Melchior Wańkowicz -- znienawidzony przez komunistów, faszystów i innych -istów oraz tych co są 'inteligentni inaczej' -- ukuł w swoim czasie określenie kundlizmu. Kundlizm jest przeciwieństwem Szlachetności. Jest zaprzeczeniem Szczerości, Autentyzmu, Bezinteresowności. Można się skundlić, mówi porzekadło. Można, ale zawsze ze stratą. Stratą twarzy, wiarygodności, zaufania. Kundlizm występuje tam, gdzie przedkłada się własne interesy kosztem innych. Kosztem godności innych, ale też godności własnej.
Coraz trudniej nadać sens pospiesznym – chciałoby się rzec: rutynowym – czynnościom warunkującym naszą codzienną, szarą egzystencję; posklejać w ROZUMNĄ całość otaczające nas szumy, doznania, odczucia, wrażenia, a także - u p o k o r z e n i a (w naszym własnym kraju!); by ułożyć ciąg logicznych działań i płynących z nich zdarzeń; zaprzeczyć w cudzie życia ich przypadkowości, doraźności, nieważności… Odnaleźć – a więc łudzić się, że jest – nitkę Ariadny w labiryncie trwóg, niepokojów, umartwień i ABSURDU spraw, w których się poruszamy. Poruszanie się – wszak znamionuje jeszcze życie, ale zdaje się, że niebawem zalegnie martwa cisza na wielkim morzu „interesów” – każdego z nas, z osobna…
NIE MA WOLNOŚCI BEZ ODPOWIEDZIALNOŚCI
Żyjąc, a może „lepiej” – egzystując w s t a n i e n i e w a ż n o ś c i trudno o świadomość swojej moralnej natury i moralnych możliwości /upodobań/ w złym i dobrym. Zapodziewa się świadomość co do natury moralnej naszych pragnień, uczuć, czynów i uczynków…, gdy niemożliwa staje się ich realizacja. Nie grozi spełnieniem…. A jeśli już – to okupiona zbyt drogo, by budzić emocje poddające się jakiejkolwiek ocenie. Brak odnośników „w Autorytetach”, których, niestety, zabrakło… Gdy zawodzi logika zdarzeń, lub jej brak, zawodzi także logika marzeń…
Pozostaje tęsknota za spokojnością, ładem serca, rytmem życia, radością, uśmiechem a nawet „kształtem serca polskiego”…
W czasie TOTALNEGO POSTPONOWANIA wszystkich przez wszystkich, gdy głusi poprawiają nam akcent, a ślepi zawzięcie dyskutują o kolorach, następuje coraz większa rozpiętość między frazesem a rzeczywistą wartością! Witkiewicz trafnie konstatował: „Każdy Polak jest nie na swoim miejscu, każde miejsce jest dla niego za niskie. I mogłoby tak być, o ile do zajmowania miejsc wyższych dążyłoby się przez rzetelną pracę, u c z c i w y wysiłek i wytwarzanie realnych wartości, a nie przez wydymanie swej PUSTKI do rozmiarów fikcyjnej, urojonej rzeczywistości. Czy gdziekolwiek jest tylu ludzi nie spełniających swych najprostszych obowiązków, co u nas?!” A gdzie zapodziały się ponadczasowe WARTOŚCI, którym hołduje Człowiek Spolegliwy?...
A zatem sami siebie wpędzamy w ów stan nieważności. I brutalnie wkraczamy na BLIŹNICH „TERYTORIA”… Czując się mocno sfrustrowani – doprowadzamy do rozpaczy tych, którzy nas otaczają, i… są w jakiś sposób od nas zależni czy też – uzależnieni. Zewsząd słychać – w ramach doskonalenia bliźniego swego – instrukcje, podpowiedzi, a nawet – połajanki… Jakże bolesne… T Y K A N I E wskazówek…
Gdy każdy każdego poucza i wychowuje – zapominając o edukacji i wychowaniu własnym! – coraz trudniej o Człowieka wśród ludzi. (Ponownie możemy zapytać o WARTOŚCI, ESTETYKI, NORMY, które gdzieś zamietliśmy – jako Naród – pod dywan…). Sztuka Życia polega u nas na sztuce odreagowania doznanych krzywd, urazów, upokorzeń; postponowania - zawsze "tych innych". Często nawet urojona Akcja rodzi natychmiastową, niewspółmierną Reakcję… Tak więc można przenikać przez życie, jak neutralny fluid – nie szkodząc nikomu – a i tak zbierze się przynależne cięgi wedle 'zasad reglamentacji'.
Wszyscy jesteśmy PETENTAMI lecz… „w satyrycznej sztuce życia wymienne są role i lepiej w takich razach unikać zaklęcia, że coś jest do przyjęcia lub nie do przyjęcia…” (Oczywista trawestacja słów Moliera). Zaś ten, kto nie szanuje bliźniego (a u nas to normą się stało, nieomalże obyczajem narodowym!) -- w myśl Kodeksu – nie tylko moralnego czy też… karnego – nie szanuje siebie samego. Winić należy brak wyobraźni, zawężonych horyzontów, współodczuwania?...
Jakże znamienne dla naszej kondycji i mentalności jest miłe łechtanie próżności nieustającym sondażem opinii: CO BYM ZROBIŁ, GDYBYM BYŁ TYM A TYM? Jeśli dodamy do tego permanentny brak satysfakcji z robienia tego, co do nas należy – mamy już pełen obraz paranoi.
Powie ktoś: nie poprawiam swego samopoczucia strofując, poniżając, depcząc, krzywdząc bliźnich. Spełniam swe obowiązki sumiennie i rzetelnie. Satysfakcjonuje mnie pozycja, jaką posiadam, ponieważ mam przeświadczenie, że gdybym chciał – to bym mógł znacznie więcej. Tak, to także sytuacja typowa dla naszej nacji. Poczucie: gdybym chciał – to bym mógł jest przyczyną zastoju w niejednej głowie i letargu niejednego ciała…
No cóż, Saul Bellow pisał: „Same skłonności nie wystarczą. Zanim będziesz mógł uruchomić śrubę okrętową, musisz dać się ściągnąć z mielizny”…
"Współczesny świat rękami swoich wyznawców postanowił przedefiniować pojęcia, a jednocześnie, przy tej okazji unicestwić wartości wszelkich autorytetów. Przecież nikt nie włada prawdą absolutną, a sama prawda stała się pojęciem względnym. Przecież wolność, równość i braterstwo toczone kołem dziejów ukształtowało nowego człowieka, który owe pojęcia zawłaszczył na pożytek swoich potrzeb i zachcianek." -- cytat z eseju Andrzeja Waltera "Wańkowicz krzepi!", pisarze.pl.
"CYWILIZACJA TO NIEUSTANNE MNOŻENIE NIEPOTRZEBNYCH KONIECZNOŚCI"
Piszę tę refleksję w czasie, gdy obowiązują niejako dwa trendy: RÓBTA, CO CHCETA oraz – BOGAĆCIE SIĘ. Poruszę wycinek zagadnienia tyczącego kultury – nie tylko - życia dnia codziennego, przyczynę - jak mi się wydaje - wielu napięć wynikających z frustracji mającej swe źródło w dewaluacji i pomieszaniu hierarchii wartości, postaw i celów, a także środków do nich prowadzących. Wszystko to zaś przyprawione jest na ostro.... sosem HIPOKRYZJI.
Czas miniony nauczył ludzi aprobaty dla cwanych zachowań w dość bezwzględnej walce o byt i w zabiegach o stan materialnego posiadania. Przy czym owa aprobata - graniczy tu wręcz z szacunkiem i uwielbieniem dla "sytuowanych materialnie" - w odróżnieniu od sytuowanych intelektualnie, którzy całe swe życie podporządkowali idei myśli. W efekcie rozkwitły rzeczy najniebezpieczniejsze: POZÓR jakiej takiej kariery, pozór jakiej takiej elity dyktującej warunki i łatwych samouspokojeń tak zwanych "ludzi sukcesu"... (Sic!...)
Przed laty -- w kontekście rozważań nad genezą i uwarunkowaniami stanu zagrożenia, wynikającego z braku kultury politycznej społeczeństwa -- Marta Fik pisała o zachłyśnięciu się bezgraniczną wolnością (taką 'do imentu'), a skądinąd wiemy, że NIE MA WOLNOŚCI BEZ ODPOWIEDZIALNOĄCI. Dzisiaj możemy także mówić o niebezpieczeństwach objawionej "wolnej gry sił" na płaszczyźnie ekonomiczno-bytowej. I znów nie wszyscy wiedzą, co z nią począć. Bywa, że opacznie, lub też bardzo trywialnie ją rozumieją i interpretują. Zachowują się jak sztubacy wyzwoleni spod opieki twardych i apodyktycznych rodziców - wprowadzając zamęt w hierarchii wartości, postaw i celów.
Brak hamulców i skrupułów, arogancja i "przebojowość" z jednej strony, resztki autentyczności i wiary w słuszność wybranej drogi życiowej i zawodowej - z drugiej, pomieszane z wszechpanującą demoralizacją, hucpą i bezhołowiem (nie mylić z demokracją!) prowadzą do konfliktów i napięć. I znów część z nas popadła z jednej skrajności w drugą. (Obijanie się od ściany do ściany - to nasza narodowa specjalność!...). Lwia część spośród nas chce BYĆ - tylko poprzez MIEĆ (w szerokim pojęciu tych słów, określeń). Po trupach bliźnich 'nabitych w butelkę'... Czyżby dopiero Apokalipsa miała 'sprawiedliwie' zrównać wszystkim szanse..?
Nie ma żadnej instytucji mającej w swym programie Misję upowszechniania Kultury przez wielkie „K”, bowiem zaraz włącza się obowiązująca dziś ekonomia wszechobecnego Zysku. Tak więc i kulturę traktuje się jako Towar. A to z kolei implikuje niejako jakość, poziom „sprzedawanych zapisów i przekazów”. Co oczywiste, Zysk – przynoszą te trywialne, komercyjne, pod publiczkę: „proste, łatwe i przyjemnie”.
Jesteśmy świadkami szalonego postępu myśli technicznej. W tym samym czasie następuje atrofia ducha humanizmu, wartości, kultury, etyki, moralności. Nawet filozofia nie stawia już nowych drogowskazów, a stała się jeno "opisowa". Nie postęp techniki stanowi o człowieku, a myśl drążąca jestestwo, uwarunkowania bytu, powtórzę, godnego bytu człowieka. Tymczasem duchowo zmierzamy ku 'epoce kamienia łupanego - na głowie bliźniego'. Nasz duch narodowy i każdego z osobna (kto z kim przestaje - takim się staje) - ubogim się staje. Trzeba nam powrócić do 'pytań pierwotnych, podstawowych, zasadniczych, by na nowo budować zdrowe fundamenty naszych osobowości' w tym oszalałym świecie pseudowartości.
ŻYJEMY W "POMIESZANIU, POPLĄTANIU” PSEUDOWARTOŚCI, JAK SĄDZĘ - NALEŻY POZBYĆ SIĘ NAMNOŻONYCH "NIEPOTRZEBNYCH KONIECZNOŚCI", KTÓRE NARZUCA NAM OBECNA CYWILIZACJA; OCZYŚCIĆ SIĘ I ODCHUDZIĆ Z PUSTYCH KALORII -- W IMIĘ PRZETRWANIA WARTOŚCI ABSOLUTNIE PONADCZASOWYCH. A MOŻE BY TAK POWRÓCIĆ DO ŹRÓDEŁ, GDZIE 'WODA CZYSTA I TRAWA ZIELONA'...?
Przytoczę na potrzeby tych rozważań fragment ostatniej mojej rozmowy z Wojciechem Siemionem -- tuż przed Jego tragiczną śmiercią 24 kwietnia 2010 roku:
marr jr.: -- Pan w swoim dworku w Petrykozach – muzeum kultury i sztuki – jest dla wielu takim Robinsonem Kultury. Czy jako artysta, aktor i społecznik ma Pan jakąś receptę na przetrwanie prawdziwie polskiej nie skomercjalizowanej kultury i kultywowanie twórczości wysokiej próby dla ludzi jej spragnionych?
WOJCIECH SIEMION: -- Myślę, że rzeczywiście to COŚ, co jest przeżyciem w sztuce jest niezbędne każdemu człowiekowi. Ba, zaryzykowałbym nawet i takie twierdzenie, że ci, którzy biorą udział w WYŚCIGU SZCZURÓW, robią to tylko dlatego, że nikt im nie dostarczył, nie zmusił ich jak gdyby do tego, co później socjologowie kultury - nazwaliby przeżyciem w kulturze czy w sztuce. Obowiązuje trend MIEĆ niż BYĆ! Ale jak można dostrzec obecnie – mamy wielkie problemy innej natury i kultura w zasadzie została zepchnięta na sam margines życia publicznego. Akurat tak się dziwnie składa, że zjawisk, wydarzeń w kulturze – nigdy nie musieliśmy się wstydzić. To Europa nie nadążała za nami.
marr jr.: -- A dziś… 'spełnianie wymagań widza, słuchacza, czytelnika' — to najczystsze komercyjne oszustwo, nic więcej. Żadna „demokratyzacja przekazu". A przecież Kultura jest próbą zmuszenia dziejów, żeby służyły Wartości.
WOJCIECH SIEMION: -- Dziś na nic nie ma pieniędzy, bo liczy się tylko wielki biznes powiązany z polityką! Zapomina się, że poniżej minimum socjalnego żyje w pseudo-kapitalistycznej a w zasadzie KOLONIALNEJ III Rzeczpospolitej ponad 32 procent rodzin! Między innymi ta lwia część społeczeństwa nie ma już wykształconych potrzeb kulturalnych. Nikt o to nie zadbał!
marr jr.: -- Tak więc ta dość długa „przerwa w oddychaniu” wysoką kulturą sprawiła, że lwia część społeczeństwa nie czuje już Głodu, Łaknienia Kultury, o jakiej mówimy. Czy to jest proces odwracalny?... – pytanie z gatunku retorycznych.
* * *
Niccolo Machiavelli mawiał był: /…/ „Natura ludów jest zmienna, łatwo ich o czymś przekonać, lecz bardzo trudno umocnić w tym przekonaniu. Trzeba więc urządzić się w ten sposób, aby gdy wierzyć przestaną, wlać im wiarę przemocą”.
Nie uważam, by trend, a może trąd trendu: „RÓBTA, CIO CHCETA” w kulturze i w ogóle w naszym życiu społecznym, kształtującym postawy pozytywne – był mądry. Głosuję, by wbrew „obowiązującym” w UE i na świecie trendom – w Polsce prowadzić jednak rozumną i dorzeczną politykę kulturalną, a przekazy, zapisy Kultury Wysokiej – ”WLEWAĆ NARODOWI, NAWET, PRZEMOCĄ”… ;)
"Kundlizm. Klub Trzeciego Miejsca. Polacy i Ameryka. Tworzywo" -- Melchiora Wańkowicza, to zbiór czterech emigracyjnych utworów, który w 2001 r. ukazał się nakładem Wydawnictwa PRÓSZYŃSKI i S-ka. Cytaty pochodzą z pierwszych stron eseju pt. "Kundlizm". Nie po raz pierwszy przekonujemy się, że mamy przed sobą treści ponadczasowe, nieprzemijające. Czas mija, epoki przetaczają się, pokolenia wymierają, nowe zjawiają się, a to, co pisał m. in. mistrz Melchior nic nie straciło na swej mocy? Chyba jednak powinniśmy wstydzić się? Oj, dostaje się naszym przywarom i... szlachetczyźnie!
-
Stale waham się między megalomanią a kompleksem niższości.
-
Nasz naród jest tak dwoisty jak żaden inny.
-
Polakom jest źle ze sobą.
-
Wytworzyliśmy bogate słownictwo pogardliwych słów.
-
Wojna jest tu głupim pretekstem, aby rozładować tkwiącą w każdym Polaku nieuczynność i wrogość do drugiego człowieka.
-
Bezinteresowna zawiść jest równie nieoczekiwana, równie krzywdząca jak organiczna głupota.
-
Organiczna głupota - nie jest specjalnie polską cechą.
-
Jeśli jednak organiczna głupota jest chorobą międzynarodową jak rak, to bezinteresowna zawiść specjalnie pasuje w Polsce jak mucha tse-tse w jakimś Nyasa-Landzie.
-
...są takie dziedziny, w których Polaka życie nauczyło być szczytem dyskrecji, niedosięgłym dla Anglików: to jest sprawa ewentualnego jego mianowania.
-
Tak, pieniądz w dużej mierze robi człowieka.
-
Naszą zawiść bezinteresowną między obywatelem a obywatelem sprawiła jednak nie tylko bieda materialna, ale i parciejąca kultura poszlachecka.
-
W Polsce powstały niby dwa narody - szlachecki i chłopski, a między nimi ściana żydowska.
-
Polsce nie dały dzieje tych naturalnych korektywów, jakie mają inne narody, kiedy przychodzi rewolucja i automatycznie zrzuca przeżyte formy.
-
Rewolucja [...], wyrzynając dziesięć procent narodu i nie mająca resursów w mieszczaństwie, byłaby zagładą narodu jako takiego.
-
W stosunku do swojej ludności, choćby czysto polskiej, mieliśmy skandalicznie niskie nakłady książek i czasopism.
-
Nie ma drobnej wady w życiu społecznym. Każda drobna a powszechna wada sublimuje się w styl życia, wypiętrza w narost, pod którym żyć trudno.
-
Utarł się szablon, styl swoisty, szkoła zakorzeniona -- tak urzędować, aby nie napiętrzyło się zbyt wiele pracy.
-
W Polsce - posuniętej dalej na zachód, ale przecież nie zachodniej -- eurazjatycki konwenans płaszczenia się przekształca się w międzymorsko-szlachecki fason schlebiania i płaszczenia się.
-
Tak - fumy polskich półpanków to delja poszlachecka podbita półwschodem.
-
Ta dzika posobiepańska odśrodkowość tak się rozwielmożniła wśród nas, że dochodziła zupełnie do niedorzeczności.
-
...bo przecież przywilej na tym właśnie polega, że go dla wszystkich nie wystarczy, że trzeba więc za wszelką cenę się wydzielić, choćby w imię najbzdurniejszych linii podziału.(...)
Na koniec myśl z innego "emigracyjnego klasyka", również syna Kresów, Jerzego Giedroycia (1906-2000), który pisarstwo Wańkowicza porównał do "drożdży do przemyślenia dla nas". No to przemyśliwajmy... "Narodowa zawiść" -- chyba tak można by nazwać ten zbiór 'przypomnień'. Alboż, co innego pisał Ludwik Jerzy Kern (1920-2010) w jednym z utworów "Spotkań z Pegazem", w wierszu "Nowy Kossak"... Przypomnę strofy, moje ulubione i często przytaczane:
"Anglikowi Anglik
Robi przyjemności,
Polak Polakowi
Przykrości zazdrości.
Konik nóżką grzebie,
Płacze dziewczę hoże,
Polak do Polaka
Z pyskiem albo z nożem.
Rzadko Polakowi
Polak dobrze zrobi,
To już takie nasze
Narodowe hobby."
Powtórzę za Andrzejem Walterem: "Wciąż i nadal w to [nasze - przyp. red.] społeczeństwo wierzę i cieszę się z tego, że jestem Polakiem. Sygnalizuję tylko kolejny problem czasu tak zwanej wolności i tak zwanego kapitalizmu (z polską twarzą). Problem gremialnego odchodzenia od duchowości, intelektualizmu i głębi człowieczeństwa. Problemu medialnego narzucania nam wzorców obcych i skierowania nas na drogę lekką, łatwą i przyjemną. Nie tędy droga i wielu z nas to rozumie. Tylko ten głos nie może się przebić. A wręcz jest spychany w margines tak zwanego oszołomstwa i pozornej negacji nowoczesności. Przychodzą mi tu na myśl słowa Tadeusza Różewicza z wiersza „Zaćmienie światła”":
„wystawiam sobie
świadectwo ubóstwa
ale nie mogę
gasić światła rozumu
tak obelżywie traktowanego
pod koniec naszego wieku”
Marr jr
Inne tematy w dziale Społeczeństwo