bufon bufon
728
BLOG

Sześciolatki w szkole

bufon bufon Polityka Obserwuj notkę 41

Czy sześciolatki mogą / muszą / mają iść do szkoły ?

Dlaczego nie. A dlaczego tak ?

Nie znam wszystkich argumentów za ani przeciw. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, nie pracuję w szkolnictwie, kuratorium, ministerstwie ani wydziale oświatowym jednostki samorządowej. Ani nawet ojcem / dziadkiem kilkulatka, przed którym taka perspektywa właśnie się rysuje. Mam jednak kilka własnych spostrzeżeń.

 

1)   Szkoły nie są gotowe infrastrukturalnie ani organizacyjnie.

Przynajmniej częściowo pewnie tak. Może nawet większość jest bardziej nie gotowa niż przygotowana. Zawsze są prymusi i spóźnialscy. Częściowo może z winy ministerstwa, ale w większej części z winy samorządów i dyrekcji szkół. Bo jeżeli jedni zdążyli organizacyjnie i infrastrukturalnie się przygotować, to dlaczego za swój brak gotowości obwiniają ministerstwo ? Dla takich maruderów każde przekładanie zmian będzie i tak za szybkie, za wczesne i za duże.

 

2)   Zmiany nie są przygotowane programowo do sześciolatków.

W tym zarzucie jest pewnie najwięcej racji. Nie chodzi mi o sam program nauczania – bo tego ani nie znam, ani nie jestem pedagogiem by nawet znając móc ocenić jego dostosowanie do poziomu intelektualnego i emocjonalnego rozwoju sześciolatka. Chodzi mi bardziej o całodniowy program zajęć i opieki nad dziećmi.

Sięgając pamięcią wstecz do dzieciństwa własnego oraz pociechy, największym problemem był czas pracy „placówki oświatowej”. Świetlica i biblioteka zamykające swoje podwoje o godz. 14:00, żłobek pracujący do godz. 15:00 czy przedszkole pracujące do godz. 16:00. Rodzice pracują do godziny 16 ? To ich problem. Nie pracowników przedszkola / szkoły / samorządu.

Dzisiaj samorządy (bo to leży w ich a nie rządu gestii) starają się dostosować czas pracy jednostek oświatowych im podlegających, ale na przeszkodzie stoją im dwie kwestie. Pierwsza prostsza (prawnie) – to kwestia finansowa. Bo wydłużenie czasu pracy zawsze kosztuje. Druga trudniejsza (prawnie) – to kwestia karty nauczycielskiej.

 

3)   Po co?

To najważniejsze i kluczowe pytanie w całej tej sprawie. Jest jeden główny powód – zmiany demograficzne. Z tego samego powodu MUSIMY opóźnić przejście na emeryturę przesuwając wiek emerytalny i likwidując emerytalne przywileje.

Za trzydzieści lat na jednego emeryta będzie pracowało (czytaj: płaciło składki) mniej niż dwóch pracujących. Wydłużenie czasu pracy do 67 lat (powinno być powszechne – dla wszystkich – nikt nie musi pracować do końca jako górnik czy policjant, może zmienić zawód – ale to temat na inny raz) oraz likwidacja przywileju wcześniejszych emerytur, zmniejszyła liczbę przyszłych emerytów o kilkanaście procent a o kilka procent zwiększyło przyszłą liczbę osób płacących składki oraz podatki, z których będą te emerytury wypłacane.

Wcześniejsze posłanie do szkół dzieci dzisiaj, to wcześniejsze ich wejście na rynek pracy za lat dwadzieścia. To zwiększenie liczby przyszłych płatników składek i podatków o kolejne ponad 2%.

To nieludzkie ? Nie, to konieczne. A im później zostanie wprowadzone, tym my mniejsze będziemy w przyszłości otrzymywać emerytury, a oni będą płacić tym większe składki i podatki. Nasza niezgoda na to nie świadczy o naszej trosce o dzieci, ale naszym braku przewidywania przyszłych skutków. Bo w przyszłości za nasze dzisiejsze błędy zapłacimy nie tylko my, ale również nasze dzieci.

 

Być może to prawda, ale zmiana jest źle przygotowana, 6-latki polegną „w starciu” z 7-latkami. W tym wieku jeden rok to bardzo duża różnica.

I to jest chyba najpoważniejszy i najcelniejszy zarzut. Ale nie jest to powód, by odrzucać całą zmianę a jedynie przyczynek do jej naprawy.

Skoro wydłużenie wieku emerytalnego rozłożono w czasie na kilka lat, dlaczego nie zrobić tego samego z wprowadzeniem do szkół 6-latków (a 5-latków do zerówek) ?

Jednorazowe „upchnięcie” dwóch roczników do jednej klasy ma same minusy a rozłożenie tego w czasie na np.: sześć lat same plusy.

 

Opcja jednoroczna – minusy:

- rozpiętość wiekowa w jednej klasie sięgać będzie w praktyce dwóch lat (np.: styczeń 2006 i grudzień 2007)

- w jednym roku wejdzie do szkół podwójny rocznik (ok. 800 tys. dzieci – o ok. 400 tys. więcej niż rokrocznie) – to problem organizacyjny liczby sal lekcyjnych, nauczycieli, etc.

- w przyszłości taki podwójny rocznik wpadnie również hurmem na rynek pracy – te dzieci oraz z kolejnego rocznika będą miały duży problem ze znalezieniem pracy (czytaj: płaceniem podatków i składek, a staną się biorcami zasiłków)

 

Opcja sześcioletnia – plusy:

- rozpiętość wiekowa w jednej klasie zwiększy się z 12 miesięcy do zaledwie 14 miesięcy – praktycznie niezauważalnie

- w sześciu kolejnych latach do szkół będzie wchodziło o 15…18% więcej uczniów niż dotychczas (tj. zamiast dotychczasowych 400 tys. ok. 460 tys.) – dla szkół jest to rozwiązanie najbardziej neutralne. Takie zwiększenie jest zbliżone do naturalnych fluktuacji liczebności uczniów.

- za 15…20 lat ich wejście na rynek pracy będzie również rozłożone na sześć lat – przez nienaturalne spiętrzenie nie stworzą dla siebie nienaturalnie zwiększonej konkurencji

 

 

Sześciolatki do szkół – to nie wymysł, nie kaprys, to konieczność, wyjście naprzeciw wyzwaniom przyszłości. Ale czyńmy to mądrze, z rozmysłem. I rządzący i obywatele.

 

 

 

 

bufon
O mnie bufon

kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka