Plotkując kiedyś z kolegą na tematy różne, zgadaliśmy się na temat naszych antenatów. Kolega jest domorosłym militarystą i, jak oświadczył, niepomiernie zdziwił się, gdy przypadkiem przyjrzawszy się uważniej niż zwykle zdjęciu swojego pradziadka w mundurze, stojącym od lat na poczesnym miejscu komody, skonstatował, iż mundur ten nie jest mundurem polskim. Po dokładniejszym obejrzeniu zdjęcia i zasięgnięciu języka w rodzinie dowiedział się tego, co winien sam się wcześniej domyślić, że to mundur pruski.
To odkrycie było początkiem mojej peregrynacji w życiorys wuja. Życiorys jak z filmowego scenariusza.
Brat babci jako niemiecki obywatel został powołany pod broń do wojska pruskiego w 1916 r. Być może walczył tam wówczas z rodzicami późniejszego zięcia (to ta francuska część mojej rodziny). Po wojnie wrócił do domu na początku grudnia 1918 r., gdzie jego nastoletni młodszy brat wciągnął go od razu do konspiracji. Razem byli w oddziale powstańczym i razem walczyli przez kilka miesięcy, czasami być może przeciwko sąsiadom w Heimatschutz. Kiedyś surfując po Internecie znalazłem odnośniki do wywiadu, jaki w pięćdziesiątą rocznicę powstania przeprowadzili z nim dziennikarze i który w serii z innymi rozmowami z byłymi powstańcami wydrukowano. Teraz muszę tylko wybrać się do właściwej biblioteki by przeczytać to, o co za życia nie wypytałem wuja a co samemu mi nie opowiedział.
Nie będąc więc świadom jakim jest szczęściarzem, jechał bydlęcym wagonem na mrozie z synem i ciężarną żoną, wraz z innymi nieświadomymi szczęśliwcami na wschód. Po wielu dniach wyrzucono ich na pustkowiu, które później okazało się Omskom obłastią. Żyli najpierw we własnoręcznie wykopanej ziemiance a następnie w szopie, którą przez luźno deskowane przepierzenie dzielili z jeszcze jedną rodziną. O formowaniu się Armii Andersa albo nie zdążył usłyszeć albo odpowiednio zareagować. Nie przepuścił jednak następnej okazji i zaciągnął się do 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Tak, wiem. Dla większości tutejszych czytelników kościuszkowcy to komuniści. Z wuja jednak by taki komunista jak i święty turecki. A w dywizji kościuszkowców widział jedyną szansę na ujście z gościny ojczulka Stalina. Drogę długą. Przeszedł od samego początku do samego końcu. Od bitwy pod Lenino, przez cały szlak, aż do Berlina. Dwa lata krwawych bojów.
Potem był pokój, dom z gospodarstwem po Niemcach, którzy uciekli (albo zostali przesiedleni) i sprowadzenie rodziny z Syberii. A to też nie było ani proste, ani szybkie. Podczas pobytu na Syberii urodziło mu się drugie dziecko. Żona i pierwsze dziecko to fakt, Polacy. Ale drugie było już obywatelem Związku Radzieckiego. Sporo wody upłynęło nim udało się przekonać, że poczęte było jeszcze w Polsce. Żona z dziećmi zapakowana w końcu do pewnie jednego z ostatnich pociągów z przesiedleńcami, ruszyła wreszcie do Polski, do męża, do ojca. Jechali zimą, powoli, czasami zatrzymując się na godzinę w lesie albo na kilka dni w polu. Wujek (wówczas kilkulatek, bratanek babci), z drogi oprócz wielodniowej podróży zapamiętał jeden z postojów. Wszyscy zmęczeni poza wagonami myli się śniegiem, załatwiali swoje potrzeby gdzieś na uboczu, rozprostowywali nogi, gdy nagle bez uprzedzenia lokomotywa szarpnęła wagony i pociąg ruszył. Krzyki, poruszenie, wszyscy próbują dobiec do swoich wagonów, wskoczyć do coraz szybciej jadącego pociągu, lament starszych i chorych, którzy nie potrafią odpowiednio szybko biec, wycie tych, którzy poślizgnęli się i koła odcinały im ręce lub nogi. Pamięta, że wielu zostało pod kołami pociągu a jeszcze więcej nie zdążyło wskoczyć do pociągu.
Wuj przeżył prawie sto lat. Chciałbym napisać, że silny i niezłomny do końca – tak jak w filmach to pokazują. Ale życie to jednak nie jest film. Bał się. Nie walki, nie śmierci, ale Rosjan, komunistów. Nawet wtedy gdy udzielał wywiadu o swoim udziału w powstaniu wielkopolskim - by nie powiedzieć zbyt dużo. Zwłaszcza pod koniec życia. Nawet już w wolnej Polsce, bał się, że Rosjanie wrócą i znowu ich wywiozą. Wzbudza jednak moja dumę, że mimo tych obaw i strachu nie poszedł z nimi na koncesję, nie zapisał się do partii. Może i przestraszony ale pozostał wierny sobie, rodzinie i Polsce. Żołnierz I Wojny Światowej, Powstańca wielkopolski, Sybirak, Kościuszkowiec, zdobywca Berlina. Życie ciężkie, ale jaki piękny życiorys… jak scenariusz filmowy.
Komentarze
Pokaż komentarze (13)