Prezydent Ameryki dla uczczenia bohaterskiej postawy Jana Karskiego pośmiertnie odznaczył go najwyższym dla cudzoziemców medalem – Medalem Wolności.
Ponieważ z racji niefortunnej wypowiedzi Obamy o polskich obozach śmierci temat ten stał się głównym watkiem w publicznej debacie, spychając w zapomnienie inne ważne tematy. Takie jak:
Ilu ludzi pracowało na sukces Karskiego? Ilu ludzi musiało oddać życie, często nieświadomie, aby Karski zrobił to co zrobił?
W czerwcu 1940 r. Jan Karski wpadł na Słowacji podczas próby przedarcia się do rządu emigracyjnego. Aby nie zdradzić kolegów zażył sporządzoną przez siebie truciznę. Hitlerowcy chcieli go odratować i skierowali przez szpital w Preszowie do szpitala w Nowym Sączu.
Tutejsi lekarze, w tym będący równocześnie członkiem ZWZ doktor Jak Słowikowski, nie tylko uratowali jego zdrowie, ale również przeprowadzili sprawną akcję odbicia go z rąk hitlerowców.
Jak pisał w 2000 r. sam Karski:
„Rola, jaką doktor Słowikowski odegrał w moim uwolnieniu, była wyjątkowa i wybitna. Narażając swoje życie pokierował nie tylko przedłużeniem mojego pobytu w szpitalu i kamuflowaniem rzeczywistego stanu mego zdrowia, ale także umożliwił przekazanie do Krakowa wiadomości o moich losach, a potem czynnie zorganizował plan ucieczki, m. in. podając środki nasenne strażnikom i pacjentom, aby nikt nie widział kiedy i jak uciekałem. Wymagało to bohaterstwa wielkiej próby.
Gdyby nie doktor Jan Słowikowski, nie byłoby późniejszego emisariusza Jana Karskiego, bowiem nigdy nie dożyłbym swojej misji z 1942 roku. Zginąłbym w Nowym Sączu od niemieckiej kuli, w torturach lub od własnowolnie zażytej trucizny...”
Tak więc w lipcu 1940 r . ZWZ odbił Jana Karskiego ze szpitala.
Przez dłuższy czas Karski ukrywał się w okolicach Nowego Sącza, w Marcinkowicach ( tych samych, w których śpiewano pieśni na cześć Kaczyńskiego ) oraz w Kątach pod Iwkową
Jak wspomina Karski:
„Przy moim łóżku pojawiła się Zofia Rysiówna w uniformie siostry zakonnej. Żądałem, żeby albo mnie odbili, albo przekazali cyjanek na wypadek tortur nie do zniesienia i zagrożenia ewentualnym wydaniem innych.
Po tygodniu, podczas wizyty lekarskiej, korzystając z pewnego zamieszania na korytarzu, gdzie siedzieli strażnicy, doktor Słowikowski powiedział mi, że tej nocy nastąpi ucieczka. O północy stanie w drzwiach sali i zapali papierosa. Na ten znak zdejmę szpitalną pidżamę i podążę na półpiętro, gdzie zastanę otwarte okno. Mam wejść na parapet i wyjrzeć na zewnątrz. Otrzymam hasło do wyskoczenia. Lekarz upewnił mnie, że straż będzie w tym czasie „smacznie spała”, co zrozumiałem jako uśpienie jej środkiem nasennym. Pacjenci też mieli spać...
Scenariusz ucieczki został zrealizowany w stu procentach. Pod szpitalem przejęła mnie grupa ratunkowa ze Zbigniewem Rysiem na czele. Wszyscy dotarliśmy nad Dunajec, przeprawili się kajakiem na drugi brzeg i ukryliśmy się w bezpiecznym miejscu w chłopskim gospodarstwie. Przez pewien czas przebywał w Marcinkowicach (pod opieką Jana Morawskiego i gajowego Feliksa Widła).
(...) O wielkiej cenie za moją wolność dowiedziałem się dopiero po wojnie. Ta świadomość nie daje mi spokoju”.
Po ucieczce Niemcy przeprowadzili śledztwo, w wyniku którego aresztowano i rozstrzelano min brata Jana Słowikowskiego - Teodora
A 21 sierpnia 1941 r. w podsądeckich Biegonicach rozstrzelano na rozkaz obersturmfuhrera SS w Nowym Sączu Heinricha Hammanna 32 osoby w rewanżu za odbicie Karskiego.
Jan Słowikowski po wojnie odnalazł się we Wrocławiu, gdzie został profesorem tamtejszej Akademii Medycznej.
www.jankarski.org/mediateka/tematy/temat//odbicie-karskiego-z-rak-gestapo/
www.nowysacz.pl/komunikaty-biura-prasowego/1423
www.osk.am.wroc.pl/cgi-bin/news/gazeta.cgi
"Ja, walkę o Wielką Polskę uważam za najważniejszy cel mego życia. Mając szczerą i nieprzymuszoną wolę służyć Ojczyźnie, aż do ostatniej kropli krwi..."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura