Umiejętnie użyte Klucze do Wyobraźni otwierają nam cudowną, magiczną Krainę Szczęśliwych Łowów… Marzenie jest terapią zmęczonej duszy, uspokaja i doprowadza do równowagi psychicznej. Intuicja zaś i głos serca pomaga w spełnieniu marzeń! 'Marzenia najlepiej malują Człowieka.' -- Ludwik Sztyrmer.
Wielokrotnie w felietonach - impresjach zajmowałem się kondycją ludzi /nad/wrażliwych, którzy - gdy rzeczywistość mocno skrzeczy - sztukują życie barwnym letargiem. Uciekają w świat urojony - w marzenia; na wyspy szczęśliwości. Jest to forma samoobrony, ale także - moim zdaniem nałóg, sens, styl, konieczność. Fantasmagoryczna piękna choroba. Funkcja nieświadoma. Przecież w środku mitu człowiek nie wie, że jest nim ogarnięty, jego postępowanie przypomina często krok ślepca. Nie wykluczam, że postępujemy intuicyjnie - broniąc swej kondycji. To bynajmniej nie 'pięknoduchostwo' a jeno Wrażliwy Zapiśnik duszy podróżującej w świecie iluzji, fantazji, ułudy; błądzącej (Odyseusz z kompasem...) na nieboskłonie marzeń. No cóż, odkrywam się, bowiem piszę, mówię to jako chłop Antyk a jeszcze Romantyk... ;))
Moje Filuterne Alter Ego zaś - pisze o świadomym postępowaniu, o planowanych ucieczkach w fantasmagorię, o przyjemności, rutynie, żarcie; o flircie z rzeczywistością... W konsekwencji rodzi się egoizm, albo - nie daj Bóg - cynizm, okrucieństwo psychiczne w stosunku do otaczających ludzi. Dla mnie fantasmagorie to nie gra, nie spektakl, nie chwilowa narkoza - to życie. Mit i wiara, praktyka zrosła się z teorią. Inna inność niewinnego czarodzieja, który rządzi samowolnie w raju własnych szaleńczych marzeń. Taki model...
Zbudować z życia fantasmagorię to wesoły zabieg. Jakby stawiać sobie za życia grobowiec, bogato przystrojony, monumentalny, a jakże, ozdobiony rozkosznymi i miluchnymi „figlaskami”? A potem patrzeć, i jak się wali w gruzy i śmiać się do rozpuku. Bo wtedy ma się „schadenfreude” w stosunku do siebie samego - a to już, przyznacie, jest wyższa szkoła żartu. Więc się pobawmy!.... To nic nie kosztuje, a takie przyjemne (jak u staruszka Boy`a: „nikt na palcach nie policzy, ile miała z tym słodyczy”).
Technika budowania fantasmagorii - zwłaszcza przy pewnej wprawie - jest bardzo prosta: wszystko co masz i czujesz w sobie, wkładasz w coś (w kogoś), czego (kogo) nie ma - i cała sztuka. Tylko doprawić - koniecznie i obficie doprawić „sosem wishfull thinking” tę polewkę - ot co! I hajda!
Konstruujemy - żmudnie, precyzyjnie, a jednocześnie z polotem i w uniesieniu. Ale ostrożnie, ale uważnie: fantasmagorie mają służyć naszej przyjemności - pamiętajmy! Dzieci, które bawią się w „podróż”, na tyle wierzą w jej prawdziwość, aby wyczerpać maksimum miłych doznań. Więc wierzymy, z całą niewiarą świadomej wiedzy, że ktoś - to jest Ktoś, że coś - to jest Coś. Więc wiemy, z całą niewiarą w tę świadomą wiedzę, że to przecież — FANTASMAGORIA. A w jakiż piękny sztafaż, do woli - romantyczny bądź dramatyczny, można ją przystroić i jak na puchowej poduszce układać się na tym do marzeń! Na pohybel prawdzie, którą i tak znamy!
Z pełnym poczuciem odpowiedzialności tworzymy mit i świat urojony, by nim przeżywać świat prawdziwy. I mały dodatek: rozgrywając Wielką Własną Fantasmagorię baczmy „trzecim okiem”, co i jak wolno nam z siebie ukazać, by przystawało do zamierzeń spektaklu, bo za najmniejszy błąd....
No, ale my też przecież potrafimy strzelać, i to celnie. Zresztą wystarczy tu przenikliwość Metternicha i pomysłowość Mefistofelesa, a rutyna doda nam koniecznej brawury. Jednak nie zaglądajmy za drugą stronę lustra, do rozległej „zagranicy” fantasmagorycznych krain!
Cóż, mówicie? „Autentyzm uczucia, szczerość miłości...?” A tak, słyszałem, krążyły na temat ich istnienia jakieś pogłoski... Nie sprawdzone. Więc zajmijmy się w dalszym ciągu, tym, co realne, czyli... fantasmagorią.
Przychodzi moment kulminacyjny (klasyk Boy: „łóżko wpadło w urynał”). Fantasmagoria - biedna, najczęściej przypomina już tarczę strzelniczą - pęka. Masz więc i gruzy. Marzeń czy życia - jak wolisz. Możesz na nich - jak Skrzetuski na ruinach Rozłogów - usiąść. Aby nie za długo - radzę. I miejsce nie najwygodniejsze, i - jakby rzekł pan Zagłoba: „uważaj Waść, by pewna niepolityczna część ciała na stałe do ruin nie przyrosła”. A też koszty zabawy w fantasmagorię będą większe - pójdą w miesiące, nawet lata całe...
Lubimy użalić się analizując: Dlaczegoż to znów fantasmagoria, którą sami wymyśliliśmy, okazała się tylko fantasmagorią?... Pomyłki bywają: smutno-śmieszne, ironiczno-pouczające, nigdy tragiczne. Na pociechę zostaje większa od uczucia zawodu - bo obrzydliwsza w psychicznym smaku - pustka. Takie „śmietnikowe nieszczęście”. Nie umiera się od niego!
Tylko czasem, gdy uznasz, że doświadczenie ciebie przerosło, że jesteś nieskończenie mądry, stwierdzasz z mocą: „nigdy więcej!” Z wykrzyknikiem, oczywiście. Stwierdzać - możesz. Bo zaprzestać budowania fantasmagorii - nie!
* * *
Ot i problem. W uzasadnieniu wywodu trudno pominąć Wieszcza:
Tymczasem, bracie, z Hrabią trzeba przyjść do zgody;
Jest to dziwak, fantastyk trochę, ale młody.
Poczciwy, dobry Polak; potrzebny nam taki,
W rewolucyjach bardzo potrzebne są dziwaki.
Wiem z doświadczenia: nawet głupi się przydadzą,
Byle tylko poczciwi i pod mądrych władzą (...)
MARZENIA NAJLEPIEJ MALUJĄ CZŁOWIEKA... ;))
Marr jr.
Inne tematy w dziale Kultura