Dopłaty do ZUSu powodowane są aktualnie dwoma głównymi powodami. Pierwszy jest wynikiem „przejedzenia” w przeszłości składek aktualnych emerytów. System działał na zasadzie, jak to obrazowo ujmuje znajomy instalator, „z łapy do papy” póty, póki był dodatni przyrost naturalny, krótsza niż dzisiaj średnia długość życia i związana z nimi większa niż dzisiaj liczba pracujących przypadająca na jedną osobę pobierającą świadczenia emerytalne. Nikt wtedy nie zastanawiał się nad kruchością podstaw tak wyglądającego systemu. Trwał, działał, samofinansował się i to było wtedy najważniejsze. Liczyła się perspektywa lat trzech-pięciu a nikt nie patrzył co będzie z systemem za lat dwadzieścia.
Pierwsze oznaki problemów ZUSu pojawiły się pod koniec lat siedemdziesiątych oraz bardziej już widoczne w latach osiemdziesiątych wraz ze zmianą struktury demograficznej społeczeństwa oraz w wyniku nałożenia się dwóch nie przewidzianych wcześniej procesów. Pierwszy to emigracja lat osiemdziesiątych, gdy z kraju wyjechało około miliona młodych ludzi. O tyle też zmniejszyła się liczba płatników składek emerytalnych oraz podatników, z których podatków musiały być dotowane brakujące kwoty na wypłaty emerytur. Na emigrację udawali się przecież nie emeryci a właśnie osoby w wieku produkcyjnym.
Drugi czynnik, który wtedy zaczął się ujawniać jest właśnie drugim głównym powodem dzisiejszych problemów ZUSu. To przywileje branżowe i zawodowe. W latach siedemdziesiątych przyznawanie ich poszczególnym zawodom było podyktowane socjalistycznym etosem pracy. Przywileje były różne (deputaty, dopłaty, trzynastki, czetarnastki, nagrody rocznicowe, etc.). Te które są teraz kulą u nogi ZUSU to skrócone okresy pracy, czyli tzw. Prawo do wcześniejszych emerytur. W latach osiemdziesiątych ich przyznawanie, zwiększanie nie było już dyktowane przesłankami ideologicznymi a zwykłym kupowaniem społecznego spokoju. Nie zapewniało się swobód obywatelskich, nie można było tego zrównoważyć wzrostem płac nie nadążających za inflacją, ale można było sprzedać obietnicę krótszej pracy i wcześniejszej emerytury. W chwili przyznania nic to nie kosztowało. Koszty miały być ponoszone dopiero w przyszłości, a wtedy byłby to już kłopot innych ekip rządzących.
Obecny problem ZUSu (i ekip rządzących) to właśnie brak zgromadzonych składek na wypłaty aktualnych emerytur oraz młodzi emeryci – na ustawowo zapewnione emerytury odchodzą stosunkowo młodzi pracownicy uprzywilejowanych branż. Niż demograficzny oraz najniższy w Europie wiek przejścia na emeryturę powoduje, że na bieżące wypłaty z ZUSu nie tylko nie starcza bieżących składek, ale i co roku trzeba budżet państwa (czyli z podatków) musi do nich coraz więcej dopłacać. W 1998 r. było to ok. 8% budżetu ZUSu a w zeszłym roku było to już ponad 12%. Co prawda jest to częściowo spowodowane również odpływem coraz większej kwoty bieżących składek na indywidualne konta w OFE. Nie uruchomienie tego programu dzisiejszy problem ZUSu co prawda by nieco zmniejszyło, ale jednocześnie tylko odsunęło go w przyszłość i bardziej skumulowało nakładając na jeszcze większą dysproporcję w stosunku płatnik składki/emeryt.
Pomysł by zmniejszyć składkę odprowadzaną do OFE i przesunąć ją do ZUSu jest właśnie taka próbą zmniejszenia chwilowych problemów ZUSu i budżetu państwa kosztem ich zwiększenia w przyszłości. Dzisiaj OFE za część składki wykupują obligacje skarbu państwa. Wykupywanie ich przez ZUS będzie powodowało de facto tylko powstanie zapisu księgowego jako przyszłego zobowiązania. Szermowanie hasłem zbyt drogiej obsługi tej czynności przez OFE jest tylko pozornym argumentem. OFE taki „nakładają koszt” na nasze składki, jaki pozwala im na to obowiązujące prawo.
Zróżnicowanie kosztów jakie od składki pobierają OFE od celu w jakie są inwestowane, tj. wyższe na akcje a niższe na obligacje jest i technicznie i finansowo możliwe. Ponadto aby pewniejsze stały się nasze odłożone składki, więcej dla nas zarabiały i aby bardziej zmotywować poszczególne OFE do konkurowania między sobą należy zwiększyć i paletę i zakres możliwości ich inwestowania, np.: w obligacje celowe (np.: fundusze drogowe), obligacje innych państw, akcje na zagranicznych rynkach, kruszce, itp. OFE będą dzięki temu mogły zdywersyfikować swoje inwestycje, uatrakcyjnić ofertę, konieczność zabezpieczenia ich własnym kapitałem przed ew. stratami powstrzyma je przed zbyt ryzykownymi akcjami, a ubezpieczony będzie mógł zdecydować jaką część swoich składek jak inwestować. I to jest pierwszy pomysł na „uratowanie” naszych składek przed bieżącym wykorzystaniem naszych składek.
Jest jeszcze drugi pomysł odciążenia w przyszłości budżetu państwa od rosnących dopłat do ujemnego bilansu ZUSu. Co prawda spowoduje to zwiększenie jego aktualnego obciążenia, ale wszyscy którzy choć trochę interesują się ekonomią, dzietnością, przyrostem naturalnym etc. wiedzą, że dzisiejsze problemy ZUSu oraz budżetu państwa to pestka w porównaniu z tymi, które będą nas trapiły za lat dwadzieścia. Kwestia dotyczy zawodów z ustawowo zapewnionym wcześniejszym przechodzeniem na emeryturę (po np.: 20…25 latach pracy).
Obecnie składka na emeryturę jest pobierana od wszystkich pracowników w tej samej wysokości bez względu na to w jakim zawodzie pracuje czy jakiej jest płci. W efekcie w obecnie wdrożonym systemie emerytalnym pojawiają się dwie niesprawiedliwości.
Pierwsza dotyczy kobiet. Przy ich przejściu na emeryturę w ustawowym wieku 60 lat, stanowi to o pięć lat krótszy wiek składkowy. Jeżeli dołożymy do tego jeszcze statystycznie dłuższy wiek życia (czyli pobierania świadczenia emerytalnego), wysokość emerytury jako pochodna indywidualnie odprowadzonych oraz zgromadzonych składek, w przypadku kobiet wychodzić będzie o kilkadziesiąt procent niższa niż dla mężczyzn. Zrównanie wieku emerytalnego dla mężczyzn i kobiet tą dysproporcję diametralnie by mogło zmniejszyć. Co prawda wiele kobiet (ale i mężczyzn) zapewne będzie wolało wybrać wcześniejsza emeryturę, ale niewiele stoi na przeszkodzie aby wyrównać szanse i prawa kobiet i mężczyzn. Wystarczy ustalić „widełki” wieku emerytalnego. Niewiele go podnieść dla kobiet (np.: do 62 lat) jednocześnie do analogicznego poziomu obniżając go dla mężczyzn. Górny poziom widełek przejścia na emeryturę ustalając na poziomie np.: 68 lat. Pracodawca nie będzie miał prawa wysyłać pracownika na emeryturę, póki ten nie przekroczy górnej granicy widełek, nawet jeżeli osiągnie minimalny wiek emerytalny. Jeżeli pracownik będzie czuł potrzebę, chęć oraz możliwość skorzystania z wcześniejszego przejścia na emeryturę mógłby z tego prawa skorzystać już w wieku 62 lat, bez względu na płeć. Jednocześnie będąc w stanie dłużej pracować, a widząc różnicę w wysokości przewidywanego swojego świadczenia emerytalnego wielu (większość?) będzie starała się podwyższyć ją sobie przez dłuższą pracę. W końcu każdy rok dłużej w pracy, to rok więcej odkładanych składek a rok mniej przewidywanego ich pobierania. Organ wypłacający świadczenie emerytalne kieruje się w tym wypadku tylko matematyką.
Mężczyzna obecnie statystycznie żyje 71, 3 lat, wiek jego przejścia na emeryturę wynosi 65 lat a średni okres składkowy w związku z tym wynosi 40 lat. Kobieta obecnie statystycznie żyje 80 lat, wiek jej przejścia na emeryturę wynosi 60 lat a średni okres składkowy w związku z tym wynosi 35 lat. Możliwość wcześniejszego przejścia na emeryturę mężczyzny w wieku 62 lat zmniejszy jego przewidywana emeryturę o 1/3. Zaś pójcie na emeryturę w wieku 68 lat może zwiększyć ja prawie dwukrotnie. W przypadku kobiet przesunięcie minimalnego obowiązkowego wieku emerytalnego na wiek 62 lat skutkuje już zwiększeniem emerytury o prawie 18 procent a przejście na nią w wieku 68 lat jej ponad dwukrotnym zwiększeniem. Jeszcze ciekawiej wygląda porównanie emerytur tak samo zarabiających kobiet i mężczyzn. Ich przewidywane emerytury mniej więcej zrównują się w przypadku, gdy mężczyzna zakończy prace w wieku lat 62 a kobieta dopiero w wieku 68 lat. Czynnikiem „niesprawiedliwości” jest w tym momencie statystyczna długość życia.
