Południe Polski zalane wodą a Salon zalany odkryciem, tj. zeszłorocznym wywiadem ze ś.p. posłanką Gęsicką. Bloger Karlin napisał o tym wywiadzie a następnie wielu kolejnych blogerów dostało gorączki od apelowania do admina, aby „tak ważny wpis” (tj. dokumentujący winę Platformy w kwestii aktualnej powodzi) ukazał się na SG.
Fakt – powódź jest tematem gorącym. Drugi fakt – są problemy z jakością wałów przeciwpowodziowych oraz niedostatecznym stanem, wielkością i liczbą zbiorników retencyjnych. Kolejny fakt – poldery zalewowe są wciąż zabudowywane.
Wydawanie pozwoleń na budowę na terenach zalewowych leży w gestii samorządów. Wydanie pozwolenia na budowę na takim terenie przez starostwo, skutkuje po pierwsze skazaniem właścicieli tych posesji na pewnik późniejszego zniszczenia ich mienia, po drugie niemożnością ubezpieczenia lub bardzo wysokimi kosztami ubezpieczenia takich budynków, po trzecie naciskami ich właścicieli przeciw zalewaniu tych polderów. Zabudowa polderów (zwłaszcza kontynuowanie wydawania nowych pozwoleń na budowę) jest tylko i wyłącznie winą lokalnych samorządów. Na południu Polski jakie partie przeważają we władzach lokalnych samorządów?
Z wałami przeciwpowodziowymi sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Co prawda jednostki opiekujące się nimi podlegają pod Marszałka województwa, ale nie jest do końca jasno określone, kto winien łożyć na ich remonty i utrzymanie. Stąd gdy trzeba wydać na nie określone środki (i to duże), marszałek ogląda się na lokalne samorządy, te na wojewodę a ten na Marszałka. I kółko się zamyka.
Koszt remontów, konserwacji i podwyższania wałów przeciwpowodziowych jest ze względu na ich długość (setki kilometrów w każdym województwie) kosztem bardzo wysokim. Dodatkowo przeprowadzenie takich prac nie przynosi bezpośrednich dochodów do budżetu gmin, powiatów czy województwa, nie jest tak widoczny i spektakularny jak nowa droga, basen, chodnik albo odnowiona kamienica. Żaden starosta ani burmistrz nie wygra wyborów, jeśli nie zyska przychylności swoich wyborców. Zanim odkrywczo rzucicie tutaj mięsem na swój pisowski samorząd albo raczej z przyzwyczajenia powiesicie psy na rządzie PO powiedzcie, które z was na przedwyborczym spotkaniu z kandydatem na burmistrza albo na posła do sejmiku wojewódzkiego, zamiast pytać o krzywe chodniki, odpadające tynki, czy remont dziurawej drogi, zapytaliście o remont i rozbudowę zabezpieczeń przeciwpowodziowych? A dzisiaj kogo chcecie rozliczać? Może również wypadaoby siebie?!
Śp. p. posłanka Gęsicka mówiła o wykreśleniu przez rząd PO kilku projektów przeciwpowodziowych z listy strategicznych inwestycji, które miały być finansowane ze środków unijnych, po czym przyznaje, że może i były źle przygotowane. Nie zamierzam bronić tej decyzji Platformy (czy raczej PiSu, bo to jej wiceminister dokonał), bo nie znam jej szczegółów, a przede wszystkim nie znam (podobnie jak wszyscy, którzy piszą na Salonie24 na ten temat) jakie kroki po tym podjął rząd. A jakieś podjął, bo jeden z urzędników rządowych wypowiadał się przedwczoraj o zaawansowanych przygotowaniach do realizacji tych prac. Ale jakich? Jakim zaangażowaniem? O to warto spytać. Najpierw pytać, a potem oskarżać. Nie z automatu.
Salonowicze przytaczając w stanie podniecenia ten wywiad i te słowa nie biorą pod uwagę kwestii (albo z nieznajomości tematu nie zdają sobie z tego sprawy) związanych z realizacją tego typu inwestycji.
Dofinansowanie inwestycji ze środków unijnych wiąże się z koniecznością zachowania odpowiednich procedur zarówno przez jednostki nadzorujące, wdrażające, inwestorów jak i wykonawców. Nie zachowanie tych procedur grozi brakiem wypłaty dofinansowania, cofnięciem ich lub koniecznością zwrotu przyznanych środków. Same procedury konkursowe (środki unijne preferują-forsują konkurowanie jako sposób wydawania środków na najlepsze i najlepiej przygotowane inwestycje) tj., przygotowanie procedury konkursu i jego przeprowadzenie trwa wiele miesięcy. Rozdzielanie tych środków w ramach konkursów wcale nie jest takim złym pomysłem jak to sugerowała posłanka Gęsicka. Dzięki temu do realizacji są wdrażane inwestycje już wstępnie przygotowane, takie na których samorządom nie zależy jedynie deklaratywnie, takie w które się angażują i takie na których im zależy a niektórym będą jeszcze rzucały kłody pod nogi. Ale pomińmy kwestię konkursu jako być może jednak złego pomysłu. Załóżmy, że środki są przyznane bezkonkursowo tak jak to zakładał PiS. Jak wtedy wygląda realizacja budowy takiego zbiornika retencyjnego?
