy chce. Nic nie poradzisz. A Lebron wciąż nie wyzdrowiał. Niestety, ale widzę pewne prawidłowości, które w zawodowym sporcie znam aż za dobrze. Lebron zupełnie nagle stanie się dla nas problemem. Nikt o tym nie mówi. Bo nie wolno. Bo to Lebron. Strach jest.

Nadgoniliśmy bez Króla naprawdę fajną grą, prowadzeni przez świetnie nakręconego Brodiego. Król wrócił i oni uciekli ponownie, i to uciekli, jakby mieli potrójne zbiorniki nitro. Pamiętajmy, że oni grają system z San Antonio. Ten system był jedynym, co było w stanie pokonać prime Lebrona otoczonego kapitalnym składem z faszystą Riley'em i jego nowojorskim policjantem Spoelstrą. Poradzenie sobie ze starym i wczorajszym Lebronem, to dla pojętnego ucznia Popowicza pissofkejk. Pamiętajmy też, że Wiluś Twardzielek nie jest jedynym pojętnym uczniem Poppsa w tej lidze. Lebron był problemem strategicznego budowania drużyny, a teraz będzie problemem taktycznym. Zobaczycie.

Noc była czarna, ale plugastwo Utah Jazz nie powstrzymało świtu. Świtem dla fanów Lakers może być mój wniosek z poranka, o którym za sekundę.


Pisałem o tym, że nasz roster w tym sezonie jest zagadką. Jak to się stało, że jest tak beznadziejny, skoro tankowanie nie jest opcją? Może się okazać, że ten roster nie jest akcją, a reakcją. Jest to pierwszy roster w historii Lebrona zrobiony nie pod niego, to wiemy. Mój przyjaciel, Pan Kostek, rostery Lebrona nazwał kiedyś "Ocean's Eleven": zadzwonimy do tego, zadzwonimy do tamtego, zrobimy ostatni wspólny skok i będzie super, jak za dawnych lat.

Apogeum tej filozofii mieliśmy w zeszłym sezonie. Przez nasz skład przewinęło się wówczas dziesięciu gości urodzonych przed 1990tym rokiem, nie licząc Lebrona i Russa! Zaczynaliśmy sezon w składzie, o którego sile stanowić mieli:

Carmelo Anthony i Trevor Ariza (draft 2003 i 2004 respectively) jako skrzydła, Dwight Howard i DeAndre Jordan (2003 i 2008) na środku, Kent Bazemore, Avery Bradley i Wayne Ellington jako shooting guards, a dziurę na rozegraniu powstałą po przedsezonowej kontuzji wielkiej nadziei Roba Pelinki, Kendricka Nunna, miał w ostatniej chwili zapewnić powrót Rajona Rondo, który stał się czwartym zawodnikiem w wieku 36 lat. To była aberracja. To było przegięcie pały i każdy o tym wiedział. Każdy, tylko nie Lebron. Bo nikt nie miał wątpliwości, że to był roster Lebrona. Jakby Jeanie i Pelinka mu powiedzieli: Dobra, jak chcesz, to dzwoń po chłopaków, ale jak się nie uda, to w przyszłym sezonie będziesz szkolił dzieci-śmieci. I moim zdaniem tak było. I tak powiedzieli, i jak powiedzieli, tak zrobili. I w tym sezonie mamy to, co mamy. Mamy nie tylko dzieci, ale i śmieci.

No dobrze, ale jakim cudem to jest dobra wiadomość? Ano takim prostym cudem, że nigdy władza zawodnika nad klubem nie jest dobra. Nigdy. Bulls byli świetni, bo Riensdorf i Krause potrafili szachować MJ'a. Showtime Lakers byli świetni, bo Buss oddał pełnię władzy Jerry'emu Westowi, być może najbardziej niedocenianemu faszyście w historii operacji sportowych, West wymyślił Rileya i wiedział, że ten jest idealną przeciwwagą, jest yinem w yangu Showtime'u. Lakers Kobiego i Shaqa by nie powstali, gdyby nie upór i wizja Jerry'ego Westa.

Dlaczego "The Decision" było tak wielkim wydarzeniem? Oto "King James", najpotężniejszy z potężnych, wasalizuje się pod Patem Riley'em... No nie do końca pasowało mu to marketingowo, ale wiedział, że musi to zrobić, jeśli chce zdobyć prawdziwe dziedzictwo. Dziedzictwo sukcesu sportowego. Wymyślił "The Decision", i oprawił to tak, że oto on, swoją "decyzją", pokazuje siłę zawodników, że kończy niewolnictwo. Zrywa jarzmo potężnych klubów nad sportowcem-towarem. To była esencja "The Decision". Cały sportowy świat zachowywał się jakby free agency przedtem nie istniało. To był majstersztyk, w tym kontekście, a nie w słupkach oglądalności, jak próbują udawać biali komentatorzy z Bostonu.

Lebron to będzie problem, ale na szczęście jego władza jako nieformalnego GM'a się skończyła i ten zombie-roster jest tego dowodem. To jest skowron. Skowron nadziei. Po każdej nocy przychodzi dzień. Nawet po najczarniejszych wschodzi w końcu słońce. Nawet jak go nie widać, nawet jak skrywają je chmury. Nawet jak plugastwa wyrządzane przez  Utah zdają się odsuwać świt, to on się dokonuje. Fear not. Stand fast young old mules. Stand fast. 


Fan Tottenhamu Hotspur, LA Lakers i starych Mercedesów od ponad trzydziestu lat. Kontrabasista folkowy i hiphopowy. Teolog. Uwielbiam Zmartwychwstałego Chrystusa. Kocham żonę i dzieci. Bardzo lubię dobrą muzykę, koszykówkę, mądre książki i efema. Nie chcę dyskutować o moich opiniach. To, co chciałem napisać, to napisałem. Kasuję komentarze trolli. Tutaj ja decyduję kto jest trollem. Pracowałem jako moderator forum ogólnopolskiego bardzo poczytnego serwisu, więc mam ciężką rękę - jeśli Ci się to nie podoba, to jest to zapewne strasznie smutne.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Sport