Dlaczego niektórzy celowo tak układają sobie życie, żeby być cały czas w trasie, w podróży? W autobusie, w samolocie, na osiołku czy w rikszy - by wciąż posuwać się naprzód - szukać nowych lądów, odkrywać je dla siebie. Co ich do tego pcha? Jakaś niezrozumiała, niewytłumaczalna siła, która nie liczy się z radami i przestrogami życzliwych. Bo gna, by znowu jechać - po Nowe. Po Nieprzewidywalne.
Bycie w drodze to przyjęcie postawy człowieka dziwiącego się. Takiego, który chce poznać ludzi żyjących inaczej niż my sami. Który jest tak samo otwarty na Latynosa, Eskimosa i Tuarega. Który przemierza tysiące kilometrów, by zobaczyć uśmiech wysp, zmarszczki gór, splątane włosy wodospadów. Po to, by żyć w wymiarze przygody. Zagadki. We wspaniałym wymiarze 'Wielkiej Niewiadomej'. W ten nieco odmienny od stereotypów przekaz-rozważania nawiązuję do dzisiejszego Święta Objawienia Pańskiego, które jest jednym z pierwszych świąt ustanowionych przez Kościół. Obchody święta Trzech Króli maja czcić pojawienie się i obecność Boga w historii człowieka. A i spotkanie z Bogiem jest Największą z możliwych Przygód, a zarazem - Zagadką...
W filmie "Angielski pacjent" podczas przejazdu przez pustynię, jeden z aktorów pyta Ralpha Fiennesa: "Jak opowiedzieć komuś, kto nigdy tu nie był, ten stan świadomości, który tu jest właściwie normalny?" To najtrudniejsze zadanie - przekazać drugiemu człowiekowi obraz innych światów. Sprawić, by widział. Czuł. Słyszał. Jak opowiedzieć komuś drażniący zapach dżungli? Swędzenie na całym ciele z powodu lejącego się po kręgosłupie potu? I natrętnych owadów przysiadających na ramionach? Jak opowiedzieć to uczucie, kiedy próbujesz zaczerpnąć powietrza, a płuca nie dostają tyle tlenu, ile by chciały, bo na wysokości jest już dobrze rozrzedzone powietrze? Albo ten cudowny ścisk gardła i kłujące łzy cisnące się pod powieki na widok tego, czego szukałeś całe życie...
Po prostu pewnych rzeczy opowiedzieć się nie da!
Jedyne, co można uczynić - to próbować. Pisać, robić zdjęcia, przywozić ze sobą muszle, kamienie, orzechy z nieznanych drzew i piasek z nieznanych lądów. Przywozić część tych miejsc, w których się było, razem ze sobą. Przechowywać je w pamięci. Wracać do nich kiedy nadarza się sposobność, a jeśli nie, to we wspomnieniach.
Bo co robić w mieście w zimowe wieczory? Siedzieć w miejscu i marzyć. Można wtedy pomyśleć o wodzie. O oceanie, do którego tęsknią niezmiennie ci, co byli choć raz na wyspach. O morzu. Sztormie albo nie. O rybach w rzece. O mule zalegającym na jej dnie. Może też o pijawkach ukrytych w plątaninach korzeni. O ludziach nie mających nic, którzy nigdy nie śnili o tym, że coś mogliby mieć. Paradoksalnie szczęśliwych.
O wietrze wprawiającym przyrodę w ruch, drżenie i oczekiwanie. Ziemi tłustej i ciężkiej, w czarnych grudach jak zaciśnięte pięści. O piasku, złotym i śnieżnobiałym na pustyni, największej klepsydrze Ziemi.
O lesie. Dżungli zielonowilgotnej, soczystej. Trzaskającej gałązkami pod stopami. Mruczącej głosami ssaków o miękkiej sierści i ostrych zębach. Grzechoczącej pełznącym wężem.
O piramidach i świątyniach. Historii zaklętej w duszy kamienia...
Lecz w drodze, z dala od zgiełku miast, nie trzeba niczego sobie wyobrażać. O niczym usilnie myśleć, by poczuć zapach lasu, wody i wiatru. Bo w drodze wystarczy czuć, chłonąć to, co cię otacza, i jest się w samym sercu przyrody. I wtedy można siedzieć w ciszy w nieskończoność i myśleć o Rzeczach Naprawdę Wielkich. O Wielkiej Zagadce Świata.
* * *
Mam wrażenie, że akurat dla mnie najbardziej kształcące są podróże… w głąb siebie (by nie odejść na kolejną pielgrzymkę, jako głąb!). Także - penetracja "wnętrz" innych ludzi, bowiem wciąż się uczę poszukując wzorców doskonalszych, bardziej spełnionych w tym pielgrzymowaniu po ziemi. Zdaję już sobie sprawę z faktu, że mam obszary własnej siły i dorzeczności w działaniu Takie moje poletko, które mogę i wolno mi 'uprawiać'). Nie tak dawno przecież dotarła do mnie prawda będąca wielkim Przesłaniem, aby zmieniać to, co zmienić mogę i potrafię, z pełną świadomością i pokorą, by na próżno nie tracić sił, energii tam, gdzie nie dane mi jest nic zmienić i w wielkiej pokorze, rozumnie, dorzecznie to rozgraniczać, rozróżniać. A to już jest samo w sobie wielką umiejętnością wyciągniętą z lekcji życia świadomego.
Tak pojmuje tę krótką drogę - jako pielgrzyma - na ziemi, który wprawdzie coś może na swym 'małym poletku' lecz nie rzuca się na przedsięwzięcia, które go przerastają. Powtórzę: najważniejsza jest świadomość tych najistotniejszych rozgraniczeń. Tak pogłębia się wiedzę o samym sobie i zyskuje samoświadomość tej wiecznej wędrówki, pielgrzymowania. Wydaje mi się, że na tym polega świadome Życie i Przeżywanie, co filozofowie określają wiedzą na temat ontologii bytu…
ZWYCZAJNYM BYĆ…
Najtrudniej być zwyczajnym
Zwyczajnym pozostać
Mimo akademii, tytułów i pochwał
Śmiać się z dziury w bucie, ze swojej rozpaczy
Dostrzegać pytania, tam gdzie milczą oczy
Nie bać się rozmowy we dwoje po latach
Być jak sosna świeżym, wciąż nie umieć kłamać
Cierpliwie wysłuchać, kiedy sen ogarnia...
Najtrudniej być jak dziecko - wciąż nie bać się życia
Dzieckiem się narodzić i tak mądrym zostać…
Marr jr.
SZCZĘŚCIE NIE JEST STACJĄ, DO KTÓREJ PRZYJEŻDŻASZ, LECZ - SPOSOBEM PODRÓŻOWANIA.
Inne tematy w dziale Kultura