bufon bufon
102
BLOG

Zatrzymany autobus i tego implikacje

bufon bufon Polityka Obserwuj notkę 24

 

Przytrzymywanie/spowalnianie autobusu z jadącym nim Jarosławem Kaczyńskim jest faktem. Ale podnoszenie, że robiono to na polecenie Tuska jest już kompletną bzdurą. Miłośnicy PiSu z chęcią w to wierzą, ponieważ taka wersja pokazuje w złym świetle Tuska. A a im gorzej go widzą tym bardziej go nienawidzą, co sprawia im wybitną satysfakcję, jako potwierdzenie wcześniejszym o nim sądów. Wszystko to zgodnie z zasadą: lubimy te melodie, które już słyszeliśmy”.
 
Tuszę, iż Jarosław Kaczyński wersję o „Tusku ścigającym się do Smoleńska” świadomie „sprzedał prasie”. Świadomie, bo wolę wierzyć, że przywódca tak dużej partii jest tak cyniczny, niż że jest tak nielogiczny, że sam wierzy w to co powiedział.
 
 
Żaden z polskich polityków od prawie czterystu lat na terenie Rosji nie ma mocy wydawania poleceń ani rozkazów. To gwoli uściślenia, kto mógł takie polecenie wydać milicjantom i służbom nadzorującym przejazd autobusu.
 
Żaden logicznie myślący polityk nie poprosiłby szefa innego państwa o przysługę polegająca na zwalnianiu przejazdu swojego konkurenta – zbyt wiele by ryzykował. Począwszy od odmowy, przez „pochwalenie się” tym faktem przez Putina w stosownym dla niego momencie, aż po możliwość szantażowania upublicznieniem taką informacją. To gwoli pomysłom, że Putin zrobił to na prośbę Tuska.
 
Jeśli chodzi o sugestie, że Putin w ten sposób chciał spełnić niewypowiedziane pragnienie Tuska… Hmmm... Putin nie jest zakochaną kociczką, która uwodzi swego kochanka spełniając jego skryte marzenia. A Polska, PO oraz Tusk nie są taką atrakcyjną partią dla Putina, aby ten miał się zabawiać we wróżkę spełniającą fanaberie przywódców kraju, na którym mu zależy. Od tego ma Gazprom i służby specjalne.
 
 
Faktem jednak jest, że autobus z Jarosławem Kaczyńskim jechał wyjątkowo wolno i był po drodze zatrzymywany na postoje a ruszył szybciej dopiero po wyminięciu go przez kawalkadą samochodów jadących z premierem Tuskiem. Logicznym w tym wypadku jest wytłumaczenie, że tak się działo na czyjeś polecenie. Logicznym, jak wyżej wykazałem, jest również wytłumaczenie, że działo się tak na życzenie Putina a nie Tuska.
Ale dlaczego miałoby Putinowi zależeć, aby to Tusk przyjechał pierwszy i do tego z pewnym wyprzedzeniem w stosunku do Kaczyńskiego (ta jazda w kółko po Smoleńsku)?
 
 
Odpowiedź: gdyż Władimir Putin zaplanował krótkie dyplomatyczne „uroczystości” nad prezydencką trumną. Tyle ile trzeba aby „oficjalnie” pokazać przed kamerami swój smutek i szacunek.
 
 
W polityce i dyplomacji inaczej wygląda kuchnia a inaczej teatr. W kuchni, czyli tym czego opinia publiczna nie widzi i o czym nie słyszy, politycy i dyplomaci mogą sobie nawtykać prosto w oczy ile wlezie. Mogą, choć zwykle postępują bardziej oględnie. Ale w teatrze, czyli oficjalnie przed kamerami – trzymają uściśnięte swoje dłonie a twarze mają pełne uśmiechów dla fotoreporterów. W ten sposób reżyserowane przedstawienia odbywają się dla widzów, czyli obywateli, aż do chwili, gdy strony wypowiedzą sobie wojnę. Wówczas kuchnia pozostaje bez większych zmian, za to przedstawienie dla widzów rozgrywa się już w scenerii marsowych min i patriotycznego patosu (tak jak w tym tygodniu serwują nam przedstawienie politycy PiSu).
 
Stąd byliśmy świadkami „przytulenia” Tuska przez Putina. To był gest mający pokazać, współczucie i współodczuwanie nie Putina a Rosji i nie w stosunku do Tuska a w stosunku do Polski. Kraju, który stracił Prezydenta oraz 95 towarzyszących im osób. I nie był to fałsz a dyplomacja. Nie kłamstwo a polityka.
 
Pierwotnie tym uściśniętym miał być zapewne Jarosław Kaczyński. To on byłby wówczas „beneficjentem przyjaźni” Putina a nie Tusk. Beneficjentem, ponieważ jego (jako polityka) zyskiem byłby nie jakiś „głupi” uścisk od „Imperatora Wszechrusi” (jak to dzisiaj mówi Joachim Brudziński), ale współczucie a wraz z nim zbliżenie z Putinem – z Rosją.
 
Problemem Jarosława Kaczyńskiego w tamtej sytuacji nie był ból po stracie brata, bratowej i kilku przyjaciół. To było naturalne i ludzkie. Problemem stało się przekonanie od pierwszej chwili, że to nieprzypadkowa śmierć („Tylko ja i brat wiedzieliśmy, że ja zostanę z chorą Mamą”) oraz przekonanie, kto jest winien tej śmierci („To jest wynik waszej zbrodniczej polityki”). To dlatego nie poleciał do Smoleńska z Tuskiem („czekaliśmy na odpowiedź czy JK poleci z DT, ale nie doczekawszy się, premier wyleciał z dwugodzinnym opóźnieniem”). Poleciał natomiast sam.
 
Strona rosyjska zapewne była powiadomiona o tym, że Tusk z wylotem czeka tylko na odpowiedź, czy poleci razem z nim Jarosław Kaczyński. I możliwe, że jeszcze przed Tuskiem wiedzieli, że Kaczyński przyleci sam (musieli wydać zgodę na wlot we własna przestrzeń samolotu wiozącego JK). Powtórzmy więc pytanie: dlaczego Putinowi zależało na tym, aby do Smoleńska pierwszy przyjechał Tusk?
 
Putin glapami karmiony nie jest. Oddzielne loty Tuska i Kaczyńskiego świadczyć mogły tylko o jednym: Kaczyński za śmierć brata wini premiera.
 
W sytuacji, gdy na lotnisku w Smoleńsku Putin czekał na Tuska, protokolarnie ważniejszym dla niego był premier Polski a nie brat „jednej z ofiar”. Nawet jeżeli tą ofiarą był prezydent Polski. Stan relacji między Tuskiem a Kaczyńskim mógł na miejscu „eksplodować” niespodziankami uderzającymi rykoszetem w Putina. Jak Putin miałby wyrazić swój „smutek”, jeśli Jarosław nie chciałby go przyjąć (w końcu i tak nie przyjął kondolencji)? Jak miałby to robić w stosunku do Tuska, jeśli nie mógłby tego dokonać w stosunku do będącego obok Kaczyńskiego? Jeśli relacje Tusk-Kaczyński są tak złe, gdzie Putin miałby być z Tuskiem w czasie, gdy Kaczyński byłby przy ciele brata i nie życzyłby tam sobie Tuska, a może również i Putina?
 
Odrzucenie propozycji wspólnego lotu złożonej przez Tuska spowodowała komplikacje jakich Jarosław Kaczyński nie wziął pod uwagę kierując się uczuciami. Putin i jego protokolarne biuro zostało niejako postawione przed ścianą: musieli spowodować przyjazd Tuska wcześniejszy niż Jarosława Kaczyńskiego, przeprowadzić wspólne spotkanie, „pokaz” przed kamerami. Jarosław Kaczyński musiał przyjechać dopiero po tym. To co poza kadrem – tego nie zobaczą widzowie. A że Jarosław Kaczyński będzie czuł się urażony? Jego problem, mógł nie komplikować sytuacji. Że Polacy pewnie się o tym dowiedzą prędzej czy później? Trudno, to będzie problem Tuska i Kaczyńskiego. W Rosji wszyscy będą widzieć jak współczuł polskiemu premierowi. O reszcie się i tak nie dowiedzą, więc pamiętać będą tylko to co widzieli – jaki szlachetny jest Władimir Putin.
 
 
Odruchy i zachowanie Jarosława Kaczyńskiego w tamtym dniu rozumiem. Człowiek w bólu i emocjach nie zawsze myśli jasno i często kieruje się wówczas emocjami, nie rozumem. Ale zachowania Jarosława Kaczyńskiego jako polityka już nie rozumiem.
 
Na przywódców wybieramy specyficzny rodzaj ludzi. Takich, którzy będą jasno myśleli w sytuacjach, w których u nas odzywa się zwierzęcy instynkt. Polityk nie odpowiada tylko za siebie ale za kraj. Za to mu płacimy, na to go wybieramy, po to dajemy mu władzę nad nami, dlatego mu ufamy. Dlatego też politycy na najwyższe stanowiska w państwie pną się przez wiele szczebli kariery. Po to, aby sprawdzać się po drodze. Ci, którzy są słabi, mają wady, nie potrafią sobie poradzić w trudnych sytuacjach – odpadają. Nie wybieramy ich następnym razem. Jeżeli społeczeństwo zignoruje sygnały świadczące o tym, że polityk nie nadaje się na najwyższe stanowiska, wówczas za jego błędy samemu zapłaci. Błąd polityka najmniej kosztuje jego samego: on może stracić stanowisko, pieniądze. Koszt błędów czynionych przez polityka, jakie ponosi społeczeństwa jest: bezrobocie, stagnacja, brak innowacyjności, wewnętrzne zantagonizowanie społeczeństwa, złe stosunki z sąsiadami, problemy gospodarcze, wojna.
 
Jarosław Kaczyński 10 kwietnia pokazał się jako 100% człowiek. Ale nie zdał egzaminu jako polityk. Przedłożył swoje odczucia i uczucia ponad powinności polityka wobec kraju. Nie potrafił rozdzielić swojej roli zranionego brata od przywódcy politycznego. Nie potrafił zagrać, choć życie dało mu role do odegrania. A mąż stanu… Mąż stanu to polityk ponadwymiarowy. W każdym momencie myślący nie o sobie a dobru nadrzędnym jakim jest dla niego państwo. Przedkładający państwo ponad siebie, swoje dobro (tym różni się m.in. od polityka), swoje uczucia, swoją rodzinę.
 
Czy mam pretensję do Jarosława Kaczyńskiego za Jego reakcję po śmierci brata? Nie. Samemu pewnie nikogo bym od razu nie oskarżał, ale każdy reaguje inaczej i każdy na poziomie sowich podstawowych emocji i instynktów, więc kto wie…
 
Ale mam pretensje do niego jako do polityka. Nie poleciał z Tuskiem, choć poza zdawkowymi dwoma zdaniami lot mogli odbyć bez swojego towarzystwa, w różnych końcach samolotu, a drogę do Smoleńska przebyć różnymi samochodami w jednej kolumnie. Razem dla Polski choć osobno dla siebie.
 
A największą pretensję ma do niego o to co robi teraz. Bo teraz, po trzech miesiącach od tragedii nie reaguje już emocjonalnie. W każdym razie jako rasowy polityk nie powinien już emocjonalnie reagować.
A w takim razie w pełnie świadomie mówi i ofiarach katastrofy „polegli” (choć przecież nie brali udziału w żadnej bitwie).
Świadomie mówi o nich „męczennicy”, choć przecież nikt ich nie zamęczył na śmierć, nikt ich nie zabił za wiarę, poglądy. Co roku w Polsce ginie kilka osób w katastrofach samolotów – ich nikt nie nazywa męczennikami. Co roku w Polsce ginie 5.500 osób w katastrofach komunikacyjnych – ich tez nikt nie nazywa męczennikami.
Świadomie mówi, że „nie będzie współpracował z nikim, kto nie był w porządku wobec… poległych”, niejako identyfikując ich wszystkich z PiSem. A przecież byli tam również politycy PO czy SLD, którzy również byli niejednokrotnie „nie w porządku” atakowani przez polityków PiSu. To co – z członkami własnej partii zerwie współpracę?
Świadomie przyznaje, że o końcu wojny polsko-polskiej mówił przed wyborami planując powyborcze przemówienie o rozliczaniu za katastrofę Smoleńską (Michał Kamiński mówi o tym „narracja, którą uprawia jako polityk, jest inna teraz, a inna była w kampanii wyborczej”).
Świadomie rozgłasza nieprawdę o upokarzaniu przez ścigającego się z nim Tuska, choć dobrze wie, kto zawiaduje ruchem na rosyjskich drogach i choć samemu sprowokował tą sytuacje.
Świadomie toleruje, gdy jego ludzie podgrzewają nastroje, np.: słowami o ruskich trumnach, sugerując, że „wypadek” był spowodowany tym, że też miał być na pokładzie samolotu.
 
Zamiast tonizować nastroje społeczne on je jeszcze rozpala. W ten sposób nie zachowuje się mąż stanu ani odpowiedzialny polityk. W ten sposób zachowuje się politykier lub watażka.
 
 
 
Andrzej Wajda przed wyborami mówił, że stan skłócenia w jakim znajduje się nasze społeczeństwo to jest jak wojna. Mylił się. Wygląda na to, że to był dopiero przedsmak tego co nas czeka. Jarosław Kaczyński właśnie rozpoczyna zimną wojnę domową na wyniszczenie. A po niej możemy nie zostać ani my ani oni. Bo z wojny domowej żadna ze stron nie wychodzi zwycięska i wzmocniona. Poza zewnętrznymi wrogami kraju.
 
 
 
bufon
O mnie bufon

kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (24)

Inne tematy w dziale Polityka