W starym domu, postawionym jeszcze w XIX w. przez pradziadka, swego czasu mieszkała już tylko stara ciotka. Wszyscy z jej pokolenia, a miała dziesięcioro rodzeństwa, już umarło albo dożywało swych dni przy dzieciach, w różnych częściach Polski. My byliśmy jej najbliższa rodziną, więc póki mogła sama mieszkać – odwiedzaliśmy ja, a później przeniosła się do nas. Ciotka była skarbnicą wiedzy rodzinnej. Niedostatecznie niestety wykorzystaną. To od niej ostatniej mogłem dowiedzieć się tego, co dla pokolenia moich dziadków było oczywistością, a czego nie zdążyłem dowiedzieć się od babci czy dziadka. O pracy pradziadka na saksach w Zagłębiu Ruhry, o jej braciach biorących udział w Powstaniu albo w bitwie pod Verdun, o wrześniowej ucieczce, bombardowaniach, o przymusowych kontyngentach żywności w latach 50-tych, o więzieniu dla szwagra za ich niewypełnienie, o stypie po pradziadku która przekształciła się w potańcówkę, czy wreszcie o majowym wieszaniu flagi.
W rodzinie miałem krewnych o różnym stosunku do „komuny”. Byli tacy, którzy należeli do partii jak i ci, którzy jedyną organizację jaką „zaliczyli” to była Solidarność. Większość zaś była z ogromnym „dystansem” do partii. Bo brat przeszedł przez kopalnie na Uralu, albo szwagierka „zmarła” w Kazachstanie. Dla nich partia to byli „oni”. Mieli władzę ale nie mieli szacunku.
U mnie w domu sprawa była jasna: mieszkamy w bloku, nie mamy w oknie uchwytu dla flagi, więc chociaż nie wieszamy jej na 11 listopada i 3 maja, to na 22 lipca i 1 maja również. Święto odrodzenia Polski? Dla nas nie istniało. Chociaż podobno były wówczas urządzane „fajne” festyny. Takie święta Ojciec nauczył nas „czcić” aktywnie, najlepiej pracą. Więc jak Bóg dał – byłem pod namiotem. A jak dał inaczej – pociłem się na polu.
Pochód? Lepsza ocena z zachowania albo z j. rosyjskiego, z którego przez wszystkie lata nauki byłem nieustająco „zagrożony”, nie wystarczały jako zachęta do wzięcia udziału w takiej popelinie. To była okazja aby się wyspać, poczytać, spotkać z przyjacielem albo w ostateczności iść do pracy. W szkole ostatecznym ratunkiem okazywało się pisemne usprawiedliwienie od rodziców.
Pierwszy i jedyny raz kiedy byłem na pochodzie majowym miało miejsce w liceum. Już nie pamiętam w jaki sposób ale wychowawczyni „wymusiła” to na mnie. Do dzisiaj pamiętam jeden z jej argumentów: „skoro ja muszę iść na pochód, to nie będę się sama umartwiała – wy też musicie iść”.
Na klasę przypadało tyle „szturmówek” ilu w klasie było chłopaków. Ja okazałem się „przewidującym cwaniakiem” i jako pierwszy zgłosiłem się po biało-czerwoną flagę. Nieść polską flagę, nawet na pierwszomajowym pochodzie, to nie był obciach. Obciachem było niesienie flagi radzieckiej. Ci, którzy nie byli dostatecznie przewidujący, nie znaleźli potem za żadną cenę chętnych do zamiany, odreagowywali w inny sposób. Jak tylko minęliśmy „trybunę honorową” a z oczu zniknął dyrektor szkoły, radzieckie szturmówki opadły im z ramion i czerwone flagi ciągnęli po bruku.
Ciotce nie przeszkadzało, gdy do pracy na polu meldowaliśmy się 22 lipca albo 1 maja. Pilnowała za to zawzięcie, by rąk nie brudzić sobie pracą w święta kościelne. Drogą negocjacji po kilku latach utarło się, że takim „świętym świętem” oprócz Wielkanocy, Bożego Narodzenia i Bożego Ciała są tylko 3 maja, 11 listopada i 15 sierpnia. A i w te dni były wyjątki. Na wsi wszak nie można po prostu nie włączać krów, kur albo pszczół.
Oprócz obowiązkowego w takie dni „kościoła”, rosołu z kury, kaczki z pyzami była również wywieszana na elewacji pradziadowego domu biało-czerwona flaga. Nigdy nie miałem szczęścia być tego świadkiem, ale co roku mogłem post factum wysłuchać, jak co rok tak samo wzburzona ciotka relacjonowała swoją coroczną rozmowę z sołtysem.
Dziwne, ale taka rozmowa nigdy nie miała miejsca 11 listopada ani 15 sierpnia tylko w maju. Przed 1 maja sołtys, jako przedstawiciel władzy ludowej, miał obowiązek zadbać o „odpowiednie” wywieszenie flagi państwowej. Słowo ”odpowiednie” jest tutaj kluczowe. Tuz przed pierwszym maja sołtys objeżdżał wszystkie gospodarstwa w swoim sołectwie przypominając o wywieszeniu flag.
Ciotce flaga na pierwszego maja nie przeszkadzała. I bez sołtysowego przypomnienia by ją wywiesiła. Dla niej to nie było święto klasy robotniczej a Święto Józefa robotnika. Wywieszała więc flagę państwową przyozdobioną w kolory kościelne i papieskie – wstążkami białą, niebieska i żółtą. Wstążki irytowały sołtysa ale najważniejsze, że flaga była. Problem zaczynał się jednak następnego dnia. Drugiego maja sołtys objeżdżał sołectwo po raz wtóry, tym razem domagając się zdjęcia flag. Większość chłopów je zdejmowała, ciotka – nigdy. I to był rokrocznie ten sam powód jej wzburzenia po rokrocznie tej samej dyskusji z sołtysem. Sołtys kazał zdejmować flagi nie mówiąc dlaczego, aczkolwiek wszyscy wiedzieli, że życzeniem partii jest, aby 3 maja na domach flagi nie powiewały. Ciotka zaczynała dyskusje mówiąc, że nie będzie latała i codziennie jej wieszała i zdejmowała. Kolejnym argumentem było, że jak już powiesiła, to niech parę dni powisi. Aż w końcu gdy jak zwykle sołtys nie dawał za wygraną rzucała, że 3 maja flagę wieszał jej dziadek i ojciec jeszcze za kajzera, za Stalina tak samo, to i ona będzie wieszała i żaden sołtys jej nie będzie mówił co ma robić z flagą. Po czym się odwracała trzaskając za sobą furtką. A pod drzwiami się odwracała mówiąc, że teraz spuszcza z łańcucha Kruczka i lepiej by nikt nie wchodził na podwórze.
Nie wiem dlaczego przez lata co roku miała miejsce ta sama rozmowa. Oboje wszak wiedzieli jaki będzie jej efekt. Pewnie to wynik i poczucia obowiązku obu stron a może po prostu kwestia przyzwyczajenia i zwykłego chłopskiego uporu. Faktem zaś jednak jest, że w efekcie był to jeden z nielicznych przypadków, gdy w obronie flagi narodowej stawał w końcu zwykły pies łańcuchowy.
Ps.:
Przez lata mieszkałem w domu bez uchwytów dla flag. Bez uchwytu – bez flagi. Nie odczuwałem jej braku. Flaga, godło, hymn, Ojczyzna – te były w sercu – afiszować się jeszcze z nimi? Cenzusem był 10 kwietnia zeszłego roku, gdy w podsmoleńskim lesie runął TU-154M. Wtedy nagle poczułem potrzebę wizualnego zamanifestowania, że to też moja katastrofa, moi rodacy tam zginęli i również mój Prezydent Polski – nie tylko pisowski. Pod wieczór mogłem z okna zobaczyć jak polskie flagi powiewają już w połowie mieszkań na osiedlu. W niedzielę wszystko było pozamykane, ale w poniedziałek udało mi się kupić jedną z ostatnich flag w sklepie i powiesić ją. Do pogrzebu 18 kwietnia flagi powiewały już w oknach prawie każdego mieszkania. To był wzruszający widok – całe osiedle w biało-czerwonych kolorach.
Miniony rok wojny polsko-polskiej, której miało już nigdy nie być, przyniósł zmianę. Gdy teraz 10 kwietnia patrzyłem przez okno nie widziałem żadnej polskiej flagi. Nigdzie. A wokół mnie mieszka kilkanaście tysięcy ludzi. Ktoś skutecznie postarał się wytrzebić z ich umysłów odrodzone w zeszłym roku poczucie wspólnoty narodowej. 10 kwietnia tym razem nie był rocznicą śmierci głowy państwa, strasznej katastrofy a po prostu dniem manifestacji poparcia dla jego brata, w której nie chcieli brać udziału.
Wczoraj stając przy swojej łopoczącej na wietrze fladze patrzyłem na osiedle. Może niektórzy z okazji 1 maja, może niektórzy z wyprzedzeniem z okazji święta flagi a może już czcząc rocznice Konstytucji 3 maja również powywieszali flagi. Trzydzieści procent to nie tyle co było w zeszłym roku 18 kwietnia. Ale 3 maja jest dopiero jutro. Będzie więcej.
Wierzę, że każdy z nas jest patriotą. Każdy pewnie inaczej ten patriotyzm rozumie, ale biało-czerwona flaga, święta 3 maja, 15 sierpnia i 11 listopada to są te symbole, które mogą nas wszystkich łączyć. Mimo iż głosujemy na różne partie, modlimy się w różnych Kościołach albo wierzymy w różne idee. Bo to co nas łączy, to poczucie polskości. Z całym bogactwem jakie niosą ze sobą śląskość, kaszubskość, wielkopolskość czy góralskość, ale również przodkowie niemieccy, żydowscy, rosyjscy, litewscy, ukraińscy czy białoruscy. Bo Polskę mamy jedną.
kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka