Marek Różycki jr Marek Różycki jr
3800
BLOG

Bogumił Kobiela - genialny antybohater w pułapce szuflady

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 101

Bogumił Kobiela. - jeden z najwybitniejszych artystów w historii polskiego kina - zmarł tragicznie. Żył zaledwie 38 lat. "Był aktorem największych nadziei. Nadziei nie spełnionych do końca" - napisano o przedwcześnie zmarłym Kobieli w 1969 r., na łamach magazynu "Film" i "TK".

Zdaniem Jerzego Gruzy, Bobek, jak koledzy nazywali Kobielę, "był zaprzeczeniem akademijnej drętwoty, ciemnych garniturków i przemówień; budził sprzeciw recenzentów, bo wykraczał poza ich wyobrażenie o tym, z czego i jak można się śmiać. Przełamywał konwenans, uczył publiczność swobody, naturalnej reakcji"…

Andrzej Wajda wspominał: "Obdarzony świetną techniką aktorską, mógł zagrać właściwie wszystko. Ponieważ posiadał ogromną siłę komiczną, mechanicznie obsadzano go w rolach komediowych. Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od niego mniej, niż on może z siebie dać."

Istnieją pewne zdrożne stereotypy: na przykład dobry aktor komediowy powinien być szalenie dowcipny, tryskający humorem w życiu, amant zaś – niezwykle przystojny, czarujący, wysoki brunet… A On nie był przystojny, miał - że się tak wyrażę - 'nienachalną urodę'... Lokował się gdzieś pośrodku. Dopiero więc to, co człowiekowi gra w duszy – nadaje prawdziwy sens realizacji poczynań.

Bogumił Kobiela był aktorem, który posiadał niezwykłą umiejętność tworzenia walorów ze swoich mało atrakcyjnych cech psychofizycznych. Słaby, pobrzmiewający falsetem głos pogłębiał charakter jego postaci, wyolbrzymiając cechy takie jak tchórzostwo, słabość, nieśmiałość czy porywczość. Wydatny nos, "puste oko", wąskie usta rozciągnięte w „fałszywym” najczęściej uśmiechu maksymalizowały samobójczy charakter jego komizmu. Komizmu niebanalnego, trudnego, niewygodnego, który nadawał jego aktorstwu charakter intelektualny. Niestety, wrzucono go do szufladki z tandetnym błazeństwem i „łatwym humorem”….

Trzeba się liczyć z tym, że jeżeli ktoś proponuje rzeczy głębsze, wymagające pewnego przygotowania, odpowiednich „lektur” – będzie to zawsze trochę elitarne. Po prostu mniej jest chętnych do słuchania, bo coraz mniej jest takich ludzi, którzy zadają sobie trud w życiu, żeby coś zrozumieć, którzy stawiają sobie jakieś pytania i szukają na nie odpowiedzi.

Tymczasem Kobiela był aktorem o prawdziwie dramatycznym talencie, aktorem wybitnym, świadomym i poszukującym, który wiele jeszcze miałby do zaoferowania, gdyby nie tragiczna, przedwczesna śmierć. Sztuka aktorska Bogumiła Kobieli wyrosła między innymi z potrzeby pokazania tej dramatycznej twarzy "klauna - Kobieli".

Uważany powszechnie za aktora komediowego Bogumił Kobiela był przede wszystkim znakomitym aktorem charakterystycznym. Aktor wykorzystywał swoje umiejętności, rysy swojej twarzy, by kreślić portret "zwyczajnego" człowieka z wszystkimi słabościami. Najpełniejszym tego przykładem jest oczywiście JAN PISZCZYK, nadgorliwiec…  pragnący za wszelką cenę DOPASOWAĆ SIĘ - (TAK, JAK LWIA CZĘŚĆ Z NAS...) -- do epoki i wydarzeń, które go przerastają i tworzą z niego karykaturalnego oportunistę, asekuranta i koniunkturalistę…

-- Nie ma monolitów, każdy z nas ma takiego Piszczyka w sobie; u jednych dochodzi on do głosu - u innych piszczy głosem sumienia... -- powiedziałem Zośce Komedowej podczas jednej z rozmów, na co ona się żachnęła. -- Zawsze byłam i jestem bezkompromisowa! Nie żyłam tak, nie postępowałam tak, by być uległą i akceptowaną przez otoczenie. Nie znajdziesz we mnie grama hipokryzji, koniunkturalizmu!

Wracając do Kobieli. Jego wizytówką stały się też inne grane przez Niego postaci. Obnażał ich małość, nieporadność, słabość, chwiejność. Kobiela potrafił jednocześnie ich bronić - nadać im tak bardzo LUDZKI wymiar.

W ciągu 17 lat swojej kariery Kobiela zagrał w 25 filmach.

*   *   * 
Bogumił Kobiela urodził się 31 maja 1931 r. w Katowicach. W 1953 r. ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie, gdzie kształcił się na jednym roku z Kaliną Jędrusik i Zbigniewem Cybulskim. Po studiach wyjechał do Gdańska. Otrzymał tam angaż do Teatru Wybrzeże. W latach 1955-1958, razem z Cybulskim, współtworzył w Gdańsku studencki teatrzyk Bim-Bom, w którym pisał teksty, reżyserował i występował.

W powojennym kinie był niepowtarzalnym brylantem. Stworzył własny komediowo-dramatyczny styl grania. Z olśniewającym wyczuciem i inwencją łączył ostre rysy z ironią, błazenadę z powagą.

W przypadku wielu odchodzących aktorów mówi się o niespełnieniu, niewykorzystaniu. Ale w przypadku Kobieli to stwierdzenie wyjątkowo trafne, bo ani kino, ani teatr nie potrafiły wykorzystać nawet ułamka Jego ogromnego potencjału. Gdy zginął, miał zaledwie 38 lat i całkiem pokaźny dorobek, ale cała jego kariera naznaczona była ciągłym poczuciem niedosytu, zaszufladkowania, niemożności wyjścia poza narzucony przez reżyserów i presję widowni wizerunek błazeńskiego komedianta.

„W filmach gram dość często, choć ważnych ról, ciekawych postaci nie miałem wiele. Ciągle jednak mam nadzieję, że trafię na swoją rolę” – mówił w wywiadzie dla miesięcznika „Film” na kilka miesięcy przed śmiercią.

Nie zdążył. Miał zagrać główną rolę kaowca w „Rejsie” Marka Piwowskiego,  Andrzej Wajda z myślą o nim planował realizację dla Teatru Telewizji jakiejś sztuki Szekspira. Ich ostatnia rozmowa dotyczyła właśnie tej sprawy. „Obdarzony świetną techniką aktorską mógł zagrać właściwie wszystko. Ponieważ posiadał też ogromną siłę komiczną, mechanicznie obsadzano go w rolach komediowych. Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od niego mniej, niż on może z siebie dać” – mówił Wajda po latach.

Do dzisiaj nikomu nie udało się zająć miejsca Kobieli. Był absolutnie wyjątkowy i poniekąd to własna genialność skazała go ostatecznie na niewykorzystanie. Zgrywa i dowcip to był żywioł, w którym Kobiela spełniał się bez reszty. Talent komiczny na miarę Bustera Keatona czy Charliego Chaplina objawiał już w dzieciństwie, a jego wyczyny podczas studiów w krakowskiej szkole teatralnej do dziś krążą w anegdotach.

Dyplomu aktorskiego nigdy nie odebrał, a po studiach podążył do Trójmiasta za swym mentorem Zygmuntem Huebnerem. Ekscentryczne wariactwa stworzyły fenomen Kobieli w gdańskim kabarecie Bim-Bom. Kobiela założył go razem ze Zbyszkiem Cybulskim, Jackiem Fedorowiczem i Jerzym Afanasjewem w 1954 roku. Kobiela, wraz z z nieodłącznym Cybulskim, wymyślali skecze, inscenizowali i reżyserowali.

„Kobiela był Bim-Bomem pochłonięty od pierwszej premiery, do ostatniego spektaklu. (…) Wnosił do naszego teatru lekkość i wdzięk, subtelność i poetycki żart, wspaniały zmysł obserwacyjny i ogromne wyczucie sceny. (…) Był autorem najcelniejszych sformułowań, błyskotliwych drobiazgów, które nadawały całości niepowtarzalny styl” – mówił po latach Jacek Fedorowicz.

Bim-Bom stał się legendą, pokoleniowym mitem. Każdy z pięciu programów, jeszcze przed Październikiem krytykujących władzę, urastał do rangi wydarzenia. Kobiela grał i reżyserował także ze Zbigniewem Cybulskim w Teatrze Wybrzeże, m.in. spektakle: „Król” Gastona de Caillavet i Roberta de Flers (1959), czy „Nosorożec” Eugene’a Ionesco (1960).

W filmie zadebiutował w 1953 r., rolą w "Trzech opowieściach", zrealizowanych wspólnie przez Konrada Nałęckiego, Czesława Petelskiego i Ewę Poleską. Kolejne filmowe kreacje Kobieli to m.in. podporucznik Dąbecki w "Eroice" Andrzeja Munka (1957) i sekretarz Drewnowski w "Popiele i diamencie" Wajdy (1958).

Swoją najbardziej znaną rolę -- Jana Piszczyka w "Zezowatym szczęściu" Munka - Kobiela zagrał w 1960 r. Stworzył postać polskiego antybohatera, człowieka uwikłanego w nieprawdę i zdemaskowanego; przedstawił karykaturalną wizję ludzkiego losu. Wystąpił też w obrazach: "Rękopis znaleziony w Saragossie" Wojciecha Jerzego Hasa (1964), "Małżeństwo z rozsądku" Stanisława Barei (1966), "Ręce do góry" Jerzego Skolimowskiego (1967), "Człowiek z M-3" Leona Jeannota (1968), "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy (1968). Był też scenarzystą. Wspólnie z Cybulskim i Wilhelmem Machem stworzył scenariusz filmu Janusza Morgensterna, "Do widzenia, do jutra" (1960).

Do Warszawy przeniósł się z Gdańska w 1961 r. Jego teatralna kariera na stołecznych scenach objęła m.in. teatry Ateneum (1961-1963) i Komedia (1966-1969). Występował też w telewizji - np. w cyklicznym programie "Poznajmy się", który prowadził z Jackiem Fedorowiczem i Jerzym Gruzą, oraz w Teatrze Telewizji. Wielkie uznanie przyniosła mu rola Pana Jourdain w telewizyjnym spektaklu "Mieszczanin szlachcicem", wyreżyserowanym przez Jerzego Gruzę.

Kobiela zginął tragicznie 10 lipca 1969 r., w wieku 38 lat, w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym pod Koronowem. Jego śmierć "wpisała się w tragiczną serię, jaka dotknęła bliskich sobie ludzi jednego pokolenia -- nastąpiła dwa lata po śmierci jego najbliższego przyjaciela, Zbigniewa Cybulskiego, oraz tuż po odejściu Krzysztofa Komedy i Marka Hłaski" - podkreślała polska Filmoteka Narodowa, która w 2009 roku, w 40. rocznicę śmierci artysty, organizowała w Warszawie przegląd filmów z Jego udziałem.

"Potrafił w sposób nieporównywalny, mieszając z imponującą swobodą różne rodzaje wyrazu, różne style aktorskie, powagę i groteskę, subtelną ironię i farsową żywiołowość, tworzyć portrety tragicznych w swojej słabości antybohaterów" -- wspominali organizatorzy przeglądu.

Przedwcześnie odszedł również twórca "Zezowatego szczęścia" i "Eroiki", znakomity reżyser Andrzej Munk. Zginął w wypadku samochodowym 20 września 1961 r. koło Łowicza, w wieku niespełna 40 lat. Pracował wówczas nad filmem "Pasażerka".

-------------------------------------------------------------

A prywatnie – małżeństwo z piękną lekarką Małgorzatą, poznaną gdzieś nad morzem, pełne młodzieńczych uniesień, wspólnych podróży po kraju i napawania się radością życia…

A jednocześnie narastająca świadomość okrutnego fatum: w 1961 roku, ledwie rok po sukcesie „Zezowatego szczęścia”, w wypadku samochodowym zginął Andrzej Munk, bodaj jedyny reżyser, który w pełni potrafił spożytkować aktorską energię Kobieli. W 1967 roku pod kołami pociągu zginął jego najbliższy przyjaciel Zbigniew Cybulski, pół roku później Krzysztof Komeda…

[Opisywałem ten stan „lękowego przeczuwania nagłej śmierci”  Bogumiła Kobieli między innymi w rozmowach z legendarnym Zygmuntem Hubnerem oraz Zośką Komedową-Trzcińską].

Kobiela był zrozpaczony. Utrwalił to Wajda w niezwykłym epizodzie „Wszystko na sprzedaż”, w którym Kobiela dramatycznie, przejmująco żegna się z Cybulskim, bez swojej zwykłej maski, odarty z błazeńskiego kostiumu.

Żona Małgorzata Kobielowa wspomina: „On wówczas był przekonany, że teraz jego kolej. Żył z tym. I kiedy półtora roku później wydawało się, że to minęło, że znów ożył, że jest nam już tak dobrze, że wreszcie możemy mieć dziecko, to wtedy nastąpił ten wypadek”….

Ciężko rannego Kobielę przewieziono do szpitala w Gdańsku. Program I Polskiego Radia nadawał komunikaty wzywające lekarzy do natychmiastowego powrotu do pracy. Nie uratowały go nawet dwie specjalistyczne operacje. Pochowano go na cmentarzu w rodzinnym Tenczynku. Na grobie żona zamiast kwiatów położyła grzyby, które Kobiela uwielbiał zbierać.

PRZEKLĘTY ZAKRĘT!... Noc, pisk opon, huk, potem głucha cisza. Znaczy, że z tego samochodu nikt – o własnych siłach - nie wysiądzie. Bogumił Kobiela, Krzysztof Krawczyk, Irena Santor, Waldemar Baszanowski -- łączy ich zakręt we wsi Buszkowo, 27. kilometrów od Bydgoszczy, przy drodze numer 25. z podkoszalińskich Bobolic do podwrocławskiej Oleśnicy. To najkrótsza trasa z Warszawy na zachodnie wybrzeże Bałtyku.

Kobiela tu zginął, podobnie żona Baszanowskiego. Krzysztof Krawczyk przeżył. I się nawrócił….

Jako ciekawostkę dodam, że żona aktora Bogumiła Kobieli, w latach 70. (po śmierci męża) współpracowała jako asystent reżysera i kostiumograf przy kilku filmach. W późniejszych latach powróciła do swojego wyuczonego zawodu: lekarza psychiatry.

----------------------------------------------------------------------

Bibliografia: Zapiski z rozmów z Zygmuntem Hubnerem oraz Zośką Komeda-Trzcińską; Rozmowy z Małgorzatą Kobielową. Pozostałe:  źródła informacji pomieściłem w tekście.

Marr jr.

Zobacz galerię zdjęć:

Pechowy i tragiczny zakręt we wsi Buszkowo, 27. kilometrów od Bydgoszczy, przy drodze numer 25. z podkoszalińskich Bobolic do podwrocławskiej Oleśnicy

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (101)

Inne tematy w dziale Kultura