Konwencja Nowoczesnej przypominała połączenie festynu w małym miasteczku z warsztatami dla studentów 1 roku marketingu. Dużo hałasu (były nawet bębny), obowiązujący niebieski kolor oraz pompatycznie głupkowate hasła. Zaprezentowano też tzw. program. To stanowi jakiś postęp, bo poszukiwania programu PO trwają nadal, bez większych sukcesów.
Ktoś podsumował powyższe hasła N.:
- Odpowiedzialność = sprowadzenie muzułmańskich imigrantów
- Rozsądek = euro, które korzystne jest głównie dla Niemiec
- Uczciwość = zabranie 500+
Program N. obejmuje min. wprowadzenie waluty Euro oraz otwarcie granic na tzw. "uchodźców". Waluta Euro w Polsce wydaje się być niezmiernie ważnym tematem dla partnerów z Europy Zachodniej. Inwestycje zagraniczne w Polsce to już ponad 0,5 biliona złotych. Niepewna sytuacja geopolityczna powoduje ryzyko sporych wahań kursów walutowych, stąd dla Niemiec, Francji, Holandii, Włoch oraz Hiszpanii zastąpienie złotówki przez euro znacząca zmniejsza ryzyko opłacalności inwestycyjnej. Dla Polski, poza zmniejszeniem kosztów transakcyjnych, korzyści z wprowadzenia euro brak. Kryzysy strefy euro ostatniej dekady pokazują jak ryzykowne jest wprowadzenie wspólnej waluty dla krajów spoza tych najsilniejszych ekonomicznie i mających najwięcej do powiedzenia w euro-strefie.
Partia liberalna za jaką uchodzi Nowoczesna nawołująca do otwarcia granic na muzułmańskich imigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu wydaje się sama sobie przeczyć. Przybysze to w większości ludzie nietolerancyjni, mizogini, ksenofobi oraz religijni fanatycy. Wśród fali imigrantów bardzo niewielka liczba to rodziny uciekające ze strefy działań wojennych, może ze 1%-3%. Pozostali to albo młodzi mężczyźni z krajów gdzie wprawdzie panuje bieda, ale wojny nie ma, albo rodziny uciekinierów z obozów dla uchodźców. Obie te kategorie nie są żadnymi uchodźcami, lecz imigrantami.
Jak dotąd polski złoty świetnie amortyzuje wahania koniunktury gospodarczej. Wprowadzenie waluty euro do Polski to proszenie się o kłopoty. Zgoda na kilkanaście tysięcy imigrantów niechcianych przez 80% obywateli RP to oczywiste łamanie Konstytucji. Oznacza bowiem uruchomienie procesu, na który miażdżąca większość przedstawicieli Suwerena nie wyraża zgody. Jeszcze gorsze byłyby jednak konsekwencje rozłożone na lata. Teraz kilkanaście tysięcy, za parę lat łączenie rodzin i 100 tysięcy. Równolegle nowe fale imigrantów i znowu łączenie rodzin. Nieoczekiwanie za kilkanaście lat mielibyśmy na terenie RP pół miliona muzułmanów, zaczęłyby tworzyć się getta, takie same jak we Francji czy Niemczech. Koszty zasiłku i tak musiałaby pokrywać Polska. Nie jest prawdą, że przydzieleni Polsce imigranci szybko uciekliby do Niemiec. Wystarczyłoby wymuszenie płacenia podobnej wysokości pomocy socjalnej w Polsce z rygorem, że będą mogli odbierać pieniądze jedynie w mieście do którego zostaliby zakwaterowani. Pomimo początkowych protestów, pozostaliby w Polsce na stałe.
Na kongresie N. honorowym gościem był Guy Verhofstadt. Oba postulaty: wprowadzenie waluty euro oraz przyjmowanie imigrantów są niemile widziane przez większość obywateli RP, stanowią jednak dokładnie to czego Verhofstadt i inni liberalni eurokraci chcą. Więcej: domagają się od Polski, stosując szantaż moralny oraz groźby sankcji. Uroczyste fetowanie polityka dla którego ideałem jest Polska bierna i zgadzająca się na wszystkie, nawet skrajnie dla siebie niekorzystne pomysły "Brukseli", robi wrażenie, że de facto cała ta konwencja bardziej skierowana jest do "zagranicy" niż do polskich obywateli. Robi wrażenie swoistego hołdy lennego polskiej partii politycznej wobec interesów i priorytetów innych krajów.
Trudno sobie wyobrazić, aby Kaczyński, Schetyna albo Petru będąc honorowym gościem zjazdu radykalnie opozycyjnej partii we Francji, Niemczech czy Włoszech, namawiał do obalenia istniejącej tam władzy. Tymczasem Verhofstadt przyznając, że forsuje plan wprowadzenia sankcji przeciwko Polsce w swoim wystąpieniu krytykował rząd RP. To niewątpliwie przykład Europy Dwóch Prędkości oparty na Dwóch Standardach.
Gdyby wyborcy kierowali się zdrowym rozsądkiem, powinni zastanawiać się czy elementy programu partii politycznej są dla nich korzystne, czy też nie. Czy dla Kowalskiego i Kowalskiej dobra byłaby likwidacja 500+ i wydłużenie wieku emerytalnego? Jeśli tak, to czy jednocześnie godzą się na ulokowanie w Polsce tysięcy religijnych fanatyków? Jeśli gej albo lesbijka chcieliby zalegalizować swój związek, Nowoczesna proponuje załatwienie tego postulatu. Czy jednak koszt polegający na konieczność tolerowanie całkowicie nietolerancyjnych wobec ich zwyczajów seksualnych ludzi z innego kręgu kulturowego, byłby akceptowalny. Czy ryzyko pobicia przez agresywnych przybyszów to cena warta zapłacenia.
Niestety w Polsce takie racjonalne rozumowanie stanowi margines. Rządzi zachwyt albo nienawiść do Kaczyńskiego, Kościoła, Tuska, Balcerowicza, Petru i innych. Zamiast zastanawiać się nad swoimi priorytetami, większość wyborców daje się rozgrywać medialnej młócce żerującej na najniższych instynktach. Stąd nawet absurdalny i dużym stopniu szkodliwy program N. uderza w preferencje wyborcze w stopniu umiarkowanym. Petru i Verhofstadt mogą opowiadać dowolne nonsensy, po odpowiedniej pijarowej obróbce zostaną one przyjęte przez wyznawców za jedynie słuszne tezy, a wrogowie i tak pozostaną na swoich stanowiskach.
Konwencja Nowoczesnej: jej postulaty szkodliwe dla Polski, ale realizujące priorytety Niemiec, Francji, Holandii i innych oraz obecność aktywnego eurokraty, to dość bezceremonialna, właściwie bezczelna, ingerencja "zagranicy" w polską politykę. Nowoczesnej zapewne już to nie pomoże, stanowić powinno jednak znak ostrzegawczy. Bez żadnej próby pudrowania wysłannicy rządów innych krajów biorą czynny udział w polskiej polityce. W drugą stronę tej relacji nie ma. Objawem ozdrowienia byłaby silna, negatywna reakcja wyborców. Jak dotąd próżno jej szukać.
Inne tematy w dziale Polityka