bufon bufon
777
BLOG

Sześciolatki do szkół

bufon bufon Polityka Obserwuj notkę 9

 Od dłuższego czasu płynie telenowela pt.: „Sześciolatki idą do szkół”. Z jednej strony występują urzędnicy MEN zachwalający ideę wcześniejszego pójścia do szkoły sześciolatków i związanego z tym obowiązku „zerówkowego” dla pięciolatków. Z drugiej strony spora część rodziców jest niechętną temu pomysłowi ze względu na „niedojrzałość i niegotowość sześciolatków” do nauki szkolnej. No i z trzeciej strony opozycja punktująca niegotowość szkół pod względem programowym i bałagan organizacyjny oraz popierająca tu rodziców by tradycyjnie wystąpić przeciwko rządowemu pomysłowi.

 

Ja mniej tradycyjnie ale jako czwarta strona dorzucę tu jeszcze swoje trzy grosze.

 

Nie będę rozpływał się nad aspektami pedagogicznymi, rozwojowymi ani programowymi tego pomysłu. W tym nie jestem ani specjalistą, ani ze względu na posiadane dziecko w wieku przedszkolnym osobą bezpośrednio zainteresowaną. Podam jednak jeden plus i kilka minusów wynikających z realizacji samego pomysłu, które w ogóle nie pojawiają się w dyskursie publicznym przy tej okazji, a które powinny.

 

Sama idea wcześniejszego o rok posłania dzieci do szkół, a co za tym idzie wcześniejszego zakończenia nauki, wychodzi naprzeciw problemom demograficznym. Już za ok. 10 lat będziemy mieli w Polsce dwukrotnie mniejszą niż obecnie liczbę osób w wieku produkcyjnym w stosunku do nieprodukcyjnych – i sytuacja taka utrzyma się przez następnych 20…30 lat. Jednym ze sposobów przeciwdziałania takiej sytuacji z jednej strony jest wyrównanie i przesunięcie wieku emerytalnego oraz likwidacja i minimalizacji przywilejów emerytalnych rożnych branż. Wcześniejsze puszczenie dzieci do szkół do wyjście naprzeciw tym potrzebom z drugiej strony: zasilenie rynku pracy dodatkowym rocznikiem i wydłużenie czasu ich pracy o kolejny rok.

Tym, którzy jakoś akceptują 5-latki w zerówce a 6-latki w szkole ale są przeciwni o rok wcześniejszej maturze przypomnę tylko, że matura 18-latków to był u nas standard jeszcze trzydzieści lat temu.

 

I to byłby ten jeden dodatkowy plus puszczenia sześciolatków do szkół. A teraz minusy.

 

Pod koniec lat siedemdziesiątych do szkół trafiał szczyt wyżu demograficznego. Każdego roku do szkoły zaczynało chodzić ponad 700 tysięcy nowych dzieci. Od tamtego czasu minęła cała epoka i aktualnie nowe roczniki pierwszaków liczą ok. 350 tys. Przez te trzydzieści parę lat szkoły przystosowały się częściowo do tej odmiennej demograficznie sytuacji.

I teraz – przyjęcie w pierwszym roku nowych zasad naboru jednocześnie dwóch roczników uczniów – sześciu- i siedmiolatków – spowoduje małe pandemonium. Przyjęcie do klas pierwszych jednocześnie 6 i 7-latków, to kwestia nie tylko różnic rozwojowych między nimi ale przede wszystkim problemów organizacyjnych związanych z podwojeniem liczby uczniów (i klas) pierwszych. Potrzeb sal lekcyjnych, liczby nauczycieli, etc.

Podstawowy problem tego sposobu przeprowadzenia zmian to jego incydentalność. Taki skok liczby uczniów klas pierwszych będzie jednorazowy. Np.: jednorazowy (na trzy lata) wysiłek związany ze zwiększeniem zapotrzebowania na nauczycieli nauczania początkowego (przypominam, że w klasach 1…3 wszystkich [przedmiotów uczy jeden nauczyciel). Trzy lata później podobny problem wystąpi przy przejściu do klas starszych – nagłe i jednorazowe zapotrzebowanie na nauczycieli dla klas starszych. Potem jednoroczny i jednokrotny skok przy wejściu do gimnazjów. Tak samo trzy kolejne lata później w liceach. I następne trzy lata później w momencie wyboru studiów.

 

Nie rozumiem tego uporu, aby jednocześnie w jednym roku dwa roczniki posyłać do szkoły. Czy nikt z urzędników nie widzi niesamowitych kłopotów związanych tylko z faktem jednokrotnego podwojenia rocznika szkolnego? Czy nikt z przeciwników też tego nie widzi aby podnieść to jako argument przeciw ?

 

A jest przecież jeden bardzo prosty i intuicyjny sposób aby ominąć problemy z tym związane, rozwiewają jednocześnie sporą część obaw rodziców związanych z dużą różnica wiekową, dojrzałości, sprawności i mentalności między 6- i 7-latkami. Sposób jaki zastosowano przy aktualnej reformie emerytalnej. Rozłożyć proces wchodzenia 6-latków do szkół na np.: 6-lat.

Co roku nowym obowiązkiem szkolnym obejmowane były dzieci o kolejne dwa miesiące młodsze (analogicznie tak jak w reformie emerytalnej co roku przesuwany jest wiek emerytalny o trzy miesiące). Co to by dało ? Bardzo dużo !!!

W pierwszym roku wraz z 7-latkami do szkół poszłyby rocznikowe sześciolatki urodzone w styczniu i lutym. W kolejnym roku rocznikowe 7-latki z miesięcy marzec-grudzień a rocznikowe sześciolatki z miesięcy styczeń–kwiecień. Itd. Co roku, przez sześć kolejnych lat obowiązkiem szkolnych byłyby obejmowane nowe dzieci z czternastu miesięcy.

To rozwiązanie ma same plusy. Różnice rozwojowe w takiej grupie wiekowej (obejmującej 14 kolejnych miesięcy) są minimalne. Do szkół zamiast dodatkowego rzutu ok. 350 tysięcy nowych uczniów wchodziłoby tylko ok. 60 tysięcy i ta „górka” byłaby rozłożona na sześć lat. Zamiast piku niosącego kłopoty przez wszystkie etapy nauczania (początkowe, podstawowe, gimnazjalne, licealne, studia) mielibyśmy stosunkowo łagodna falę. Przy obecnym niżu demograficznym byłby to powrót do sytuacji sprzed kilku lat – absolutnie do opanowania w kwestii izb lekcyjnych, liczby nauczycieli, itp.

Jest jeszcze kwestia której w ogóle nikt chyba nie wziął pod uwagę, kwestia która miałaby miejsce za lat 12 oraz 17 – wejścia podwójnego rocznika na rynek pracy (po maturze i po studiach). Rocznik ten byłby więc podwójnie poszkodowany. Najpierw przez 12 lat (17 lat jeśli liczyć ze studiami) eksperymentalnie i jednorazowo „cisnęliby się” w klasach a na koniec wszyscy na raz wchodziliby na zawsze jakoś ustabilizowany rynek pracy.

 

Rozłożenie procesu wejścia do szkół 6-latyków na lat 6 (a może nawet 12-tyle ile jest miesięcy w roku) pozbawia pomysł tej zmiany większości jej wad organizacyjnych przy zachowaniu jej podstawowych zalet.

bufon
O mnie bufon

kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka