W gąszczu dyskusji nt. problemów frankowiczów oraz listów protestacyjnych mieszane są argumenty ważne z drugorzędnymi. Wpis red. Warzechy pt. "Frankowi kredytobiorcy byli ofiarami manipulacji, której nie mieli szans przejrzeć", podkreśla siłę przekonywania banków i oczywisty fakt, że nie każdy klient ma odpowiednią wiedzę, aby zrozumieć wszystkie elementy dot. kredytu frankowego. To prawda. Samo proponowanie klientom, których nie stać było na kredyt w złotówkach kredyt we frankach to w sensie moralnym działalność podobna do wyłudzenia, bowiem bank doskonale zdawał sobie sprawę z potężnego ryzyka dla kredytobiorcy. Wina banków jest oczywista.
Problem jednak w tym, że skomplikowane elementy kredytu frankowego takie jak: spread, marża, indeksowanie, stopy LIBOR, jakieś kilkanaście innych oraz wszelkie klauzule niedozwolone, a więc wszystko to czego przywołani przez red. Warzechę klienci mieli prawo nie rozumieć, nie były powodem dla których frankowicze popadli w tarapaty. One jedynie mogą decydować, czy problemy frankowicza są duże czy bardzo duże. O tym, że w ogóle problemy go dotknęły decyduje przede wszystkim, powiedzmy, że w 90% przypadków, kurs franka do złotówki.Każdy kredytobiorca niezależnie od swojej wiedzy musiał mieć świadomość, że ew, wzmocnienie franka do złotego o 50% mniej więcej o owe 50% zwiększy ratę kredytu.
Jeśli ów Kowalski biorąc kredyt w 2008 roku wiedział, że rata miesięczna 1500 zł jest dla niego akceptowalna, ale wzrost powyżej 2000 zł. spodowuje poważne problemy finansowe dla jego rodziny, musi zadać sobie pytanie, czy przez następne 30 lat tak może się zdażyć. Oczywiście Kowalski nie zna przyszłości, z braku innych możliwość oceny ryzyka mógł jedynie sprawdzić jak było w przeszłości. Albo sam albo pytając doradcę bankowego bez problemu zorientowałby się, że w latach 1995-2007 kurs wahał się pomiędzy 2- 3,5 zł. za franka. Jeśli Kowalski chciał wziąć kredyt na 30 lat, zorientowałby się w czasie blisko 3 razy krótszym wahania kursu były tak duże, że ich powtórzenie mogłoby go doprowadzić do bankructwa.
Jest taka scena w Misiu Barei, gdy jedna z bohaterek nie rozumiejąc po co jest pytana na lotnisku w Londynie, wyjaśnia zdumionemu pracownikowi kontroli paszportowej: "o ta pani mi powiedziała, ta pani". To zachowanie najwyraźniej wielu frankowiczów.
Warto aby banki poniosły konsekwencje ewidentnego łamania prawa. Nie zmienia to jednak oczywistego faktu: frankowicze, którzy popadli w tarapaty są w większości sami sobie winni, ponieważ każdy człowiek niezależnie od wiedzy i zawodu mógł w łatwy sposób zrozumieć, że ryzyko brania kredytu w obcej walucie na 30 lat jest duże. Taki wniosek mógł wysunąć nie mając pojęcia o spreadach, LIBORze i wielu innych skomplikowanych pojęciach, bowiem jedynym naprawdę ważnym elementem były kursy walutowe. Gdyby wzrost raty kredytu o jakieś 300% był ciągle dla niego akceptowalny, kredyt we frankach mógłby byc dobrym pomysłem. Jesli jednak już 30% stanowiło problem, taka decyzja to hazard i szaleństwo.
Istotnie: zawiodły banki namawiając na kredyty frankowe tych którzy absolutnie nie powinni ich brać ze względu na zbyt niskie dochody oraz KNF zbyt późno wprowadzający ograniczenia prawne. To jednak nie zwalnia dorosłego człowieka od myślenia.
Inne tematy w dziale Gospodarka