Podstawą rozpoczęcia prac nad takim projektem to plan zagospodarowania przestrzennego. Gminy, która by posiadała taki plan dla całego swojego terenu w Polsce po prostu nie ma. Z automatu wydłuża to cały proces o kilka miesięcy niezbędnych na wydanie decyzji najpierw środowiskowej a później lokalizacyjnej. Potem trzeba wykonać opracowanie mówiące o wpływie inwestycji na środowisko (zanieczyszczenie środowiska i inne niebezpieczeństwa środowiskowe związane z realizacją zadania, wpływ na stosunki wodne, wpływ na rezerwaty, teren Natura 2000, etc.), wykupić tereny pod budowę, uzyskać warunki zabudowy i zagospodarowania terenu i dopiero przystąpić do wykonywania prac projektowych. Cały ten proces będzie baaaardzo dobrze, jeśli zamknie się w dwóch…trzech latach. Wystarczy, że właściciel jednej z działek z szopką i ławeczką nie zechce jej sprzedać, wydać zgody na przeprowadzenie np.: kolektora przez jego grunty, zgłosi protest jako właściciel sąsiedniej działki, etc. i proces jest zablokowany jeśli nie na lata to na miesiące. Albo protest lub swoje uwagi zgłosi jakaś organizacja ekologiczna. A wszystko to niezależnie od tego, czy taka inwestycja formalnie jest na jakiejś liście rządowej czy też jej tam nie ma. Premier nie wywłaszczy upartego właściciela działki leżącej pod przyszłym zalewem, a minister nie wyda za starostwo stosownych decyzji.
Jak już są wykupione wszystkie niezbędne działki i przygotowane niezbędne i wymagane opracowania, zaświadczenia i potrzebne warunki, można wreszcie rozpisać przetarg na realizacje prac projektowych. Jeżeli takie przetargi zostały rozpisane albo chociaż są gotowe do rozpisania, oznaczać to będzie, że PO nie przespała swoich dwu i półrocznych rządów oraz że nie napotkano przy tym większych problemów związanych np.: właśnie z wykupem gruntów.
Realizacja prac projektowych dla inwestycji tego rodzaju to kolejne miesiące. Potem jeszcze formalność uzyskania pozwolenia na budowę. Jeżeli wszystkie niezbędne dokumenty zostały przygotowane bezbłędnie, pozwolenie na budowę uzyskano, może zostać ogłoszony przetarg na realizację danego zadania. W ten sposób przy optymistycznych założeniach mamy za sobą trzy…cztery lata. Realnie zaś, nawet przy sporej determinacji, możemy na takich przedrealizacyjnych działaniach strawić lat pięć, sześć albo i więcej. Znam prostsze inwestycje (np.: budowa gazociągu mającego zgazyfikować małe miasto), których inwestycja gdy się już rozpocznie trwać będzie ca. trzy miesiące, hibernuje jednak od czasów premiera Millera, ponieważ kilkunastu właścicieli działek rolnych leżących po drodze nie godzą się na zakopanie na ich polu rury gazowej.
Jeżeli inwestor oraz projektanci w kosztorysie inwestorskim prawidłowo określili koszty inwestycji (co się nieczęsto zdarza), wówczas przetarg na realizację zamyka się w pierwszym podejściu a cała procedura od ogłoszenia do podpisania umowy (jeżeli nie ma protestów i odwołań) zamknie się w dwóch…trzech miesiącach. Sama inwestycja budowy zapory, to budowa hydrotechniczna związana z wykopaniem i przewiezieniem milionów ton ziemi oraz wylaniem tysięcy ton betonu i trwa kilka kolejnych lat.
Jeżeli za rządów Platformy (marszałek województwa w porozumieniu z wojewodą i ministerstwem) cokolwiek robiono w kwestii budowy zbiorników retencyjnych, w tym roku mogą ruszać prace projektowe, ew. dla najbardziej zaawansowanych inwestycji przetargi wykonawcze. Same zaś zbiorniki mają szanse być oddać je do użytkowania w latach 2018…2022.
Jeżeli więc nie chcecie pobluzgać na PO dla samego pobluzgania, oprócz pytań skierowanych do ministrów i premiera co zrobili od 2008 w zakresie ochrony przeciwpowodziowej, zadajcie również te same pytania starostom, posłom samorządowym i marszałkom swoich sejmików. W południowych województwa wielu z nich należy jednak do PiSu. Czy będziecie mieli więc tyle samo samozaparcia aby i im zadać te pytania?
A jak już będzie bardzo odważni/obiektywni/zdeterminowani, spytajcie swoich posłów i byłych ministrów, dlaczego jedyną rzeczą jaką się chwalą z okresu swoich dwuletnich rządów jest przygotowana na koniec ich rządów… lista planowanych inwestycji? A jakieś rozpoczęte inwestycje ? Wykonane projekty ? Może chociaż zmiany prawa administracyjnego umożliwiające szybsze rozpoczęcie realizacji takich inwestycji?
Nielicznym masochistom, którzy przewin szukają nie tylko u innych ale i u siebie, proponuję siądnięcie przed lustrem z kartką i ołówkiem w ręku. Skupić się na chwilę, a następnie wypisać wszystkie swoje działania jakie kiedykolwiek podjął by przyłożyć się do wzrostu bezpieczeństwa (a nie urody) miejsca, w którym mieszka. Kartka pustawa? To teraz wypisać co powinien wymagać, o co pytać i z czego rozliczać swoich przedstawicieli we władzach samorządowych i Sejmie, powiesić je na lustrze i pamiętać o nich przy najbliższych wyborach samorządowych i parlamentarnych.
Amen
kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka