bufon bufon
277
BLOG

Związkowa solidarność ?

bufon bufon Polityka Obserwuj notkę 19

 Protest związkowców z ostatnich dni niezbyt mnie obchodził. Nie na tyle nawet by jakoś specjalnie go śledzić. Pracuję w firmie, w której nie ma organizacji związkowych. Bo i po co ? Jak komuś się źle pracuje, to się zwalnia. A jak jest mu za dobrze ale źle pracuje, to go właściciel zwalnia. A jeśli dobrze pracuje, ale w firmie akurat źle się dzieje, to czy sam się zwolni czy go właściciel zwolni nie czyni mu to różnicy. Firma (czyt.: właściciel) musi być na tyle w porządku, że z pojedynczymi wyjątkami byli pracownicy utrzymują pozytywny kontakt z byłym pracodawcą.

 

Związkowcy? Z pozycji zawodowej mamy kontakt z uzwiązkowanymi (czyt.: z udziałem kapitału państwowego) przedsiębiorstwami. Wsobne towarzystwo. Z jednej strony mocno shierarchizowane struktury, z drugiej strony pracownicy pracują „od…do” i na tyle z ich związku z firmą. Kontakty biznesowe są mocno nieczytelne: składasz ofertę i nie wiesz w czym jesteś gorszy, czy jesteś droższy i o ile. Najczęściej po czasie dowiadujesz się okrężną drogą, że została wybrana „spółka-córka”, ew. firma prowadzona przez byłych pracowników przedsiębiorstwa. Szansę na realizację prac dla takiej firmy (gdy jesteś spoza ”towarzystwa”) masz jedynie w dwóch przypadkach: gdy jesteś dumpingowo tańszy (o tym możesz dowiedzieć się ew. w trakcie realizacji zadania – Inwestor wyciśnie z ciebie ostatnie soki, aż do bankructwa włącznie) lub kwestia dotyczy prac projektowych (w tym przedsiębiorstwa instytucjonalne nie są mocne). Wszystko ponad to jest „zarezerwowane” dla swoich. A jeśliś nie jest swój, odczujesz jak pojemnym i szerokim pojęciem jest słowo RYCZAŁT i co może biuro prawne firmy o miliardowych obrotach. Skarga? Nie, konstatacja. Bo wiem, że przypadku „swojej” firmy „ryczałt” staje się nagle dosyć elastyczny, pojawiają się „roboty dodatkowe, formalności potrafią być szybciej załatwiane a dodatkowe wymogi nie pojawiając się nagle i znikąd.

 

Więc gdy widzę związkowca z gwizdkiem na ulicy krzyczącego jaką to krzywdę robi mu zła władza, nie widzę uciśnionego pracownika, kogoś mi bratniego, a sprytnego kombinatora, dwa razy więcej ode mnie zarabiającego, dwa razy mniej pracującego, niezwalnianego, z prawem do ew. kilkunastomiesięcznych odpraw, z dużo wcześniejszą i dużo wyższą od mojej przyszłą emeryturą. Co mnie z nim łączy poza językiem polskim? Nic. To przedstawiciel klasy uprzywilejowanej: związkowiec z budżetówki lub firmy z udziałem skarbu państwa. Mnie jest bliżej do prywatnego przedsiębiorcy, który choć więcej ode mnie zarabia, który choć mnie zatrudnia, to jedzie na tym samy wózku co ja: samoodpowiedzialności i niezależności od wymuszonej pomocy podatników.

 

 

„Podsłuchiwałem” nieco w TVP, Polsacie, TVTrwam i TVN o jakie postulaty chodzi protestującym związkowcom. Ponad „obalenie rządu” niewiele się przebiło. Ale dosłyszałem takie:

Cofnięcie zmian w wieku emerytalnym”. Hmmm… szczerze mówiąc błędem tego rządu jest zbyt wolne wprowadzenie tych zmian. Nie powinno to być rozłożone na 8 lat dla mężczyzn i 28 lat dla kobiet. TO powinno być wprowadzone od zaraz. Demografia jest nieubłagana. Za „delikatność” rozwiązań wdrożonych przez ten rządu odpowiadać swoimi obniżonymi i niepewnymi emeryturami będzie moje pokolenie. Natomiast żądać cofnięcia tego rozwiązania mogą albo niedouczeni głupcy albo absolutni cynicy, których nie obejmuje powszechny system emerytalny.

 

Wycofanie uelastycznienia czasu pracy”. Nadgodziny? Ciągle je mamy w pracy. Płacone „nigdy”. Dlaczego? Bo płacone mam za efekt swojej pracy. Czy zmieszczę się w 8 godzinach, czy 16 przez cały tydzień – nieistotne. Istotne czy firma na tym zarobi. Jeżeli zarobi – będzie premia. Czasami nawet wysoka premia. Nie zarobi – trudno. Premia będzie następnym razem. Albo w następnym roku. W tym roku i ja i firma musimy tylko PRZEZYĆ. To jest solidarność pracodawcy i pracownika. Oraz solidarność między pracownikami. Bo dzisiaj moje nadgodziny dadzą premię również innym pracownikom. A jutro ich nadgodziny dadzą premię mnie (chociaż będę pracował tylko 8 godzin dziennie). A gdzie jest solidarność związkowców, którzy MUSZĄ mieć płacone za każde pół godziny dłużej spędzone w pracy?

 

 

Lech Kaczyński w swoim ostatnim przed śmiercią wywiadzie mówił o Solidarności, że „w swojej istocie była ruchem trochę przeciwpaństwowym”. Mówił też o jej „antypaństwowości”.

Sądzę, że nie „była” a dalej JEST. To ruch egoistów walczących o swój własny klasowy (związkowy), grupowy interes. Nie dbający ani o RZECZYWISTY los pracowników firm prywatnych ani o stan państwa jako dobra wspólnego oraz przyszłych pokoleń. To ruch w którym słowo SOLIDARNOŚĆ utraciło swoje pierwotne znaczenie a pozostało hasłem-wydmuszką.

Spełnienie pierwszego z postulatów związkowców to katastrofa dla państwa za 20 lat a dla ówczesnych emerytów tragedia. Spełnienie drugiego z postulatów to bezrobocie dla wielu dzisiejszych „jeszcze” pracowników.

 

Solidarność? Tak, ale nie ze strony związkowców, więc i nie ze związkowcami. 

bufon
O mnie bufon

kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka