Było mi zwyczajnie przykro, kiedy powstał film o Michalinie Wisłockiej, a scenarzyści nawet nie porozmawiali ze mną… Od 1977 roku, kiedy to poznałem Michalinę -- starszą ode mnie o blisko 40 lat a ona zgodziła się być moją ‘przyszywaną babcią’, bo swoich nawet nie zdołałem poznać -- prawie codziennie się z Nią kontaktowałem telefonicznie, albo Ją odwiedzałem na Piekarskiej 5, m. 2 w 20 metrowym mieszkanku, naprzeciwko pomnika Kilińskiego. "Mieszkam tam, gdzie Kiliński ma mnie w d*pie...". Ona już wówczas miała problemy z sercem, bardzo niskim ciśnieniem. Pisała - siedząc na łóżku, albo w pozycji na wpół leżącej.
Gdy podupadała na zdrowiu, robiłem Jej drobne zakupy, wychodziłem na spacer z Jej ukochanym jamnikiem Dusiołkiem (uwielbiała poezję Leśmiana i stąd ta nazwa dla jamnika), a później -- strasznie 'męcącą'... Zgagą. Pod jej dyktando starałem się upitrasić jakąś kaszę manną, albo coś bardzo prostego w Jej mikroskopijnej, ciemnej kuchence. Ale przede wszystkim – rozmawialiśmy; Michalina była bowiem kopalnią wiedzy i uwielbiała wprost dyskusje, wymianę poglądów…
Nigdy tam nie spotkałem Jej córki, dr. Krystyny Bielewiczowej... Natomiast kilka razy odwiedzałem w jej mieszkaniu 'Za Żelazną Bramą' Michalinę, gdy ta była wypisywana ze szpitala lub ciężko chorowała i wówczas to musiała już być pod fachowym okiem córki; najczęściej – przeziębiała się wietrząc swoje bardzo mocno nasłonecznione, maciupeńkie mieszkanie…
Dzwoniłem do Michaliny, także wówczas, kiedy telefony mocno już podrożały, a Ona sumitowała się, że nie dzwoni teraz do mnie, bowiem... nie stać ją na telefony! I nie stać ją było na pielęgniarkę, choćby dochodzącą... A stało się to wówczas, kiedy sława już przeminęła, przyjaciele gdzieś się „zapodzieli”… i prawie nikt o Wisłockiej nie wspominał. „Gotowałem się” w sobie, że ‘ta słynna i niezwykle pracowita Michalina Wisłocka’, autorka bestsellerów, która za darmo leczyła setki swych pacjentek, żyje w biedzie.
* * *
'Metryki urodzenia - nie są żadną przeszkodą dla Przyjaźni ani Miłości' -- tego nauczyła mnie między innymi Michalina Wisłocka, natomiast wybitny poeta i pisarz Tadeusz Nowak nauczył mnie, że zarówno Przyjaźń, jak i Miłość -- to otwarcie się na Prawdę drugiego człowieka. Nie zapomnę także Jego naczelnej "dewizy życiowej" : -- Nigdy nikomu nie wchodziłem w d*pę, chyba jako zadra...! A dziś tak trudno o Prawdziwą Przyjaźń, gdy wokół tylko osoby tak mocno zakochane w sobie..., zadufane, butne, stosujące "automarketing" oraz "autogloryfikację"... "Dumne są tylko indyki..." -- zwykł był mawiać Tadeusz i, oczywiście, miał był całkowitą rację.
Tadeusz i Michalina bezwiednie być może powtarzali za Zofią Nałkowską, że prawdziwie wielcy - są skromni, pełni POKORY, ba, nawet - NIEWIARY we własne możliwości, potencjał twórczy...; bowiem "pokora jest matką olbrzymów".
Miałem szczęście, gdy przez ponad 10 lat - codziennie spotykałem się w redakcji "Tygodnika Kulturalnego" z wybitnym poetą, pisarzem, TADEUSZEM NOWAKIEM, który z czasem stał się moim Przyjacielem. Obrywałem tylko wówczas, gdy na łamach "TK" przemycałem kolumnę Jego wierszy lub szkic o Jego Twórczości czy obszerny fragment poetyckiej, baśniowej, magicznej prozy... Jakże często sypał w mą stronę aforystycznymi, sentencjonalnymi przekazami: "Nie ma nic bardziej groźnego, ubliżającego człowiekowi i męczącego - niż pospolitość", albo: " Lepiej z rąk durnia zginąć, niźli doczekać się od niego pochwały...!" Naszą przyjaźń rozłączyła śmierć; Tadeusz, zmarł w szpitalu w Skierniewicach.
DLACZEGO O TYM PISZĘ?
Nie wiedziałem, że Michalina i Tadeusz świetnie się znają... Mieli swoje domki letniskowe w Bolimowie pod Warszawą. Kiedy po śmierci Tadeusza, co u mnie normalne, wpadłem w depresję, załamanie -- Michalina, której opowiedziałem, że straciłem mego Przyjaciela-Przewodnika-Mentora -- zdradziła mi, że to ona przeprowadzała reanimację Tadeusza w Bolimowie, zanim po pół godzinie przyjechała R-ka ze Skierniewic... Sama o mało nie przypłaciła tej reanimacji zawałem, bowiem i Ona chorowała na serce.
Ale stać Ją było na poczucie humoru (miała niesamowite wręcz poczucie humoru, a już szczególnie – na własny temat…), nawet wówczas, gdy w Szpitalu na Solcu leżała na oddziale intensywnej terapii. Kiedy Ją odwiedzałem, pewnego dnia usłyszałem bardzo głośne wyznanie... : " -- Marek !, zdradź mi, ile zarabiasz, to powiem Ci - czy Cię Kocham...!" Pacjenci, którym śmierć zaglądała już w oczy, śmieli się do rozpuku, ale nie do końca zrozumieli, pojęli przesłania tego "dowcipu"…
A to był taki „Homerycki śmiech” o znikomym wpływie człowieka na bieg Historii… Ongiś śmiech znamionujący – pogardę bogów dla ograniczonych możliwości, jakie daje ludzka praca, czy realizacja założonych planów i celów... Już Starożytni zdawali sobie sprawę z faktu, że jeżeli bogowie dotkną człowieka swym szyderstwem, przed fatum, przed Ananke, przed przeznaczeniem – nie uciekniemy, drodzy Czytelnicy.
Michalina była bystrym obserwatorem życia i wszelkich przemian obyczajowych. Szybko więc dotarło do Niej, że Nowa Rzeczywistość w naszej wolnej RP zanegowała Jej filozofię życia rodzinnego i estetyki, które wyznawała była od lat -- na temat "Rzewnej Polskiej Miłości"... Nastały nowe TRENDY: "pseudo-wartości -- pustych kalorii" w kapitalistycznej RP, w której wszystko zaczęto traktować, jako towar do sprzedania (się) - TAKŻE: Kulturę, a nawet - CNOTĘ i "Miłość"... mówię rzecz jasna o lwiej części pokolenia dzisiejszych 20., 30.-latków...! A bezinteresowna rzewna, polska Miłość - trafiła do lamusa i przeminęła z wiatrem... Historii. Obecnie przecież "lokuje się uczucia na wysoki procent...", zupełnie jak papiery wartościowe czy Akcje na Giełdzie (mniemań o sobie i swej wartości, wielkości, atrakcyjności...).
Kiedyś zobaczyłem pięć grubych zeszytów zapisanych odręcznie maczkiem... Spytałem, co to jest, a Michalina z lekceważeniem odpowiedziała, że to jej pamiętniczki 'z okresu dojrzewania'... Jestem na wskroś dziennikarzem i od razu wyczułem, że może to być -- w pozytywnym rozumieniu tego słowa -- sensacja: „Pamiętniki z okresu dojrzewania... Matki Seksuologii Polskiej”...! Pozwoliła mi zabrać te zeszyty, a później w redakcji -- wówczas już "TIM-u" Tygodniowego Ilustrowanego Magazynu -- odcyfrowywaliśmy z maszynistkami te pamiętniki maczkiem pisane…
Maszynistki przepisywały je -- pomiędzy innymi tekstami dla redakcji -- przez ponad trzy miesiące! To było blisko 400 stron maszynopisu... Gdy zabrałem się za adiustację, skróty dłużyzn, nudnych lub też zgoła infantylnych zapisków, zrobiło się raptem ok. 80 stron dość 'gęstego tekstu'. A Michalina już tylko ‘dosmakowała’ po swojemu ten maszynopis… i tak powstały Jej pamiętniki, a zarazem -- jak się później okazało -- scenariusz filmu "Wisłocka"...
Gdyby nie mój instynkt -- te pamiętniki nie ujrzałyby światła dziennego. Nawet sama Wisłocka nie potrafiła rozczytać siebie, a było to już przekomiczne... Nie powiedziałem ‘babci’ Michalinie, że podczas przepisywania z maszynistkami Jej pamiętników ubarwiałem nieco i odrobinę choć 'rozwijałem' – na ile konwencja zapisu pozwalała - wszystko, co tam było o wyobrażeniach dziewczynki, a później - dziewczyny o miłości, marzeniach i wyobrażeniach o wielkim, nieprzemijającym, wszechogarniającym uczuciu, zakochiwaniu się, 'motylkach w brzuchu'... itd. itd…
Przykro mi było, gdy powstawał film o latach młodzieńczych Michaliny Wisłockiej, że nikt do mnie się nie zgłosił, bym opowiedział o Michalinie, którą znałam -- jak nikogo w całym swoim życiu – już od II roku studiów! Znałem wszystkie Jej powiedzonka i nawet takie kapitalne wprost sytuacje, o których nikt nie wie do dziś dnia…
Ileż to razy komentując absurdy z życia codziennego zwykła mawiać: „Dno i wodorosty”, a gdy jej się coś podobało słyszałem: „Palce lizać i inne takie różności…” lub „Telewizja, telepatia i ‘tele’ innych niepotrzebnych, a zajmujących nas rzeczy”, czy „Cywilizacja to nieustanne mnożenie niepotrzebnych konieczności” lub "Tak się śmieją wściekłe upiory", gdy Ją atakowano; była też autorką słynnego powiedzenia: „Rozprzestrzenia się u nas straszliwa choroba zakaźna, SCHAMIENIE ROZSIANE”…
Michalina miała kłopoty ze snem. Ponieważ wnuk zamontował przy Jej telewizorze video, a ktoś inny przysłał Jej ‘do zrecenzowania i oceny' kilka kaset pornosów... -- ona je włączała i już po kwadransie spała kamiennym sen..! W uzasadnieniu mówiła: -- Jakież to męczące, nudne i monotonne... Nic się nie dzieje... i... zasypiam w tym nudnym rytmie.. :)
Dziesiątki rozmów z Michaliną Wisłocką publikowałem głównie w tak zwanych tytułach pism kobiecych, jak m. in. ogólnopolskim, wysokonakładowym tygodniku "Kobieta i Życie" lub miesięczniku "Uroda", ale także – we wspomnianym już „TIM-ie” – Tygodniowym Ilustrowanym Magazynie, a także wcześniej w "Tygodniku Kulturalnym"; felietony, impresje, prowokacje -- najczęściej zaś w "Szpilkach", które miały wkładkę 'PLAY-T-BOY". Tam też opisałem satyryczno-obyczajową relację z jedynej podróży zagranicznej Michaliny Wisłockiej (z jej wnukiem) -- ostatni rejs Batorym 'dookoła świata'... Kapitan Batorego zabronił pasażerkom statku opalać się topless na najwyższym pokładzie... Interweniować musiała Michalina, po czym... kapitan 'zmiękł' i cofnął zakaz. ;)
Czytałem Jej każdy felieton, impresję, bowiem 'ucho miała doskonałe' i czasami mówiła: za słaba pointa... Albo coś podpowiadała - dopowiadała od siebie, jakąś celną aforystyczną refleksję. Ona zaś z kolei czytała mi na głos swoje rozdziały książek, które dawała mi później do adiustacji. Ponieważ była dyslektyczką – po kilkudziesięciu tekstach i ja sam zacząłem mieć kłopoty ‘z przeniesienia’… z orografią i zawsze miałem pod ręką słownik, ale nie tylko ortograficzny, także – najbardziej przez nas zaczytany - „Słownik wyrazów bliskoznacznych”.
Mało kto wie, że Michalina Wisłocka była wybitną intelektualistką. W swojej 20 m kawalerce na Starym Mieście (naprzeciwko 'pleców'... pomnika Kilińskiego) w Warszawie miała wielką bibliotekę, uwielbiała literaturę, szczególnie anglo-amerykańską, zaś naszych klasyków znała na pamięć... Na ścianie w Jej malutkim mieszkaniu wisiał wycięty z jakiejś kolorowej gazety portret Ernesta Hemingway`a nalepiony na tekturę. Napisaliśmy razem blisko setkę rozmów, z których tylko część publikowana była w prasie lub – książkach.
Michalina lubiła mój styl 'felietonowy', który w swym założeniu bardziej osobistej wypowiedzi, miał na celu ‘rozmowę z Czytelnikiem’. Podczas pracy robiliśmy przerwy na herbatę, wietrzyliśmy małe mieszkano, by wpuścić więcej tlenu i opowiadaliśmy sobie mnóstwo kawałów, dowcipów o seksie, miłości, a także sami tworzyliśmy dowcipy, które puszczaliśmy w obieg w naszych rozmowach, felietonach, impresjach, a nawet – prowokacjach…
Gdybym zebrał te wszystkie opowieści, rozmowy, impresje, prowokacje, obrazki rodzajowe, felietony pisane razem -- powstałoby dość grube tomiszcze... Ale i tak obecnie nic nie można wydać bez wkładu własnych pieniędzy; a nawet, jak się wyda te kilkaset egzemplarzy, to nie jest człowiek w stanie umieścić tej pracy w księgarniach... A ‘sztuka dla sztuki’ mija się z celem…. Owszem, można wydawać od czasu do czasu książki własnym sumptem, by rozesłać znajomym, rozdać… Lecz kogo dziś stać na takie hobby, 'dziwactwa' i ‘fanaberie’…
Czy to w ogóle miałoby sens, gdy w grobie przewraca się sam wielki Tadeusz Boy-Żeleński lekarz i pisarz, autor między innymi „Piekła kobiet”… Tak, ten Boy-Żeleński, który urodził się 21 grudnia 1874 w Warszawie, zmarł zaś 4 lipca 1941 we Lwowie – słynny nasz tłumacz najwybitniejszych dzieł klasyków literatury francuskiej, krytyk literacki i teatralny, pisarz, poeta-satyryk, kronikarz, eseista, współautor i współzałożyciel „Zielonego Balonika”, autor „Słówek”, działacz społeczny, z wykształcenia lekarz. Przede wszystkim zaś współpracownik słynnej Ireny Krzywickiej, propagator świadomego macierzyństwa, antykoncepcji i edukacji seksualnej… Na indeksie Inkwizycji obecnej RP…
Wspólnie z Ireną Krzywicką, z którą był związany uczuciowo, kierował w latach 30. XX w. prywatną kliniką warszawską promującą świadome macierzyństwo. Poradnia Świadomego Macierzyństwa w Warszawie została otwarta 27 października 1931 roku; tylko w jednym roku następnym przyjęła 4096 pacjentek! Podobne placówki powstały następnie w Łodzi, Krakowie, Przemyślu, Gorlicach. W zainicjowanym przez siebie dodatku do "Wiadomości Literackich" pt. ‘Życie Świadome’ propagował antykoncepcję i edukację seksualną, by zlikwidować groźne dla życia kobiet podziemie aborcyjne… To właśnie Tadeusz Boy-Żeleński wraz ze słynnym Van de Velde autorem książki - poradnika „Małżeństwo doskonałe” – byli Mentorami Michaliny Wisłockiej, o czym mi wielokrotnie wspomniała w rozmowach.
Przypomnijmy tylko ze wstępu książki „Małżeństwo doskonałe” kwintesencję, przesłanie tej publikacji, które to kwestie były dopracowywane, poszerzane, na nowo odczytywane przez Michalinę Wisłocką. Theodor Hendrik Van de Velde publikując swą książkę „Małżeństwo doskonałe” dokonał zasadniczego wyłomu w ideologii reprodukcji. „Małżeństwo doskonałe” uczy bowiem nie tylko technicznych możliwości odbywania stosunków płciowych w różnych pozycjach, ale przede wszystkim wyzwala ludzi z ograniczonego typu myślenia oraz z kompleksów, poczucia winy i lęków, które doprowadzały do rozwoju szalonych nerwic i do dysharmonii seksualnej w małżeństwie. Tak więc, mimo że książka traktuje o fizjologii i technice życia seksualnego, w istocie daleko poza te problemy wykracza, wywołując głębokie przemiany w mentalności człowieka oraz w jego obyczajach. Na tym polega prawdziwa wielkość i wartość tej publikacji.
Fakt, że "Małżeństwo doskonałe" szybko stało się najpopularniejszą książką uświadamiającą, nie był dziełem przypadku. Książka Van de Veldego była wyzwaniem rzuconym generacji, w której panoszyły się przesądy, nieracjonalne poglądy, zahamowania i tabu seksualne utrudniające lub nawet uniemożliwiające harmonijne współżycie seksualne w małżeństwie oraz doprowadzające małżonków do rozczarowań, konfliktów i zniechęcenia, a także do zaburzeń seksualnych i nerwicowych a nawet dewiacji psychicznych. W mieszczańskim świecie prawo do szczęścia i radości w życiu intymnym mieli mężczyźni oraz kurtyzany. Przeżycia te nie były dozwolone dla kobiet, które miały ucieleśniać jedynie ideał matki i wychowawczyni dzieci. Van de Velde przyznał kobietom pełne prawo do zadowolenia z życia seksualnego, do wyrażania potrzeb seksualnych oraz do stawiania w tym względzie wymagań mężczyznom.(...)
Michalina Wisłocka zaś w trylogii „Sztuka Kochania”, „Sztuka kochania – w 20 lat później” i „Sztuka kochania – witamina M” rozwinęła te właśnie tematy; a że miała dar pisania - przełożyła swoje wieloletnie naukowe badania, obserwacje, konsultacje z tysiącami kobiet – pacjentek, ankiet itd. itd. – na bardzo przystępne i przyjazne ludziom poradniki, które trafiły na tak wielką lukę w piśmiennictwie, że wydano je w łącznym nakładzie ponad 12 mln. egzemplarzy, także w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Chinach a nawet – u sąsiadów ze Wschodu…
Postęp dokonuje się 'zgodnie z ruchem wahadłem zegara' -- zwykła mawiać Michalina Wisłocka. Obecnie wahadło mocno wychyliło się w stronę regresu wiedzy - powiedzmy, poglądów księdza Pirożyńskiego... Nawet właściciele aptek dostosowują się już do dyktatu słynnej „klauzuli sumienia” i… wycofują ze sprzedaży środki antykoncepcyjne... Widać brak koncepcji u decydentów, więc niejako na powrót wracają czasy opisywanie przez Boya-Żeleńskiego w „Piekle kobiet”. Zaś założone między innymi przez Michalinę Wisłocką „Towarzystwo Świadomego Macierzyństwa” – w zasadzie zawiesiło swą działalność…
Przypomnijmy zatem: Michalina Wisłocka -- urodzona 1921 r., zmarła 5 lutego 2005 r. w Warszawie — lekarka, ginekolog, cytolog i seksuolog. Była współzałożycielką Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa, w którym zajmowała się leczeniem niepłodności i antykoncepcją. Objęła kierownictwo pierwszej w Polsce Poradni Świadomego Macierzyństwa w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. W latach 70. ub. wieku kierowała Pracownią Cytodiagnostyczną Towarzystwa Planowania Rodziny.
W jednej z ostatnich rozmów z Michaliną Wisłocką wyraziłem się, że najwyższy już czas, by rozpocząć w naszym społeczeństwie rozprowadzanie środków ANTY-KONSUMPCYJNYCH oraz wycofać wszelkie PUSTE KALORIE nie tylko ze śmieciowej żywności, ale przede wszystkim -- z zapisów i przekazów skomercjalizowanej do cna kalki zachodniej pseudo-kultury i pseudo-sztuki.
Marr jr
Inne tematy w dziale Rozmaitości