Dla współczesnych pokoleń Polaków humor żydowski osiąga coraz większy stopień abstrakcji, przyjmuje się go trochę tak, jak by to był humor szkocki lub francuski, jak gdyby sceneria opowiadanych dowcipów miała miejsce gdzieś daleko, za górami i lasami… A przecież nie tak dawno żydowski żart, humor, anegdota, były czymś zwykłym, codziennym, jednym z elementów barwnego, wielonarodowego polskiego krajobrazu i naszej wspólnej Kultury. Notka ta bynajmniej nie wpisuje się w żaden nurt czy kontekst dyskusji i sporów polsko-żydowskich w myśl refleksji zawartej w dowcipie [wielki skrót myślowy]:
Do Goldberga czytającego na ulicy "Der Sturmer" podchodzi Silberstein i mówi z niesmakiem:
- Izaak! Dziwię się, że czytasz tę szmatę!?!
Na co Golberg:
- Bo jak czytam nasze czasopisma, to tylko: tu pogrom, tam antysemityzm, tu zbezcześcili synagogę... A jak czytam to - to od razu: Żydzi opanowali banki! Żydzi rządzą na rynku budowlanym! Żydzi rządzą światem! Aż przyjemnie się to czyta...! ;)
Tradycja żydowskiego humoru jest tak stara jak naród. Już w księgach Starego Testamentu można spotkać żarty i dowcipy, które towarzyszyły Żydom od zarania dziejów, a w najcięższych latach były rodzajem samoobrony, pozwalały przetrzymać ciężkie czasy. Saul Bellow, który próbował uchwycić specyfikę żydowskiego humoru, tłumaczył, że "ludzie uciskani zazwyczaj są dowcipni". W Związku Sowieckim za komunizmu powstawało bardzo wiele żartów, można więc uznać, że Żydzi także rozwinęli humor jako metodę radzenia sobie z ciężką dolą. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o opresję; jest to archetypowy żydowski dowcip, ponieważ nawiązuje do etnicznych stereotypów, dla przykładu tylko - obcesowości Żydów i wyśmiewa się z niej. "Czemu żydowskie rozwody są takie drogie? Bo są tego warte".
Podpytywałem o charakterystykę żydowskiego poczucia humoru wybitnego profesora Artura Sandauera, który wykładał był na Polonistyce UW. On pierwszy zwrócił moją uwagę na rolę 'lepiszcza kulturowego' Żydów, którzy nade wszystko cenią zdobywanie wiedzy, a ta wielowiekowa tradycja kwestionowania i podważania autorytetów religijnych przełożyła się na humor, który pozwala autoironicznie, szyderczo i niejako terapeutycznie - przekłuć nadmuchany balon. Owa nieustanna dociekliwość i charakterystyczne mnożenie wątpliwości - przenika strukturę ich codziennych konwersacji. Żydowskie żarty rzadko atakują obcych, skupiając się głównie na własnych dziwactwach i w tym tkwi ich oryginalność i siła. Żydzi mają tendencję do odpowiadania pytaniem na pytanie, a specyficzna intonacja końcówek zdań sama w sobie jest podstawą sporej części żydowskiego humoru. Ton ich głosu bardzo często bywa żartobliwy: śmiejemy się ze słów i języka, a nie ze slapsticku.
Warto w tym kontekście zacytować Stephena Pollarda redaktora - "The Jewish Chronicle": "Żydowski humor uwypukla cechy charakteru, które z łatwością rozpoznajemy u innych Żydów, oraz bawi się stereotypami, które tworzymy na własny użytek. (...) Zasięg żydowskiego humoru rozszerzył się, gdy masowa rozrywka zaczęła święcić triumfy w USA w latach 50. Komicy i scenarzyści z branży filmowej i radiowej ukształtowali styl humoru uznawanego obecnie za amerykański, charakteryzujący się modulowaniem głosu, kpinami z własnej osoby i zręczną grą słów. Dzięki ludziom takim jak Jack Benny, Sid Caesar, George Burns, Milton Berle, Mel Brooks i Woody Allen humor żydowski wszedł do głównego nurtu komizmu amerykańskiego. "Kroniki Seinfelda", odnoszący największe sukcesy sitcom w historii amerykańskiej telewizji, to jeden wielki żydowski wic - jak nazywali go sami twórcy, serial o niczym; jego komiczność była zasługą karykaturalnych postaci, neurotycznych, narcystycznych, spiętych, ogarniętych przez obsesje, dziwactwa i bez wyjątku ekscentrycznych."
Humor żydowski rozwinął się na przełomie XIX i XX wieku szczególnie w krajach środkowej Europy, gdzie były największe skupiska Żydów. Dzisiaj już tego nie ma. Zapadły się w przeszłość małe, galicyjskie miasteczka z ich wypełnionymi różnojęzycznym tłumem rynkami, pogasły szabasowe świece, ale humor pozostał – ów bardzo swoisty, często abstrakcyjny dowcip zawierający w sobie znakomitą obserwację życia codziennego, obyczajów, spraw rodzinnych, jednak przede wszystkim 'słynnych' interesów handlowych. Ów humor, który towarzyszył żydowskiemu narodowi w jego wędrówce przez kraje i wieki zawiera, jak napisał był kiedyś Szymon Kobyliński, swoistą filozofię w ą t p i ą c e j pewności.
Szmonces (z jid. - „bzdury, androny, głupstwa, błahostki, dyrdymały”) - to dowcip lub większa forma kabaretowa oparta właśnie na humorze żydowskim. Tworzone zwykle w tym środowisku. Skecze w tym nurcie pisali m.in. Julian Tuwim, Marian Hemar, Konrad Tom właściwie Konrad Runowiecki (m. in. słynny "Sęk"), także Stanisław Tym ("Duży sęk"). Szmoncesy obracają się zwykle wokół spraw biznesowo-religijnych, wyśmiewając znacznie przesadzone, arcypraktyczne - dzisiaj powiedzielibyśmy: 'biznesowe' a także rodzime, jakże bardzo 'nowobogackie' - podejście do życia. Bywają też szmoncesy oparte na grze słów. Część z nas zapewne jeszcze pamięta najsłynniejsze szmoncesy w genialnym wykonaniu zespołu aktorskiego skupionego wokół Kabaretu DUDEK - Mistrza Edwarda Dziewońskiego.
Każdy ze zbieraczy dowcipów ma ten swój ulubiony, do którego najchętniej wraca. Niech więc i mnie będzie wolno przytoczyć następującą dykteryjkę:
Do rabina przychodzi Rosenduft:
- Rebe, powiedz mi, ty wszystko wiesz, ja znalazłem w gojowskiej gazecie takie trudne słowo: alternatywa. Co to ma być?
Rebe głaszcze się po brodzie.
- Wyobraź sobie Chaim, że masz dwa jajka, z tych jajek wykluwa ci się kogucik i kurka. Po pewnym czasie, kurka znosi następne dwa jajka, z których znowu wykluwa się kogucik i kurka. I tak po roku, masz już całe podwórko kurek i kogucików. No i wtedy przychodzi wielka powódź i zalewa ci całe gospodarstwo.
- No dobrze, rebe, ale gdzie ta alternatywa?
- Kaczki…
*
- Wytłumacz mi, Rebe, bo nie rozumiem: przychodzisz po pomoc do biednego - pomaga ci jak tylko może. Przychodzisz do bogacza - udaje, że cię nie widzi. Czemu tak się dzieje?!
- Spójrz, Abram, przez okno. Co widzisz?
- Sara z Ickiem idzie ze sklepu. Josel na bazar jedzie. Rapaport z Rywką rozmawia...
- Dobrze, Abram. A teraz spójrz w lustro. Co widzisz?
- Cóż mogę widzieć, Rebe. Siebie samego widzę.
- Widzisz, Abram - okno jest ze szkła i lustro ze szkła. Wystarczy dodać ODROBINĘ srebra z domieszką złota - i już widzisz tylko siebie...
*
Wyznanie starego Żyda:
-- Ja raz w roku idę do doktora. On mnie bada, on mnie wypisuje recept, ja biorę recept, ja mu płacę - on też chce żyć! Potem ja idę do aptekie, ja daję recept dla aptekarz, aptekarz daje mi medycynę, ja biorę medycynę, ja płacę aptekarz - on też chce żyć! Potem ja biorę medycynę, ja idę ulice, ja wyrzucam to wszystko do rynsztoka - ja też chcę żyć!
*
Icek pyta ojca:
- Tato, co to znaczy „etyka” ?
- Zaraz ci to wyjaśnię na przykładzie: Wyobraź sobie, że do naszego sklepu wchodzi klient, kupuje towar za sześćdziesiąt złotych, płaci banknotem stuzłotowym i przez zapomnienie zostawia na ladzie wydaną mu resztę. Wtedy wchodzi w grę etyka. Jestem w rozterce: czy schować do kieszeni te zapomniane czterdzieści złotych, czy też podzielić się nimi z moim wspólnikiem?
*
Chaim leży w szpitalu epidemicznym. Stan pacjenta jest prawie beznadziejny. Nagle chory prosi o przyprowadzenie księdza. Prośba lotem błyskawicy obiega cały szpital. Nie może być inaczej: Żyd w obliczu śmierci chce się ochrzcić!
Po chwili zjawia się dyrektor w towarzystwie pielęgniarek i kapelana, do którego Chaim zwraca się cichym głosem:
- Proszę, aby ksiądz wziął papier i pióro, chciałbym podyktować swoją ostatnią wolę.
Kapelan posłusznie siada przy stoliku, a pacjent dyktuje:
- Na synagogę przy Tłomackiem przeznaczam dwadzieścia tysięcy złotych…
Dyrektor nie wytrzymuje nerwowo:
- Panie Chaim, jeśli przeznaczy pan taką kupę pieniędzy na rzecz synagogi, to dlaczego wezwał pan księdza, a nie rabina?!
- Chory uśmiecha się:
- Panie dyrektorze, bądź pan mądry! Rabina – do szpitala chorób zakaźnych?!
*
Kramarz Jechiel leży w agonii i pyta ledwo słyszalnym głosem:
- Małko, moja żono, jesteś przy mnie?
- Jestem, mężu.
- Dwojro, moja córko, jesteś przy mnie?
- Jestem, ojcze.
- Jojlik, mój synu, jesteś przy mnie?
- Jestem, ojcze.
- Chajka, moja córko, jesteś przy mnie?
- Jestem, ojcze.
Konający zrywa się i wykrzykuje ostatkiem sił:
- A kto, do jasnej cholery, pilnuje interes?!
*
Nowy Jork. Icek zadaje ojcu pytanie:
- Tate, co to znaczy „prosperity”, a co znaczy „kryzys”?
- Jak by ci to synku wytłumaczyć? – zastanawia się rodzic i mówi po chwili:
- Prosperity to szampan, elegancka limuzyna i piękne kobiety, a kryzys to lemoniada, metro i… twoja matka.
*
Pogrzeb starego Rotszylda. W orszaku pogrzebowym skromnie ubrana Żydówka zalewa się łzami i głośno lamentuje.
- Czy nieboszczyk był pani krewnym?
- Nie, nie był krewnym – odpowiada łkając kobieta. – I właśnie dlatego płaczę!
*
Żyd prosi Boga o pomoc:
- Panie, co ja mam robić? Co robić? Mój syn się ochrzcił!
Bóg na to:
- Icek... Ja nie wiem... Mój też się ochrzcił.
*
Facet przychodzi do rabbiego i mówi:
- Rabbi, dzieje się coś strasznego i muszę o tym z tobą porozmawiać.
- O co chodzi?
- Żona chce mnie otruć.
- Jak to możliwe?
- Naprawdę. Jestem pewien, że ona chce mnie otruć, co mam robić?
- Powiem ci - mówi rabbi. - Ja z nią porozmawiam, dowiem się wszystkiego i dam ci znać.
Po dwóch dniach rabbi dzwoni do faceta i mówi:
- Cóż, rozmawiałem z twoją żoną. Gadaliśmy przez telefon trzy godziny... Chcesz mojej rady?
- Tak.
- Połknij truciznę.
*
Rozmowa przed gmachem giełdy:
- Hallo, Fisz! Jak ci się wiedzie?
- Spekuluję w minach.
- To bardzo wysoko notowane akcje. Skąd masz na to pieniądze?
- Ach, ty mnie źle zrozumiałeś! Stoję tu obok portalu, a gdy ktoś wychodzi z wesołą miną, proszę go o pożyczkę…
*
Żyd ze sporym workiem na plecach przekracza granicę.
- Co macie w worku? – pyta urzędnik celny.
- Jedzenie dla kanarka.
Celnik otwiera worek:
Przecież to kawa! Czy kanarek je kawę?
- Moje zmartwienie? Niech nie je!
*
Gecel oddał do naprawy zegarek. Po odbiorze i uiszczeniu należności już następnego dnia zjawia się z reklamacją u zegarmistrza.
- Gdy oddawałem go do reperacji, to źle chodził! A teraz stoi…
- Niech mnie Bóg skarze – zaklina się zegarmistrz – jeśli ja w ogóle tknąłem pański zegarek!
*
Żebrak puka do mieszkania bogacza. Otwiera mu pani domu.
- Mąż wyszedł przed chwilą, a ja nie mam pieniędzy. Przyjdźcie jutro, to otrzymacie jałmużnę.
- To bardzo źle! – protestuje dziad. – Ja przez takie udzielanie kredytu straciłem już majątek!
*
Znany publicysta i satyryk Adolf Neuwert-Nowaczyński podczas bankietu literackiego wzniósł następujący toast na cześć Juliana Tuwima:
- Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela… Niech żyje Tuwim!
Tuwim odpowiedział:
- Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela, nie ma Jankiela bez cymbałów… Niech żyje Nowaczyński!
*
Na cmentarzu żydowskim w Stanisławowie spotyka się dwóch żebraków.
- No, powinszuj mi! Zaręczyłem córkę…
- Szczęść ci Boże! A z kim?
- Z Fajwlem…
- Aaa, Fajwel! Ten z bielmem na oku? Fajny zięć, jak Boga kocham… A co mu dałeś w posagu?
- Oj, nie pytaj! Ten hycel zdarł ze mnie żywcem skórę… Musiałem mu oddać całą ulicę Kazimierzowską i jeszcze pół Lelewela!
*
Akrobata w cyrku berlińskim wznosi istną wieżę ze stolików i krzeseł, na wierzchołku której stawia butelkę z wetkniętą w nią miotłą, po czym balansuje na miotle i gra na skrzypcach.
Baruch trąca żonę i szepce jej do ucha:
- Paganini, to on nie jest!...
*
Stary Żyd dawał do gazety nekrolog po swojej żonie i spytał o cenę.
- Do pięciu wyrazów za darmo.
- Nooo... to niech będzie: Zmarła Zelda Goldman.
- Ma pan do dyspozycji jeszcze dwa wyrazy.
- To niech będzie: Zmarła Zelda Goldman, sprzedam Opla.
*
Pani Izabela zgłasza się do rabina z prośbą o rozwód.
- Bój się Boga, kobieto - powiada rabin. - Przecież ma pani takiego porządnego męża. Czy ma mu pani coś do zarzucenia?
- Rebe, ja podejrzewam mojego męża, że to ostatnie dziecko, które mamy, to nie jest jego...
*
Salcie i Mojsze prowadzili sklep z dewocjonaliami dla Żydów. Jednak w okolicy wszyscy wyprowadzali się i coraz mniej było Żydów klientów. W końcu Salcie rzekła:
- Mojsze, Ty musisz zmienić branża. Ty musisz sprzedawać teraz dla katolików...
Na co Mojsze się zdenerwował:
- Salcie! My jesteśmy Żydami i nie będziemy sprzedawać katolickich rzeczy...
Jednak okolica szybko zmieniła się w katolicką i w końcu duma dumą, ale Mojsze zajął się sprzedażą katolickich dewocjonaliów. Salcie bierze za słuchawkę i zamawia towar w jedynej w okolicy hurtowni z katolickimi rzeczami:
- Dzień dobry, chciałabym zamówić: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków...
Na co głos w słuchawce odpowiada:
- Niech no sprawdzę: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków... Aha, krzyżyki mają być z Jezusem czy bez?... No i jutro nie dostarczamy, bo jest Szabas...
*
Humor żydowski, jako dokument postaw, stał się światowym zjawiskiem kulturowym. Żydzi wiedzą jacy są i od wieków uwiarygodniają się terapeutycznym humorem. Prawdziwa mądrość wie, że musi iść na kompromis i zawierać trochę nonsensów, by głupcy nie mogli odkryć, że to jednak mądrość. Wielką siłą mądrości jest pokazać swą słabość, by cały czas 'mieć przed sobą lustro', w którym można się przejrzeć 'korygując wypaczone postawy'.
Każda nacja ma swoje jasne i ciemne strony, ale tylko my często 'nasze brudy' pierzemy z ekshibicjonizmem publicznie, wieszając je następnie na słupach milowych całego świata. Nie pamiętam, by jakikolwiek Żyd występował publicznie przeciwko Izraelowi... To byłby absurd! A z pewnością ten i żaden inny naród nie jest monolitem.
My zaś w swych własnych i narzucanych, wdrukowywanych nam kompleksach wciąż szukamy potwierdzeń, 'jacy jesteśmy' i czy oby na pewno jesteśmy. Być może stąd też narodziło się dość ohydne zjawisko polish jokes (dosł. "polskie żarty") – popularne, głównie w Stanach Zjednoczonych, stereotypowe dowcipy o Polakach, w których Amerykanie przedstawiają nas jako zapitych tępych głupców. Na domiar złego -- w podobnej 'konwencji pseudo-żartów' – sami sobie poprawiamy nastrój dość podobnie do Amerykanów opowiadając dowcipy o skąpych Szkotach, ‘stereotypowych’ Rosjanach i „głupiutkich blondynkach”…
Marr jr.
Inne tematy w dziale Rozmaitości