bufon bufon
758
BLOG

Twarde serca

bufon bufon Rozmaitości Obserwuj notkę 16

 

Pociecha moja jest jeszcze w wieku szkolnym. Orłem nie jest… no cóż, to się zdarza. Ale jest MOJĄ pociechą. Smutkiem i zmartwieniem też czasami. Życie różne bywa.

Jak każda pociecha ma swoich przyjaciół. Jednych „lepszych” innych „gorszych”. Ma swoje własne problemy: szkolne, sercowe towarzyskie, itp. Musi sobie sama z nimi radzić. Ja mogę próbować coś tłumaczyć, ale w końcowym efekcie i tak „ma swój rozum” i zwykle nas, rodziców, nie słucha. Cóż, w tym wieku człowiek jednak zwykle uczy się bardziej na błędach swoich niż cudzych. Ale o tym nie dzisiaj. Dzisiaj o innych dzieciach. Właściwie dziecku.

 

Pociecha ma pewną przyjaźń. Pod koniec roku szkolnego odwiedzało nas Ono pomagając Pociesze w nauce. Bo zdolniejsze, lepiej się uczące no i ciut starsze – właśnie zdawało maturę i miało trochę czasu (?!). Parę razy się zasiedziało i zostało na noc (od lat jestem przyzwyczajony, że czasem moja Pociecha nocuje u przyjaciół, a czasem rewanżujemy się wzajemnością). Nie zdziwiło mnie więc to. Ale po kolejnym razie zainteresowałem się „może rodzice się martwią?” „Nie martwią”. No to spoko. Ale później Pociecha powiedziała…

 

A to jest cała historia. Dziecko jako maturzysta ma już skończone lat 18. To wiek, który uprawnia do otrzymania dowodu osobistego, udziału w wyborach, pozwala na małżeństwo… Ale w naszym społeczeństwie człowiek w tym wieku ciągle jest jeszcze dzieckiem (choć gdy my mieliśmy 18 lat to czuliśmy się… ho! ho! ho! jacy dorośli). Tutaj okazało się, że od prawie miesiąca… nie mieszka już z rodzicami. Parę dni w trakcie matur pomieszkało jeszcze i babci ale babcia też powiedziała: Adieu, sweet bahnhoff. Dziecko więc zdając jeszcze maturę poszukało dorywczej pracy, podrzuciło tam plecak z walizką z rzeczami i po pracy katem nocowało w… pracy. Jak się trafiło, to nocowało u nas.

Wziąłem więc je na spytki. Niezbyt chętnie, ale potwierdziło. Cóż, mam miękkie serce, co wiąże się z twardym zadkiem, rzekłem więc: „Przynoś manatki, na razie będziesz nocować u nas”. Jak się przeniosło dalej za język…

 

Historia jest taka. Jak to czasami bywa, stosunki w rodzinie bywały różne. Bywało gorąco, pach bywał w ruchu, ale tak się zdarza. Przed samą maturą dowiedziało się jednak, że… mama nie jest mamą, tata tatą, babcia babcią… etc. Jest dzieckiem adoptowanym, sierotą, ma skończone 18 lat, skończyło szkołę i mają go dosyć. Żegnaj Genia świat się zmienia…

 

Spróbowałem najpierw przez szkołę: „Wie pan, co my możemy. Przez trzy lata próbowaliśmy mediować z rodzicami, ale to było jak o ścianę. Zresztą… teraz to nie jest już nasz uczeń. To abiturient.”

No to telefon do rodzica: „U pana nocuje? A ja myślałam, że w pracy… Wie pan, w tym wieku dzieci zawsze konfabulują. Ależ może w każdej chwili wrócić do domu”.

 

No to z górki. Mówię dziecku, że jest spoko, może wracać do domu. Spojrzało jakoś jak na Marsjanina. Posmutniało. Bąknęło coś pod nosem. I poszło do pokoju do Pociechy. Rzekłem za nim jeszcze „Nie spiesz się. Nie wyganiam Cię. Jak będziesz gotowe, to wtedy zadzwoń i pojedź”.

 

Trzy dni później pokazało mi SMS od mamy: „Jak rodzice Pociechy lepiej się poczują, to możesz wrócić do domu. Zrobimy tą szopkę dla nich. Ale dobrze wiesz, że długo tu nie zagościsz. Nie masz tu czego szukać”.

 

No i klops.

 

To nie moje Dziecko, ale mimo pełnoletniości to wciąż dziecko! Uzdolnione muzycznie, plastycznie, językowo (swobodna znajomość trzech języków i jeszcze trochę innych), w naukach ścisłych. Matura zdana z drugim wynikiem w szkole, matematyka z maksymalna liczba punktów na poziomie rozszerzonym. Przyjęte na studia techniczne.

 

Nie mam dobrych warunków mieszkaniowych aby jeszcze jedna osoba z nami mieszkała. W pokoju pociechy jest po prostu rozłożony dodatkowy materac i Dziecko śpi na podłodze. Jest trochę „naćkane”, bo umeblowanie nie przewidywało potrzeby przechowywania rzeczy jeszcze jednej osoby.

 

Nie jestem krezusem i nigdy nie byłem. W najlepszych momentach mam delikatne górki finansowe, ale one pełnią rolę buforów, które niwelują okresy niższych dochodów. Summa summarum żyję, ale bez szaleństw. Mi to wystarcza, ale na potrzeby mojej rodziny. W obecnej sytuacji jest to, jak w dawnych powieściach pisano, dodatkowa „gęba do żywienia”. W związku ze ściśle określonymi dochodami wydatki zawsze mam zaplanowane: tyle na raty, tyle na czynsz, media, jedzenie, lekarstwa, chemię, ubrania… Dodatkowa osoba to dodatkowych kilkaset złotych miesięcznie: jedzie kosztuje, kosztuje woda, którą zużywa, więcej prądu, proszku do prania…

Jestem małostkowy ? Może. Ale muszę się „bilansować”. Dziecko jest z nami już trzy miesiące. O ile na utrzymanie będę mógł jeszcze jakiś czas wykładać (na co dzień jest to niezauważalne, dopiero w skali miesiąca zauważa się większy ubytek środków finansowych), bo chwilowo jestem na górce, o tyle jest problem z np.: ubraniami – zużyte, zaczynają się Dziecku drzeć. Aby wyłożyć na np.: spodnie, kurtkę, koszulę, bilet miesięczny, raczej nie będę mieć.

 

Namówiłem, aby porozmawiało z rodzicami o pieniądzach. Nie chcą Dziecka w domu – niech finansują Jego życie poza domem. Rozmawiało. „W porządku, uzgodnione”. Nie w porządku. Właśnie znowu przez Pociechę dowiedziałem się, że po czterech miesiącach poza domem dostało pierwszy raz AŻ kilkaset złotych. Na wszystko: jedzenie, ubrania, bilety, zaraz zeszyty, skrypty. De facto powinno samo z tej kwoty wynająć gdzieś pokój… Tanim sumptem pozbyto się niechcianego Dziecka-kłopotu.

 

Jest w o tyle trudnej sytuacji, że na uczelni nie może wystąpić o stypendium socjalne. Na jakiej podstawie? Formalnie ma rodziców, którzy maja nawet niezłe dochody. Pokój w akademiku? Tak samo – brak podstawy. Mogę sugerować Dziecku wystąpienie do sądu z pozwem o alimenty. Ale… Musi samo podjąć tą decyzję, ja nie mogę wywierać takiej presji. Lepiej by było, gdyby dogadali się polubownie. Bo i nie wiadomo, kiedy i jaka decyzje podjąłby sąd.

 

Wyrzucić z domu? Nie, to wciąż dziecko. Chociaż nie moje. Zostawić? To problemy, przyziemne, bo finansowe, ale problemy. Osobowe, bo to jednak ktoś nowy w domu, z innymi zwyczajami, przyzwyczajeniami. Ale wyrzucić na ulicę ?!

Zostaje u nas. Nie wiem jak… ale zostaje.

Jak ktoś ma miękkie serce, musi mieć twardy zadek.

I tylko kukułki mają twarde serca. 

bufon
O mnie bufon

kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Rozmaitości