Sceptykom tych wyliczeń i porównań przypomnę w tym momencie, że aktualni emeryci otrzymują dzisiaj świadczenia wg zupełnie innych zasad niż będą obowiązywały mniej więcej po 2030 r. Np.: dłuższy staż pracy obecnie nie ma aż takiego wpływu na wysokość wypłacanych świadczeń emerytalnych jak mieć będzie w nowym systemie. Ponadto stała jest tendencja wydłużania statystycznej długości życia, co będzie miało wpływ na wysokość wypłacanych emerytur.
Z ogólnego systemu przyszłych emerytur zależnych wyłącznie od uzbieranych składek wyłamują się osoby pracujące w zawodach z przywilejem wcześniejszego wieku emerytalnego. Są to tzw. zawody mundurowe ale również nauczyciele, górnicy, itp. W ich przypadku ich emerytury będą uzupełniane dopłatami z budżetu państwa wg odpowiednich przeliczników. Ale w efekcie będziemy mieli w przyszłości podobnie jak obecnie pracowników odchodzących na emeryturę po np.: 20 lub 25 składkowych latach pracy, z perspektywą pobierania świadczeń nie przez statystyczne 6,3 roku ale 26.
Aby uczynić system bardziej sprawiedliwym, urealnić związane z tym koszty społeczne i budżetowe, a jednocześnie zachować zawodowe przywileje emerytalne, które w wielu przypadkach są logiczne, słuszne, racjonalne i sprawiedliwe należy w takich wypadkach zmienić procentową wysokość składki emerytalnej. Czyli, jeżeli w jakimś zawodzie przysługuje prawo do świadczeń emerytalnych nie po 40 a już po 20 latach pracy, należałoby w takim wypadku dwukrotnie zwiększyć składkę emerytalną, tj. z obecnych 19,52% do 40%. A dla osób posiadających prawo do przejścia na emeryturę w wieku np.: 55 lat byłby to zwiększenie składki emerytalnej do ok. 30%.
W przypadku zawodów należących do tzw. budżetówki czyli np.: służb mundurowych spowodowałoby to znaczące obciążenie teraźniejszych budżetów, co czyni to niezwykle trudnym do przeprowadzenia w czasie kryzysu. Można jednak przygotować się do tego prawnie i organizacyjnie aby za rok, dwa, trzy, wdrożyć takie przepisy w życie, z chwilą minięcia kryzysu.
Kwestia dotyczy również zawodów nie podlegających pod budżetówkę, takich jak np.: nauczyciele, radiolodzy czy też górnicy. Ich rzeczywisty koszt pracy jest dzisiaj niedoszacowany. Za ich prawo do wcześniejszego przejścia na emeryturę będziemy zaś jako społeczeństwo (a zwłaszcza nasze dzieci i wnuki) płacili zwiększonymi podatkami mimo, iż w sporej części są to pracownicy nie budżetówki a firm prywatnych. Np.: do wcześniejszych górniczych emerytur dopłacamy teraz w formie pobieranych od nas podatków. W proponowanym systemie koszt ich wcześniejszych emerytur byłby ujęty w wydobywanym i sprzedawanym przez kopalnie węglu. O utrzymaniu lub ew. rewizji przywileju wcześniejszego wieku emerytalnego decydowałby w takim wypadku sam pracodawca oraz pracownicy, a nie ulegający naciskom wyborczym politycy. Byłby to również powód do zwiększania automatyzacji i unowocześniania pracy, minimalizacji zatrudnienia w zawodach trudnych, zmniejszania trudności i zagrożeń zawodów oraz przede wszystkim urealnienia i ograniczenia przywilejów emerytalnych do tych części danej branży, która rzeczywiście wymaga wcześniejszych emerytur.
Propozycja ta jest wg mnie sensowna, sprawiedliwa i perspektywiczna. Czy wpadną sami na taki pomysł specjaliści z ministerstw (bo nie mam złudzeń, że ktoś stamtąd to przeczyta), czy jacyś politycy będą mieli na tyle woli politycznej aby wdrożyć je w życie ? Na pewno nie jest to pomysł po myśli zainteresowanych branż, ale z pewnością jest w interesie całego społeczeństwa.
kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka