bufon bufon
2009
BLOG

Blair Witch Project albo empatia

bufon bufon Kultura Obserwuj notkę 81

 

Oglądałem ostatnio dwa filmy o Smoleńsku: 10.04.10 oraz dokument na TVN24. Dwa różne filmy, dwa różne punkty widzenia rzeczywistości, dwie różne wrażliwości.
10.04.10 – poprawny warsztatowo. Reklamowany jako dokument śledczy, śledczym jest raczej z nazwy. Fragmenty w których pokazywany jest leżący wrak przykryty brezentem, przypominane są informacje o czarnych skrzynkach, to nic nowego, nic odkrywczego, nic „wyśledzonego”, to przypominanie tego co wiemy z mediów od wielu miesięcy. Dla tych, którzy lubują się w pewnym epatowaniu, to kolejna dawka utwierdzenia się w swoich przekonaniach. Dla tych, którzy czują się przytłoczeni natłokiem tematu, to powód dla niechęci w odbierania przesłania.
Podobnie jest z kolejną częścią treści filmu, gdzie pokazywane są fragmenty nagrań robionych tuż po katastrofie, czy to przez osoby, które jako pierwsze nadbieżyły na miejsce bądź przez bardziej oficjalnych autorów. Wszystko to też jest znane z emisji telewizyjnych czy z Internetu.
Tzw. część śledcza zaczyna się właściwie dopiero, gdy autorzy próbują porozmawiać z pracownikami lotniska a pracownicy zamykają przed nimi drzwi. Nikt nie chce rozmawiać. Bardzo wymowne, bez komentarza – w domyśle – wiadomo, coś ukrywają. A ja wbrew sugestiom autorów sądzę, że nic nie ukrywają. To jest dzisiejsza Rosja. Już nie komunistyczna ale pokomunistyczna. Państwo na wpół autorytarne. W takim kraju lepiej za dużo nic nie mówić. Nawet, gdy to żadna tajemnica. Nigdy nie wiadomo co i komu się to nie spodoba. A poza tym byli już tyle razy przesłuchiwani, pytani, że mogą mieć zwyczajnie po ludzku dość dalszych pytań. Jeśli to nie „władza”, to nie muszą odpowiadać.
„Grozę „sytuacji” podkreśla rozmowa w barze z jednym ze świadków, gdy do rozmowy wtrąca się ktoś z sali podważając jego wiedzę jako świadka. Jakieś bezsensowne komentarze jak z dialogi z rosyjskiego filmu. Kamera pokazuje potem zaniepokojenie swojego rozmówcy, jego monolog, w którym zastanawia się nad tym, że to był pracownik KGB a on jest przecież lojalnym obywatelem. Autorzy nie komentują tego pozostawiając Wszystko do oceny widzowi. Ocena zależy zapewne od ogólnego światopoglądu. Dla mnie to wizja stanu psychiki dzisiejszych Rosjan, którzy jeszcze mentalnie nie wyszli z komunizmu. Z jednej strony to być może rzeczywiście pracownik KGB (choć ci przecież nie działaliby przy włączonej kamerze polskich dziennikarzy), ale bardziej to „sowiecki odruch obywatelski” postronnego świadka rozmowy. Z drugiej strony to odruch warunkowy już nie obywatela radzieckiego ale jeszcze nie nowego Rosjanina: mogą donieść, kontrolują, może lepiej by było, gdybym się z dziennikarzami nie spotykał. Zdaję sobie jednak sprawę, że można to inaczej odebrać. I z taką myślą pewnie to zostało zmontowane.
Jest też rozmowa z polskim operatorem, który będąc na lotnisku w dniu katastrofy nagrał kilka minut materiału bezpośrednio przy wraku i jego opowieść o tym, jak to oficerowie KGB do spółki za polskim dyplomata zabierają mu i niszczą kasetę z filmem. Że zostaje zatrzymany a kasetę mu rekwirują jestem w stanie wyobrazić sobie i uwierzyć. To przecież Rosja. Ale oskarżanie polskiego dyplomaty o to, że go nie broni a jeszcze pomaga Kubistom jest poważnym oskarżeniem. Tylko jaki to dyplomata? Tu by autorzy mogli popisać się swoim śledczym doświadczeniem. Na lotnisku było w końcu zaledwie kilku polskich dyplomatów oczekujących na samolot. I kilku innych urzędników w tym oficerów BOR. Sprawdzić do dziesięciu osób gdzie wtedy były nie jest wielkim problemem zwłaszcza dla dziennikarza śledczego. Tak jak okazać temu operatorowi ich zdjęcia a potem skonfrontować z tym kogo by rozpoznał. Bo jeśli to prawda, to taki polski dyplomata/urzędnik miałby nieźle tyłek w Polsce przetrzepany. Ale powtarzając dwa albo trzy razy w filmie to oskarżenie i nie próbując nawet go potwierdzić, uwiarygodnić, samemu stawia się w postawie niewiarygodnej, jako insynuatorzy.
Kuriozalny za to jest dla mnie fragment, gdy przez kilka minut ze „śledczym zaangażowaniem” roztrząsana jest sprawa dlaczego nie ma nagrania z kamery na pobliskim parkingu, na której powinien być widoczny zniżający się samolot. Nie ma, bo nie nagrał się na przepełniony twardy dysk. Podejrzane? Dla autorów filmu tak, dla mnie nie. Autorzy samym drążeniem tego nieistotnego w gruncie tematu, starają się zasugerować, że to dowód na ukrywanie dowodów. Ale dowodów czego? Że w małych firmach oszczędza się na kosztach i nie dokupuje się coraz to nowych dysków do przechowywania starych nagrań ? Że gdy nic się nie zdarza i z nagrań się do niczego nie korzysta, to nikomu nie chce się aktualizować sprzętu kasując stare nagrania i robiąc miejsce na nowe? Że ochronie tak naprawdę wystarcza bieżący monitoring, a zapis jest w dużej mierze niepotrzebnym dodatkiem? Że w niejednej polskiej firmie właśnie tak się robi, więc tym bardziej w prowincjonalnej małej firmie w pokomunistycznej Rosji tym bardziej tak być może? Czy też, że to kolejny dowód na zacieranie śladów przez KGB? Ja tych sugestii autorów nie kupuję. A operator kamery wraz z autorką biegają z kamerą jak w Blair Witch Project. Pytają, dociekają dlaczego nie ma nagranego filmu, co by było na nim widać? Na końcu zaś okazuje się, że kamera jest i tak zwrócona na firmowy parking i kamera w zasadzie i tak nie miała szans uchwycić lecącego samolotu.
I to po tym filmie Jarosław Kaczyński powiedział, że „teraz nikt nie będzie mógł zaprzeczyć prawdzie” ?! jeżeli tak, to znaczy że nie ma co potwierdzać.
Dla przekonanych nawet pustka kartka papieru jest dowodem potwierdzającym. Dla mnie ten film nic nie potwierdza a nawet niewiele stawia znaków zapytania. Warsztatowo dobrze skrojone ale treściowo puste.
 
Zupełnie inaczej odebrałem dokument Ewy Ewart emitowany 7 kwietnia w TVN24. Ewa Ewart nie bawiła się w żadne pseudośledcze dochodzenia, przeprowadziła za to wywiad z częścią członków rodzin ofiar katastrofy w Smoleńsku.
Tak jak śledcze „zabawy” jednych mnie zniesmaczają, tak niezmiennie wzruszają mnie rozmowy z członkami rodzin. Może to kwestia empatii, zbytniej wyobraźni, wczucia się w ich sytuację, ale cały film oglądałem ze ściśniętym gardłem.
Archiwalne zdjęcia i filmy z rodzinnych spotkań. Z jednej strony poważne osobistości w mundurach czy garniturach, tu ukazane jako ciepli dziadkowie, czuli rodzice, kochający małżonkowie. Wspomnienia ostatniej rozmowy, ostatniego wspólnego dnia… Trudne chwile, gdy docierały pierwsze informacje o katastrofie. Ból rozstania. Świadomość nieodwołalności. Tęsknota. Niezrealizowane plany. Poczucie niesprawiedliwości sytuacji. Niema pretensja. Czasami już pogodzenie lecz zwykle wciąż próby znalezienia się bez niej/niego. I ojciec śpiący z dzieckiem, które nocą tłucze główką o łóżko krzycząc „mamo”…
Film świetny. Tylko na koniec jeden zgrzyt – rozmowa po filmie z autorami filmu. Rozmowę prowadzi jakiś sztuczny dziennikarz, deklamuje wcześniej przygotowane pytania. Sztucznota tego razi w zestawieniu z właśnie obejrzanym i naturalnym w odbiorze filmem. Z drugiej strony siedzi autorka – Ewa Ewart oraz producentka – jakaś młoda i wystrojona dama. Zadawane pytania na temat warsztatu realizacji filmu – zupełnie niepotrzebne. Po co mnie, widzowi odpowiedzi jak wyglądało zbieranie informacji, jak byli wybierani rozmówcy, ile trwało kręcenie filmu? To nie super produkcja Spielberga a dokument, który ma poruszyć. I poruszył, a ta rozmowa psuje cały nastrój zbudowany prze sam film. I jeszcze producentka, młoda na oko trzydziestoletnia dziewczyna, z cyklu młodzi wykształceni, bogaci, z wielkich miast. Głupia odpowiedź na głupie pytanie:
„Czy ktoś odmówił udziału w filmie?”
„Tak, Marta Kaczyńska, dom której oczywiście nie mamy pretensji o to. Miała prawo nam odmówić. Oraz jeszcze jedna osoba, o której nie chcę mówić. Bardzo przychylnie wypowiadała się o samym filmie, ale wzięcie w nim udziału było dla niej zbyt bolesne”.
Po kiego grzyba w takim razie wspomniała Martę Kaczyńska? Czyżby dla niej udział w filmie byłby bezbolesny a odmówiła z innych przyczyn? Kompletny brak empatii i wyczucia co można a czego nie. Piękna, inteligentna, gustownie obrana i kompletnie bez wyczucia.
Za film mały Oskar. Za rozmowę po, która miała w zamyśle go promować – czerwona kartka.
 
I jeszcze jedna konkluzja nie tylko na podstawie filmu Ewy Ewart ale i innych wywiadów z rodzinami ofiar. Można przeczytać/wysłuchać dwóch rodzajów opowieści rodzin. Są takie, w których rodziny opowiadają o swojej stracie, bólu, tęsknocie, o tym jakim wspaniałym człowiekiem był utracony bliski. Są też takie, w których pojawiają się oskarżenia o brak pomocy, utrudnienia czynione przez władze, afronty jakich doznają. Takie też były w dokumencie Ewy Ewart. Mogę je zrozumieć, bo czasem nie sposób sobie poradzić z bezwzględnością i przypadkowością śmierci. Czasem „trzeba” kogoś obwinić, bo jak to, tak po prostu?
Ale jakoś tak pretensje o różne rzeczy w wywiadach mają najczęściej członkowie rodzin ofiar związanych z PiS. A ci pozostali skupiają się na swoich bliskich. Nie chce mi się wierzyć, że rząd sekuje akurat wdowy i sieroty po swoich przeciwnikach politycznych albo rodziny zwolenników PO ze względów partyjnych zachowują wstrzemięźliwość. To raczej kwestia innych wrażliwości.
 
 
bufon
O mnie bufon

kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (81)

Inne tematy w dziale Kultura