Prezes Realu Madryt Florentino Perez zaprezentował we wtorek kartę kredytową wydaną z okazji podpisania lukratywnej umowy między bankiem National Bank of Abu Dhabi a hiszpańskim klubem. Umieszczono na niej herb klubu, jednak bez krzyża wieńczącego znajdującą się na nim koronę.”
http://wyborcza.pl/1,75477,17037660,Real_Madryt_ukrywa_krzyz_przed_muzulmanami__W_zamian.html
Kiedyś usłyszałem czyjąś wypowiedź: „Cały mój altruizm wyraża się w tym, że chwilami wierzę w Boga, wiedząc, że go nie ma”
W moim przypadku jest trochę odwrotnie: mimo chwilowych zwątpień, wiem że Bóg istnieje. Mimo, wbrew i wobec wszystkich oraz wszystkiemu.
Nie jestem jakimś specjalnym dewotem. Szczerze mówiąc – żadnym. Jak większość Polaków katolików/chrześcijan jestem wierzący ale praktykujący – ujmę to z pewnym eufemizmem – z umiarem. Autorytetem jest dla mnie nie tyle sam ksiądz czy biskup, ile ksiądz lub biskup wypowiadający się mądrze – mądrością życiową. Cenię umiar i autorefleksję nie tylko u siebie ale i u duchownych. Nie przyjmuję nieomylności autorytetów wychodząc z założenia, że „największym wrogiem prawdy jest wiara w autorytet”.
Samemu mając parę krytycznych uwag wobec Jana Pawła II z pełną samoświadomością „korzystam” z niego w tym zakresie, w którym jest to zgodne z moim światopoglądem, wiedzą i wiarą. Lecz tym bardziej krytycznie podchodzę do tych, którzy samemu wyciągając wybiórczo z jego nauki, wciągają jego postać na sztandary własnej ideologii i walą nim po głowach tych, co ośmielają się mieć inne zdanie.
Powala mnie głupota walki części Kościoła katolickiego z np.: gender. Która to walka ma tyle sensu i jest tak potrzebna Kościołowi, jak konflikt z Europą Putinowi.
Nie rozumiałem, nie rozumiem i nie zrozumiem sensu oraz podstaw moralnych tych duchownych i działaczy katolickich, którzy występowali w obronie księży-pedofili czy arcybiskupa-geja, a atakowali ich krytyków. Musiał dopiero przyjść nowy papież, który dojrzał jak to jest szkodliwe nie tylko dla ofiar, ale i dla samego Kościoła.
Nie rozumiem jak Kościół może odrzucać księży dążących do jego otwartości na błądzących, myślących niezależnie, pytających, jątrzących gnuśność, wytykających błędy Kościoła, jego pasterzy i owieczek, a stawiający na wygodnickich karierowiczów w sutannach, ukrywających własne błędy i grzechy.
Wkurza i denerwuje mnie instrumentalne traktowanie wiary i religii. Zwłaszcza w polityce.
Wielu innych rzeczy w Kościele nie rozumiem, nie akceptuję, nie zgadzam się i mam inne zdanie niż nie tylko mój własny proboszcz, biskup czy cały Episkopat, ale być może czasami również i papież. Dla Tomasza Terlikowskiego i jemu podobnych w najlepszym razie jestem więc czarną owcą w zdrowym stadzie wiernych, zgniłym liberałem albo i nawet libertynem, żadnym katolikiem, etc. I pewnie przynajmniej w części mają oni rację. Choć zapewne nie jest tak, że z kolei ja mylę się we wszystkich sądach, które odrzuca tzw. Kościół trwający przy konserwatywnych biskupach.
Gdybym miał samemu się jakoś określić, powiedziałbym, że jestem liberalnym konserwatystą. Liberalnym, bo wiem, że zmiana, ewolucja i wolność są podstawą funkcjonowania i trwania świata, czyli jednym z podstawowych praw przyrody (ergo – praw boskich). Konserwatystą, bo nie tylko widzę w tym boskie prawo, ale i jestem już w takim wieku, gdzie zmiany przyjmuje się już mniej chętnie, a poczucie bezpieczeństwa daje trwanie, niezmienność i rutyna.
Liberalna natura powoduje mój odruchowy szacunek wobec inności. Także wobec islamu. Nie miałbym nic przeciwko karcie kredytowej z półksiężycem. Nie rwałbym szat, gdyby na koszulkach ulubionej drużyny (albo bardziej w moim przypadku – zespołu muzycznego) pojawił się arabski napis „nie ma Boga nad Allaha”. Wszak Bóg jest jeden a tylko niedoskonały człowiek różnie go i postrzega i nazywa. Ale szlag mnie trafia, gdy widzę jak kawał tradycji, historii, a właściwie własnego ja, przehandlowuje się za – nawet dużą – mamonę. To jest objaw braku szacunku dla samego siebie, dla własnych ojców, dla własnej historii, ziemi, do własnych dzieci i do siebie samego. A dla osób wierzących jest to i brak szacunku do Boga, bez względu na to jak się Go nazywa i w jakiej religii się Go wyznaje.
Nikt Cię nie będzie szanował, jeżeli sam siebie nie uszanujesz.
Jeżeli w klubie Real Madryt myśleli, że to tylko biznes, to się grubo pomylili. Może zarobili setki milionów, a może i kilka miliardów EURO, ale szacunku sponsora na pewno tym nie zyskali, a wręcz przeciwnie. A stracili znacznie więcej. Coś dużo bardziej cennego. Coś, czego nie da się kupić za żadne pieniądze. Coś, co łatwo stracić a trudno odzyskać. Coś, co się wypracowuje w sobie latami. Przyzwoitość, szacunek i honor. Oraz tożsamość.
kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo